Читать книгу Księga humoru żydowskiego - Jacek Illg - Страница 4
Zaloty i amory
Оглавление– Rachel, ty masz piersi jak rodzynki!
– Takie słodkie?
– Nie, takie pomarszczone…
– Salcie, ty jesteś jak mercedes.
– Z powodu ładna linia?
– Nie, z powodu lekkie prowadzenie!
Po wielu latach bez kontaktu, pewna Żydówka odebrała telefon od swojego syna – geja:
– Mamo, spotkałem cudowną dziewczynę, powiem krótko: zamierzam się ożenić!
Matka ucieszyła się, ale nie jest do końca pewna, nie wierzy w dobre wieści.
– Myślę, że to by było zbyt wiele pytać, czy ona jest Żydówką?
– Mamo, ona jest nie tylko Żydówką, ale pochodzi z zamożnej rodziny z Beverly Hills!
Matka nie posiada się z radości:
– Synu, nie wiesz, jak bardzo mnie uradowałeś. Jak się nazywa twoja wybranka?
– Monika Lewinski, mamo.
Po chwili ciszy matka pyta:
– A co się stało z tym miłym katolickim chłopcem, z którym się spotykałeś?
Rachel zwraca się do swojej mamy:
– Berl poprosił mnie o rękę.
– Czy on ci się podoba?
– Właściwie tak, lecz jest jakiś dziwny. Nie wierzy w piekło.
Matka na to:
– Nie martw się, córko. Jak już się z tobą ożeni, to szybko uwierzy.
Icek spotyka panią Salcię (w której się od dawna kocha) i mówi:
– Pani Salcie! Pani mąż wyjechał w delegację, może ja bym do pani przyszedł wieczorkiem na kolacyjkę ze śniadankiem – nie będzie się pani czuła samotna…
Na co pani Salcia z oburzeniem:
– Ależ panie Icek! Ja nie jestem kobietą lekkich obyczajów!
– Ależ pani Salcie! Któż tu mówi o pieniądzach?
W środku nocy dzwoni 37-letnia Miriam z Chicago do swoich rodziców, którzy mieszkają w Nowym Jorku.
– Mama, możesz mi gratulować! Wychodzę za mąż!
– Nareszcie! Bogu niech będą dzięki!
– Tak, ale jest mały problem: on nie jest Żydem.
– No trudno, ale najważniejsze, że jakiegoś znalazłaś!
– Jest jeszcze coś… kolor skóry…
– A więc Murzyn? No nic, najważniejsze, że się kochacie!
– Niestety Joe nie ma pracy…
– Trudno, jakoś sobie poradzicie. Ty przecież nie zarabiasz najgorzej.
– Ale na mieszkanie nie wystarczy…
– Nie przejmuj się. Zamieszkacie u nas. Zajmiecie naszą sypialnię, a tata będzie spał na kanapie w stołowym.
– No a ty, mamo?
– O mnie się nie martw, kochanie! Jak tylko skończymy rozmowę, odkręcę gaz i już nie będę potrzebowała żadnego łóżka!
Jest lekcja biologii. Nauczyciel pyta uczniów, czy wiedzą, skąd się biorą dzieci.
Nikt się nie zgłasza, tylko Boruch podnosi rękę do góry.
– Panie profesorze, niech pan wyjdzie ze mną na korytarz!
– Cóż to za wygłupy? Czy ktoś wreszcie odpowie na moje pytanie? – powtarza nauczyciel.
– Panie profesorze, bardzo proszę wyjść ze mną na chwilę! – woła Boruch podekscytowany.
– Całkiem zgłupiałeś! Mam tego dość! – złości się nauczyciel.
Ponieważ sytuacja się powtarza parę razy, nauczyciel wreszcie wychodzi z Boruchem na korytarz.
– Czego chcesz? – pyta poirytowany.
– Panie profesorze, ja wiem i pan wie, skąd się biorą dzieci, ale po co psuć te wszystkie dzieci w klasie?
Sara urodziła nieślubne dziecko, na dodatek z rudymi włoskami. Jej matka szaleje ze złości:
– Co za skandal! Takie rude włosy ma też nasz sąsiad Begert… A jakie włosy miał ten, z którym sprawiłaś sobie dziecko?
– A skąd mam wiedzieć? To był ortodoksyjny Żyd i cały czas był w kapeluszu.
Szmul chce się ożenić. Idzie więc do swatki, by mu wybrała odpowiednią partię.
– Mam całą kolekcję wspaniałych panien – chwali się swatka. Wertuje zeszyt, odczytuje imiona kandydatek, podaje ich przymioty, wysokość posagu. Na koniec zostawia coś ekstra: – Mam jeszcze jedną, ta jest szczególnie godna polecenia: piękna, młoda, wykształcona, bogata. I ma jeszcze jedną wspaniałą cechę: niezwykle łatwo rodzi.
Berek ma napisać wypracowanie na temat „Skąd się biorą dzieci?”.
W tym celu wypytuje swoją matkę:
– Mame, w jaki sposób przyszedłem na świat?
– Przyniósł cię bocian.
Berek idzie więc do babci:
– Babciu, w jaki sposób mama przyszła na świat?
