Читать книгу Ja, Cezar, i ekipa z Kapitolu - Frank Schwieger - Страница 7

Оглавление

Tutaj, w podziemnym świecie, można się naprawdę znudzić: nie ma żadnych walk, w których mógłbym brać udział. Mieszka tu wprawdzie moja ulubiona Egipcjanka, ale niestety też moja ostatnia żona, Kalpurnia. Nie mogę więc zbyt często spotykać się z Kleo, bo miałbym przekichane.

Dlatego też czasami wpadam w kiepski nastrój. A jestem zły jeszcze bardziej, gdy dowiaduję się, co ludzie z twoich czasów opowiadają o nas, Rzymianach. Wielu z nich zdaje się nie mieć o nas pojęcia, a jeśli już coś wiedzą, to same bzdury: „Był tam sobie taki jeden, nazywał się Cezar. Rzymianie przeważnie dostawali bęcki od Galijczyków. A potem cały czas gadali po łacinie”. I tyle.

Na wszystkich bogów – od tych bzdur wieniec laurowy zaraz spadnie mi z głowy! Pewnego dnia pomyślałem sobie, że tak dalej być nie może. Muszę to zmienić. Przecież osiągnąłem już naprawdę wiele, podbiłem Galię i serce Kleopatry, a potem opanowałem Cesarstwo Rzymskie i nawet kazałem nazwać moim imieniem jeden z miesięcy! Zwołałem więc kilku Rzymian i rozkazałem im (a rozkazywać to ja umiem!) spisać swoje historie. Oczywiście po łacinie. Pluton, bóg podziemnego świata, dostarczył nam tabliczki. Bardzo się cieszył, że mieliśmy coś pożytecznego do zrobienia i nie biegaliśmy już wokół z ponurymi minami. A potem posłaniec bogów, Merkury, zaniósł te tabliczki na górę.

Jeśli to czytasz, to oznacza, że mój plan zadziałał. Ktoś znalazł te tabliczki i je przetłumaczył. W podziękowaniu złóż bogom tłustego byka w ofierze – jeśli masz takiego pod ręką. Albo torebkę misiowych żelków. Ponieważ masz tyle szczęścia, że dowiesz się Z PIERWSZEJ RĘKI, jak tak naprawdę wyglądało życie w Rzymie.


Ja, Cezar, i ekipa z Kapitolu

Подняться наверх