Читать книгу Marek Bachański,doktor od spraw niemożliwych. Cała prawda o leczeniu medyczną marihuaną - Dorota Mirska-Królikowska - Страница 5

ROZDZIAŁ 1 Lekarstwo czy narkotyk?

Оглавление

28 maja 2015 roku

– Nie rozumiem, o co chodzi z tą medyczną marihuaną! Co chwilę docierają do mnie sprzeczne informacje. Jedni twierdzą, że szum wokół jej legalizacji, podkreślanie leczniczych właściwości, to tylko zasłona dymna stwarzana przez osoby, które chcą wreszcie palić zioło bez obaw, że trafią do więzienia. No, ale z drugiej strony, w Centrum Zdrowia Dziecka, państwowym szpitalu, wykorzystuje się ją jako lekarstwo. I to ponoć z dobrym skutkiem! Swoją drogą wydzwaniają do mnie czytelnicy i pytają, czy trzeba chorym dzieciom robić inhalacje z dymu ze skrętów i czy te dzieci są odurzone… Pewnie to bzdura, ale nie wiem, co im odpowiedzieć. I te pikiety przed Sejmem: chodzi o złagodzenie przepisów antynarkotykowych czy o prawo do leczenia? Trzeba dotrzeć do sedna problemu, sprawdzić, czy stosowanie leków z konopi to rzeczywiście skuteczna metoda lecznicza. Zajmiesz się tym tematem?

Trwa kolegium redakcyjne „Vity”, magazynu, w którym pracuję, a redaktor naczelna, Marzena Bartoszuk, patrzy na mnie wyczekująco. Przypominam sobie, że rzeczywiście ostatnio czytałam coś na temat medycznej marihuany, widziałam nawet wywiad z doktorem, który prowadzi terapię za jej pomocą. Ale puściłam te informacje mimo uszu. Może dlatego, że mam głęboko zakorzenione przekonanie: konopie są szkodliwe, bo robi się z nich narkotyk. Kiedy podczas przygotowywania tekstu na temat dopalaczy rozmawiałam z psychologiem w Monarze, opowiadał o nastolatkach, które popalają marychę za rogiem gimnazjum. Ostrzegał, że dilerzy moczą liście konopi w wybielaczach, płynach do mycia toalet i innych środkach czystości, żeby skręt podczas palenia dawał większego kopa. „Chemikalia połączone z ziołowym dymem wypalają dzieciom dziury w mózgach” – mówił. Ze słowem „marihuana” mam jak najgorsze skojarzenia. I wcale się nie dziwię, że, podobnie jak inne narkotyki, jest nielegalna.

– Ale może to tylko część prawdy? – zastanawiam się. Przecież z wielu trujących roślin produkuje się lekarstwa. Zjedzenie kwiatów konwalii, liści bielunia czy jagód pokrzyku wilczej jagody może zakończyć się śmiertelnym zatruciem. Ale, jeśli zawarte w nich substancje przetworzy się i poda w odpowiedniej dawce, stają się bezcennym lekiem. Może więc marihuana ma też inne oblicze, które warto poznać? Skoro lekarz twierdzi, że preparaty z konopi pomagają jego pacjentom, to przecież wie, co mówi… Biorę więc temat. I nawet do głowy mi nie przychodzi, że wkraczam w sam środek nadciągającego tornada.

29 maja 2015 roku

Przede wszystkim chcę skontaktować się z doktorem Markiem Bachańskim. Jak wyczytałam w Internecie, jest jedynym specjalistą w Polsce, który prowadzi terapię medyczną marihuaną. Stosuje ją u dzieci chorujących na ciężki rodzaj padaczki. Dzwonię więc do rzecznika prasowego Instytutu „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka” – szpitala, w którym doktor pracuje.

– Piszę tekst dotyczący leczenia preparatami z konopi. Czy mogłaby mnie pani umówić na wywiad z neurologiem, który tym się zajmuje? – pytam osobę, która podniosła słuchawkę.

