Читать книгу Zemsta Klonowego Cienia - Erin Hunter - Страница 7
Rozdział 1
Оглавление— Uważaj, Klonowy Cieniu! Nadepnęłaś mi na ogon! — Wojownik Klanu Wiatru odskoczył z syknięciem.
— Przepraszam, Prędki Locie — rzuciła przez ramię Klonowy Cień, ruszając głębiej w tłum kotów. Światło pełni księżyca posrebrzało ich skóry, futra łaskotały nos przeciskającej się między nimi kotki. Głos Dębowej Gwiazdy odbijał się echem wokół pni czterech olbrzymich dębów.
— Moi wojownicy tropili żmije aż do Wężowych Skał i zasypali ich gniazdo kamieniami — relacjonował przywódca Klanu Pioruna. — Dzięki ich odwadze żmije nie pojawiły się odtąd na naszym terytorium.
— Mieli szczęście, że nie zostali ukąszeni — zabrzmiało w zasięgu słuchu Klonowego Cienia mruknięcie starszej Klanu Cienia.
— To prawda — zgodził się jej pobratymiec. — Pamiętasz, jak Bagienna Łapa nadepnął na żmiję, podczas swojego pierwszego patrolu? To okropna śmierć.
Starsza kotka wzruszyła ramionami.
— Widywałam gorsze rzeczy.
Klonowy Cień przewróciła oczami. Tylko koty Klanu Cienia są zdolne licytować się, kto widział gorszą śmierć — pomyślała. Wyminęła skałę i wynurzyła się wśród gromady kotów Klanu Rzeki. Ich sierść natychmiast się nastroszyła, a Klonowy Cień poczuła wwiercające się w nią spojrzenia.
— Może i mamy rozejm — warknął czarny wojownik zwany Ulewnym Deszczem — ale nie przeginaj, ty leśny bobku.
Klonowy Cień schyliła głowę.
— Nie mam złych zamiarów — miauknęła. — Już sobie idę.
— To dobrze — odburknął jakiś kot, którego nie widziała.
Klonowy Cień zmusiła się, by nie zjeżyć sierści, gdy przechodziła pomiędzy wrogimi wojownikami. Nie mogła winić Klanu Rzeki za ten gniew, w końcu Klan Pioruna zwyciężył w ostatnim starciu o Słoneczne Skały; nie ma nic gorszego niż gorycz porażki.
— Nie zapominaj, co stało się z Brzozowym Pyskiem i Kwiecistą Łapą — mruknął jej do ucha Ulewny Deszcz. Był tak blisko, że Klonowy Cień czuła jego ciepły, cuchnący rybami oddech. — Te skały należą do nas i zabijemy tylu twoich pobratymców, ilu będzie trzeba, dopóki ich nam nie oddacie.
Klonowy Cień potknęła się, gdy w jej pamięci zapłonęło wspomnienie: Jabłkowy Zmierzch, jasnobrązowy wojownik Klanu Rzeki o przenikliwych zielonych oczach, uderzył Brzozowego Pyska tak mocno, że kot Klanu Pioruna stracił równowagę i ześlizgnął się z samego szczytu Słonecznych Skał. Wylądował z pluskiem w wezbranej rzece. Jego uczennica, Kwiecista Łapa, wskoczyła za nim do wody i próbowała pomóc Brzozowemu Pyskowi utrzymać głowę na powierzchni. Jednak nurt był zbyt silny; oboje zostali porwani w dół rzeki i uderzyli o na wpół zanurzone kamienie, których wojownicy używali do przeprawy. Przez jeden potworny moment dwa pyski, ciemny pręgowany i szary w cętki, wynurzyły się ponad taflę, wrzeszcząc z przerażenia, po czym zniknęły w ciemnej kipieli. Ciała obojga znaleziono niedaleko kamieni, na brzegu należącym do terytorium Klanu Pioruna — tak jakby zginęli w ostatniej, desperackiej próbie powrotu do domu.
Klonowy Cień zdusiła w sobie napływ złości na otaczających ją wojowników. Dlaczego Klan Rzeki nadal walczy o kilka skał, które bez wątpienia leżą na terytorium Klanu Pioruna? Schyliła głowę i zaczęła przeciskać się przez gromadę wrogich kotów. Dotarła na skraj kotliny; tam cienie padały gęściej i było wystarczająco ciemno, by się w nich ukryć. Nagle zamajaczył przed nią jakiś bladobrązowy kształt i nozdrza Klonowego Cienia rozszerzyły się pod wpływem rybiego zapachu. Wojowniczka z walącym sercem spojrzała w górę.
