Читать книгу Flirtologia - Jean Smith - Страница 7
Wstęp
ОглавлениеJest piątkowy wieczór. Jane włożyła swój ulubiony strój. Przepełnia ją nadzieja. Czuje, że zbyt długo była samotna, a teraz jest gotowa coś z tym zrobić. Postanowiła, że w każdy weekend będzie zmuszała się do wyjścia z domu. Tego wieczoru jej przyjaciółka organizuje imprezę. Na pewno znajdzie się na niej ktoś interesujący.
Godzinę później Jane zauważa przy stole z drinkami atrakcyjnego mężczyznę. Chciałaby z nim porozmawiać, ale on właśnie prowadzi z kimś dialog, a ona nie potrafiłaby wtrącić się do dyskusji. Kiedy w końcu udaje jej się przekonać samą siebie, że warto się zdobyć na odwagę, jego już nie ma. W kuchni Jane dostrzega innego mężczyznę, uśmiecha się do niego i zastanawia, jak go zagadnąć, ale i ta chwila mija, a wraz z nią znika mężczyzna. Nadchodzi północ. Jane nie osiągnęła nic, poza tym że po białym winie rozbolała ją głowa. Wraca do domu i pogrąża się w negatywnych myślach: „Robię wszystko, co mogę. Wychodzę z domu. Próbuję. Po prostu nie mam szans poznać nikogo nowego!”.
Po chwili postanawia stać się jeszcze bardziej aktywna. Tej samej nocy rejestruje się na internetowym portalu randkowym, bo n a p r a w d ę poważnie pochodzi do tego zadania: chce poznać mężczyznę swojego życia. Koniec żartów.
Sobota mija jak we mgle. Jane rezygnuje ze wszystkich weekendowych zajęć – przebieżki, wstąpienia na kawę do miejscowej kafejki i leniwego przeglądania gazet. Ledwo zdążyła utworzyć profil i zacząć przeglądać konta innych użytkowników, a już zrobił się wieczór. Tak samo było w niedzielę. Ale jej wysiłki nie poszły na marne. Napisała kilka słów do wybranych mężczyzn i świetnie się przy tym bawiła. Przez większą część tygodnia wysyła i odbiera wiadomości. Paru kandydatów natychmiast eliminuje. Mimo to z jednym mężczyzną umawia się na drinka w piątkowy wieczór. Hurra!
Druga próba: Jane włożyła swój ulubiony strój. Przepełnia ją nadzieja. Postanowiła, że co weekend będzie się zmuszać do wyjścia z domu. I dotrzymała słowa.
Do restauracji właśnie wszedł mężczyzna, z którym flirtowała przez cały tydzień. Dowcipny, interesujący i tak do niej podobny pod wieloma względami. Serce jej zamiera. Zdjęcie, które zamieścił na swoim profilu, pochodzi sprzed jakichś dziesięciu lat. No cóż, nie szkodzi. Świetnie się bawiła, gdy z nim pisała, i nareszcie umówiła się na randkę. Da mu szansę. Zaczynają rozmawiać. Jane zastanawia się, kim jest człowiek siedzący naprzeciwko. Zupełnie nie przypomina tamtego z internetu. Czuje się nowicjuszką w świecie randek i nie wie, jak zakończyć spotkanie, więc ostatecznie spędza ze swoim towarzyszem pięć godzin, choć przez cały ten czas zastanawia się, jak stamtąd uciec, nie raniąc jego uczuć. Nadchodzi północ. Jane nie osiągnęła nic, poza tym że po białym winie rozbolała ją głowa. Miała nadzieję na szczęśliwe zakończenie, a zyskała tylko kaca. Wraca do domu i pogrąża się w negatywnych myślach: „Robię wszystko, co mogę. Wychodzę z domu. Po prostu nie mam szans poznać nikogo nowego!”. W tej chwili Jane postanawia już na zawsze pozostać singielką…
Jeżeli jesteście samotni – niezależnie od płci – prawdopodobnie odnajdziecie siebie w historii Jane. Jako flirtolog korzystam z zasad antropologii społecznej, by prowadzić ludzi przez gąszcz relacji z innymi osobami. Setki razy słyszałam różne wersje scenariusza przywołanego przed chwilą, zarówno od kobiet, jak i od mężczyzn. Gdy poznajemy nowych ludzi, staramy się zachowywać jak najlepiej, robić to, co powinniśmy, więc czujemy się skołowani, kiedy nic z tego nie wychodzi. Ja zaś bardzo wyraźnie widzę, że wystarczyłoby zmienić jedną rzecz, by uzyskać zadowalający wynik.
