Читать книгу Ucieczka z trumny - Jack Cort - Страница 4
ROZDZIAŁ I.
Оглавлениеdomu śmierci.
Huk przytłumiony wstrząsnął powietrzem, z brzękiem wypadały potrzaskane szyby z domu na jednej z najwykwintniejszych z ulic Bostonu i w jednej chwili zgromadził się tutaj tłum ludzi, wystraszonych zaszłemi wypadkami. Policyant, mający swój posterunek w pobliżu przybiegł ównież pospiesznie i pałeczkę swoją puścił w ruch, uderzając nią silnie o bruk uliczny, ażeby tym sposobem przywołać kolegów z dalszych posterunków. Uczyniwszy to, nie zwlekając ani chwili, przecisnął się na miejsce wypadku w celu przekonania się o tem, co się stało.
W gustownie urządzonym pokoju na pierwszem piętrze, znalazł stróż bezpieczeństwa właściwe miejsce katastrofy.
Dwóch mężczyzn leżało tutaj wyciągniętych na podłodze, nie dając żadnego znaku życia.
Wysiłki lekarzy, którzy nadbiegli również szybko, pomimo całego wytężenia w celu przywrócenia nieszczęśliwych do życia, były próżne u człowieka, który leżał w pobliżu okna i jak mężowie nauki stwierdzili śmierć jego nastąpiła wskutek uduszenia.
Drugi z nieszczęśliwych natomiast po krótkiej chwili otworzył oczy. Z początku wodził do koła błędnemi oczyma i dopiero powoli, gdy już przyszedł do siebie, zaczął odpowiadać na zadawane mu pytania ze strony urzędników.
Wkrótce oddalił się i jeszcze ciągle na pół oszołomiony, opierając się na kiju przechodził właśnie na drugą stronę ulicy, gdy nagle z ust osoby, przejeżdżającej dorożką padly słowa:
— Cóż to znaczy, panie Sidney, że nogi panu tak osłabły nagle? —Co panu dolega?
— Pan tutaj, panie Holmes?—odparł zdumiony człowiek, nazwany Sidneyem.—Jakim sposobem przybył pan do Massaschusetts ze stolicy nad Tamizą?
— To bardzo naturalne—odparł zapytany—wiadomo panu przecież, że obowiązki zawodu mojego nakazują mi być wszędzie. Proszę niechaj pan usiądzie obok mnie w powozie, wygląda pan bowiem bardzo cierpiący a po długiem niewidzeniu trzeba przepędzić dłuższą chwilę z sobą. Mam wyjątkowo godzinę wolnego czasu. Mój pomocnik Harry Takson, zajęty jest właśnie w tej chwili wyrobieniem mi karty okrętowej [na przejazd do Europy, zanim zaś tę czynność załatwi, mamy doskonałą sposobność pogawędzić o dawnych naszych wspomnieniach.
Z piersi Sidneya wydobyło się westchnienie.
— Stare wspomnienia... ha! lepsze one w każdym razie od tego co, przeżywamy obecnie. Dziwnych dożyliśmy czasów, gdy nawet w samem środowisku wielkiego miasta amerykańskiego, w jego najwykwintniejszej dzielnicy jeszcze nie jesteśmy zabezpieczeni od maszyn piekielnych.
— Co pan mówi?! Ależ to nie możliwe. O ile wiem trzyma się pan zdaleka od wszelkich ryzykownych przedsięwzięć, polityką nie zajmuje się pan również, któż zatem mógł panu śmierć zaprzysiądz.
— Zamach, który przed chwilą przeżyłem, nie był przeciw mnie wymierzony.
— Co to znaczy „Zamach przed chwilą przeżyty“?—zapytał ze zdziwieniem detektyw o wszechświatowej sławie. — A więc to z tego powodu wygląda pan taki blady i przejęty. Powiedz mi pan jednak co i gdzie się to stało? Może pan mną rozporządzać zawsze, gdy chodzi o wyjaśnienie wszelkiego wypadku kryminalnego.
— Ofertę pańską przyjmuję chętnie, proszę też ażeby się pan udał ze mną do mieszkania mojego, gdzie będziemy mogli mówić z sobą bez przeszkód.
Sherlock Holmes wydał dorożkarzowi odpowiednie polecenie i wkrótce obaj mężczyźni dojechali do eleganckiego domu gentlemena amerykańskiego.
Sidney był bogatym kapitalistą, odpowiednio też do stanu swojego miał urządzony gabinet, w którym obąj panowie zasiedli na wygodnych fotelach. Po zapaleniu znakomitych cygar marki „Henry Clay“ nowy klijent Holmesa rozpoczął odrazu bez żadnych wstępów i kołowań opowiadanie całej przygody.
