Читать книгу Little Big Horn 1876 - Grzegorz Swoboda - Страница 6
Od autora
Оглавление„Rząd USA stosuje politykę segregacji rasowej wobec rdzennych Amerykanów i zamyka ich w rezerwatach, w wyniku czego żyją oni w chronicznej biedzie i zacofaniu”.
Z odpowiedzi Rady Państwa Chińskiej Republiki Ludowej na raport Departamentu Stanu USA, krytykujący stan praw człowieka w Chinach (marzec 1996 r.)
Custer nad Little Big Horn? Czy warto temu poświęcać osobną książkę? Przecież wszyscy świetnie znają tę historię. Oto garść cytatów z najnowszej literatury.
„W czerwcu 1876 r. potężne oddziały armii amerykańskiej zostały wysłane do południowo-wschodniej Montany, aby spacyfikować Siuksów i Czejenów. Najważniejszym oddziałem w kampanii był siódmy pluton (sic!) kawalerii”[1].
„Setki białych tratowały świętą ziemię Siuksów, zapominając o układzie, który wyraźnie mówił, że tereny Dakoty będą należały do Indian «tak długo, jak będzie rosła trawa i będą płynęły rzeki». […] Szalony Koń i Siedzący Byk wezwali wodzów Siuksów i sprzymierzonych Czejenów na naradę. Zdecydowali rozbić obóz w dolinie Little Big Horn i odpierać ataki, nawet gdyby mieli zginąć”[2].
„Nastąpiło zgromadzenie wojsk amerykańskich nad rzeką Big Horn u ujścia potoku Little Big Horn. Tu wojownicy Sioux dokonali pogromu wojsk amerykańskich. Amerykańscy żołnierze zostali wycięci, a garstka z nich ocalała tylko dzięki korzystnemu zbiegowi okoliczności. Jednakże dobrze umocniony (sic!) obóz wojowników Sioux już wkrótce uległ silnym oddziałom federalnym”[3].
„Elitarna jednostka, Siódma Kawaleryjska (sic!), pod dowództwem płka Custera, zaprawiona w boju i przeznaczona specjalnie do zabijania Indian, została doszczętnie wybita […] przez połączone siły Siuksów i Czejenów w bitwie pod (sic!) Little Big Horn”[4].
„Oddział Custera był pierwszym, który zjawił się w Little Bighorn Valley. Nie czekając na posiłki, dowódca poprowadził żołnierzy na indiańską wioskę nad rzeką Little Bighorn, uchodzącą za największe osiedle Indian na obszarze Wielkich Równin. Kiedy część jego ludzi ruszyła w pościg za uciekającymi kobietami i dziećmi, 2000 wojowników otoczyło kotlinę, odcinając oddziałowi drogę ucieczki. Żołnierze zsiedli z koni i próbowali, strzelając, utorować sobie drogę, jednak wkrótce zostali pokonani. Jednocześnie został zlikwidowany posterunek dowodzenia Custera (sic!) na pobliskim wzgórzu. […] Jedynie Custer zdołał wyjść żywy (sic!)[5].
