Читать книгу Czeski Raj - Jaroslav Rudis - Страница 5

Jesień

Оглавление

No i znów siedzimy w tej naszej saunie w Czeskim Raju i wypacamy nasze ciała i dusze. Na zewnątrz jest jesień.

A ten, co całe życie pracuje w fabryce bombek choinkowych i ma przejść na emeryturę, otwiera drzwi kabiny i siada na ławce.

A ten, co jest nauczycielem i w zeszłym roku stracił w wypadku żonę, też otwiera drzwi kabiny i siada na ławce.

Siedzi w kompletnej ciszy i się poci.

A ten, co jest taksówkarzem, otwiera drzwi kabiny, rozgląda się, siada na ławce i mówi:

– Jak w burdelu.

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– No, tyle że nie ma dziwek.

A ten, co jest taksówkarzem, zajmuje kąt, najcieplejsze miejsce naprzeciwko pieca, gdzie siada zawsze i gdzie nikt nie ma prawa mu włazić, spogląda na tych dwóch i mówi:

– Jak to? Ja widzę dwie kurwy!

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– A ja widzę trzecią.

– Ty, daj se spokój, co?!

– Sam zacząłeś.

– Dobra, dobra, masz recht. Kurwa to kurwa, co nie? Grunt, że nie zaruchamy.

– A by się przydało.

I wszyscy się śmieją i dalej się pocą.

– Pytanie, czy wziąłeś prysznic.

– Masz fioła na punkcie higieny, jesteś jak moja stara.

– Ja tam cię znam, wszyscy wiedzą, że jesteś wieprzem. A sauna to świątynia, tutaj się przychodzi umytym.

A ten, co jest strażakiem i ratuje ludziom życie, z impetem otwiera drzwi kabiny, wskakuje na górę, tuż pod termometr, gdzie zawsze siedzi, patrzy na nich i mówi:

– Dziewięćdziesiąt sześć. No, no, no, dawaj, dawaj. Porządnie się zgrzejemy. Cześć, chłopcy!

I ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– Wziąłeś prysznic?

– No… pewnie.

– Ciekawe. O tobie też wszyscy wiedzą, że jesteś wieprzem. Kto się nie umył, niech nie lezie do sauny!

– Jasne, szeryfie.

A ten, co jest taksówkarzem, mówi:

– A co to był za wypadek dzisiaj we Vsi?

A ten, co jest strażakiem i ratuje życie, mówi:

– Nie wiem. Dowiem się. Miałem wolne.

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– Ponoć jakaś octavia.

A ten, co jest taksówkarzem, mówi:

– To była fabia.

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– Sam jesteś fabia, to była octavia.

– Przecież mówili, że fabia!

– Octavia, na pewno, do cholery.

– A ja mówię, że fabia. Ponoć niebieski metalik.

– Niebieska tak. Ale to była octavia.

– Fabia.

– Do jasnej cholery, ponoć to octavia, przecież mówię.

– Fabia.

– Gówno prawda, to była octavia! Zderzenie czołowe z ciężarówką, śmierć na miejscu!

– Według mnie to była fabia.

– Z tobą to się ciężko dogadać. Byłeś tam?

– Nie.

– No widzisz.

– A ty niby tam byłeś?

– No nie.

– No to sam widzisz.

– Ale mówili mi, że to była octavia.

– Kto niby?

– Jeden facet, co przejeżdżał obok, mi mówił.

– A mi inny mówił, że to była fabia wbita w ciężarówkę.

– Jezu, ciężko się z tobą dogadać. Po co się wykłócasz?

– To ty się kłócisz.

– A ty nie wiesz, co to było za auto? Musisz to wiedzieć jako strażak.

A ten, co jest strażakiem, mówi:

– Nie wiem. Dowiem się. Miałem wolne. Rąbałem drewno na zimę.

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– A to bezpieczne auta, te fabie i octavie?

A ten, co jest strażakiem, mówi:

– Bezpieczne… Trudno powiedzieć. Jak przyjeżdżam na czołówkę i widzę, że nogi się ruszają, to wiem, że to jest dobre auto. Albo że ten człowiek miał szczęście. A jak się nogi nie ruszają, to wiem, że to nie jest dobre auto. Albo że ten człowiek nie miał szczęścia.

A ten, co w zeszłym roku stracił w wypadku żonę, mówi:

– To straszne, jak ludzie teraz jeżdżą.

