Читать книгу Płomienie winy: część 4 - Inger Gammelgaard Madsen - Страница 3
ОглавлениеRoland Benito zapalił lampę na biurku. Krąg światła padł na biały prostokąt papieru, podczas gdy reszta pomieszczenia nadal tonęła w mroku. Zrobiło się późno. Piekły go oczy i powiedział sobie po raz dziesiąty, że powinien już odstawić ten raport i wrócić do domu, ale teraz została mu już tylko jedna strona.
Była to przykra lektura. Życie całej rodziny legło w gruzach z powodu wybuchu gazu. Piętnastoletnia dziewczynka wróciła do domu ze szkoły i zdołała uratować z płomieni brata, ale matka, Jeanette Løkke, spłonęła żywcem. Jeśli Johan Boje naprawdę czuł miłość do tej kobiety, czytanie tych akt musiało sprawiać mu ból. Ale dlaczego je przeglądał, skoro sprawę zamknięto i nie było potrzeby dalej jej badać? I czy to z powodu tej starej sprawy tak brutalnie go zamordowano? Ta myśl nie dawała Rolandowi spokoju. Wiedział doskonale, że nie wyjaśni motywów tego zabójstwa. Jego zadaniem było dowiedzieć się, czy kierowcą samochodu użytego do popełnienia zbrodni był inny funkcjonariusz. Tego dotyczyło jego śledztwo. Niczego innego.
Gdy Karina szła do domu, on uparł się, żeby zostać i przeczytać ten raport, aby dowiedzieć się, czy cokolwiek wskazywało na to, że Johan Boje natrafił na jakiś nowy trop. Na przykład że to było morderstwo, a nie wybuch gazu. Czy zabójca Johana wiedział o jego odkryciu? Może był to kolega z pracy? Ani raport, ani dokumenty z sekcji zwłok nie wskazywały na nic innego niż wypadek. Jeanette Løkke zginęła w wyniku wybuchu gazu i nie było żadnych innych przesłanek.
Roland zamknął raport i odchylił się na oparcie fotela. Gdy zgasił lampę na biurku, pomieszczenie zatonęło w mroku. Po chwili jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, rozświetlonej jedynie światłem latarni ulicznej przy Banegårdspladsen.
Kwatera Niezależnego Organu Odwoławczego Policji znajdowała się w dawnej siedzibie duńskiej poczty i telegrafu, który to budynek wchodził w skład kompleksu należącego do kolei. Wszyscy poszli już do domów i uznał, że i na niego również już czas. Chciał pogawędzić przez chwilę z Irene i może wypić z nią kieliszek wina, zanim położą się spać. Następnego ranka on i Karina mieli ponownie wybrać się do Silkeborga, aby przesłuchać policjantów z tamtejszego komisariatu. Dzisiejszego dnia nie udało im się dotrzeć do wszystkich funkcjonariuszy, a jedyna osoba, która jeździła samochodem przypominającym ten, którego użyto do dokonania przestępstwa, miała akurat wolne, ale spodziewano się jej następnego dnia.
Roland wstał, przeciągnął się i ziewnął. Następnie zdecydowanym ruchem włożył płaszcz i wyszedł, zamykając drzwi za pomocą kodu bezpieczeństwa.
– Siedziałeś wczoraj do późna? – spytała Karina następnego ranka, gdy sięgała po pasy bezpieczeństwa przy siedzeniu pasażera.
Przyglądała mu się badawczo.
– Nie było tak źle – roześmiał się. – Udało mi się przestudiować ten raport.
– O pożarze?
Roland skinął głową i włączył się do ruchu czarną mazdą CX-5 należącą do duńskiej prokuratury. O tej porze dnia ulica, przy której stał budynek kolei w Aarhus, była wyjątkowo ruchliwa.
– Czyli ty też jesteś przekonany o tym, że ta stara sprawa ma coś wspólnego z zabójstwem Johana Boje – stwierdziła ze sceptycznym uśmiechem i zapięła pas.
– Chętnie bym to wykluczył, żebyśmy mogli się skupić na innych wątkach.
– I natrafiłeś na coś?
– Przecież też go czytałaś.
Wpuścił przed sobą żółty autobus, który przywiózł pasażerów na przystanek przed budynkiem dworca. Z autobusu wysypali się ludzie i szli, nie patrząc, gdzie stawiają nogi, bo ich wzrok był utkwiony w ekranach smartfonów. Może od samego rana grali w Pokémon GO i w każdej chwili ryzykowali bycie potrąconym przez samochód. Przesunął stopę na pedał hamulca.