– Nie. Doktor Bachański ma zakaz wypowiadania się na ten temat. – odpowiedź kompletnie zbija mnie z tropu.

Piszę teksty na tematy medyczne od wielu lat i nikt nigdy nie zabronił mi rozmawiać z lekarzem o stosowanej przez niego terapii! Próbuję przekonać rozmówczynię, że nie szukam sensacji, chcę rzetelnie przekazać czytelnikom, czym jest medyczna marihuana, w leczeniu jakich chorób może być stosowana i jak wygląda kuracja. Niestety. Decyzja dyrekcji szpitala jest nieodwołalna… Dlaczego została podjęta, tego nie udaje mi się dowiedzieć.

No cóż, jeśli myśleli, że zniechęcą mnie do pisania na ten temat, bardzo się pomylili! Tylko podsycili moją ciekawość. Zaczynam szukać informacji dotyczących leczniczego zastosowania konopnych specyfików. I ze zdziwieniem dowiaduję się, że na całym świecie już od starożytności wykorzystywano napary z fragmentów tej rośliny, jako cenne medykamenty. Okazuje się, że Chińczycy od tysiącleci używają kwiatów, nasion, liści oraz korzeni konopi do leczenia ponad stu dwudziestu różnego rodzaju schorzeń, a także do łagodzenia bólu. Należą one do pięćdziesięciu fundamentalnych ziół tradycyjnej medycyny chińskiej. Na papirusach egipskich, które powstały 1700 lat p.n.e., znaleziono informacje o tym, że ziele to jest skuteczne w leczeniu migreny, jaskry, schorzeń ginekologicznych. Wzmianki o konopiach znajdują się nawet w Starym Testamencie! Legendarny lekarz, Paracelsus, uważał tę roślinę za jeden z najważniejszych leków. W Europie, również w Polsce, medycyna ludowa od dawien dawna ceniła jej właściwości lecznicze. Znajduję nawet kopię książki Sary Benetowej wydanej w 1936 roku: „Konopie w wierzeniach i zwyczajach ludowych”, w której autorka opisuje, jak nasi przodkowie w XVI wieku stosowali napary konopne: „Kiedy komu robacy w zębiech, tedy weźmij siemienia konopnego, warz je w nowym garczku i kamienie w nie włóż rozpalone. Tedy się nad parą ową pochylisz, tedy robacy wypadną – rzecz jawna jest”.

Jak dowiaduję się z amerykańskiego bestselleru Dawida Wolfe „Superżywność. Jedzenie i medycyna przyszłości”, konopie aż do lat 30. XX wieku były w USA używane na masową skalę do produkcji papieru, lin i ubrań, pozyskiwano z nich również tanie biopaliwa, a preparaty lecznicze, na przykład na kaszel czy jaskrę, były powszechnie dostępne w aptekach… Co więc się stało? Dlaczego nagle zapomniano o tak ważnym leku? Jak tłumaczy Wolfe, prohibicję konopną wprowadzili dwaj potentaci: amerykański magnat prasowy William Randolph Hearst i Éleuthère Irénée du Pont de Nemours, założyciel firmy DuPont – jednego z największych koncernów chemicznych na świecie (w ich zakładach, jako pierwszych, wytworzono takie materiały, jak nylon, teflon i kevlar). Wykupili oni tysiące hektarów lasów i zamierzali produkować papier z drewna oraz zainwestowali w wydobycie ropy naftowej. Uprawy konopi, roślin włóknistych o wszechstronnym zastosowaniu, były dla nich zbyt dużą konkurencją. Postanowili się jej pozbyć. Przekupili polityków oraz komisarza do spraw leków, by przeforsowali ustawę delegalizującą uprawy tych roślin. Uznali jednak, że nikt nie uwierzyłby w szkodliwość swojsko brzmiących konopi (ang. hemp), ich specjaliści od PR wymyślili więc nazwę „marihuana”, by odstręczyć od używania tych roślin. Zmasowana akcja propagandowa, w której podkreślano narkotyczne działanie konopi i skrzętnie tuszowano działanie lecznicze, przyniosła efekty. Używanie konopi, tak jak kiedyś alkoholu, stało się w USA zakazane. Pod wpływem nacisków Amerykanów w latach 60. trafiły także na czarne listy innych krajów (nie wszystkich!) na równi z innymi narkotykami. Głosy protestujących lekarzy, którzy ostrzegali, że zabraniając uprawy oraz badań nad medycznymi właściwościami tej rośliny, wylewa się dziecko z kąpielą, były przez lata uciszane. Ci niepokorni, którzy pomimo zakazu nadal chcieli leczyć pacjentów konopnymi specyfikami, trafiali za kraty…

