Читать книгу Na śmierć, 1863 - Gnatowski Jan, Jan Gnatowski - Страница 2

II

Оглавление

Ubierałem się na drugi dzień sam jeden w pokoju, nie widząc żywej duszy od rana, kiedy mnie naraz uderzył turkot powozu, zatrzymującego się przed domem.

Uliczka, przy której mieszkaliśmy, była ustronną i mało zaludnioną. Wśród ogradzających ją parkanów, rzadko kiedy wóz się przesunął – rzadziej jeszcze przejeżdżał zwoszczyk. 0 powozach nie było mowy. Tem bardziej mnie zajął wspaniały ekwipaż z liberyjną służbą, stojący przed gankiem. Wybiegłem do przedpokoju. Panna Felicya spotykała tam właśnie i prowadziła do salonu starszą damę, w której poznałem księżnę. Widywałem ją nieraz, ale zawsze piechotą i w czerni. Obecnie uderzył mnie przedewszystkiem strój jej, dla oka przywykłego do żałoby niezwykły; suknia popielata i fioletowe kwiaty u kapelusza.

Przypomniałem sobie w tej chwili kolorowe kokardy i wstążki, któremi kilkakrotnie panna Felicya ubierała mojej matce jej czarne ubranie. Poznawałem po tem zawsze, że mama jedzie na audyencyę do generała gubernatora. Oczywiście musiała tam jechać teraz księżna.

Przez kilka minut z salonu i sypialni słychać było gwar urywanej rozmowy i posuwanych sprzętów. Wreszcie drzwi się otwarły i mama wyszła do przedpokoju, oparta na ramieniu księżnej, jeszcze bledsza i bardziej osłabiona, niż zwykle. Panna Felicya biegła za nią, przytrzymując ją i upinając szpilkami fioletową szarfę dokoła czarnego kapelusza.

– Jeszcze chwilka – wołała zadyszana. – Trzeba przecie, żeby leżało porządnie. Gotowe się rozpiąć a wtedy powiedzą, że pani umyślnie w żałobie przyjechała.

Księżna spojrzała na zegarek.

– Mamy dosyć czasu – rzekła. – Generałowa nie siada do śniadania przed dziesiątą, a właśnie w tym momencie chcę ją uchwycić.

Moja matka stała nieruchoma i obojętna, jakby nie słysząc i nie widząc, co się z nią dzieje. Panna Felicya krzątała się koło niej, wspinając na palce swoją maleńką figurkę i podskakując swoim zwyczajem. Skończyła wreszcie, wiążąc wstążki od kapelusza w kokardę u szyi.

– No, teraz będzie się trzymać – rzekła, odstępując.

Mama koniec wstążki podniosła zwolna do oczu, a potem skręciła ją w ręku nerwowym ruchem.

– I pomyśleć – rzekła do księżnej głuchym rozbitym głosem – że tam moje dziecko w kaźni, w nędzy, w oczekiwaniu śmierci, a tu w sercu ból i strach, i rozpacz, że trzeba iść do nich, do tych… czołgać się przed nimi o litość, o łaskę, o życie… i do tego wszystkiego brać na siebie kolorowe kokardy.

– Pomyśl pani, że to dla niego, dla ratunku syna – szepnęła księżna, obejmując i przyciskając do siebie moją matkę.

– Dla Stasia, dla naszego chłopca drogiego – dodała panna Felicya, nachylając się do jej ręki.

Na śmierć, 1863

Подняться наверх