Читать книгу Bon czy ton - Grzegorz Kasdepke - Страница 4

Оглавление

Autograf


Po czym odróżnić Kubę od Buby? Po zachowaniu. Kuba jest spokojny, grzeczny i dobrze wychowany, a Buba – wprost przeciwnie. Aż dziw, że bliźniaki mogą tak bardzo się różnić. I to mimo że na pierwszy rzut oka wyglądają prawie identycznie! Oczywiście Kuba to chłopiec, a Buba dziewczynka – więc tak zupełnie podobni do siebie to nie są. A jednak trudno ich czasami rozpoznać. Stąd nigdy nie wiadomo, czy tylko jedno z bliźniaków łobuzuje, czy też może obydwoje.

– Wiecie co? – powiedziała kiedyś babcia Joasia, przysłuchując się ich kłótni. – Chyba kupię wam podręcznik dobrego wychowania…

– Dla mnie też? – zdziwił się Kuba. Ale bez protestów ruszył za babcią do księgarni. I jak się okazało, było warto, bo w księgarni siedział właśnie pan pisarz od tego podręcznika – i rozdawał autografy.

– Super!… – wrzasnęła Buba, a potem wyrwała kartkę z notesu i przecisnęła się do pisarza. – Mogę autograf?!…

Pan pisarz wydawał się dość sympatyczny – choć patrząc na jego potargane włosy, trudno było uwierzyć, że napisał książkę o dobrym wychowaniu. Właśnie sięgał po wymiętą karteczkę Buby, gdy nagle zza jego pleców wyskoczyła groźnie wyglądająca pani z wydawnictwa.

– Ha! – huknęła tuż nad uchem pisarza, i to tak, że ten aż zbladł. – Czy ty, moja miła, nie wiesz, że to brzydko prosić o autograf na takiej karteczce?!

– Właśnie! – zarechotał z satysfakcją Kuba i stanął przed zakłopotanym pisarzem. – Podpisze mi się pan na brzuchu?

Babcia Joasia jęknęła. Pani z wydawnictwa łypnęła na nią ponurym wzrokiem.

– Te dzieci są z panią? – zapytała groźnie.

– Tak… – pisnęła babcia Joasia.

– Proszę! – pani z wydawnictwa podała jej dwa podręczniki. – Przydadzą się! Tu jest napisane nie tylko to, że od autografów są pamiętniki, książki czy ewentualnie zeszyty, ale i inne… ciekawostki!

Bekanie


– Nigdzie z nimi więcej nie idę! – krzyknęła babcia Joasia, przyprowadzając do domu Kubę i Bubę.

Tata westchnął ciężko i odłożył gazetę. Mama spojrzała z niepokojem na skruszone miny bliźniaków.

– Mój przyjaciel, pan Waldemar, bardzo kulturalny pan, zaprosił nas na obiad! – opowiadała ze wzburzeniem babcia Joasia. – Wiecie, jak zachowywały się wasze dzieci?!

Tata chciał powiedzieć, że mniej więcej może to sobie wyobrazić, ale mama kopnęła go w kostkę.

– Jak? – zapytała.

– Urządziły sobie konkurs bekania przy stole! – wycedziła babcia Joasia. – Myślałam, że spalę się ze wstydu!…

Tata chrząknął, a potem wbił wzrok w Kubę i Bubę.

– Możecie to wyjaśnić? – zapytał.

– Chcieliśmy pokazać, że nie jesteśmy głodni… – wyznał Kuba. – Żeby pan Waldemar już nam nie dokładał…

– W taki sposób?! – krzyknęła ze zgrozą mama.

Buba wzruszyła ramionami.

– A w jaki?! – prychnęła. – W Mongolii to zupełnie normalne. Dopóki gość nie beknie, ciągle mu dokładają!…

– Mieszkamy w Polsce, a nie w Mongolii! – krzyknęła babcia Joasia. – Po to wam kupiłam podręczniki dobrego wychowania, żebyście się czegoś nauczyli, a nie…

– Ale to właśnie z tego podręcznika! – przerwał jej Kuba. – Na początku jest rozdział o innych krajach…

Zapadła cisza.

– Dopóki nie przeczytacie pozostałych rozdziałów – odezwała się w końcu babcia – nigdzie was nie zabiorę!