„Custer miał przy sobie pisemny rozkaz, aby wyprzedzić kolumnę, przeprowadzić zwiad i zlokalizować indiańskie stanowiska nad Little Big Horn. […] Prowadził swe oddziały do celu z niebezpieczną prędkością, jadąc nawet nocami, co doprowadziło ludzi i konie do skrajnego wyczerpania. Na miejsce dotarł 22 czerwca i do 27 czerwca miał czekać na przybycie pozostałych wojsk. Zakładano, że Indianie zaczną w popłochu uciekać, stając się łatwym celem dla strzelców. […] Custer odkomenderował jedną kompanię do ochrony wolno jadącego pociągu towarowego (sic!). Zignorował rozkazy – miał czekać na połączone natarcie przewidziane na 27 czerwca. […] Custer absolutnie nie nadawał się na oficera kawalerii, był bowiem próżny, brakowało mu rozsądku i lubił brawurę. Nigdy nie zdradzał jakichkolwiek talentów militarnych ani przywódczych. […] Siedząc w siodle, przyjmował bohaterską postawę. Wzniósł swoją szablę w zwyczajowym geście rozpoczynającym atak i skierował żołnierzy na zgubne spotkanie z Indianami. […] Batalion Reno rozproszył się w panice. Tuzin tych, którzy zostali w tyle, rozproszył się później. […] Benteen wycofał się w stronę pociągu towarowego. […] Custer ze sztabem wyruszył na rekonesans w dół rzeki. Indianie szybko odkryli stanowiska kawalerzystów i zaatakowali. Gdy Custer po krótkim zwiadzie powrócił na wzgórze, mogło dołączyć do niego tylko 20 ludzi. Kilku ludzi prawdopodobnie wysłano, aby sprowadzili pomoc, 15 innych zginęło w wąwozie, próbując ratować się ucieczką na wzgórza. Custer został pojmany wraz z ok. 40 żołnierzami, gdy, ukryci za swymi zabitymi końmi, próbowali odpowiadać na ogień. […] Indian oskarżono o zamordowanie Custera. […] Zostali uwięzieni lub wywiezieni do Kanady (sic!)”[6].
„Custer był jednym z najwięcej niezdyscyplinowanych oficerów. […] Chciał kandydować na urząd prezydenta i dlatego usilnie zabiegał o udział w wyprawie przeciwko Dakotom i Szejenom w 1876 r. Wiedział, że Amerykanie chętnie oddawali swe głosy na bohaterów walk z Indianami. Wyruszając na wyprawę, wbrew rozkazowi zabrał korespondenta wojennego «New York Herald», który wysyłał do dziennika entuzjastyczne depesze. One to z zadufanego oficera uczyniły bohatera narodowego”[7].
„George Armstrong Custer […] został dowódcą Siódmej Brygady (sic!) Kawalerii i walczył przeciw Siuksom. Nie podporządkowawszy się pisemnym rozkazom oraz wbrew radom zwiadowców, zaatakował przeważające siły Indian. […] Poniósł śmierć wraz z całą swą brygadą”[8].
„Custer George Armstrong […], sławny z powodu bezwzględności; 1876 zginął wraz z ok. 250 żołnierzami 7 pk w bitwie nad rzeką Little Big Horn; po śmierci wokół C. powstała legenda ekstrawaganckiego i nieustraszonego pogromcy Indian”[9].
„Little Big Horn, bitwa 1876 […]; Custer, ignorując rozkazy zakazujące mu samodzielnej potyczki, rozdzielił swój oddział, liczący 265 ludzi, na 3 części (sic!), aby zaatakować duży obóz indiański nad rzeką Little Big Horn, u podnóża Black Hills (sic!); w wyniku walki około 200 żołnierzy amerykańskich wraz z Custerem poniosło śmierć; była to największa klęska armii amerykańskiej w walkach z Indianami”[10].
„Sitting Bull […]; organizator oporu przeciwko zawłaszczaniu ziem plemiennych przez białych; połączył wojowników Sioux, [i?] Arapaho i podjął walkę przeciwko białym osadnikom, gdy 1875–76 wkroczyli oni do Black Hills; 1876 doprowadził do zwycięskiej dla Indian bitwy pod Little Big Horn”[11].
„To znaczące zwycięstwo rdzennych Amerykanów dowodzonych przez Sitting Bulla było też wielkim pokazem oporu Indian wobec nowych przybyszów. Rozwścieczony prezydent Grant zgromadził olbrzymie siły do kampanii wojskowej”[12].
„Zemsta Amerykanów była bezlitosna. Armie pogranicza ruszyły z fortów, tropiąc Indian od wodopoju do wodopoju, wybijając całe plemiona, nie szczędząc kobiet ani dzieci. […] Ci, którzy przeżyli, bywali zapędzani do rezerwatów, by wieść tam życie na pograniczu głodu i w ciągłym upokorzeniu”[13].