Nie wierzę własnym oczom. A więc chodziło po prostu o pieniądze? Czyżbyśmy wszyscy padli ofiarą propagandy sprzed tylu lat? A co na to naukowcy dzisiaj? Na szczęście w krajach, takich jak Kanada, Hiszpania czy Izrael, które nie zdelegalizowały upraw konopi, przez te wszystkie lata prowadzono badania nad ich medycznymi zastosowaniami. Opublikowano ponad dwa tysiące prac dotyczących ich leczniczych właściwości. Okazuje się, że w konopiach znajduje się ponad pięćset dwadzieścia czynnych substancji, w tym wiele leczniczych. Pomagają między innymi w stwardnieniu rozsianym, ciężkich padaczkach, chorobach autoimmunologicznych, jaskrze i łagodzą ból, na przykład nowotworowy. Pod wpływem tych informacji i coraz większej liczby badań klinicznych potwierdzających, że preparaty medycznej marihuany naprawdę leczą, wiele państw złagodziło przepisy całkowicie zabraniające ich stosowania. W Portugalii, Hiszpanii, Holandii czy Czechach osoba chora, potrzebująca leku sporządzanego na bazie konopi, może kupić go na receptę, ewentualnie na własny użytek uprawiać rośliny (na zlecenie lekarza i pod ścisłą kontrolą), albo pozyskiwać je od kontrolowanego przez państwo hodowcy.

Jak to możliwe, że do Polski te informacje nie dotarły? A może dotarły, tylko jako niewygodne, zamieciono je pod dywan? Dlaczego w naszym kraju zabrania się ludziom stosowania medycznej marihuany? Dzwonię do kilku lekarzy. Nie chcą się wypowiadać. Temat jest delikatny, woleliby uniknąć kłopotów. Na szczęście nie wszyscy mnie zbywają. Doktor nauk medycznych Jarosław Woroń z Zakładu Farmakologii Klinicznej Katedry Farmakologii Uniwersytetu Jagiellońskiego – Collegium Medicum w Krakowie zgadza się na rozmowę.

– Decydenci traktują marihuanę jako narkotyk powodujący uzależnienie i dlatego zakazany – mówi ekspert.

– Nie akceptują faktu, że zawiera także substancje lecznicze, między innymi związki takie jak tetrahydrokannabinol (THC) czy kannabidiol (CBD). Mogą mieć one zastosowanie w łagodzeniu wymiotów podczas chemioterapii, bólu nowotworowego, objawów padaczki lekoopornej, stwardnienia rozsianego i wielu innych chorób. Terapia przecież nie wygląda tak, że chorzy dostają do palenia skręty! W leczeniu stosuje się standaryzowane wyciągi z konopi i podaje je w postaci kropli, sprayów, specjalnie przygotowanej pasty z suszu. Nie mają działania narkotycznego, nie uzależniają, tylko – łącząc się z receptorami kannabinoidowymi w organizmie chorego – działają terapeutycznie. I tu tkwi absurd sporu o dopuszczenie leków z konopi do użytku. Jednym z argumentów przeciwko wykorzystaniu medycznej marihuany jest ten, że jej legalizacja spowoduje, iż specyfiki trafią w niepowołane ręce. Ale przecież nikt nie neguje właściwości medycznych morfiny, która też może zostać użyta jako narkotyk. Legalnie kupuje się także leki uspokajająco-nasenne, które łatwo wykorzystać jako tak zwaną pigułkę gwałtu. Zresztą każdy środek leczniczy, użyty niezgodnie z przeznaczeniem, może okazać się szkodliwy. Ale czy to oznacza, że należy zabronić jego stosowania? Jeśli więc pyta mnie pani o zdanie, to uważam, że leki z marihuany powinny być w Polsce dostępne dla osób, które mają wskazania medyczne do ich przyjmowania – dodaje doktor Jarosław Woroń.