– Nawet do Mongolii? – zapytał Kuba.

Ale odpowiedziało mu tylko trzaśnięcie drzwi.

Biżuteria


Rodzice Kuby i Buby od dobrego kwadransa nie mogli się doprosić, by ich dzieci raczyły w końcu przyjść na śniadanie. Ale wreszcie się doprosili.

– Dziecko drogie!… – jęknęła mama na widok Buby. – Coś ty na sobie ponawieszała?!

Buba usiadła przy stole i zerknęła z zadowoleniem na osłupiałych rodziców. Miała na sobie masę korali, broszek, na przegubach rąk – po kilka bransoletek, na palcach dłoni – dziesiątki pierścionków, a w uszach – półmetrowe kolczyki.

Tata chciał właśnie coś powiedzieć, gdy z przedpokoju doszedł go bardzo dziwny hałas – zupełnie jakby plątał się tam rycerz w pełnej zbroi. Po chwili do kuchni wszedł Kuba. Teraz i Buba miała zaskoczoną minę.

– Zwariowałeś?! – wykrztusił tata.

Kuba, pobrzękując zawieszonymi na szyi łańcuchami, podszedł do stołu. Potem sięgnął po chleb – mama miała wrażenie, że sprawiło mu to wysiłek. Nic zresztą dziwnego – na przegubach Kuby pobłyskiwały ciężkie, grube bransolety.

– No co? – wzruszył ramionami. – Taka moda. Widzieliście teledyski zespołu Rapujące Serdele?

– Synu!… – tata z trudem doszedł do siebie. – Mężczyźni nie noszą biżuterii! Co najwyżej łańcuszek z medalikiem lub krzyżykiem! I wystarczy!…

– A Rapujące Serde… – próbował zbuntować się Kuba.

– Artyści to co innego! – przerwał mu tata. – Jak będziesz kiedyś serdelem, to proszę bardzo!

Buba zachichotała z satysfakcją.

– A ty, moja droga… – Mama spojrzała na nią groźnie – natychmiast to z siebie ściągaj! Widziałaś, żebym poszła kiedyś do pracy aż tak obwieszona?!

– Ja nie idę do pracy – obraziła się Buba. – Tylko do szkoły!

– Tym bardziej! – Mama wydawała się być nieprzejednana. – W takich miejscach wypada nosić co najwyżej skromne kolczyki i nierzucający się w oczy pierścionek! A czy w ogóle wiesz, po czym można poznać prawdziwą damę?

Buba zrobiła obrażoną minę, ale widać było, że pilnie strzyże uszami.

– Po tym, że nigdy nie wygląda jak choinka! – powiedziała ze spokojem mama. – Chyba że na balu przebierańców!

Butonierka


Awantury między Kubą i Bubą wybuchają najczęściej niespodziewanie – tak było i tym razem.

– O co chodzi? – zapytał tata, gdy udało mu się już rozdzielić skłócone bliźniaki.

– Bo Buba nie wie, a się wymądrza! – krzyknął Kuba. – Powiedz jej, co to jest butonierka!…


– Butonierka? – tata spojrzał na nich ze zdumieniem. – To taka mała dziurka w klapie marynarki… Można przez nią przewlec wstążkę na order albo wpiąć jakąś oznakę… Ale to chyba jeszcze was nie dotyczy?

Kuba popatrzył na Bubę triumfalnie.

– No i co?! – wrzasnął. – A ty mówiłaś, że to górna kieszonka w marynarce i że trzyma się w niej chusteczkę!…

– Nie można się czasami pomylić?! – ryknęła Buba. – Ty na początku myślałeś, że butonierka to szafka na buty!…

– Nieprawda! – Kuba aż zbladł z oburzenia. – Mówiłem, że to dziurka, w którą można włożyć kwiatek!…

Buba prychnęła z pogardą.

– Kwiatek to można włożyć do wazonu – wycedziła. – Albo zasadzić w doniczce…

– Tato, powiedz jej! – zirytował się Kuba.

