Читать книгу Wyścig z maszynami - Erik Brynjolfsson - Страница 6

Оглавление

Wpływ technologii na poziom zatrudnienia i gospodarkę

Gdyby czółenko tkało, a plektron szarpał struny bez użycia kierującej nimi ręki, budowniczy nie potrzebowałby robotników.

Arystoteles

Niniejsza książka opowiada o tym, w jaki sposób nowoczesne technologie wpływają na rynek pracy, ludzkie umiejętności, płace i gospodarkę. Aby zrozumieć, dlaczego jest to ważny temat, wystarczy spojrzeć na ostatnie dane dotyczące powstawania nowych miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych.

Późnym latem 2011 roku amerykańska gospodarka osiągnęła punkt, w którym nawet złe wieści wydawały się dobrymi. Rząd opublikował raport głoszący, że w lipcu powstało 117 tys. nowych miejsc pracy. W porównaniu z majem i czerwcem tamtego roku, kiedy to powstało w sumie 100 tys. nowych miejsc pracy, była to poprawa, więc reakcje na raport były pozytywne. 6 sierpnia „New York Times” ogłosił: „Amerykański rynek pracy rośnie”.

Jednakże entuzjastyczne nagłówki skrywały palący problem. 117 tys. nowych miejsc pracy miało się nijak do wzrostu liczby ludności. Tym bardziej nie było w stanie przywrócić do pracy około 12 mln Amerykanów, którzy stracili zatrudnienie w okresie Wielkiego Kryzysu lat 2007­–2009. Ekonomistka Laura D’Andrea Tyson obliczyła, że nawet gdyby co miesiąc powstało dwa razy więcej miejsc pracy – 208 tys., podobnie jak w 2005 roku – to luka, która pojawiła się w wyniku recesji, zamknęłaby się dopiero w 2023 roku. Nadto, powstawanie nowych miejsc pracy w tempie z lipca 2011 roku, zaspokajałoby potrzebę zatrudnienia coraz mniejszego odsetka Amerykanów. Tymczasem we wrześniu tamtego roku rząd ogłosił, że w sierpniu nie powstało ani jedno nowe miejsce pracy[1].

Spośród wszystkich ponurych danych i zdarzeń towarzyszących Wielkiemu Kryzysowi oraz ożywieniu gospodarczemu, jakie po nim nastąpiło, najgorsze były te, które dotyczyły rynku pracy. Ludzie zawsze tracili pracę w czasie recesji, ale między majem 2007 a październikiem 2009 roku poziom bezrobocia wystrzelił o 5,7 punktów procentowych, co stanowiło najwyższy wzrost od czasów II wojny światowej.

GOSPODARKA, KTÓRA NIE PRZYWRACA LUDZI DO PRACY

Jeszcze większym problemem okazało się to, że bezrobotni nie potrafili znaleźć sobie pracy nawet wtedy, gdy gospodarka znów zaczęła rosnąć. W lipcu 2011 roku, 25 miesięcy po tym, jak oficjalnie ogłoszono koniec recesji, główny wskaźnik – stopa bezrobocia wynosiła w Stanach 9,1 proc., o jeden punkt procentowy mniej, niż w najgorszym okresie. W połowie 2011 roku, średni okres przebywania na bezrobociu wynosił 39,9 tygodnia, a zatem był niemal dwukrotnie dłuższy, niż miało to miejsce w czasie dowolnego innego pokryzysowego ożywienia gospodarczego po II wojnie światowej. Współczynnik aktywności zawodowej, czyli odsetek pracujących dorosłych w wieku produkcyjnym, spadł poniżej 64 proc. – poziomu z 1983 roku, kiedy kobiety nie weszły jeszcze masowo na rynek pracy.

Wszyscy zgadzali się z tym, że był to poważny problem. Ekonomista i laureat Nagrody Nobla[2] Paul Krugman[3] nazwał bezrobocie „straszną zmorą i ntieustającą tragedią” i spytał, jak możemy oczekiwać, że będzie nam się powodziło za 20 lat, jeśli miliony absolwentów szkół wyższych w praktyce nie mają szans na rozpoczęcie pracy zawodowej?

Don Peck w piśmie „The Atlantic” opisał permanentne bezrobocie jako „zarazę, która powoli wyniszcza naród, rodziny oraz, jeśli wystarczająco się rozprzestrzeni, również tkankę społeczną. Historia uczy, że jest to najbardziej dotkliwy problem społeczny. Era wysokiego bezrobocia może na długo wypaczyć nasze życie polityczne, naszą kulturę, a także charakter naszego społeczeństwa”[4]. Jego współpracowniczka Megan McArdle poleciła swoim czytelnikom, aby wyobrazili sobie sytuację ludzi, którzy są długotrwale bezrobotni: „Tak właśnie dzieje się z milionami ludzi, których oszczędności skończyły się, a kapitał społeczny – wyczerpał (a ani jedno, ani drugie nie było pokaźne). Mają ponad 50 lat i są za młodzi, aby iść na emeryturę, ale nie mogą znaleźć takiej pracy, za którą wynagradzano by ich tak jak w poprzedniej. Pomyślcie o ludziach, którzy nie są w stanie utrzymać swoich dzieci albo nawet samych siebie. Pomyślcie o ich rozpaczy”.

Wielu Amerykanów dostrzega ten problem. 24 proc. ankietowanych w badaniu Instytutu Gallupa z czerwca 2011 roku stwierdziło, że zatrudnienie jest najważniejszym wyzwaniem, z jakim mierzy się Ameryka (nadto 36 proc. wskazało, że problemem jest stan gospodarki w ogóle).

Ponure dane dotyczące bezrobocia wprowadziły wielu w konsternację, ponieważ inne wskaźniki gospodarcze dość szybko wróciły do poziomu sprzed Wielkiego Kryzysu, który oficjalnie zakończył się w czerwcu 2009 roku[5]. Od końca kryzysu, w ciągu 7 poprzednich kwartałów, średni wzrost PKB wynosił 2,6 proc., a zatem był w 75 proc. tak wysoki, jak długoterminowa średnia z lat 1948–2007. Zyski amerykańskich przedsiębiorstw były rekordowe. W 2010 roku, wskaźnik inwestycji w sprzęt i oprogramowanie wrócił do poziomu 95 proc. swego historycznego szczytu; od pokolenia nie było przypadku tak szybkiej poprawy sytuacji gospodarczej w zakresie inwestowania w sprzęt.

Historia gospodarcza uczy, że jeśli przedsiębiorstwa rozwijają się, osiągają zyski i inwestują w nowy sprzęt, zwykle zatrudniają także nowych pracowników. Jednakże amerykańskie firmy nie zaczęły zatrudniać, kiedy Wielki Kryzys się skończył. Liczba zwolnień szybko wróciła do poziomu z czasów sprzed recesji, co oznaczało, że przedsiębiorstwa przestały redukować kadrę. Jednakże liczba nowozatrudnionych pozostała ograniczona. Przedsiębiorstwa kupowały nowe maszyny, ale nie zatrudniały nowych pracowników.

Wyścig z maszynami

Подняться наверх