Proszę o komentarz także doktora nauk medycznych Jerzego Jarosza, specjalistę w zakresie medycyny paliatywnej, anestezjologii i intensywnej terapii.

– Nazwa „marihuana” jest przez większość ludzi kojarzona z narkotykiem, szkodliwą substancją odurzającą. Kiedy więc zaczynamy mówić o „marihuanie medycznej”, automatycznie powoduje to u wielu osób negatywne skojarzenia i brak zaufania do tego typu leku. Uważają one, że niektórzy pod przykrywką terapii medycznej chcą sobie zapewnić bezkarny dostęp do substancji psychoaktywnych. To jest, oczywiście, nieprawda. Ale w mediach, a to z nich przecież ludzie najczęściej czerpią wiedzę na ten temat, brak jest czasu na rzetelną, pozbawioną emocji dyskusję, w której specjaliści wytłumaczyliby, o co tak naprawdę chodzi. Przecież mówimy po prostu o konopiach, czyli o roślinie, a właściwie całej gamie gatunków roślin, które same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Zawierają za to setki aktywnych związków chemicznych. Owszem, niektóre można wykorzystać do odurzania się, ale zarówno one, jak i cała reszta mają także, a raczej przede wszystkim, właściwości lecznicze.

Po rozmowie z tymi specjalistami, zmieniam zdanie na temat konopi. To, że palenie skrętów z tego ziela ma działanie narkotyczne, to jedna sprawa. Ale zabranianie chorym ludziom korzystania z terapii zawartymi w konopiach substancjami jest po prostu nieludzkie! Jeśli prawo jest złe, należy je zmienić. W końcu ma służyć ludziom, a nie im szkodzić…

Dociera do mnie informacja, że doktor Bachański ma być jednym z prelegentów na organizowanej przez Fundację Krok po Kroku i Polską Sieć Polityki Narkotykowej w czerwcu konferencji „Cannabis leczy. Przyszłość marihuany medycznej w Polsce”. Tam go wreszcie złapię. Niech sam mi powie, jak jest naprawdę.

22 czerwca 2015 roku

Tłum. Atmosfera gęsta. Po jednej stronie barykady zdesperowani i zrozpaczeni ludzie, którzy walczą o lek ratujący życie im samym albo ich dzieciom. Mają wsparcie między innymi byłego Ministra Zdrowia doktora Marka Balickiego i doktora Jerzego Jarosza. Obydwaj lekarze są przekonani, że medyczna marihuana powinna być zalegalizowana w Polsce. Po drugiej stronie są przedstawiciele organów władzy. Wiceminister Zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki mówi, że każdy lek musi być produkowany zgodnie z regułami prawa farmaceutycznego. Gwarantuje ono, że ma optymalny dla pacjenta skład, stabilną postać i określone dawkowanie. Tymczasem w przypadku medycznej marihuany wciąż jest zbyt mało wiarygodnych badań, które potwierdzałyby bezpieczeństwo i skuteczność jej stosowania. Decydenci przyznają, że trwają prace nad ustawą dotyczącą zalegalizowania tego sposobu leczenia. Ale dopóki się nie skończą, dopóty twardo stoją na straży prawa. A prawo w Polsce jest jednoznaczne: uprawianie marihuany, posiadanie jej i stosowanie jest nielegalne! Wyjątkami są olej z konopi CBD oraz lekarstwo w sprayu, zawierające ekstrakt z marihuany dostępne w aptekach oraz inne leki dopuszczone na rynek europejski, pod warunkiem, że dostanie się pozwolenie na import docelowy i sprowadzi je z zagranicy.