„Kiedy Kara Mustafa, wielki wódz Krzyżaków, prowadził swoje wojska przez Alpy na Kraków…”
Czy warto poświęcać książkę wydarzeniu istniejącemu w powszechnej świadomości jako stereotyp, nad którego utrwaleniem pracują pospołu autorzy encyklopedii, przewodników, literatury popularnej, dzieł naukowych i pseudonaukowych? Jako niestrawny klops przeinaczeń, schematów, zmyśleń, półprawd, fałszów i zwykłych andronów, niegdyś podawany w ostrym sosie antyamerykańskim i „antyimperialistycznym”, a dziś odsmażany na fryturze politycznej poprawności?
Czy warto przypominać, że to nie Europejczycy przynieśli do Ameryki wojnę, lecz na kontynencie amerykańskim miała ona charakter endemiczny? Indiańskie plemiona nieustannie toczyły ze sobą walki, których bezwzględność miała cechy eksterminacji; ich ślady sięgają 1325 r., kiedy w obecnej Dakocie Południowej została starta z powierzchni ziemi osada indiańska, a 426 mieszkańców obojga płci, od niemowląt do starców, zostało zabitych, okaleczonych i oskalpowanych (nie było wśród nich młodych kobiet, które prawdopodobnie uprowadzono)[14]. Wojny o supremację trwały do połowy XIX wieku; jeszcze w 1830 r. plemię Wron wybiło około 500 Pieganów. Takich strat Indianie z rąk białych nigdy nie ponosili.
Indianie potraktowali Europejczyków jak jeszcze jedno plemię – obce, a więc wrogie. Już w 1675 r. Metacomet, wódz Wampanoagów, oświadczył, że „tylko martwy biały jest dobrym białym”, i puścił z dymem dziesięć miast w Massachusetts. W 1861 r. wódz Apaczów Cochise zawyrokował, że „tylko martwy Amerykanin jest dobrym Amerykaninem”[15]. W 1862 r. w Minnesocie Sjuksowie Santee wymordowali prawie tysiąc farmerów i zrównali z ziemią miasto New Ulm. Przykłady wskazujące, jak bezradni okazywali się biali w konfrontacji z niepojętą dla nich agresywnością, brutalnością i okrucieństwem, można by mnożyć. Ale po co?
Czy ma sens przypominanie, że chociaż odpowiedzialny za bezpieczeństwo zachodu gen. Philip Sheridan wygłaszał bezkompromisowe poglądy (przypisuje mu się osławione apokryficzne słowa: „Jedyni dobrzy Indianie, jakich znam, to martwi Indianie”[16]), fakty mówiły co innego? W ciągu 26 lat walk w latach 1865–1891, od Teksasu po Oregon i od Kansas po Kalifornię, w wojnach z Apaczami, Szejenami, Sjuksami, Modokami, Komanczami, Nez Percé, Bannockami i Utesami rozegrało się 1065 bitew i potyczek (z tego 592 zostały stoczone przez oddziały w sile kompanii i mniejsze, a 70 przez 5 lub więcej kompanii). Zginęło w nich 932 żołnierzy i oficerów oraz 461 cywilów (zwiadowców, taborytów itp.), a 1061 żołnierzy i oficerów oraz 116 cywilów odniosło rany. Stosunek liczby zabitych i rannych (2570) do liczby zaangażowanych sił przewyższał wojnę secesyjną.
Według tych samych źródeł wojskowych liczba zabitych i rannych Indian wyniosła 5519. Jest ona raczej zawyżona (według Sjuksów ich straty w 12 bitwach w latach 1875–1876 wyniosły 69 zabitych i 102 rannych). Ale nawet gdyby pomnożyć przybliżoną liczbę Indian zabitych w ciągu 25 lat przez dwa, to i tak – ani w stosunku do około miliona Indian mieszkających w tym okresie w USA, ani do 250 tysięcy Indian prerii i równin – nie uzasadniałaby ona określenia „eksterminacja”.