– Bocian ją przyniósł.
– A ty jak się urodziłaś?
– Mnie też przyniósł bocian.
Berek wyjmuje zeszyt i pisze: „W naszej rodzinie od czterech pokoleń nie było naturalnych narodzin”.
Sara zwraca się do Rut:
– Świetnie wyglądasz! Włosy ci lśnią, skóra błyszczy. Zdradź mi, co się za tym kryje.
– Powiem ci, co się stało. W ubiegły poniedziałek zjawił się u nas przystojny młody mężczyzna, pytając o mojego Franka: „Przepraszam, czy pani mąż, Frank, jest w domu?”
Gdy powiedziałam, że nie, młodzieniec, silny jak lew, wziął mnie na ręce, zaniósł na górę, rzucił na łóżko i kochał się ze mną przez godzinę. Następnego dnia o tej samej porze pukanie do drzwi, ten sam mężczyzna, to samo pytanie, ta sama odpowiedź, i znowu zaniósł mnie na górę i kochał się ze mną przez trzy godziny. Wczoraj to samo – tym razem byłam z nim w łóżku przez cztery godziny. Dziś rano pukanie do drzwi, ten sam mężczyzna, wziął mnie na górę i kochaliśmy się pięć godzin. I tylko jedna rzecz mnie zastanawia…
– Co takiego? – pyta Sara, słuchająca tego wszystkiego z szeroko otwartymi oczami.
– Czego on chciał od mojego Franka?
Swatka namawia Kohna do ożenku:
– Mam dla ciebie wspaniałą partię! Dziewczyna jest ładna, wykształcona, pochodzi z porządnej rodziny, a na dodatek ma dostać pięć tysięcy dolarów posagu.
– Coś mi tu nie gra – odpowiada Kohn nieufnie. – Dlaczego taka atrakcyjna dziewczyna miałaby wyjść za takiego starca jak ja?
– No, bo ona trochę kuleje…
– Ja nie chcę kulawej! – woła Kohn.
– Ależ się zastanów! W przeciwnym razie dostaniesz taką bez grosza, bez wykształcenia i jeszcze z byle jakiej rodziny! – przekonuje swatka.
– Tak czy siak, nie chcę kulawej!
– No to zgoda. Załóżmy, że żenisz się z prostą. Ona wchodzi na schody, szczebel się łamie, twoja żona spada na ziemię i łamie sobie nogę. Ty wzywasz lekarza, on ją bada i zabiera do szpitala, a po paru tygodniach ty dostajesz rachunek do zapłacenia. Tymczasem ona wraca do domu i oczywiście kuleje. No więc popatrz! Zaoszczędzisz czas, nerwy i pieniądze, i od razu będziesz miał w domu kulawą!
Siedemnastoletni syn Brandholzów zaczyna coraz później wracać do domu. Zaniepokojona matka postanowiła przeszukać jego pokój i kieszenie. Nagle znajduje szminkę. Zszokowana zaczyna się jej przyglądać i odkrywa napis: Helena Rubinstein. Wznosi ręce ku górze i mówi:
– Bogu dzięki! Przynajmniej to żydowska dziewczyna! Helena Rubinstein!
Izaak przybywa późnym wieczorem do hotelu. W recepcji stoi jakaś kobieta w średnim wieku. Przychodzi właściciel hotelu i mówi z zakłopotaniem, że ma tylko jeden jedyny pokój. Izaak chce już zrezygnować, ale kobieta go powstrzymuje:
– Niech pan posłucha, oboje jesteśmy bardzo zmęczeni. Jest późno, więc dokąd pan pójdzie? Nie znamy się, rano każde z nas pójdzie w swoją stronę – co nam szkodzi wziąć ten pokój na spółkę?
Izaak skwapliwie się zgodził. Rozgościli się w pokoju, kobieta zajęła łóżko, a dla Izaaka została wąska kanapa.
Po paru minutach kobieta się odzywa:
– Będzie pana bolał krzyż. Ja pana nie znam, pan mnie nie zna – może się pan przecież położyć obok mnie na łóżku.
Izaak nie kazał się dwa razy prosić. Po paru minutach kobieta znów się odzywa:
– Przeziębi się pan! Ja pana nie znam, pan mnie nie zna – niech pan wskakuje pod kołdrę.
Izaak przyjmuje jej propozycję z wdzięcznością. Za chwilę kobieta znowu zaczyna:
– Pan mnie nie zna, ja nie znam pana. Jutro się pożegnamy, więc co by nam zaszkodziło jakieś sex-party?
– Ma pani rację, byłoby nieźle. Ale w jaki sposób w obcym mieście ktoś nas zaprosi na sex-party?
Swatka przedstawia zalety przyszłego zięcia:
– Mówię wam, kawaler palce lizać! Majętny, uczony, wnuk rabina – lepszego trudno szukać! Ma tylko jedną drobną wadę, ale to taki drobiazg, że szkoda sobie strzępić język…
– Mówże jednak – naciskają rodzice posażnej panny.
– On się czasem jąka…
– Zawsze? – dopytuje się przyszły teść.
– Uchowaj Boże! – zapewnia gorliwie swatka. – Tylko podczas mówienia.