Ludzie przychodzą do mnie, bo rozpaczliwie pragną zobaczyć efekty swoich starań. Wielokrotnie przerabiali ten sam schemat: wychodzili z domu, próbowali kogoś poznać, umawiać się na randki lub znajdować partnerów, ale ostatecznie zawsze dochodzili do wniosku, że coś robią nie tak. Stwierdzali, że są „kiepscy we flirtowaniu”. Potem znajomi doradzali im internet. Ponieważ nic innego nie działało, postanawiali spróbować. Bo z całą pewnością to w końcu rozwiąże ich problemy: jest tam tylu potencjalnych kandydatów na partnerów – czy umiesz flirtować, czy nie. Problem polega na tym, że i to nie zadziałało.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat znacznie wzrosła liczba użytkowników portali randkowych. W 2007 roku firma Apple wypuściła na rynek pierwszy iPhone, dzięki któremu możemy nosić cały cyfrowy świat w kieszeni. Był to początek ery całodobowej komunikacji. Od tamtej pory jeszcze łatwiej jest rozmawiać z ludźmi na ekranie. Mnożą się aplikacje i portale randkowe, które zaspokajają rozmaite zapotrzebowanie. Zapewnia się nas tam, że dzięki inteligentnym algorytmom znajdziemy idealnego partnera. Podczas mojej pracy odkryłam jednak coś przedziwnego. Okazuje się, że w miarę jak rewolucja cyfrowa w usługach randkowych zwiększa tempo, ludzie stają się coraz bardziej spragnieni porad, jak nawiązywać kontakty z innymi twarzą w twarz.
Na całym świecie dziewięćdziesiąt jeden milionów ludzi korzysta z aplikacji randkowych. To oszałamiająca liczba. W świecie randek odpowiedzi nie da się jednak znaleźć na ekranie. Według danych czterdzieści dziewięć milionów i dwieście pięćdziesiąt tysięcy dorosłych osób stanu wolnego w Stanach Zjednoczonych choć raz skorzystało z usług portali randkowych. To prawie pięćdziesiąt milionów ludzi! Ale ilu Amerykanów wzięło ślub lub stworzyło stały związek z osobą poznaną w internecie? Zaledwie pięć procent. A wśród tych, którzy są ze swoim współmałżonkiem lub partnerem od czasu, gdy randkowanie przez internet stało się popularne (czyli mniej więcej od pięciu lat), 88 procent poznało swoją drugą połówkę poza siecią, bez pomocy portali randkowych. W Wielkiej Brytanii na portalach randkowych jest zarejestrowanych piętnaście milionów użytkowników. Jednak badania w grupie osób między osiemnastym a trzydziestym piątym rokiem życia (którą to grupę określa się jako pokolenie epoki cyfrowej) wykazały, że osiemdziesiąt cztery procent badanych poznało swoich partnerów w tradycyjny sposób – przez przyjaciół, na spotkaniach towarzyskich lub w pracy. Zaledwie dziesięć procent znalazło ich na portalach randkowych, a sześć – na portalach społecznościowych.
Warto pamiętać, że randkowanie przez internet to nie akcja charytatywna, lecz źródło dochodów. Wartość tego segmentu rynku ocenia się na ponad dwa miliardy funtów w skali światowej i trzysta milionów funtów w samej Wielkiej Brytanii. W branży randek internetowych chodzi o to, żeby ludzie n i e znaleźli partnera, tylko opłacali subskrypcję, by móc szukać dalej. Brzmi kiepsko, prawda?
Właściwie wszyscy to przeczuwamy: badania wykazują, że tylko dwadzieścia procent Amerykanów wierzy, że randkowanie w internecie to dobry sposób na poznanie partnera, a mniej więcej tyle samo stwierdza, że odniosło na tym polu znaczący sukces. Tu nasuwa się pytanie: dlaczego pozostałe osiemdziesiąt procent wciąż próbuje?