— Co ty tu robisz? — syknął Jabłkowy Zmierzch. W jego długich przednich pazurach, które zanurzył w trawie, odbijał się blask księżyca.
Klonowy Cień nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Patrzyła wojownikowi Klanu Rzeki w oczy o barwie ostrokrzewu i próbowała odzyskać kontrolę nad oddechem. Zastanawiała się, czy któryś z jej pobratymców jest świadkiem tej sceny.
Jabłkowy Zmierzch zbliżył się do niej i pochylił głowę, a jego pysk musnął czubek ucha Klonowego Cienia.
— Wiesz przecież, jakie to niebezpieczne. A jeśli ktoś z twojego klanu zobaczy, że ze mną rozmawiasz?
Klonowy Cień nachyliła się, by przytulić policzek do miękkiej jak pierze sierści na piersi Jabłkowego Zmierzchu.
— Musiałam z tobą porozmawiać — mruknęła. — Minęło już tak dużo czasu. Codziennie czekałam na ciebie przy jaworze, ale ty nie przychodziłeś.
Oddech kocura ogrzewał jej szyję.
— Wiem — wymruczał. — Ale od czasu bitwy podwoiliśmy patrole graniczne, nawet po zmroku. Nie uda mi się przejść przez rzekę niezauważenie.
Cofnął się, a Klonowy Cień poczuła na skórze zimny podmuch.
— Postaram się przyjść, gdy księżyc będzie w nowiu. Może wtedy będzie spokojniej.
— Gdybyś nie zabił Brzozowego Pyska… — wyszeptała Klonowy Cień. — Ze wszystkich kotów, które mogliśmy stracić w walce, zginął właśnie syn Dębowej Gwiazdy!
Poczuła, że mięśnie Jabłkowego Zmierzchu sztywnieją pod skórą.
— To był wypadek — warknął. — Nie chciałem, żeby wpadł do rzeki.
Klonowy Cień zamknęła oczy.
— Moi pobratymcy widzą to inaczej. Winią cię za obie nasze straty.
— W takim razie są głupcami. — Jabłkowy Zmierzch zadrżał, a potem się rozluźnił. — Ale gdy chodzi o Słoneczne Skały, nasze klany od zawsze zachowują się jak mysie móżdżki. — Polizał czubek głowy Klonowego Cienia. — Dzięki Klanowi Gwiazdy, że ty nie ucierpiałaś w walce.
Klonowy Cień spojrzała na niego. Mój najdroższy wojowniku. Kocham cię całym sercem — pomyślała.
— Powinieneś o czymś wiedzieć — miauknęła.
Jabłkowy Zmierzch patrzył ponad jej głową w stronę oświetlonej blaskiem księżyca połaci, na której stali jego pobratymcy.
— Czy to nie może zaczekać? — zapytał.
— Raczej nie. — Klonowy Cień wzięła głęboki oddech. — Spodziewam się twoich kociąt.
Oczy Jabłkowego Zmierzchu rozbłysły zielenią.
— Jesteś pewna?
Klonowy Cień kiwnęła głową. Wojownik Klanu Rzeki zawinął ogon i położył go na grzbiecie.
— Zostanę ojcem — mruczał. — To niesamowite. — Przechylił głowę na bok.– Ale kociaki będą miały w sobie krew Klanu Rzeki. Jak zareagują na to twoi pobratymcy?
— O niczym się nie dowiedzą — odpowiedziała Klonowy Cień. Zauważyła, że Jabłkowy Zmierzch się wzdrygnął. — Przynajmniej nie od razu — kontynuowała. — Będę je wychowywać w Klanie Pioruna, dopóki nie zostaną w pełni zaakceptowane. Potem każde z nich będzie już zdolne zmierzyć się z prawdą. Dlaczego to, że ich ojciec żyje w innym klanie, miałoby mieć znaczenie?
Futro na barkach Jabłkowego Zmierzchu drgnęło.
— Bardzo wierzysz w swoich pobratymców — mruknął.
— Nie, wierzę w Klan Gwiazdy i kodeks wojownika.
— Myślisz, że Klan Gwiazdy pochwala to, co robimy? — Jabłkowy Zmierzch zmrużył oczy.
