Читать книгу Dzieci ulicy - Janusz Korczak - Страница 5

V. Ucieczka

Оглавление

– Panie Antoś, niech pan wstaje, śniadanie przyniosłem.

Antoś otwiera oczy.

Śniadanie mu przynieśli? Mleko? Pii! Golnąłby kieliszek wódki na wzmocnienie kości. Ach, jak pysznie wyspał się; to ci było dopiero prawdziwe spanie. Przynieśli mu śniadanie i ten stary powiedział: „panie Antoś”, a nie „Antek”. Od razu wyszedł na pana. Ach, gdyby to było tak właśnie, jak jest, ale inaczej. Bo że tu będzie nudno, to i gadania nie ma. Jakieś osady rolne albo więzienie, albo licho wie co, dość, że nudno i już.

A Antek czuł w sobie zapas świeżych sił. W taki dzień on mógł zarobić dwa albo i trzy ruble; w takie dnie właśnie przychodziły mu na myśl najlepsze „kawały”, pełno go było na wszystkich ulicach, zaczepiał każdego, nawet z „strucla15” umiał sobie zakpić porządnie. Ale tu?… A potem, po takim dniu krzątaniny – wieczór wolny, jak znalazł. Szło się do Stacha na karty, stawiało się sznapę16, fundowało się i opowiadało się sobie różne kawałki z polityki i z innych rzeczy. A, wesołe życie! Ale tu?… I wszystko przez Mańkę, sam nie dałby się tak zawieźć jak baran; byłby czmychnął choćby z bryczki jeszcze. A bo to raz uciekał? Dwóch stróży macha co sił, jeszcze tam jakiś pędzi, a on to tu, to tam, za róg, w ulicę i ani śladu. Nie darmo bo mówi zawsze Bronek, że z babami dobrze, ale z daleka. I cóż on teraz zrobi?

– Tak czy tak, trzeba raz skończyć – powiada Antek i wstaje. – Ho, ho! nowe ubranie, a jakie galantne17.

Stare gdzieś sprzątnęli. Bardzo się mylą, jeżeli myślą, że go wezmą na to. Gałgany dobre dla bab, ale nie dla niego. Antka i tak znają dobrze. Tam kto funduje, ten pan, kto dobrze wali, ten górą. Ale Wicka sprał należycie. I teraz właśnie, kiedy mógł korzystać ze swego zwycięstwa, zbierać laury swego tryumfu, akurat ten stary dureń wywiózł go licho wie po co.

– Dziś jeszcze umknę – postanowił Antek.

Mleko mu dają, także mi rarytas. Co to on przy piersi, żeby mleko pił? Jeszcze mu każą tu pewnie uczyć się stolarstwa jak Jankowi, ale Janek co innego; on z wyroku był wzięty na osady, bo okradł zegarmistrza, u którego pracował, ale jego, Antka, jeszcze nikt nie złapał na kradzieży.

– Drapnę stąd, jak Bóg na niebie – mruknął chłopiec.

Nie mógł wybrać hrabia Zarucki mniej odpowiedniej chwili na odwiedzenie swego więźnia.

– Dzień dobry – rzekł, wchodząc.

– Dzień dobry. Doskonale, proszę pana, że pan tu przyszedł, bo ja chcę się z panem rozmówić. Tylko niech pan nie patrzy tak na mnie, bo ja się nie zlęknę… Proszę pana, niech mi pan powie, co pan chce ze mną zrobić?

– Dowiesz się niezadługo.

– Ja chcę zaraz wiedzieć, bo ja chcę wrócić do ojca.

– Czy ci tu źle?

– Źle nie źle, a ja chcę, proszę pana, wrócić i już. Tam, w Warszawie, mam robotę…

– I tu pracę znajdziesz.

– Ja tam takiej pracy nie chcę. Ja nic nie mówię: może pan chce dla mnie bardzo dobrze, ale ja, proszę pana, nie mogę tu być i już. Może pan chce nas na własność, może panu własne dzieci umarły. Bo to była jedna dziewucha u nas, to ją jakaś pani wzięła do siebie, i teraz ciągle jeździ z tą panią jak jaka pani. Niech sobie pan zatrzyma Mańkę, a jak panu potrzebny chłopak, to ja panu stu nastręczę, ale ja tu być nie mogę. Jest tam u stróża jeden zdechlak, jak raz na pańskie dziecko, bo to i nad książką ciągle siedzi, mało mu matka uszów za to nie poobrywa, i takie to jakoś całkiem głupie, rychtyg18 jak hrabiątko jakie; Marcin ma ich siedmioro; jak się dowie, że u pana będzie Jędrkowi dobrze, to go panu da na chowanie albo na własność i za darmo nawet. Ale ja panu mówię uczciwie, że to nie dla mnie. Ja lubię mieć chłopców, ja lubię sobie zafundować i innym jeszcze funduję, ja łaski nie potrzebuję, bo mogę sobie zarobić! Wczoraj to się irytowałem, ale teraz mówię, proszę pana, bez gniewów żadnych, bo wiem, że jak pan zrozumie, proszę pana, że to ani dla pana interes, ani dla mnie, pan sam puści. A przecież pan dał słowo honorowe, że jak nie będę chciał tu być, to mnie pan puści. Po co pan ma mieć kram tylko z policją? Bo ja ucieknę i jak mnie zapytają o papiery, to powiem, że pan nie chce mi oddać, i już. Mnie tylko ojciec ma prawo gwałtem trzymać, a pan nie. A ojcu nie wolno mnie sprzedawać. Panu się zdawało, że ja taki głupi, oho! ja tylko udaję głupiego, jak chcę, ale ja jestem cwaniak19, proszę pana, tak!… Z panem mogę mówić po ludzku, bo się domyślam, że pan albo jest dobry jaki człowiek, albo panu klepki brak w głowie.

Zarucki, który oparł głowę na dłoniach, spojrzał przy ostatnich słowach na Antka.

– Przepraszam pana, ja wcale tak nie myślałem, tylko… No, bo ja wiem, może pan jest bardzo bogaty, to pan może tyle płacić za jakichś tam… Więc jak będzie z nami?

– Zostań tu, Antosiu, choć przez zimę.

15

strucel (gw.) – stróż, dozorca. [przypis edytorski]

16

sznapa (gw., z niem. Schnaps) – wódka. [przypis edytorski]

17

galantny (gw. warsz.) – ładny. [przypis edytorski]

18

rychtyg (gw., z niem. richtig) – zupełnie jak. [przypis edytorski]

19

cwaniak (gw. warsz.) – spryciarz. [przypis edytorski]

Dzieci ulicy

Подняться наверх