„Jestem zbyt zapracowana/zapracowany, żeby chodzić na randki” – taki jest najczęstszy powód korzystania z portali internetowych. Ale ich przeciętny użytkownik spędza na swoim profilu trzynaście i pół godziny tygodniowo, a tylko półtorej godziny poświęca na kontakty twarzą w twarz. Nie wygląda to na wydajne wykorzystanie czasu, nawet jeśli weźmiecie pod uwagę, z jak wieloma osobami musicie spotkać się w świecie rzeczywistym, zanim znajdziecie tę, która wam się spodoba (lub taką, która rzeczywiście wygląda jak na zdjęciu profilowym w sieci). Prawdopodobnie zauważyliście też tych wszystkich ludzi, którzy tylko marnują wasz czas. To nie wasza wyobraźnia. Trzydzieści trzy procent internetowych randkowiczów – jedna trzecia! – nigdy nie poszło na prawdziwą randkę z kimś poznanym w sieci. Dlaczego więc wciąż tam szukacie miłości?
Zjawisko randkowania przez internet z pewnością nie ułatwia poznawania innych w rzeczywistym świecie, więc wygląda na to, że ludzie potrzebują pomocy bardziej niż kiedykolwiek. Jesteśmy stworzeniami towarzyskimi, zaprogramowanymi na tworzenie bliskich znajomości i grup społecznych. Noworodek, którego nikt nie dotyka, może przestać się rozwijać, a nawet umrzeć. Uwięzienie jest ciężkie do zniesienia, izolacja społeczna – wręcz niewyobrażalna. Początkowo ludzie przemieszczali się całymi plemionami, w grupach liczących trzydzieści–pięćdziesiąt osób. W miarę rozwoju populacji plemiona zaczynały się rozpadać, a powstawały nowe, bo gdyby liczba ich członków stała się większa, zabrakłoby spójności społecznej. W dzisiejszych czasach żyjemy w ogromnych grupach – ONZ przewiduje, że do roku 2050 siedemdziesiąt procent populacji będzie żyło w miastach – nie oznacza to jednak, że nasza potrzeba kontaktów z innymi członkami społeczności się zmieniła. Przenosimy ją jednak do internetu. Dlaczego, choć mamy pięciuset znajomych na Facebooku, tysiąc obserwujących na Twitterze i prowadzimy jednocześnie pięć rozmów na WhatsApp, wciąż czujemy się odcięci od ludzi? Liczne badania wykazały, że aktywność w mediach społecznościowych może wpędzić w jeszcze większe przygnębienie. Najnowsze badania nad samotnością i coraz mniejszą liczbą bliskich przyjaźni udowadniają, że internet nie poprawia więzi społecznych. Co gorsza, okazuje się też, że zanika wsparcie, które dostajemy w realnym świecie.
Należy zadać sobie pytanie: czy świat cyfrowy naprawdę może zastąpić potrzebę kontaktu twarzą w twarz? Na pierwszy rzut oka internet ma same zalety: kontakty z ludźmi nie wymagają posiadania samochodu, telefonu czy planowania – wystarczy postukać w klawiaturę. To, że wzbudzamy czyjeś zainteresowanie w sieci, miło łechcze nasze ego. Badania wykazują jednak, że tego rodzaju związki międzyludzkie są powierzchowne i niesatysfakcjonujące. Świat cyfrowy chwilowo poprawia satysfakcję i nastrój osób samotnych, które częściej niż inni korzystają z internetu, ale jednocześnie wpędza nas w jeszcze większą samotność, ponieważ zastępujemy prawdziwe relacje wirtualnymi. Wniosek z badań brzmi: „internet nie może zastąpić relacji społecznych w świecie realnym”.
Jak na jednej z konferencji wyjaśnił psycholog Adam Alter, w ciągu coraz większej liczby godzin, które spędzamy przed ekranami komputerów czy telefonów, natykamy się na programy, które poprawiają nam nastrój: aplikacje do czytania e-booków, dotyczące zdrowia, edukacji czy relaksu. Niektóre jednak bardzo nam go pogarszają. Alter ma tu na myśli media społecznościowe, gry i – przede wszystkim – portale randkowe. A właśnie do tych, które dołują nas najbardziej, najmocniej jesteśmy przywiązani. Dwadzieścia siedem minut dziennie poświęcamy „negatywnym” aplikacjom, a tylko dziewięć „pozytywnym”.