— Czy zna pan, panie Holmes, wice hrabiego Goringa?
— Z nazwiska tylko, osobiście jednak nie miałem szczęścia poznać go bliżej—odparł agent śledczy, zagłębiając się w fotel.—Czy o niego chodzi?
— O niego—przytwierdził Sidney.—Był to mój przyjaciel, śmierć zaś jego łączy się ściśle z wykonanym dzisiaj zamachem, o którym panu już wspomniałem.
— W takim razie zamach ten skierowany był na niego, nie na pana? Zechciej mi pan opowiedzieć bliższe szczegóły.
— Zaraz to uczynię, a spodziewam się, że z opowiadania mojego odrazu rzecz cała przedstawi się panu jasno.
— Otóż Goring był człowiekiem lubiącym życie i zabawę. Syn bardzo bogatego ojca, wykształcony, trochę flirtujący, — jednem słowem człowiek bardzo sympatyczny. Śmierć jego najniezawodniej łączy się ściśle z pewnem wydarzeniem, które się przytrafiło przed trzema miesiącami.
— Zapewne tutaj dama jakaś odgrywa główną rolę, jeżeli bowiem działo się to przed kwartałem, to wtedy sezon zabaw trwał w całej pełni.
— Tak panie Holmes, znajduje się pan na najlepszej drodze. Mój przyjaciel Goring przed kwartałem był na balu u pani Jane Harold, który ten bal urządzała ona pod protektoratem ciotki swojej.
Owa pani Jane była osobą wszystkim tu obcą, podczas gdy ta jej krewna nosiła nazwisko znane nam wszystkim należącym do lepszego towarzystwa. Dla tego też bez najmniejszego wahania przyjęliśmy jej zaproszenie.
Goring poprzednio podróżował dużo, i owego wieczora po raz pierwszy znów znalazł się w salonach towarzystwa tutejszego. Muszę tu jednak odrazu zaznaczyć, że sam nie mogłem wówczas pójść na bal, na którym przyszło do bardzo niemiłej sceny.
Mój przyjaciel Goring zaledwie zdążył przekroczyć próg sali balowej i przedstawić się gospodyni domu, gdy odrazu pani Mabel Harold wzięła go w swoją opiekę i zaprowadziła do pokoju więcej oddalonego od gwaru. Gdy się już tutaj znaleźli bez świadków, pani Mabel rzuciła mu prosto z mostu obelgę w twarz, że on nie jest wice hrabią Goringiem, lecz agentem policyi, który pod cudzem nazwiskiem wszedł do jej domu by ją szpiegować.
Sherlock Holmes ze zdumieniem pokiwał głową i jeszcze więcej skurczył się w swoim fotelu, Sidney zaś ciągnął dalej:
— Z początku przyjaciel mój uważał to za żart, kiedy jednak owa starsza dama wyrażać się zaczęła coraz złośliwiej, poprosił, ażeby mu dano możność dowiedzenia, iż jest naprawdę wice hrabią. Wystarczy poprosić panią Jane Harold.
„Niech się pan nie trudzi“! — zawołała starsza dama — „nawet najlepiej przybrana maska zawodzi często, zwłaszcza, gdy zręczny detektyw umie rolę swoją odegrać doskonale. Taki człowiek potrafi nietylko oszukać całe towarzystwo obce, ale najlepszego przyjaciela w błąd wprowadzić. Jeżeli pan niechce, ażebym publicznie zdemaskowała pana, to proszę, ażeby pan nie zauważony przez nikogo opuścił mój dom i tym sposobem sprawa cała będzie ubita“. Rzecz naturalna, że Goring ciężko tem dotknięty, bez dalszego tłomaczenia się opuścił dom pani Harold.
— Początek jest wspaniały — zauważył Holmes niechaj pan jednak mówi dalej.
— Strapiony przyszedł do domu swojego i natychmiast posłał po mnie. Oczywiście pobiegłem w tej chwili, kiedy zaś posłyszałem co zaszło, w najwyższym stopniu byłem oburzony z powodu postępowania tej pani Mabel Harold, która niesprawdziwszy dokładnie, w taki dziwny sposób wyprosiła Goringa za drzwi.
Pomimo, że byłem poprzednio na wizycie i obiecałem powrócić, to jednak pozostałem przy Goringu, ażeby mu osłodzić niemiłe przejście. Zagraliśmy partyę „Ecarté“ i popijaliśmy wino szlachetne, a w ten sposób upłynęła nam może godzina, gdy u drzwi rozległo się pukanie i wszedł lokaj z listem.
Goring rozerwał kopertę i zaczął się śmiać głośno:
„Ten list pochodzi od Janeʻy — zawołał—masz przeczytaj. Usprawiedliwia się tutaj z postępku ciotki swojej“.