– Tak, też go czytałam i nie znalazłam tam nic, co by mnie zaintrygowało. Z pewnością to czysty przypadek, że ten raport leżał w szufladzie Johana Boje. Podejrzewam, że motywem były raczej miłostki Johana. Powinniśmy szukać funkcjonariusza, którego żona miała romans z Johanem Boje. Zazdrość to najczęstszy motyw zabójstwa.
– Będziemy wiedzieć więcej, gdy porozmawiamy z kolegami Johana.
Roland włączył radio. Pozostałą część trasy pokonali w milczeniu. Gdy minęli most niedaleko jeziora Langsø przy wjeździe do Silkeborga, Roland z przyjemnością przyglądał się promieniom porannego słońca, które odbijały się w wodach rzeki Gudenå. Ponad taflą wody i między trzcinami unosiła się mgła, która świadczyła o tym, że mieli za sobą mroźną i niemal bezwietrzną noc. Karina drzemała. Roland czuł się zadziwiająco rześko. Irene czekała na niego z kolacją, gdy poprzedniego wieczora wrócił do domu. Zjedli razem i wypili parę kieliszków czerwonego wina. Później poszedł na orzeźwiający późnowieczorny spacer z ich owczarkiem niemieckim Angolem i zdawało mu się, że – pomimo mrozu – w powietrzu wyczuł zapach wiosny między drzewami, pod którymi niebieskie krokusy zamknęły na noc swoje kielichy. Po powrocie ze spaceru czuł się podniesiony na duchu. Irene położyła się już do łóżka, ale nie włożyła koszuli nocnej. Kochali się. Westchnął głośno i zerknął na Karinę, ale ta nadal siedziała z zamkniętymi oczami i najwyraźniej nie usłyszała tego westchnienia.
Tym razem nie zjawili się wcześniej niż inspektor Axel Borg. Ten zdążył wydać polecenie, żeby stołówka była gotowa do prowadzenia przesłuchań. Na stole stały plastikowe kubki z brązowymi uchwytami. Zaparzono też dzbanek świeżej kawy.
Pierwszy z przesłuchiwanych przedstawił się jako Benny Lund. To prawda, że był właścicielem ciemnego peugeota, ale był to model 108, a nie 208. Poza tym miał alibi na moment popełnienia przestępstwa, które zostało potwierdzone. Był w szpitalu w Viborgu i siedział na krawędzi łóżka, trzymając za rękę córkę, która trafiła tam z zapaleniem wyrostka robaczkowego. To nie mógł być on.
Frank Toft usiadł za stołem nieco niechętnie. Roland przejrzał jego akta i wiedział, że Frank był kawalerem, co bardzo go zaskoczyło, gdy zobaczył chłopaka na własne oczy. Był to przystojny mężczyzna, który z pewnością sprawiał, że serca kobiet biły szybciej. Wysoki, wysportowany, o mocnej szczęce i wyrazistym podbródku, i o symetrycznych rysach twarzy.
Trzymał w dłoniach kubek kawy, z którego upił łyk, zanim rozsiadł się wygodnie na krześle i spojrzał na nich wyzywająco. Mimo że wyraźnie sprawiał wrażenie, że wolałby znaleźć się gdzieś indziej, odpowiadał na ich pytania ze spokojem, ale nie pamiętał, gdzie się znajdował w chwili zabójstwa.
– Siedziałem w jakimś barze. Nie pamiętam, w którym. Spytałem Johana, czy pójdzie ze mną. Często razem chadzaliśmy na piwo po pracy. Lubił się dobrze bawić.
Mówiąc te słowa, Frank uśmiechnął się, jakby wróciły jakieś dobre wspomnienia.
– Ale Johan powiedział, że musi pracować, bo trafił na nowy trop w sprawie.
– W jakiej sprawie?
– Nie pytałem. Johan nie był moim partnerem i uznałem, że chodzi o sprawę gangu narkotykowego. Parę tropów trzeba było prześledzić bardziej szczegółowo.
– I dokąd pan się udał?
– Krążyłem tu i tam, nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć, gdzie byłem – odparł i spojrzał na nich niewinnym wzrokiem.
– Więc nie ma pan alibi na ten wieczór – podsumowała Karina.
– Nie, ale mogę państwa zapewnić, że nie zabiłem Johana. Był moim przyjacielem. Lubiłem z nim chodzić do miasta. W każdym razie kiedyś tak było.
– A czy to się zmieniło?