Smartfon to nie tylko szybszy, kieszonkowy komputer. Zmienia nasze zachowanie nie tylko w świecie wirtualnym, lecz także w realnym. Czy pamiętacie te czasy – nie aż tak odległe – kiedy w kawiarni ludzie rozmawiali, a nie gapili się w telefony? Zgodnie z brytyjskimi badaniami obecnie rzucamy okiem na telefon przeciętnie dwieście dwadzieścia jeden razy dziennie – mniej więcej co 4,3 minuty. Bo dzięki temu malutkiemu urządzeniu możemy się komunikować z innymi, kiedy i gdzie tylko chcemy.
W sondzie przeprowadzonej w 2015 roku połowa osób między osiemnastym a dwudziestym dziewiątym rokiem życia wyznała, że korzysta z telefonu, żeby „odgrodzić się od otoczenia”. Zanim nastała era smartfonów, również mieliśmy sposoby na to, żeby unikać ludzi. Dobrym przykładem jest pogrążenie się w lekturze gazety podczas jazdy autobusem czy metrem do pracy. Nie mogliśmy jednak schować się za gazetą na imprezie, w kolejce do kasy czy podczas przemarszu ulicą. Gazety nie dało się użyć jako tarczy obronnej w każdej chwili. Co więc robiliśmy, zanim otoczyliśmy się murem odgradzającym nas od innych ludzi? Ach, tak: rozmawialiśmy ze sobą. A te rozmowy skutkowały romansami, przyjaźniami, dawały szansę na odrzucenie stereotypów (które bardzo szybko się umacniają, jeśli nie robimy nic, by je zwalczyć). W istocie rzeczy sama o b e c n o ś ć technologii może nam utrudnić nawiązanie prawdziwych więzi społecznych w świecie realnym. Dlaczego więc przedkładamy komunikację przez internet nad kontakty w świecie rzeczywistym?
Istnieje wiele powodów, dla których ekran komputera czy telefonu stał się tak niezastąpiony, jeśli jednak chodzi o randkowanie, mam własną teorię. Dzieje się tak, bo potencjalny dreszczyk emocji związany z kontaktami w realnym świecie ustępuje lękowi przed brakiem akceptacji. Uczucie to jest tak silne, że na samą myśl o nim zmieniamy zachowanie. Ludzie wpatrują się w ekrany telefonów, bo myślą, że mogą się za nimi schować. Wierzą, że odrzucenie w sieci zaboli mniej niż w realu. Była to jedna z podstawowych zasad pewnej aplikacji randkowej – stworzyć przestrzeń, w której użytkownicy – zwłaszcza mężczyźni – będą chronieni przed choćby najmniejszym ryzykiem odrzucenia. I na tym właśnie polega czar internetu: to miejsce, w którym możemy bezpiecznie zbadać otoczenie, sprawdzić, jak ludzie na nas reagują, nie narażając się na cios, jakim jest brak akceptacji.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że internet obiecuje cuda: możliwość nawiązania nieskończonej liczby kontaktów bez narażania się na jakiekolwiek ryzyko. Ale to tylko złudzenie, a ceną, jaką za nie płacimy, jest zaniechanie potencjalnych sukcesów w świecie rzeczywistym. Gdy próbujemy chronić siebie, tracimy mnóstwo okazji poznania kogoś interesującego, a dodatkowo – jak na ironię – nie możemy nawet mieć pewności, czy ta ochrona zadziała. Czy powzięte przez nas środki ostrożności mogą być daremne? Czy na dobre utknęliśmy w związku z naszym urządzeniem elektronicznym?
Jakie jest rozwiązanie? Musimy wrócić do podstaw, do kontaktów twarzą w twarz. Ale z nowoczesnym akcentem. A gdybym wam powiedziała, że możecie się tego nauczyć i nie musicie się bać odrzucenia? To jedna z wielu wskazówek, które dam wam w tej książce.
Czym jest flirtologia?
Czym tak właściwie jest flirt? Pojechałam do Nowego Jorku, Paryża, Londynu i Sztokholmu, żeby się tego dowiedzieć. W ramach badań do pracy magisterskiej przeprowadziłam rozmowy z ponad dwustoma osobami, odwiedzałam kafejki, supermarkety, kluby nocne, chodziłam na imprezy i żyłam jak miejscowi. Moim celem było odkrycie, jak flirtują ludzie w każdym z tych miast. Ktoś powinien to zrobić, więc dlaczego nie ja? W rezultacie po dziesięciu latach pracy z przyszłymi mistrzami sztuki flirtu nie muszę się już domyślać, jak ludzie flirtują. Mam badania i wyniki. Opowiem wam o nich. Przedstawię także odpowiedzi, jakich udzielili moi rozmówcy.
