Читать книгу Scooby-Doo! i nawiedzony zamek - James Gelsey - Страница 4

Оглавление

Rozdział 1


Była ciemna, deszczowa noc. Furgonetka Tajemniczej Spółki mknęła leśną drogą. Nagle… rozległ się grzmot, a niebo przecięła błyskawica.

– Jejku, co to było? – jęknął Kudłaty, kuląc się na tylnym siedzeniu.

– To tylko burza! Nie ma się czego bać – uspokajała go Daphne.

– Nie ma się czego bać?! – oburzył się Kudłaty. – Słyszałeś to, Scooby? Niebo zaraz zwali się nam na głowy, a Daphne twierdzi, że nie ma się czego bać!!!

– Daj spokój, Kudłaty! – zawołał Fred zza kierownicy. – Zaraz dojedziemy do kina – burza nam w tym nie przeszkodzi.

– Mam nadzieję, że masz rację, bo robię się coraz bardziej głodny! – irytował się Kudłaty. – A ty, Scooby-Doo?

– Ja też! – zaszczekał Scooby.

Wehikuł Tajemnic ostrożnie sunął krętymi drogami. Deszcz zacinał coraz mocniej, a do kina pozostało jeszcze parę kilometrów.

– O rety! Gdzie my jesteśmy? Nie poznaję tej okolicy – niepokoiła się Velma.

– Fred, jesteś pewien, że jedziemy dobrym skrótem? – dopytywała Daphne.

– Wszystko w porządku, panuję nad sytuacją – uspokoił dziewczyny Fred.

Wtem samochód podskoczył na wyboistej drodze i rozległ się głośny huk! Wehikuł Tajemnic z impetem zjechał na pobocze.

– Ratunkuuu! – krzyknął Kudłaty.

– Trzymaj mnie, Kudłaty! – zawył Scooby, wskakując przyjacielowi na ręce.

– Wszyscy są cali? – troskliwie zapytał Fred.

– Ja tak – powiedziała Daphne. – A ty, Velmo?

– Nic mi się nie stało, dzięki. Dobrze, że miałam zapięte pasy – odpowiedziała Velma.

– A co z wami, chłopaki? – Fred zwrócił się do reszty ekipy, ale Kudłatego i Scooby’ego nie było w samochodzie.

– Kudłaty? Scooby-Doo? – zaniepokoiła się Velma.

– Nic nam się nie stało – spod tylnego siedzenia dobiegł głos Kudłatego. – My tylko sprawdzamy, czy… yyy… czy podłoga jest cała!

– Hm… Ciekawe, co to było? – zainteresowała się Daphne.


– Sądząc po odgłosie, chyba złapaliśmy gumę – powiedziała Velma.

– Sprawdzę to – odparł Fred i chwytając leżącą w schowku latarkę, wyskoczył z furgonetki.

– Możecie już wyjść spod tego siedzenia! – roześmiała się Velma. – Jestem pewna, że podłoga jest cała!

– Nigdy nie zaszkodzi sprawdzić, prawda, Scooby? – mruknął Kudłaty.

– Prawda! – szczeknął Scooby.

Tymczasem Fred wrócił do furgonetki:

– Zgadza się, złapaliśmy gumę! – poinformował wszystkich. – Musieliśmy najechać na jakiś ostry kamień. Raz-dwa zmienimy koło i ruszamy w drogę. Kudłaty, pomożesz mi!

– Hm, chyba nic z tego, Fred – mruknął Kudłaty.

– Niby czemu? – zdziwił się Fred. – Nie mów mi, że nadal boisz się burzy?

– Nie boję się burzy! – fuknął Kudłaty.

Naraz rozległ się kolejny grzmot.

– Jejku, znów się niebo wali! – wrzasnął Kudłaty i wskoczył Scooby’emu na ręce, a wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.

– Co was tak śmieszy? – zdziwił się Kudłaty, a Scooby spojrzał na niego rozbawiony i zawył:

– Buuum!