Ale tata, zamiast coś powiedzieć, uciekł z pokoju…

Buty


Tata Kuby i Buby od rana chodził bardzo przejęty. Nic zresztą dziwnego – w południe miał trzymać do chrztu Jaśka, synka wujka Edwarda. Z tej okazji kupił sobie bielusieńki garnitur, biały krawat, nowe buty… – a teraz stał przed lustrem i próbował zrobić sobie przedziałek. Bliźniaki były pod takim wrażeniem, że zapomniały nawet pokłócić się po śniadaniu. Ale jeżeli ktoś myśli, że w domu Kuby i Buby dzień może minąć bez awantury, jest w błędzie.

– Kto to zrobił?! – dał się naraz słyszeć przeraźliwy wrzask taty. – Kuba, Buba, do mnie!…

Kuba i Buba stanęli przed nim z minami niewiniątek.

– Co to jest?! – zapytał tata, potrząsając trzymanymi za sznurówki butami.

– Buty – odparł po namyśle Kuba.

– Wiem, że to są buty! – krzyknął tata. – Ale kto je wypastował?!…

Kuba i Buba zerknęli na siebie niepewnie.

– My… – bąknęła Buba.

– Kulturalny człowiek powinien mieć wypastowane buty – wytłumaczył Kuba. – Nie czytałeś tego podręcznika?…

Tata zazgrzytał zębami.

– Czy tam było napisane – wycedził – że białe buty pastuje się brązową pastą?!

– Hm… – zamyśliła się Buba. – Nie pamiętam…

– A ja wam mówię, że nie! – zirytował się tata. – Jak ja teraz będę wyglądał?! Jakbym wdepnął w psią ku…

– Ciii!… – Kuba przyłożył palec do ust.

Tata poczerwieniał ze złości.

– Jak ci się nie podoba, możesz nałożyć mokasyny – poradziła Buba. – Albo sandały…

– Do garnituru nie nosi się mokasynów! – wrzasnął tata. – Ani tym bardziej sandałów, trampek czy kapci!… Tylko sznurowane pantofle!…

– No to jak uważasz… – wzruszył ramionami Kuba. – W razie czego możemy wypastować ci garnitur…

Całowanie w dłoń


Kuba i Buba postanowili za wszelką cenę zatrzeć złe wrażenie, jakie wywarli ostatnio na panu Waldemarze, przyjacielu babci Joasi. Los im sprzyjał – gdy wracali ze szkoły, ujrzeli przed sobą znajome postaci…

– Babciu! Panie Waldemarze! – krzyknęła uradowana Buba, wymachując rękami.

Na twarzy babci Joasi pojawił się wyraz paniki. Z najwyższym trudem opanowała chęć ucieczki i ruszyła w stronę bliźniaków.

– Uwaga! – syknął Kuba. – Zachowujemy się najkulturalniej, jak tylko można!

– Dobra! – odsyknęła Buba. – Trzy-czte-ry!

Parę minut później babcia Joasia i pan Waldemar, lekko oszołomieni, pożegnali się z bliźniakami.

– Chyba zaskoczyliśmy ich naszą wytwornością! – ucieszyła się Buba.

– Ja myślę! – odparł z dumą Kuba.

Jakież więc było jego zdumienie, gdy wieczorem zadzwoniła babcia Joasia i powiedziała mu kilka cierpkich słów.

– No co?… – Buba popatrzyła z ciekawością na zarumienionego brata.

– Babcia mówi… – chrząknął zakłopotany Kuba – że całowanie w dłoń to już przeżytek i że niektórzy mówią na taki pocałunek „cmok-nonsens”.


– I co jeszcze?

– I że jeżeli ktoś już musi – kontynuował Kuba – to powinien pamiętać, że nie należy całować w dłoń pod gołym niebem. Tylko w jakimś pomieszczeniu. No, chyba że na dworcu.

– I co jeszcze?

– I że nie należy całować w dłoń w pracy, w szkole ani na służbowych przyjęciach – westchnął Kuba.

– I co jeszcze?

– I że kobieta nie powinna podawać dłoni w taki sposób – demonstrował Kuba – jakby chciała, żeby ktoś ją w nią pocałował.

– I co jeszcze?

– Właściwie już wszystko… – mruknął Kuba. – Babcia prosiła tylko, żebyś nie całowała więcej pana Waldemara po rękach. Bo nie chce, żeby pan Waldemar pomyślał, że to w naszej rodzinie normalne…

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Bon czy ton

Подняться наверх