A ten, co jest taksówkarzem, a przedtem miał szkołę jazdy, patrzy na niego i mówi:

– Na mnie się nie gap, to nie moja wina, że ludzie jeżdżą jak bydło.

A ten, co w zeszłym roku stracił żonę, patrzy na niego, kiwa głową i nic nie mówi.

A ten, co jest taksówkarzem, patrzy na niego jeszcze raz i mówi:

– Przepraszam. Przecież ja wiem. Twoja baba to była dobra baba.

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– Bo ludzie to bydło. Weź na przykład te wojny. Te wszystkie kryzysy. Jakby ludzie nie byli bydłem, wszystko byłoby na świecie pięknie. Wszystko by się układało, rozumiesz? Poezja. Rozumiesz?

– Rozumiem. Ale chyba nie do końca.

– Nieważne. Jakbyś czytał książki, tobyś rozumiał.

– Ale świat bez ludzi? Tak chyba też się nie da.

– Ale świat bez bydła byłby lepszy.

– A to tak. Na przykład bez ciebie, co nie, bez tego twojego gadania. Człowieku, że też ty nie poszedłeś gdzieś studiować filozofii.

– Komuniści mnie nie puścili. No to robię bombki choinkowe. Ale sprzedajemy je na całym świecie, prawda? Zresztą teraz to już wszystko jedno.

– No tak, komuniści, wszyscy zwalają na nich całą winę.

– Ty nie musisz niczego zwalać, co nie? Sam byłeś komunistą.

– Bo musiałem.

– Pewnie.

– Nie każdy może być dysydentem, co nie? Poza tym teraz znowu jest w modzie bycie komunistą, a nie dysydentem.

– Wsadź se w dupę taką modę! Zresztą, to ty tu ciągle gadasz, nie ja. Ja myślę. A najwięcej to o sobie.

– Kolego, co złego to nie ja. Przecież wszyscy jesteśmy tak trochę bydłem.

A potem przez chwilę jest cicho, kapie z nas pot, a w piecu trzaska.

A ten, co pracuje jako strażak, wstaje, patrzy na termometr i mówi:

– Dziewięćdziesiąt siedem! Znowu się porządnie wypocimy. No, no, no! Dawaj, dawaj! Znowu zaczniemy dobrze śmierdzieć naszym babom.

I nagle otwierają się drzwi i jesteśmy w saunie w komplecie.

Przyszedł ten, co sprzedaje ubezpieczenia.

I ten, co był mistrzem kraju w tenisie stołowym.

I ten, co rozwozi żarcie dla psów.

I ten, co jest lekarzem chorób kobiecych.

I ten, co jest najmłodszy z nas.

I ten, co sprzedaje auta.

I ten, co rzyga danymi w biurze.

I w końcu ten, co nie widzi. A ten, co jest lekarzem, podaje mu rękę i prowadzi na jego miejsce.

Wszyscy mamy tu swoje stałe miejsca.

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– Żona mnie kocha, bez dwóch zdań. Najbardziej mi się podoba, że tak mało mówi. Miałem szczęście. Wszystko, co ważne, powiedzieliśmy sobie w pierwszym wspólnym roku, teraz nie musimy już nic mówić. Przychodzi do domu, zamyka się w dużym pokoju, ustawia wokół siebie świeczki, zapala je i zamyka oczy. A ja włączam telewizor w kuchni. Albo sobie czytam. Inni się kłócą, ciągle wydzierają się na siebie, a my sobie wspaniale milczymy. A potem zawsze jemy coś dobrego. Jak ona gotuje, to też jest nie najgorzej.

A ten, co nie widzi i stroi pianina, mówi:

– Moja żona ciągle chce rozmawiać.

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– Słuchaj, to znajdź jej kogoś, co? Jakąś babę do gadania, żebyś miał spokój.

– Ale ja lubię z nią rozmawiać.

– Tak? A o czym?

– No jak było, co robiła, co czytała, co widziała, co jej się przydarzyło.

– Co jej się przydarzyło? Serio?

– No i jeszcze jak dzieci i takie tam.

– Słuchaj, ja też lubię pogadać. Ale z facetami. Tu, w saunie. Z żoną już dawno sobie wszystko powiedzieliśmy. Wystarczył mi rok. My teraz tak wspaniale milczymy, nawet sobie nie umiecie wyobrazić, jak nam dobrze.

