Читать книгу Taki trochę chory - Jacek Noch - Страница 7
Оглавление…taką mam nadzieję. Bardzo długo byłem człowiekiem, który myślał, że zarówno dzień, wieczór, jak i noc nie mogą być dobre. Są po prostu złe, do dupy, bez pomysłu, bez żadnych perspektyw. Tak mi w pewnym stopniu nadal zostało. Jednak teraz idę tą drogą o wiele rzadziej, na swój sposób jestem kimś zupełnie innym. Zmieniam się nieustannie, rozwijam. Niekoniecznie w dobrym kierunku. Po prostu czas zweryfikuje te zmiany. Na ich tle często zadaję sobie pytanie: kim jestem…?
Cześć, witajcie – mam na imię Jacek. Mam dwadzieścia osiem lat. To znaczy na czas pisania książki. Za rok dwadzieścia dziewięć, potem trzydzieści lat – to się co rok zmienia! Jak wyglądam? Szału nie ma. Czterech liter nie urywa. Podobno mam ładny uśmiech i jestem fotogeniczny. Tyle dobrego! Ważę 60 kg, co jest – o ironio – bardzo ciężką sprawą. Mam taką refleksję, że los może obdarzyć człowieka ogromnym ciężarem, który trzeba unieść nie dla samego niesienia, nie tylko po to, by maksymalnie utrudnić codzienność, lecz po to, by na tym budować, by się podnieść najwyżej, jak tylko potrafisz. Nieważne jak dokopie Ci życie. Nie jest też ważne, dlaczego to robi. Wydaje mi się, że najistotniejsze jest po pierwsze: czy wyciągniesz wnioski z tej lekcji, a po drugie: jakiego rodzaju wnioski. Oho! Budzi się we mnie filozof… Nie jest dobrze!
Jestem niepełnosprawny. Nie jakoś specjalnie czy coś, żeby wydębić od państwa rentę, również nie po to, bym nie musiał pracować. Przecież chciałbym robić coś innego niż nicnierobienie. To dzieje się poza sferą, na którą mam jakikolwiek wpływ. Chodzę o kuli: gdy siła grawitacji położy mnie na ziemi… jak się wypierniczę po prostu, to nawet TA laska chce wstać wcześniej ode mnie! Co za pech! W społeczeństwie – takie odnoszę wrażenie – istnieje mit na temat tego, że osoby przewlekle chore potrzebują pomocy przede wszystkim finansowej, socjalnej najogólniej mówiąc. Oczywiście nie sposób się z tym nie zgodzić. Wręcz przeciwnie! Przecież każda osoba w ten czy inny sposób niepełnosprawna (fizycznie, umysłowo i tak dalej) potrzebuje między innymi: leków, sprzętu, rehabilitacji, co kosztuje niestety ogromne pieniądze. Ale najgorsze jest to, że wiele osób czy wiele przeróżnych instytucji na tym się zatrzymuje, fundując nam (pozwalam sobie mówić w imieniu wszystkich niepełnosprawnych, a co mi tam!) poczucie bycia bezwartościowym, gorszym, bez prawa do szczęścia, nie wspominając o braku akceptacji wobec różnych ułomności. A takich mam całe mnóstwo! Jednak gdybym chciał Ci o tym wszystkim napisać, chyba nic innego bym nie robił w swoim życiu. A że ja się jeszcze nigdzie nie wybieram, wolę się skupić na tym, co kocham. Bo takie uczucie też znam. Żeby była jasność.
Poza tym, że jestem nie w pełni sprawny, to… po prostu jestem. Jeszcze jestem. I tak sobie zamierzam być. Być na 100%, swoje 100%. No to jestem w tym swoim byciu niby-artystą, niby-standuperem. Z akcentem na „niby”. Niby śmieszę ludzi. Jestem także: synem, bratem, dla niewielu przyjacielem, dla wielu natomiast wrogiem – dodam, nie z mojej inicjatywy, także wujkiem, duszą towarzystwa, kredytobiorcą, sąsiadem, podatnikiem, klientem sklepu, w którego nazwie zwykle występuje kobiece imię – tam przede wszystkim kupuję owoce oraz sok, graczem (bo gram w gry… grę), jak mam migdały, to zajadaczem migdałów, leniem z niską samooceną…
…z poczuciem bezwartościowości. Poza tym to jeszcze mężczyzną z potrzebą spełnienia się w roli ojca, z instynktem, którego chyba nigdy nie będę mógł spełnić, a tak bardzo bym chciał… Mimo że na ten moment z prawnego punktu widzenia jestem ojcem, choć dziecka na oczy nie widziałem. To zapewne już niebawem się zmieni…
Chciałem Ci, Czytelniku, wyjaśnić jedną ważną kwestię, póki jeszcze dobrze nie wystartowaliśmy. Mianowicie na okładce książki widnieją dwa nazwiska, a przecież masz do czynienia z autobiografią. Z racji moich różnych trudności, o których będziesz miał możliwość przeczytać w dalszych rozdziałach, nie byłbym w stanie napisać samodzielnie tego, co trzymasz obecnie w swoich rękach lub widzisz na ekranie monitora. Pisanie takiej ilości tekstu na klawiaturze zajęłoby mi chyba kilka lat… Potrzebowałem zatem pomocy. A że mogłem zadecydować, kto będzie tą osobą, to wybrałem najgorszego diabła na świecie. Poznasz tego arcyszatana już niebawem. Jak na razie składa moje myśli w jedną zgrabną kupę…
Wracając jeszcze na chwilę do mojego wieku, metrykalnie dojrzałego, moim zdaniem wciąż szczeniackiego… Ten okres w życiu człowieka uważam za niezmiernie szczególny. Tak w ogóle i ze względu na swoje doświadczenia. Mianowicie jest to czas, gdy młodzi ludzie planują, jak żyć. Wiadomo: studia, praca, ślub, rodzina, dzieci, ciągły rozwój, podróże, samochód, a nawet dwa, dom z ogródkiem poza miastem, hobby, pasje, cokolwiek. Można by tak do środy wymieniać, a nawet niedzieli. W każdym razie są plany – często bardzo sprecyzowane, osiągalne. Jest także działanie, zaś finalnie – namacalne efekty. Ja swego czasu też miałem plan, mianowicie: umrzeć…
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.