O co więc tyle hałasu? Ktoś mógłby się zdziwić. Jeśli chory potrzebuje takiego leku, to kupi go w aptece na receptę albo sprowadzi z kraju, gdzie medyczna marihuana jest legalna! Niestety, sprawa nie jest taka prosta. Lekarstwo zarejestrowane w Polsce (ze wskazaniem łagodzenia spastyczności u osób ze stwardnieniem rozsianym) jest bardzo drogie: jedno opakowanie kosztuje od 2500 do 3900 złotych. Niektórym osobom wystarcza – w zależności od schorzenia – na miesiąc kuracji, innym na tydzień. Niewielu więc stać na leczenie takim preparatem. Poza tym, ten lek nie tylko jest nieskuteczny w przypadku innego rodzaju schorzeń, ale wręcz bywa, że szkodzi (na przykład nie wolno go stosować u dzieci, bo może nasilać napady padaczkowe).

Nie lepiej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o olej konopny – 10 mililitrów tego specyfiku w stężeniu 15-procentowym kosztuje około 650 złotych. Zawiera tylko CBD (stężenie THC nie przekracza 0,2 procent), a są choroby, które wymagają zastosowania dwu lub więcej substancji czynnych z tej rośliny. Z kolei, jeśli chodzi o import docelowy, to – jak mówią chorzy, którzy ubiegali się – bardzo trudno zdobyć na niego zgodę. Niektórzy pacjenci dostają odmowy. W przypadku innych procedury trwają miesiącami. Zatem teoretycznie dostęp do medycznej marihuany w Polsce jest, ale praktycznie robi się wszystko, by pacjentom leczenie utrudnić.

Co pozostaje więc chorym? Cierpieć w milczeniu (a cierpienie to bywa niewyobrażalne i żadne inne leki go nie uśmierzają), umrzeć albo zdobyć marihuanę nielegalnie. Tylko, że za to grozi kara więzienia. Nawet jeśli się udowodni, że wykorzystywało się ją jako lek, nie narkotyk.

– Dlaczego robi się z nas kryminalistów? – denerwują się chorzy i ich rodziny – Przecież mamy zagwarantowane konstytucyjnie prawo do ochrony zdrowia…

Przysłuchuję się kolejnym wystąpieniom i dyskusjom. Wszyscy czekamy na wykład doktora Marka Bachańskiego. W pewnym momencie dociera jednak do nas informacja, że dyrekcja IP Centrum Zdrowia Dziecka zabroniła mu przyjazdu na konferencję… Zaskoczenie, konsternacja.

– Pani jest dziennikarką, prawda? – łapie mnie jedna z matek chorych dzieci.

– Proszę więc koniecznie napisać, że dla nas doktor Bachański jest prawdziwym bohaterem. Ma wszystkich przeciwko sobie. Mimo to walczy o życie swoich pacjentów. I nie zważa na konsekwencje. A jak widać, zaczyna je już ponosić.

23 czerwca 2015 roku

Nie mogę dłużej czekać na rozmowę ze słynnym doktorem. Artykuł musi iść do druku. Piszę więc reportaż na podstawie tych informacji, które udało mi się zdobyć. 22 czerwca na stronie internetowej Sejmu pojawia się relacja z obywatelskiego wysłuchania poświęconego legalizacji konopi do celów medycznych. Widać do Sejmu nie zabroniono doktorowi Bachańskiemu przyjść, więc przynajmniej dzięki transmisji on-line mogę wysłuchać tego, co ma do powiedzenia o prowadzonej przez siebie terapii. I jestem pod ogromnym wrażeniem.