– Bardzo śmieszne, Scooby-Doo! – Kudłaty udawał obrażonego.


– Dosyć tych wygłupów, chłopaki! – powiedział Fred. – Musimy zmienić koło.

– Fred, mówiłem ci już, że nic z tego! – odparł Kudłaty. – Nie mamy koła zapasowego!

– Cooo?!! Jak to nie mamy koła zapasowego?! – Fred, Velma i Daphne spojrzeli po sobie, a potem na Scooby’ego i Kudłatego.

– Scooby i ja… eee… potrzebowaliśmy miejsca na nasz ekwipunek ratunkowy – wydukał Kudłaty. – Mamy w nim wszystko, żeby przetrwać w awaryjnej sytuacji! Prawda, Scooby?

Scooby pokiwał twierdząco.

– Aż się boję zobaczyć, co tam macie… – westchnęła Daphne.

– Chyba wiem, co jest w środku – uśmiechnęła się Velma.

Kudłaty otworzył schowek – zamiast koła zapasowego były w nim kanapki, czipsy, cukierki, ciasteczka i mnóstwo butelek oranżady.

– No cóż… Utknęliśmy w środku lasu, wokół szaleje burza, złapaliśmy gumę i nie mamy koła zapasowego – westchnął Fred.

– To jest właśnie awaryjna sytuacja! – zawołał radośnie Kudłaty. – Prawda, Scooby?

– Zdecydowanie! – zgodził się Scooby i wraz z Kudłatym rzucili się na smakołyki.

– Hej, patrzcie! Co tam jest? – Daphne wskazała ręką wzgórze.

Czarne niebo raz po raz przecinały błyskawice. W blasku jednej z nich młodzi detektywi dostrzegli zarys wielkiej budowli.


– Wygląda jak dom! – powiedziała Daphne.

– Raczej jak ogromna willa! – dodał Fred.

– Raczej jak zamek – poprawiła go Velma.

– Raczej jak nawiedzony zamek, jeśli chcecie znać moje zdanie – mruknął Kudłaty.

– W tej sytuacji możemy zrobić tylko jedno – zadecydował Fred. – Chodźmy tam!

– Może skorzystamy z ich telefonu i wezwiemy pomoc drogową? – zaproponowała Velma.

Kudłaty i Scooby nawet nie drgnęli.

– Nie idziecie, chłopaki? – spytała Daphne.

– Nie, dziękuję – Kudłaty potrząsnął głową. – Wycieczka do wielkiego, nawiedzonego zamku w ciemną, burzową noc to bardzo zły pomysł.

– Bardzo zły pomysł! – jak echo powtórzył Scooby.

– Nie bądźcie śmieszni! Ten zamek wcale nie jest nawiedzony! – odparła Velma.

– Tu nam będzie dobrze – mruknął Kudłaty i ugryzł swoją kanapkę.

– Jak chcecie – powiedział Fred. – My ruszamy do zamku!

Ekipa Tajemniczej Spółki wysiadła z furgonetki, zostawiając Scooby’ego i Kudłatego na tylnym siedzeniu. Szli poboczem, oświetlając sobie drogę latarką.

– Spacerek w zimną, deszczową noc albo odpoczynek w ciepłym samochodzie z furą jedzenia. I kto tu jest śmieszny?! No nie, Scooby? – cieszył się Kudłaty. Ale jego radość nie trwała długo. Nagle rozległ się przerażający grzmot, a pobliskie drzewo, rażone piorunem, runęło na ziemię. Wehikuł Tajemnic zatrząsł się jak zabawkowy samochodzik.

– Ratunkuuuu! Zaczekajcie na naaaas!!! – wrzeszczeli Kudłaty i Scooby, wyskakując z furgonetki i biegnąc na oślep w stronę zamku.


Scooby-Doo! i nawiedzony zamek

Подняться наверх