Читать книгу Wyspa elektryczna - Edmund Jezierski - Страница 5
II
TAJEMNICZA KATASTROFA
Оглавление„Królowa Oceanu“ już szósty dzień była w podróży, prując fale oceanu dziobem swoim, rozbijając je śrubą, za każdym obrotem jej posuwając się naprzód, wciąż naprzód.
Górny pokład parowca pełen był podróżnych, używających na nim przechadzki, lub też zabawiających się rozmową. Każdy starał się, jak mógł, zabić czas, zabić nudy długiej podróży morskiej, jednostajnej, monotonnej.
Bo wszakżeż do zbyt urozmaiconych rzeczy nie można zaliczyć ciągłego, bez przerwy prawie, widoku zielonkawych fal morskich i tych samych, wiecznie jednakowych twarzy współtowarzyszy podróży.
Każdy też zabawiał się, jak mógł... Tworzyły się koła i grupy, zależnie od osobistych sympatji i upodobań.
Nasi przyjaciele przez cały czas prawie nierozłącznie przebywali z sobą, wpatrując się w dal morską, gwarząc o przeszłości, wspominając ją lub też rojąc złote sny o przyszłości, księdze zamkniętej, która czekała ich po przebyciu oceanu.
Z bólem też i z żalem patrzyli, gdy czasami z otworu z pod pokładu ukazywała się wychudła, wynędzniała twarz którego z emigrantów, chciwie patrząc na niebo błękitne, na słonko złociste i tęskny wzrok posyłając hen, w dal, gdzie pozostała wioska rodzinna, kościółek biały, wieńcem lip okolony, i cmentarzyk ubogi, lasem krzyżów poznaczony.
Stał tak nieszczęsny emigrant, napawając się obcym mu widokiem. Niedługo jednak trwała ta uciecha. Wnet jak z pod ziemi pojawiał się wygalowany sługus okrętowy, w ostrych słowach spędzał z pokładu, a nieraz i własnoręcznie spychał w czeluście piekła podpokładowego.
A tam, na dole, panowało istne piekło. W dusznej i ciasnej przestrzeni stłoczono kilkaset istot ludzkich, mężczyzn, kobiet i dzieci... Gwar, krzyk kłótnie, płacz dzieci i kobiet mieszały się z sobą ustawicznie, tworząc iście piekielny koncert. A przytem jeszcze, na domiar wszystkiego, rozpoczęły się choroby, które porywały przedewszystkiem dzieci.
Lazaret okrętowy przepełniony był chorymi, z którymi lekarz z trudnością mógł sobie dać radę, a i morze daninę swą z trupków dziecięcych odbierać poczęło.
Wszystko to głębokim smutkiem przejmowało obydwóch przyjaciół. Wszak dzieje się to na początku podróży, a co będzie później, gdy zbliżać się zaczną do jej kresu?
Siódmego dnia podróży na niebie gromadzić poczęły się chmury. Wśród załogi zapanował ruch, majtkowie poczęli biegać po pokładzie, wykonywując śpiesznie rozkazy kapitana i starszych oficerów.
Słowo:
— „Burza! — lotem strzały przebiegło z ust do ust, budząc w jednych ciekawość, w innych lęk i grozę.
Na parowcu szykowano się do przyjęcia huraganu, który już od rana zapowiadał barometr.