Читать книгу Bezu-bezu i spółka - Grzegorz Kasdepke - Страница 3
Оглавлениеgdy pytano mnie w dzieciństwie, kim zostanę w przyszłości, odpowiadałem, że mężem mojej mamy – choć nie bardzo wiedziałem, co zrobić z tatą. Tata był fajny. Aby więc nie robić mu konkurencji, zdecydowałem, że będę: czołgistą, konduktorem, taksówkarzem, podróżnikiem, myśliwym, wynalazcą, a jak się uda, to i Indianinem.
– Musisz coś wybrać – powiedział wtedy mój przyjaciel Bodzio.
– Dlaczego?! – zasapałem ze złością.
– Nie można być i tym, i tym, i tamtym – wytłumaczył.
– Bo co?!
– Bo pstro!
I oczywiście doszło do bójki – która zakończyła się dopiero wtedy, gdy pani wychowawczyni postawiła nas w przeciwległych kątach sali. Stojąc tam, doznałem olśnienia…
– Zostanę pisarzem! – wrzasnąłem do Bodzia. – I napiszę o czołgistach, konduktorach, taksówkarzach, podróżnikach, myśliwych, wynalazcach, a także o Indianach!
– Wcześniej jednak – wtrąciła pani wychowawczyni – napiszesz sto razy: „Nie będę wydzierał się na lekcji”.
Tak bardzo rozbawiło to Bodzia, że pani wychowawczyni kazała mu napisać sto razy: „Nie będę rżał jak koń, stojąc w kącie”.
– O Indianach to łatwizna – oświadczył siedzący pod oknem Żuczek. – Napisz o mnie.
Pani wychowawczyni kazała mu sto razy powtórzyć w zeszycie: „Nie będę odzywał się niepytany”.
– Lepiej o mnie! – zawołał z końca sali Bezu-bezu.
– A czemu nie o mnie?! – obruszył się Krzysiek Olechno.
Dziesięć sekund późnej pani wychowawczyni kazała pisać wszystkim po sto razy: „Nie będziemy zachowywali się jak oszalałe dzikusy”.
Nie pamiętam już końca tamtej lekcji, w ogóle coraz mniej pamiętam – ale jak na pisarza przystało, zalepiłem dziury we wspomnieniach zmyślonymi historiami. Ciekawe, czy czytelnicy je odnajdą…
Grzegorz Kasdepke