Читать книгу Nawet zdziczałe psy - Ian Rankin - Страница 7
Prolog
ОглавлениеPasażer wysunął kasetę z odtwarzacza i cisnął ją na tylne siedzenie.
– To byli Associates – poskarżył się kierowca.
– Mogą się asocjować gdzie indziej. Facet śpiewa, jakby mu ściskali jaja w imadle.
Kierowca pomyślał o czymś i uśmiechnął się.
– Pamiętasz, jak zrobiliśmy to temu… jak on się nazywał?
Pasażer wzruszył ramionami.
– Był winien szefowi pieniądze. Reszta nie miała znaczenia.
– To nie był chyba duży dług? – mruknął kierowca.
Pasażer wbił wzrok w przednią szybę.
– Daleko jeszcze?
– Niecały kilometr. W tych lasach sporo się działo, nie?
Pasażer nie odpowiedział. Na dworze było ciemno, od jakichś dziesięciu kilometrów nie minęli żadnego innego samochodu. Hrabstwo Fife w głębi lądu, pola skoszone i czekające na zimę. Niedaleko świńska farma, z której już korzystali.
– Jaki jest plan? – zapytał kierowca.
– Mam tylko jedną łopatę, więc rzucimy monetę, kto będzie kopał. Ściągniemy z niego ubranie, a później je spalimy.
– Ma tylko majtki i podkoszulek.
– Nie widziałem żadnych tatuaży ani sygnetów. Nie będziemy musieli nic odcinać.
– To tutaj. – Kierowca zatrzymał samochód, wysiadł i otworzył bramę. Zryty koleinami trakt prowadził w głąb lasu. – Mam nadzieję, że nie ugrzęźniemy – powiedział, wsiadając z powrotem. – Żartowałem – dodał na widok miny współtowarzysza.
– No, ja myślę.
Przejechali powoli kilkaset metrów.
– Tu mogę zawrócić – rzucił kierowca.
– Więc zróbmy to tutaj.
– Poznajesz to miejsce?
Pasażer pokręcił głową.
– Minęło trochę czasu.
– Zakopaliśmy chyba jednego tam, na wprost przed nami, i drugiego po lewej stronie.
– W takim razie spróbujmy po prawej. Latarka jest w schowku?
– Z nowymi bateriami, jak kazałeś.
Pasażer zajrzał do schowka.
– No to do roboty.
Wysiedli i przez niecałą minutę stali w miejscu, czekając, aż ich wzrok przywyknie do ciemności, i nasłuchując podejrzanych dźwięków.
– Wybiorę odpowiednie miejsce – powiedział pasażer i odszedł z latarką.
Kierowca zapalił papierosa i otworzył tylne drzwi mercedesa. To był stary model, więc zawiasy głośno zaskrzypiały. Zabrał kasetę Associates z tylnego siedzenia i wsunął ją do kieszeni kurtki, w której zabrzęczały drobne. Potrzebował ich, żeby rzucić monetą. Zatrzasnął drzwi, podszedł do bagażnika i otworzył klapę. Ciało było zawinięte w niebieskie prześcieradło. To znaczy było zawinięte wcześniej, bo podczas jazdy prowizoryczny całun się zsunął. Było widać gołe stopy, blade chude nogi i wystające żebra. Kierowca oparł łopatę o jedno z tylnych świateł, ale ześlizgnęła się na ziemię. Klnąc pod nosem, pochylił się, żeby ją podnieść.
I wtedy właśnie trup ożył – wyskoczył z prześcieradła i bagażnika, a kiedy dotknął stopami ziemi, o mało nie zwalił z nóg kierowcy. Ten stęknął i papieros wypadł mu z ust. Trzymając w jednej ręce łopatę, drugą próbował się podeprzeć. Z otwartego bagażnika zwisało prześcieradło; chłopak, który był nim owinięty, znikał między drzewami.
– Paul! – wrzasnął kierowca. – Paul!
Najpierw pojawiła się latarka, potem facet o imieniu Paul.
– Co się, kurwa, dzieje, Dave?! – zawołał.
Kierowca wskazał drżącą ręką las.
– Dał nogę!
Paul zajrzał do pustego bagażnika i syknął przez zaciśnięte zęby.
– No to zasuwaj za nim! – warknął. – Albo ktoś inny wykopie dół dla nas.
– Powstał z martwych – mruknął drżącym głosem Dave.
– Więc znowu go uśmiercimy. – Paul wyjął z wewnętrznej kieszeni nóż. – Jeszcze wolniej niż przedtem.