— Myślę, że nasi wojowniczy przodkowie wiedzą, jak bardzo nasze klany potrzebują młodych, a my je im zapewniamy. Czy nasze niewinne kocięta mogłyby nie dostać ich błogosławieństwa? Wyrosną na wspaniałych wojowników, lojalnych tak samo wobec Klanu Pioruna, jak i Klanu Rzeki. — Klonowy Cień odwróciła się, zanim Jabłkowy Zmierzch zdążył odpowiedzieć. — Muszę wrócić do moich pobratymców, zanim zaczną mnie szukać. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli nie zobaczymy się, dopóki nie pojawią się kocięta. — Spojrzała na niego przez ramię. — Ale codziennie będę o tobie myśleć, kochany.
Gdy wkroczyła w cienie spowijające kotlinę, usłyszała czyjeś szybkie kroki.
— Jabłkowy Zmierzchu! Tutaj jesteś! Wszędzie cię szukałam. — Klonowy Cień zatrzymała się, z nadzieją, że jej białe łaty nie błyszczą w świetle księżyca. Do boku Jabłkowego Zmierzchu przytulała się ciemnoruda kotka. — Jeden ze starszych Klanu Cienia opowiada historię o kocie, który połknął żywą żabę — miauknęła. — Chodź posłuchać, jest naprawdę zabawna.
Jabłkowy Zmierzch rzucił zmartwione spojrzenie na cienie, w których skrywała się Klonowy Cień, i poszedł za kotką Klanu Rzeki. Ruda wojowniczka zakręciła ogonem i położyła go na grzbiecie Jabłkowego Zmierzchu.
Klonowy Cień obnażyła zęby. Trzymaj się od niego z daleka, Trzcinowy Blasku. On jest mój! Nasze kocięta są tego dowodem! — pomyślała.
— Klonowy Cieniu, pobudka! — mały, ryży pyszczek przecisnął się przez gałęzie, które osłaniały legowisko wojowników. — Pszczeli Ogon chce, żebyś poszła na poranny patrol. Jesteś spóźniona!
— Dobrze, Pokrzywowa Łapo, już idę.
Klonowy Cień dźwignęła się na łapy. Zeszłej nocy po raz pierwszy poczuła, jak poruszają się w niej kocięta. Czy to dlatego, że wasz ojciec już o was wie? — zapytała w myślach. Wyciągnęła głowę, by przylizać zmierzwione futro na boku, i przecisnęła się przez wejście do legowiska. Poczuła się dziwnie ciężka, jakby traciła równowagę przez spuchnięty brzuch.
Powietrze na polanie było zimne i nieruchome, czuć w nim było zbutwiałe liście i wilgotną ziemię. Mały ryży uczeń skakał obok kotki.
— Pospiesz się! Od kiedy jesteś taka powolna?
Klonowy Cień trzepnęła go lekko ogonem.
— Co by zrobiła Jelenia Cętka, gdybyś odezwał się tak do niej, co?
Pokrzywowa Łapa wbił wzrok w ziemię na wspomnienie o mentorce.
— Pewnie kazałaby mi przez cały księżyc wyjmować kleszcze Króliczemu Futru — przyznał.
Klonowy Cień zamruczała cicho, zbyt przepełniona radością z powodu kociąt, by się denerwować.
— W takim razie masz szczęście, że ja cię nie ukarzę. A teraz zmykaj i daj mi porozmawiać z Pszczelim Ogonem.
Uczeń czmychnął, piszcząc. Klonowy Cień ruszyła w stronę zastępcy przywódcy Klanu Pioruna, który stał przed wejściem do legowiska Dębowej Gwiazdy. Ciemnobrązowy pręgowany kocur przywitał wojowniczkę skinieniem głowy.
— Chciałbym, żebyś dołączyła do porannego patrolu — miauknął. — Poprowadzi go Piegowata Wola.
— Właściwie jest coś, co muszę ci powiedzieć — zaczęła Klonowy Cień. Zaświerzbiły ją łapy. — Przez jakiś czas nie będę mogła pełnić swoich obowiązków. Oczekuję kociąt.
Pszczeli Ogon zamrugał.
— Ach. Dobrze. Ja… cóż… nie spodziewałem się tego. W takim razie powinnaś robić tylko to, na co masz siły. Czy Dębowa Gwiazda wie?
— Jeszcze nie. Może pomogę dziś w obozie? — zasugerowała Klonowy Cień. Nie mogła się oprzeć, by nie spojrzeć na swój brzuch. — Mogę przynieść trochę zmoczonego mchu dla starszych, jeśli trzeba.
— Byłoby świetnie — miauknął Pszczeli Ogon. Przesunął łapami po ziemi. — I… no… gratulacje.
