Читать книгу A to historia! - Grażyna Bąkiewicz - Страница 4

Оглавление

óz trząsł.

– Daleko jeszcze? – pytał Lisyniusz.

Był synem kupca i choć miał dopiero osiem lat, ojciec uznał, że czas zacząć przyuczać go do zawodu. To pierwsza tak daleka podróż w jego życiu. Wyruszyli wraz z innymi kupcami z Rzymu i jechali przez pół Europy po bursztyn. Ten dziwny kamień był niezwykle cenny w państwie rzymskim.

Ludzie wierzyli, że daje zdrowie i chroni przed złem.

Najpiękniejsze okazy kupcy sprowadzali znad dalekiego morza, nazywanego Bałtykiem. Komu udało się tam dotrzeć, mógł być pewien, że zostanie bogaczem. Kupcy napełniali worki drogocennym bursztynem albo – jak wtedy mówiono – jantarem, ładowali je na wozy i wracali do domu. Pokolenia kupców wydeptały przez Europę drogę, którą nazwano szlakiem bursztynowym.


– Daleko jeszcze? – marudził Lisyniusz.

Trudno mu się dziwić, był w drodze już od kilku tygodni. Na odpoczynek zatrzymywali się w napotkanych osadach, ale częściej nocowali na leśnych polanach. A lasy były wtedy gęste i buszowały w nich stada wilków, żubrów, turów, niedźwiedzi. I gryzących mrówek.

– Gdy zacznie pachnieć solą, będzie oznaczać, że to już blisko – powiedział ojciec.

– A jak pachnie sól? – zaciekawił się Lisyniusz.

– Przyjemnie, świeżo. Poczujesz różnicę.

– A jacy ludzie tam mieszkają? Podobno mają dzioby i pióra zamiast włosów.

– Nie wierz we wszystko, co usłyszysz – prychnął tata. – Ludzie znad Bałtyku nie różnią się niczym od nas. Ale wśród nich też pewnie są tacy, co myślą, że to my mamy dzioby zamiast nosów i skrzydła zamiast rąk.


Lisyniusz zaśmiał się. W sumie byłoby nieźle, gdyby miał skrzydła, bo mógłby frunąć, zamiast wlec się tygodniami po dziurawym trakcie. Ale że każda droga ma swój kres, więc i z tą było podobnie. Pewnego ranka wiatr przyniósł nowy zapach. Pachniało sosnami, wodą, rybami i czymś jeszcze.

– Czy to sól? – zapytał Lisyniusz, a ojciec pociągnął nosem i potwierdził:

– Tak, docieramy do celu podróży.

– Nareszcie! – westchnął chłopiec.

Jeszcze jedno wzniesienie, jeszcze jedna wydma i otworzył się widok na Bałtyk. Lisyniusz zeskoczył z wozu i wykrzykując radosne: „Hurra!”, pobiegł po złotej plaży. Jednak po chwili wrócił rozczarowany.

– Myślałem, że bursztyn leży na piasku i wystarczy go zbierać.

Ojciec roześmiał się.


– Bo tak jest, ale wyzbierali go ci, którzy są tu gospodarzami. To ich bogactwo. My kupimy od nich większe zapasy. Mamy na wymianę żelazne noże, miecze, siekiery, ostrza do włóczni. Dla nich żelazo to skarb.

– Czyli będziemy wymieniać skarby za skarby – ucieszył się Lisyniusz.

– Właśnie.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

A to historia!

Подняться наверх