„Od blisko dwudziestu lat zajmuję się leczeniem dzieci z padaczką lekooporną. Zainteresowałem się zastosowaniem medycznej marihuany trzy lata temu, kiedy w USA zaczęły się pojawiać pierwsze prace naukowe na ten temat. Najnowsze wyniki pochodzą z kwietnia bieżącego roku i zostały przedstawione na posiedzeniu Amerykańskiej Akademii Neurologii w Waszyngtonie. Poddano badaniom dwustu trzynastu pacjentów z trudno leczącą się padaczką. U ponad pięćdziesięciu procent zaobserwowano znaczną poprawę. A oto niektórzy z dziewięciorga moich pacjentów, którzy na drodze eksperymentu medycznego takie leczenie podjęli:

– Pięcioletni chłopiec, od dwustu do trzystu napadów padaczki dziennie. Trafił na oddział intensywnej terapii, gdzie lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Po zastosowaniu medycznej marihuany liczba napadów spadła o ponad dziewięćdziesiąt procent. Otrzymuje do tej pory te leki. Są sprowadzane na drodze importu docelowego na specjalne zamówienie.

– Dwuletni chłopiec. Skorzystał ze wszystkich możliwych terapii w kraju i za granicą. Żadna nie była skuteczna. Po podaniu kannabidiolu zaobserwowałem ogromną poprawę kliniczną. Dziecko, które do tej pory całymi dniami leżało i drgało, podczas wizyty spojrzało mi po raz pierwszy w oczy! Było zainteresowane otoczeniem. Poprawa się utrzymuje.

– Dziewczynka, u której także zastosowano wszystkie dostępne terapie, wszczepiono jej nawet stymulator nerwu błędnego. Bez efektów. Po zastosowaniu kannabidiolu nastąpiła redukcja napadów. Po raz pierwszy od wielu lat.”

Po wysłuchaniu jego wystąpienia już rozumiem, dlaczego dla rodziców tych dzieci doktor Bachański jest bohaterem. Gdyby nie on, ci mali pacjenci prawdopodobnie już by nie żyli.

Reportaż, z wielkim nieobecnym w tle, poszedł do druku i pochłonęły mnie kolejne tematy. Ale nie mogę zapomnieć o dzielnym doktorze. Tym bardziej, że docierają coraz bardziej niepokojące wieści. Dyrekcja IP CZD zawiesza terapię prowadzoną przez doktora Bachańskiego, zabrania mu dalszego leczenia pacjentów i przesyła oświadczenie do prasy: „Nie ma wystarczających danych dotyczących zasad dawkowania leku, monitorowania terapii oraz interakcji z innymi lekami, które musi przyjmować pacjent. Z tego względu, zgodnie z prawem i przyjętymi na całym świecie zasadami dobrej praktyki klinicznej, podejmowanie leczenia nowym, niewystarczająco sprawdzonym środkiem musi być prowadzone jedynie pod szczególnym nadzorem, w warunkach tzw. eksperymentu medycznego”.

30 lipca 2015 roku

Rodzice dzieci leczonych przez doktora Bachańskiego piszą oświadczenie do szpitala, udostępniają je też prasie:

„1) Propozycję Centrum Zdrowia Dziecka kontynuacji leczenia naszych dzieci pod opieką innego lekarza uważamy za moralny szantaż. Z jednej strony chcemy dalej walczyć o zdrowie naszych dzieci, ale z drugiej chcemy być lojalni wobec dr. Bachańskiego, który tak wspaniale je leczy.

2) Wyrażamy oburzenie podłym potraktowaniem dr. Marka Bachańskiego, którego profesjonalizm i poświęcenie wysoko sobie cenimy.

3) Decyzja CZD świadczy o tym, że wbrew wcześniejszym insynuacjom rzecznika i dyrekcji CZD, metoda lecznicza dr. Marka Bachańskiego jest właściwa. Oczekujemy, że władze CZD przeproszą naszego lekarza.

4) Pozostajemy pacjentami CZD i będziemy korzystać z zaplecza instytucjonalnego, jakie ono daje, ale będziemy konsultować dalsze leczenie naszych dzieci z dr. Bachańskim, bo to on jest lekarzem naszych dzieci.

5) Apelujemy do władz CZD o przywrócenie nam dr. Marka Bachańskiego, jako lekarza prowadzącego leczenie naszych dzieci.”