— Dziękuję — zamruczała Klonowy Cień. — To wspaniała nowina, prawda?
— Tak — miauknął Pszczeli Ogon. — Te kociaki… ich ojciec…?
— Będę je wychowywała sama — odpowiedziała pewnie Klonowy Cień.
Przez moment zastępca przywódcy wyglądał na zaskoczonego, potem pochylił głowę.
— Niech Klan Gwiazdy oświetla twoją ścieżkę, i ścieżkę twoich kociąt.
Nadal mrucząc z radości, Klonowy Cień zawróciła w stronę polany. Nie była potrzebna na porannym patrolu, mogła więc wrócić do legowiska i wypoczywać, dopóki nie zbudzi się reszta klanu. Wiedziała, że musi oszczędzać siły na nadejście kociąt.
Przysypiała, leżąc w plamach słonecznego światła, gdy przed legowiskiem zadudnił odgłos łap. Do środka wbiegła Piegowata Wola; jej upstrzone cętkami złote futro było napuszone, a oczy błyszczące.
— Pszczeli Ogon przekazał mi twoją nowinę! — zamruczała. — Tak się cieszę!
Klonowy Cień usiadła i położyła swój gruby biały ogon na łapach.
— Dziękuję.
Widzisz, Jabłkowy Zmierzchu? Wszyscy moi pobratymcy będą zachwyceni nowymi kociętami w obozie! — pomyślała.
Piegowata Wola stanęła obok legowiska Klonowego Cienia; wyglądała wyjątkowo nieśmiało.
— Pszczeli Ogon mówił też, że będziesz je wychowywać sama — miauknęła.
Klonowy Cień spięła się. Nie spodziewała się, że tak szybko pojawią się pytania o ojca kociąt.
Piegowata Wola wbiła wzrok w ziemię.
— Czy… czy to dlatego, że ich ojciec nie żyje? — Podniosła wzrok, a Klonowy Cień niemal skrzywiła się, widząc ogień nadziei płonący w jej oczach. — Czy to kocięta Brzozowego Pyska? — szepnęła Piegowata Wola. — Czy mój brat dzięki tobie będzie nadal żył?
Powietrze w legowisku wojowników nagle zgęstniało tak bardzo, że Klonowy Cień nie mogła złapać oddechu. Czy Klan Gwiazdy zesłał mi szansę, by moje kocięta zostały zaakceptowane przez pobratymców? Nie mogę skłamać, jeśli chcę, by później poznały prawdę — pomyślała. Wpatrywała się w Piegowatą Wolę, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa.
Złota kotka nie potrzebowała jednak odpowiedzi Klonowego Cienia. Kiwnęła powoli głową, a światło w jej oczach zapłonęło jeszcze jaśniej.
— Mam rację, prawda? Dzięki Klanowi Gwiazdy! I dzięki tobie, Klonowy Cieniu. Nigdy nie zrozumiesz, jak wiele to dla mnie znaczy. Ja… po tym jak Brzozowy Pysk zginął w tej straszliwej walce, myślałam, że już nigdy nie będę szczęśliwa. Ale teraz mogę pomóc ci wychować jego kocięta, nauczyć je, że ich ojciec był prawdziwym bohaterem Klanu Pioruna, patrzeć, jak zajmują jego miejsce w klanie… — Zamilkła, weszła powoli na posłanie i przysiadła tuż przy Klonowym Cieniu. Wyciągnęła przednią łapę i położyła ją na szylkretowym boku kotki. — Mam nadzieję, że Brzozowy Pysk nas widzi — zamruczała.
Klonowy Cień wzięła głęboki oddech. Nie skłamałam otwarcie — myślała. — To wszystko wina Piegowatej Woli. Ale nie mogę odrzucić szansy, żeby moje kocięta zostały przywitane z miłością, na jaką zasługują. Jabłkowy Zmierzch zrozumie, że muszę myśleć przede wszystkim o Klanie Pioruna, przynajmniej na razie.
Rozwinęła ogon tak, by spoczął na barku Piegowatej Woli.
— Odpowiedziałaś na moje modlitwy, Piegowata Wolo — miauknęła cicho. — Moje kocięta i ja nie będziemy już same.
Piegowata Wola błysnęła spojrzeniem oczu w kolorze ciemnego bursztynu.
— Nigdy — przyrzekła. — Narodziny tych kociąt będą najlepszą rzeczą, która przydarzyła się naszemu klanowi.