A ten, co jest najmłodszy z nas, co dopiero zaczyna przygodę ze swoim członkiem, zbiera na nim pierwsze blizny i pracuje w fabryce samochodów, mówi:

– Mam teraz jedną starszą, prawie trzydziestka. Rozwiedziona, free, spoko. Otwieram u niej rano szafkę w łazience i widzę w szklance mnóstwo szczoteczek do zębów. Myślę sobie: spoko, lubi myć zęby, to przecież zdrowo, higienicznie, ja też myję zęby, też jestem higieniczny. Ale to są szczoteczki po facetach, z którymi była, którzy z nią mieszkali, którzy u niej spali. Chowa sobie ich szczoteczki na pamiątkę, jak takie trofea.

A ten, co jest w naszym mieście lekarzem chorób kobiecych i jest z nas wszystkich najstarszy, najbardziej doświadczony i najspokojniejszy, mówi:

– Są takie przypadki.

– Ale to chyba trochę dziwne, nie? To nie jest normalne, prawda? To nie jest higieniczne czy jest?

– A w łóżku jest namiętna?

– Tak.

– To najważniejsze. Jakby nie była namiętna, to coś byłoby nie tak. Wszystko jedno, czy chodzi o seks, czy o szczoteczki. A czy to jest higieniczne, czy nie, to akurat nie takie ważne. Otóż seks zasadniczo nie jest za bardzo higieniczny. Nie może być, te płyny to natura. A natura jest brudna. Ale brud jest zdrowy, to wam mówię jako lekarz.

A ten, co jest taksówkarzem, odwraca się do tego, co ma przejść na emeryturę, i mówi:

– No widzisz, a ty ciągle męczysz z tą higieną.

A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:

– Tylko że brud to brud i basta. Na drzwiach do sauny jest jasno napisane, że masz wziąć prysznic, zanim tu wleziesz.

A ten, co jest najmłodszy, mówi:

– Właśnie, w saunie wszyscy jesteśmy higieniczni.

A ten, co jest taksówkarzem, zwraca się do tego, któremu zmarła żona, i mówi:

– W szkole uczyłem wszystkich, jak dobrze jeździć. Uczyłem ich rozwagi do tego stopnia, że musiałem rzucić tę robotę i zacząć pracować na taryfie, żeby od tej nauki nie zwariować. To nie moja wina, że ludziom odbija i bawią się za kółkiem w Monte Carlo, baby tak samo jak faceci, że zabijają się nawzajem. To nie moja wina, że ludzie to bydło.

A ten, co mu w zeszłym roku zmarła żona, wstaje i idzie się schłodzić. I kilku z nas też idzie.

A ten, co ma przejść na emeryturę, jeszcze się poci i patrzy na odchodzącego, tego, co mu zmarła żona, i mówi:

– Jego żona to serio była bardzo piękna baba. Boję się, że on się z tego nie wygrzebie, że zrobi sobie krzywdę.

A ten, co jest taksówkarzem, też się jeszcze poci i mówi:

– Czemu niby miałby zrobić sobie krzywdę?

– Według mnie to zrobi.

– Wygrzebie się, na każdego czeka jeszcze jakaś lasencja, co przewiezie go na karuzeli.

– Na karuzeli?

– No, włóż, wyjmij, włóż, wyjmij, fiuta moczenie, cyców miętoszenie, w kółko jak na karuzeli, co nie? Tylko trzeba uważać, żeby wyciągnąć w porę i żeby nie było na świecie o jednego bachora więcej.

– Aha. Nie, moim zdaniem on niedługo zrobi sobie krzywdę. To wrażliwy człowiek. To nie jest takie bydło jak my. To nauczyciel.

– Przestań pieprzyć. Nie zrobi tego.

– Ta jego żona to była naprawdę piękna baba.

– No, była.

– Wiesz, ona tak pięknie chodziła. Miała piękne biodra. Nie takie strasznie wielkie, raczej trochę małe. Ale okrąglutkie.

– Miała wielkie.

– Nie, właśnie że nie. Małe. Takie jak piersi, w sam raz do ręki.

– Miała wielkie te biodra.

– Bzdura. Miała małe. Nie kłóć się ze mną.

– To ty się kłócisz. A tak w ogóle, to skąd wiesz o tych piersiach?

– No… Trochę się z nią kolegowałem.

– Serio?

– To znaczy kiedyś, oczywiście, dawno.

– Naprawdę? I jak było?

– Dobrze. Ale nie mów mu tego.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Czeski Raj

Подняться наверх