– Johan się zmienił. Spędzał mnóstwo czasu z tą Jeanette, ale o tym już państwo wiecie.
Roland nie umiał stwierdzić, czy było to pytanie czy stwierdzenie, ale mimo to skinął głową.
– A nie trzymali swojego romansu w tajemnicy? – dociekała Karina.
W jej głosie dało się słyszeć urazę, jakby to ona była zdradzaną przez Johana żoną.
– Nie przede mną. Johan spotkał się pewnego wieczora z Jeanette, gdy byliśmy razem w mieście, więc nie dało się tego uniknąć. To była naprawdę słodka dziewczyna.
– Pan też był w niej zakochany? – spytała Karina zjadliwie.
– Nie, broń Boże. Nigdy bym nie uwiódł dziewczyny kolegi.
– Dziewczyny? Przecież Johan był żonaty.
– Tak, Alice też jest okej, ale… – Frank pstryknął palcami. – Przypomniałem sobie, gdzie byłem. Gdy zadzwoniła Katja, żeby powiedzieć o tym, co się stało z Johanem, siedziałem w taksówce i wracałem do domu z baru Buddy Holly przy Hostrupsgade. Byłem podchmielony, co Katja może potwierdzić. I kierowca taksówki.
– Więc był pan w barze Buddy Holly, gdy zabito Johana?
Frank skinął głową.
– Sprawdzimy to – odezwała się Karina.
Frank ponownie skinął głową.
Roland wątpił, aby ostatnia z przesłuchiwanych osób pracujących z Johanem Boje miała coś wspólnego z zabójstwem. Była to funkcjonariuszka, Katja Olsen. Podczas rozmów prowadzonych między poszczególnymi przesłuchaniami odkrył, że Karina nie miała takiej pewności. Nadal nawiązywała do niewierności Johana Boje i była przekonana, że to w tym należało upatrywać motywu zabójstwa. Uważała, że Katja mogła być jedną z kochanek Johana.
Katja Olsen była młodą, zdrową dziewczyną o jasnych włosach spiętych w kucyk oraz o wyrazistych niebieskich oczach. To one rzucały się w oczy przy pierwszym spotkaniu. Zdawały się przyciągać do siebie. Roland nie byłby zaskoczony, gdyby wzbudziła zainteresowanie Johana Boje, ale została zatrudniona niedawno i twierdziła, że nie znała Johana zbyt dobrze. Nie pracowali razem zbyt długo. Miała dyżur tego wieczora, dzięki czemu miała alibi, i potwierdziła, że dzwoniła do Franka i że rzeczywiście brzmiało to tak, jakby siedział w taksówce.
– Co teraz? – spytała Karina, gdy przesłuchania dobiegły końca. – Wygląda na to, że nie był to żaden z jego kolegów z pracy.
– Nie potwierdziliśmy jeszcze, że Frank Toft był w barze Buddy Holly.
– To prawda, ale nie sądzę, aby to był on. Jest zbyt wysoki, jak na osobę, którą widzieliśmy na nagraniu z monitoringu stacji benzynowej. Osoba na filmie nie wygląda na wysoką. A co z synem Johana? Widział przecież ten samochód. Może on mógłby nam podać jakieś szczegóły.
Roland skinął głową.
– Chodźmy. Pojedziemy porozmawiać z Alice Boje i dziećmi.
Wiatr poprzedniego dnia rozrzucił nieco bukiety leżące przed garażem Johana Boje. Jedna z wiązanek leżała na jezdni i była częściowo rozwleczona po asfalcie, po stratowaniu przez liczne samochody. Roland wzdrygnął się, bo naszła go myśl, że stanowiło to niejako metaforę incydentu, który miał tu miejsce.
Zadzwonili do drzwi kilkakrotnie, zanim Alice Boje otworzyła. Była szczupła i miała na sobie kombinezon w białe i niebieskie kwiaty. Włosy spięła z tyłu spinką, ale kilka niesfornych loczków opadło jej na czoło. Roland stwierdził, że w innych okolicznościach zapewne uchodziłaby za ładną, ale teraz miała czarne cienie pod oczami i nie wyglądała szczególnie korzystnie. Poprosiła ich do środka.
– Czy macie państwo ochotę na kawę? Właśnie usiedliśmy do stołu… – Alice zrobiła gest ręką w stronę kuchni, gdzie przy stole siedziała dwójka dzieci.
– Nie, dziękuję, wypiliśmy kawę na komendzie. Przepraszam, że przerywamy śniadanie.