Читать книгу Endgame. Tom 2. Klucz Niebios - James Frey - Страница 7
Mała Alice Chopra
ОглавлениеRezydencja rodziny Chopra, Gangtok, Sikkim, Indie
– Tarki, Tarki, Tarki…*
Chmury suną nad himalajskimi górami, słońce odbija się od śniegu zalegającego na ich zboczach. Kanczendzanga, trzeci najwyższy szczyt na świecie, góruje nad miastem, którego mieszkańcy pochłonięci są swoimi codziennymi sprawami – pracą i zakupami, jedzeniem i piciem, uczeniem się i nauczaniem, śmiechem i uśmiechem. Sto tysięcy spokojnych, nieświadomych niczego duszyczek.
Mała Alice mknie po trawniku na tyłach domu, źdźbła łaskoczą ją w stopy, znad doliny dolatuje do niej zapach płonącego krzewu. Piąstki przycisnęła do bioder i wystawiła łokcie niczym skrzydła. Ugięła kolana, wysunęła głowę i macha rękoma, raz po raz, gdacząc przy tym i szczebiocząc jak ptak.
– Tarki, Tarki, Tarki – nawołuje starego pawia, który mieszka z jej rodziną od 13 lat.
Tarki spogląda na dziewczynkę, obraca się, stroszy jasne pióra i odpowiada podobnym gdakaniem. Potrząsa ogonem, a Mała Alice pląsa radośnie. Biegnie ku zwierzęciu, które zrywa się do ucieczki. Jest tuż za nim.
Surowe rysy Kanczendzangi majaczą w oddali; za zamarzniętymi zboczami kryje się Dolina Życia Wiecznego. Małej Alice nazwa ta nie mówi nic. Za to jej matka Shari dobrze zna sekretną dolinę.
Dziewczynka podbiega do Tarkiego, który przystanął przy rododendronie. Od majestatycznego pawia dzieli ją niecały metr, kiedy ten spuszcza łeb, mruga i zaczyna grzebać pazurami pod krzakiem, rozgarniając liście. Mała Alice nachyla się bliżej.
– Co tam masz, Tarki?
Ptak dziobie ziemię.
– Co to?
Tarki zamiera niczym posąg, przekrzywia pochylony łeb i szeroko otwiera ślepia. Mała Alice wyciąga szyję, żeby móc podejrzeć, czym tak zainteresował się jej pupil. Coś tam jest. Coś małego, kulistego i ciemnego.
Ptak niespodziewanie wydaje z siebie okropny dźwięk – Iiiiiikkkk – i rzuca się pędem ku domowi. Dziewczynka czuje ukłucie niepokoju, ale nie rusza się z miejsca. Dłońmi odgarnia mięsiste liście i przedziera się przez łodygi. Maca ziemię, podpierając się rękoma, aż znajduje to, czego szukała.
Kulka o ciemnej barwie, zakopana do połowy. Perfekcyjnie okrągła. Z dziwnymi żłobieniami. Dotyka jej powierzchni; jest zimna niczym kosmiczna próżnia. Podważa ją palcami i odgarnia ziemię, usypując nieduży kopczyk. Wreszcie wyciąga znalezisko. Podnosi kulkę prawą ręką, ogląda ją i markotnieje. Chłód sprawia jej ból. Promienie słońca przybierają dziwaczną barwę, jaśnieją i jaśnieją, jakby ktoś przepuścił je przez filtr. Po paru sekundach świat staje się nienaturalnie biały, ziemia zaczyna się trząść, a znad wzgórz rozlega się ogłuszający huk, fala uderzeniowa przewala się przez klify i szczyty, muska drzewa, źdźbła trawy i leżące w strumieniu kamienie; przenika wszystko.
Mała Alice chce uciekać, ale nie może, jest unieruchomiona, jakby wykopana spod krzaku kulka przymroziła ją do trawnika. Za zasłoną światła, hałasu i gniewu dostrzega idącą ku niej postać. To chyba kobieta. Młoda. Drobna.
Jest coraz bliżej. Dziewczynka dostrzega jej bladozieloną skórę, zapadnięte oczy i wykrzywione usta. Żywy trup. Mała Alice upuszcza kulkę, ale nic się nie zmienia, upiór nadal człapie ku niej, dziecko czuje jego śmierdzący ekskrementami, spaloną gumą i siarką oddech. Powietrze zdaje się płonąć. Maszkara sięga po Małą Alice, która chce krzyknąć, zawołać Mamę na ratunek, poprosić o pomoc, o wybawienie, ale z jej gardła nie dobywa się żaden dźwięk.
Dziewczynka otwiera szeroko oczy i wreszcie krzyczy. Nie śpi. Mama tuli do siebie mokrą od potu dwulatkę, kołysząc ją delikatnie.
– Już dobrze, meri jaan, już dobrze. To tylko sen. Znowu miałaś koszmary.
Mała Alice cierpi z ich powodu, odkąd znaleziono Klucz Ziemi.
Mała Alice płacze.
Shari podnosi ją z pościeli.
– Nic ci nie będzie, kochanie. Nikt cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.
I choć Shari powtarza to za każdym razem, kiedy Małej Alice śni się coś złego, nie ma pewności, czy faktycznie mówi prawdę.
– Nikomu, skarbie. Ani teraz, ani nigdy.