Читать книгу Nic oprócz pieśni - Ewa Siarkiewicz - Страница 5

1.

Оглавление

Być może wyda się wam to nieprawdopodobne, ale nigdy nie chciałem opuścić Halsy, by na własne oczy zobaczyć ten wielki świat, o którym tak często wam śpiewałem. Naprawdę, ostatnią rzeczą, o której marzyłem, było znaleźć się w centrum wydarzeń, o których później powstają pieśni, przekazywane z ust do ust, jak świat długi i szeroki; przekazywane z pokolenia na pokolenie, aż wreszcie stają się legendami, a ich bohaterowie mitycznymi herosami. Jestem pieśniarzem z małego miasteczka leżącego na uboczu głównych traktów. Wy, powracający z podróży, przywozicie mi nowe wieści, a ja układam o nich pieśni; czasem zabłąka się jakiś wędrowny harfiarz, którego niespokojne serce pcha z miejsca na miejsce – biorę od niego pieśni, których nie znam, dając mu w zamian swoje. Śpiewam je potem sobie, wam, drzewom i owcom, które pasę. Czyż to nie jest pełne szczęście?

Jestem Aris, pieśniarz. Nie biorę zapłaty za muzykę, gdyż jest ona mną, a nie chciałbym nigdy sprzedawać siebie po kawałku, nawet za całe złoto tego świata. Jestem szczęśliwy, gdy słuchając mnie, zapominacie o swych troskach, a gdy widzę, jak w waszych oczach zapala się blask marzenia, dziękuję bogom, że dali mi ten dar. Wasze marzenia czynią was podobnym bogom, gdyż kreujecie w wyobraźni świat waszych pragnień. I jesteście wtedy szczęśliwi – gdyż marząc, czujecie również i nadzieję, a jest to skarb ubogich, którego nie wolno zmarnować.

Moje marzenia? Spełniam je co dzień, biorąc harfę do ręki. Muzyka jest moją nadzieją.

Późną wiosną, w ciepły poranek pasłem stado owiec na wschodnim stoku Starego Wierchu. Układałem pieśń urodzinową dla mojego przyjaciela, który tego dnia kończył dwadzieścia pięć lat. To był mój prezent dla niego. Starałem się zawrzeć w niej całą moją radość i przyjaźń, jaką do niego czułem. Kończy¬łem już, gdy dojrzałem stojącego opodal człowieka w czerni. Spojrzałem mu w oczy i nagle z harfy wydobył się dźwięk, który zmroził moją duszę. Pociemniało mi w oczach, a gdy na powrót dostrzegłem jasność dnia, nikogo na stoku już nie było.

Wieczorem starałem się śpiewać mą pieśń jak najradośniej, choć na sercu jakby kamień mi leżał. Zimny kamień lęku. Bałem się.

Gdy goście już poszli, Heor podszedł do mnie i spytał, co się stało, gdyż wyczuł w mym głosie fałsz. Już chciałem odpowiedzieć, gdy Saria, jego siostra, krzyknęła cicho wskazując na drzwi.

Stał w nich On.

– Pójdziesz ze mną – rzekł.

Milczałem zdjęty przerażeniem, niezdolny wykrztusić ni słowa. Heor zastąpił mu drogę i spytał, wzburzony:

– Kim jesteś i jakie masz do niego prawo?

Mężczyzna spojrzał na niego i po chwili mój druh leżał na ziemi, trzymając dłońmi głowę i jęcząc z bólu.

– Pójdziesz ze mną – powtórzył, a ja skądś wiedziałem, że jeśli się sprzeciwię, ten sam los spotka i Sarię, słońce mego dnia.

Poszedłem.

Wielki jest świat i wiele w nim cudów i dziwów. Widziałem ogromne miasta z niebosiężnymi wieżycami, wspaniałe zamki, tłumy ludzi z najdalszych zakątków świata. Dziwne zwierzęta, dziwne zwyczaje, dziwne obrzędy. Wojowników, kup-ców, niewolników. Bogatych i nędzarzy. Tyle nieszczęścia wokoło, tyle łez i krwi.

Nic oprócz pieśni

Подняться наверх