Trudno sądzić, że dla rządu USA pokonanie Indian siłą byłoby technicznie niewykonalne, lecz nie czynił tego; chcąc godzić potrzeby rozwoju kraju z interesami Indian, zawierał z nimi traktaty, nie bacząc, że traktowanie koczowniczych plemion jak równorzędnego partnera dla nowoczesnego państwa jest ponurą groteską. Gdy dochodziło do konfliktu, groteska zamieniała się w schizofrenię; jeden organ rządowy wysyłał przeciw Indianom wojsko, drugi zaś dostarczał tymże Indianom broni i amunicji.
Traktat z Sjuksami nie zawierał tak poetyckich zwrotów jak „dopóki trawa rośnie” etc., był to drętwy dokument, w dodatku ograniczony czasowo, a rząd stosował się do niego nawet wtedy, gdy utracił ważność. Legenda „złota Czarnych Gór” budzi romantyczne skojarzenia, ale nie złoto było przyczyną wojny lat 1876–1877, lecz prozaiczny konflikt interesów, będący jednocześnie konfliktem cywilizacyjnym. Na równinach Ameryki przybysze z ery kapitalizmu zastali relikty z ery łowiectwa i zbieractwa, koczowników, których jedynymi zajęciami były polowanie i wojna. Co roku, gdy wyrosła trawa, nomadzi łączyli się w wielki obóz, celebrowali uroczystości, odbywali polowanie na bizony, staczali bitwę z wybranym wrogim plemieniem, a następnie rozdzielali się, aby na własną rękę napadać na wrogów – do jesieni, do końca sezonu polowania i wojowania. Jak czambuły tatarskie „po świeżej trawie”, rajdy Indian nieuchronnie spadały na osadników kresowych. Tak jak one, nie miały celów strategicznych – chodziło o zdobywanie łupów i branie jasyru. Nie mogły na jednym obszarze współistnieć cywilizacje, z których jedna opierała się na hodowli, a w drugiej kradzież bydła i koni uchodziła za czyn chwalebny.
Po co wskazywać, że ogromny rezerwat Sjuksów nie był przez wojsko naruszany, a wojna toczyła się poza nim, o setki mil od Czarnych Gór? Dlaczego tłumaczyć, że Sjuksowie opuszczali go nie, jak chce jeden z cytowanych autorów, „aby upolować nieco zwierzyny”, lecz w innych celach? Że bitwa nad Little Big Horn została stoczona… w rezerwacie Wron?
Kiedy rozgrywały się opisywane wydarzenia, większość Indian zamieszkiwała rezerwaty. Lecz na równinach Dakoty i w górach Montany 10 tysięcy Indian kultywowało tryb życia, który nosił w sobie zarzewie konfliktu. Paradoksem jest, że swoim stosunkowo krótkim oporem tak zdominowali zbiorową wyobraźnię, że przez ten pryzmat postrzega się całą epokę. Do masowej świadomości przeszły nie imiona Indian, którzy, jak wódz Wron Mnóstwo Ciosów, akceptowali cywilizację, lecz jej nieprzejednanych wrogów: Czerwonej Chmury, Szalonego Konia i Siedzącego Byka. „Większość cywilizowanych przyjaciół Indian kocha ich za szlachetne występki, wspaniałe wykroczenia, olśniewające przestępstwa. Dla sentymentalistów genialna zbrodnia jest zawsze godna podziwu, pospolita praca zasługuje tylko na pogardę”, podsumował znawca Zachodu[17].
Czy można odważyć się na zakwestionowanie obowiązującego obrazu, na którym żołnierze wyszkoleni „specjalnie w zabijaniu Indian” gonią kobiety i dzieci, a gdy Indianie nie chcą „stać się łatwym celem dla strzelców”, mogą tylko rzucić się do ucieczki albo się ukryć, a jeśli „garstka z nich ocaleje”, to tylko „dzięki korzystnemu zbiegowi okoliczności”?