5 sierpnia 2015 roku

Dyrekcja szpitala składa zawiadomienie do prokuratury w sprawie doktora Bachańskiego. Powód? Lekarz przeprowadził nielegalny eksperyment medyczny, w którym stosował leki o nieudokumentowanej skuteczności, czym naraził pacjentów szpitala na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. Drugi zarzut – możliwość popełnienia przestępstwa przez prowadzenie tego badania klinicznego, bez uzyskania świadomej zgody przedstawicieli prawnych uczestników badania.

W późniejszym terminie IP CZD wysyła także skargę na doktora do rzecznika odpowiedzialności zawodowej.

17 sierpnia 2015 roku

Doktor przerywa wreszcie milczenie i pisze list otwarty do Ministra Zdrowia. Oświadcza w nim, że publicznie dokonuje się na nim linczu i podważa w sposób nieludzki i niezgodny z prawdą kompetencje i dotychczasowe doświadczenie dudziestu jeden lat pracy lekarskiej. Odpiera wszystkie zarzuty stawiane mu przez dyrekcję szpitala. Kończy swoje pismo tymi słowami: „Mogę tylko Pana Ministra zapewnić, że tak, jak walczę o życie i zdrowie swoich pacjentów, tak również będę do końca walczył o swoje dobre imię, zapewne w niezawisłym sądzie. Jestem to winien rzeszy małych pacjentów i ich rodzicom, dla których dzisiejsza Polska nie dość, że nie znajduje żadnych możliwości medycznych rozwiązań, to jeszcze w sposób bezwzględny pozbawia resztek ludzkiej nadziei. Gdzieś w tym zgiełku ich wielkie i skomplikowane sprawy po prostu giną – a rodzice są pozostawiani sami sobie, z olbrzymimi i nierozwiązanymi problemami krańcowo chorych dzieci.”

7 października 2015 roku

Przed IP Centrum Zdrowia Dziecka rodzice dzieci, które leczył doktor Bachański, organizują pikietę w jego obronie. Jedna z protestujących, Dorota Schewe, mama trzyletniego Krzysia, leczonego preparatami konopnymi, mówi:

– Stanęłam pod ścianą. Moje dziecko zostało bez lekarza, do którego mamy największe zaufanie i któremu zawdzięczamy największe postępy w walce z chorobą. (…) W czym marihuana jest gorsza od barbituranów (leków stosowanych w leczeniu padaczki – przyp aut.)? Tego nie rozumiem. Lepsza nawet, bo nie wyniszcza organizmu, a poza tym mojemu synowi pomaga. Więc ja mam w nosie zarzuty wobec doktora Bachańskiego, ja chcę, żeby on mi leczył syna, bo ma na tym polu zasługi, On się na tym zna, jest wrażliwy i kompetentny!

26 października 2015 roku

Protesty rodziców nie zostają wysłuchane. Doktor Bachański zostaje zwolniony dyscyplinarnie ze szpitala. I temat na jakiś czas przycicha. Ponieważ zapowiedział, że wyjedzie z Polski, skoro we własnym kraju jest traktowany jak przestępca, wiele osób jest przekonanych, że rzeczywiście to zrobił.

marzec 2016 roku

Podczas jednej z konferencji medycznych spotykam doktora Piotra Du Château, neurologa, który kiedyś leczył mojego ojca. Rozmawiamy przez chwilę. Pytam, czy wie, co dzieje się z doktorem Bachańskim. Nie mogę pogodzić się z tym, w jaki sposób został potraktowany on, jego mali pacjenci i ich rodzice. Ku mojemu zdziwieniu neurolog wyciąga telefon komórkowy i gdzieś dzwoni. Po kilku chwilach wręcza mi (ściśle strzeżony!) zapisany na kartce numer telefonu do poszukiwanego przeze mnie lekarza.

– Doktor zgodził się z panią porozmawiać. Proszę więc się z nim spotkać i wreszcie napisać całą prawdę, zarówno o Marku, jak i o medycznej marihuanie.

Czas uciszyć emocje i włączyć rozum.

Marek Bachański,doktor od spraw niemożliwych. Cała prawda o leczeniu medyczną marihuaną

Подняться наверх