Rzuciłem wzrokiem na pismo i przekonałem się, że Jane zaklina się na wszystkie świętości, iż zaszła pomyłka i że prosi, ażeby ten błąd jej wybaczono, a zarazem zapytuje w jaki sposób można by to, co się stało naprawić.
Goring wzruszył ramionami i zauważył:
„Jak gdyby to łatwo było taką rzecz naprawić! Oto poprostu nigdy już więcej nie wejdę do jej domu“.
— Oryginalna przygoda—wtrącił wielki kryminalista...
— I mnie tak samo wydało się odrazu. Posłuchaj pan jednak dalej.
Jednego z najbliższych dni następnych zawiadomił mnie Goring, że otrzymał od pani Mabel Harold list, w którym ona prosi o rozmowę i zaklina ażeby jej pod żadnym pozorem nie odmówił tej grzeczności.
Sherlock Holmes uniósł się na fotelu i opierając się lekko na poręczy, z natężeniem patrzał na mówiącego dalej Sidneyʻa.
— Po pewnem zastanowieniu się udzieliłem przyjacielowi mojemu rady, ażeby na ten list nie zwracał żadnej uwagi i udał się do pani Mabel Harold dopiero wtedy, gdy ona po raz drugi nadeśle zaproszenie. Goring usłuchał mnie i omijał odtąd dom starej pani.
Minęły prawie trzy tygodnie, ale pani Harold nie powtórzyła swego zaproszenia i Goring jak się zdawało zapomniał prawie o tej przygodzie, gdy pewnego dnia lokaj jego zaanonsował przybycie młodej pani Jane Harold.
Zdumiony, niespokojny przyjął Goring gościa swojego.
O czem mówili we dwoje, tego już dokładnie nie pamiętam, z tego jednak co mi Goring opowiadał, mogę tylko stwierdzić ten fakt, że Jane była ogromnie przygnębiona, co sprawiło, że Goring przebaczył i umówił się o dalsze spotykania. Teraz znajdował się już na drodze ubiegania się o względy pięknej pani Jane.
Przyznam się, że nie bardzo mi się podobały te znajomości, ale cóż pomogą wszelkie perswazye, gdy się ma z zaślepionym do czynienia. A Jane, zgrabna blondynka o pełnych kształtach, o czarnych oczach, okolonych długiemi rzęsami, umiała przykuć do siebie Goringa.
Dla nas przyjaciół Goring stawał się coraz wię cej obcym, a miłość jego do pięknej blondynki rosła z dnia na dzień.
Nagle zaszła w nim zmiana. Pewnego dnia przybył do mnie po trzech tygodniach niebytności, gdy zaś go ujrzałem, to przeląkłem się na jego widok.
— Co się stało?—zawołałem na wstępie.
— Jane zniknęła bez wieści—odparł z przygnębieniem, oddychając ciężko. — Szukam jej od 24 godzin i na żaden ślad nie mogę natrafić.
Tego się nigdy nie spodziewałem, kiedy zaś poprosił mnie o pomoc wtedy, o ile to umiałem zrebić, starałem się mu wygodzić. Czego nie czyniliśmy, ażeby odszukać piękną blondynkę! Wszystko zdało się na nic, zniknęła jak kamień w wodzie.
Stanęliśmy wobec nie zrozumiałej dla nas zagadki, co zaś jeszcze czyniło trudniejszą tę zagadkę do rozwiązania, to ta okoliczność, iż równocześnie zniknęła także jej ciotka, czy też dama do towarzystwa, zowiąca się panią Mabel.
Od chwili zniknięcia panny Jane znów ciągle spotykaliśmy się z Goringiem i dziś właśnie odwiedziłem go również, a w chwili gdy rozmawialiśmy o ubóstwianej przez niego kobiecie, wszedł do pokoju lokaj z listem oddany przez nieznajomego posłańca.
Poznaję pismo „Jany“ — z radością krzyknął Goring, a oblicze jego pałało szczęściem. Tę twarz uszczęśliwioną widzę teraz dokładnie przed sobą.
Trzęsącemi się ze szczęścia rękami rozerwał kopertę... Nagle huk przeraźliwy! Widzę tylko, że z koperty wydobywa się lekki dym, Goring pada na ziemię i ja również.
Leżałem bezprzytomny zapewne kilka zaledwie minut, gdy zaś oczy otworzyłem, przy sobie ujrzałem lekarza, który mi powiedział, że mój przyjaciel umarł na paraliż serca spowodowany gazami, które wchłonął w siebie wskutek eksplozyi. Co do mnie nie ulega wątpliwości, że śmierć tę spowodował list otrzymany.