Przedstawianie jednej strony w ciemnych kolorach, aby na ich tle druga wypadła lepiej, to zabieg propagandowy. Jednak po przekroczeniu pewnych granic zamienia się on w zwykłą hucpę. Czy trzeba więcej zuchwalstwa, czy ignorancji, aby z całkowitą dezynwolturą oświadczyć, że gen. George Armstrong Custer, najwybitniejszy dowódca jazdy Unii, zwycięzca spod Gettysburga, który wygrał wszystkie swoje bitwy wojny secesyjnej (i wszystkie walki z Indianami – oprócz ostatniej…), „absolutnie nie nadawał się na oficera kawalerii” i „nigdy nie zdradzał żadnych talentów militarnych”? Czy nie wystarczy gloryfikować jego przeciwników?
Walka z obowiązującymi wersjami historii bywa beznadziejna; odmienny głos tonie w beczeniu orwellowskich owiec. Autor nie rości sobie pretensji do zmiany ustalonych poglądów. Jego zamiarem było tylko oddanie sprawiedliwości gen. George’owi Armstrongowi Custerowi przez opisanie wydarzeń na podstawie źródeł, relacji i wspomnień uczestników. Dwa miejsca, w których ze względu na ich brak, autor pozwolił sobie na domysł, zostały wyróżnione kursywą.
Autor nie pretenduje do obiektywizmu, nie uważa bowiem, że rok 1492 zapoczątkował pasmo nieszczęść. Stada bizonów były z pewnością piękne, a pędzący za nimi łowcy w barwnych pióropuszach godni podziwu. Ubolewanie z powodu ich braku ma jednak podobny sens jak ubolewanie nad tym, że w Wiślicy nie zasiada „pogański książę silny wielce”, a żubry spacerują po małym skrawku puszczy. Mówiąc słowami Stanisława Lema, „trzeba się obawiać, że nie będzie już nigdy takich wspaniałych zjawisk jak pćmy i murkwie – po wieki wieków”.
1 USA – zachód. Praktyczny przewodnik, Bielsko-Biała 1994, s. 221.
2 Wielkie zagadki przeszłości. Eksperci ujawniają kulisy wydarzeń historycznych, „Reader’s Digest” 1996, s. 406.
3 E. Nowicka, I. Rusinowa, Wigwamy, rezerwaty, slumsy, Warszawa 1988, s. 228.
4 J. Gąssowski, Indianie Ameryki Północnej, Warszawa 1996, s. 166.
5 USA – zachód…, s. 222.
6 Wielkie zagadki przeszłości…, s. 407–409.
7 K. i A. Szklarscy, Ostatnia walka Dakotów, Katowice 1979, przypis na s. 300.
8 Gąssowski, op. cit., s. 167.
9 A. Bartnicki, K. Michałek, I. Rusinowa, Encyklopedia historii Stanów Zjednoczonych Ameryki, Warszawa 1992, hasło „Custer”.
10 Ibidem, hasło „Little Big Horn, bitwa”.
11 Ibidem, hasło „Sitting Bull”.
12 USA – zachód…, s. 222.
13 Gąssowski, op. cit., s. 166.
14 P. Willey, Prehistoric warfare on the Great Plains: skeletal analysis of the Crow Creek massacre victims, New York 1990.
15 H.J. Stammel, Der Indianer. Legende und Wirklichkeit von A–Z, München 1989, ss. 86, 157.
16 R. Keim De Bennevile, Sheridan’s troopers on the border, etc., Glorieta 1977, s. 16; P. L. Hedren, ed., The Great Sioux War 1876–77, Helena 1991, s. 103. Sheridan zaprzeczał, jakoby wypowiedział takie słowa.
17 R.I. Dodge, Our Wild Indians: 33 Years Personal Experience, etc., Hartford 1882, s. 259.