Читать книгу Tajemnica Black Rabbit Hall - Eve Chase - Страница 7
Prolog
ОглавлениеAmber
Ostatni dzień letnich wakacji, 1969, Kornwalia
Czuję się bezpiecznie na wąskiej skalnej półce, w każdym razie bezpieczniej niż w domu. Parę stóp od ścieżki nad morze. Dwadzieścia minut wspinaczki po stromiźnie od granicy posiadłości. Bezpiecznie daleko od czujnych okien Black Rabbit Hall. Opuszczam się ostrożnie po ścianie klifu, chwytając się kęp traw, w uszach huczy mi morze. (Lepiej nie spoglądać w dół). Mały zeskok, gdy z napięcia zamiera serce, i już stoję na linii nieba.
Zbyt duży krok i byłoby po wszystkim. Nie zrobiłabym tego. Ale odpowiada mi myśl, że mogłabym. Że dziś mam jakąś kontrolę nad swoim losem.
Przywieram plecami do skały i próbuję wyrównać oddech. Te gorączkowe poszukiwania; las, pokoje, mnóstwo schodów. Pięty obtarte w przyciasnych tenisówkach. I nadal nic. Gdzie oni są? Osłaniam oczy dłonią i wodzę wzrokiem po butelkowozielonych szczytach klifu. Pusto. Na drodze też nikogo nie widać. Tylko krowy pasą się na łące.
Osuwam się plecami po skale, przysiadam na piętach i bezwstydnie zadzieram ohydną brązową sukienkę. Wiatr prześlizguje się pomiędzy podgiętymi, gołymi nogami.
Nareszcie nieruchoma, wyrównuję oddech. Nie potrafię uwolnić się od myśli o tym, co dziś zaszło. Nawet odgłos fal rozpryskujących się o skały sprawia, że na nowo piecze mnie policzek po tamtym uderzeniu. Wystarczy, że przymknę oczy, i natychmiast pod powiekami pojawia się obraz domu; szara bryła z twardego kamienia. Wolę więc mieć je otwarte i błądzić wzrokiem po bezkresnym różowym niebie, gdzie słońce i księżyc wiszą niczym pytanie i odpowiedź. Zapominam, że powinnam skupić się na poszukiwaniach. Że minuty płyną szybciej niż obłoki o zmierzchu. Myślę jedynie o ucieczce.
Nie wiem, jak długo tak siedzę. Z zadumy wyrywa mnie ogromny czarny ptak nurkujący tak nisko nad klifem, że szponami mógłby mi się wczepić we włosy. Kulę się odruchowo pod powiewem jego skrzydeł, aż dotykam nosem do chłodnej skóry na kolanach. Kiedy podnoszę głowę, mój wzrok nie zatrzymuje się na niebie, tylko na jakichś łachmanach podrygujących na wysokiej fali wzbierającego przypływu.
Nie, to nie łachmany ani szczątki łodzi. Chyba coś żywego. Delfin? A może te meduzy, które przez cały tydzień prąd znosił w naszą zatoczkę niczym zapomniany ładunek misek z szarego szkła. Kto wie? Wychylam się poza krawędź, żeby lepiej się przyjrzeć. Wiatr miota moimi włosami, serce przyspiesza rytm, bo czuję, że coś strasznego przemieszcza się pod połyskliwą, niebieską powierzchnią, ale nie widzę, co to jest. Jeszcze nie. Zobaczę za parę sekund.