Rezultaty były zaskakujące. Wygląda na to, że niemal każdy rozumie flirtowanie inaczej. Czy chodzi o uwodzenie, czy o zabawę? Flirtujecie, żeby umówić się na randkę, czy by nieco ubarwić swój dzień? Wybieracie tylko osoby, które was pociągają, czy może robicie to wręcz odruchowo? U niektórych osób flirt ma podłoże seksualne, inne chcą sobie w ten sposób poprawić nastrój. Niektórzy mówią, że warto flirtować z kimś z pracy, bo „to pomaga załatwić wiele spraw”. Inni flirtują tylko z ludźmi, którzy im się podobają. Podsumowując, istnieje tyle rodzajów flirtu, ile osób, które wchodzą w relacje międzyludzkie.
Skoro istnieje z milion różnych definicji flirtu, to czym jest flirtologia? Na to pytanie mogę odpowiedzieć ze stuprocentową pewnością. Nic dziwnego, w końcu to ja, ponad dziesięć lat temu, stworzyłam ten termin. Flirtologia to przede wszystkim „badania nad flirtem”. Zasadniczo składa się z dwóch aspektów – nauki o flirtowaniu i sztuki interakcji.
Flirtologia opiera się na naukach społecznych, czyli wyjaśnieniu, co to znaczy być istotą społeczną. Traktowanie flirtu w kategoriach naukowych oznacza, że nie powinniście wpadać w czarną rozpacz, jeżeli nie potraficie flirtować. To się może zmienić. Flirtowanie to zachowanie wyuczone. Aby poznać jego tajniki, należy zacząć od podstawowych narzędzi, które zaczerpnęłam z moich studiów nad antropologią społeczną. Metody antropologiczne pomagają w pokonaniu nabytych lęków i negatywnych oczekiwań oraz pozwalają ujrzeć prawdę. Flirtologia pozwala włączyć logiczne myślenie oraz rozjaśnia nawet najbardziej subiektywne i emocjonalne stany.
Ale flirtologia to coś więcej niż nauka, to również sztuka – sztuka interakcji. Kiedy wykorzystacie metody naukowe do tego, by pozbyć się całej masy niezdrowych uprzedzeń, możecie zacząć c i e s z y ć s i ę z poznawania ludzi, rozmawiania z nimi, chodzenia na randki, nawiązywania więzi czy też szukania miłości życia. Malarka Georgia O’Keefe mówi, że dla niej sztuka to „wypełnianie przestrzeni w piękny sposób”. Właśnie tak postrzegam flirtologię i sztukę interakcji: to wypełnianie przestrzeni w piękny sposób. Chodzi tu o wchodzenie w interakcje – najlepsze z możliwych – z ludźmi w naszym otoczeniu. Niezależnie od waszego celu flirtologia pomoże wam radować się samym procesem poszukiwania.
Jak zostałam flirtologiem?
Można powiedzieć, że jako starsza siostra dwóch braci zostałam stworzona do tej roli. Miło wspominam to, jak pomagałam braciom i ich kolegom w opanowaniu sztuki obchodzenia się z kobietami. Pamiętam, jak kiedyś odwiedziłam jednego z braci w college’u, a on przyprowadził swojego nieśmiałego kolegę i powiedział mu: „Spytaj moją siostrę, ona jest w tym naprawdę dobra”. Nie musiał go długo namawiać. Chłopak wkrótce zaczął mi się żalić i dzielić swoimi wątpliwościami.
Moja fascynacja ścieżkami życia, które wybieramy, nakłoniła mnie do podjęcia studiów na wydziale antropologii kulturowej na Kansas University. Po ich ukończeniu zaczęłam jeździć po świecie. Można powiedzieć, że robię to do tej pory. Jako świeżo upieczona absolwentka wyjechałam ze Stanów Zjednoczonych. Od tamtej pory odwiedziłam ponad sześćdziesiąt krajów i przez dłuższy czas mieszkałam w sześciu. Obserwowanie ludzi w tak różnych miejscach było fascynujące: zupełnie jakby temat mojej pracy magisterskiej nagle ożył. Zainteresowanie antropologią zawsze prowadziło mnie do teraźniejszości i najbliższego otoczenia. W jaki sposób istniejemy i jak sobie radzimy jako gatunek społeczny we współczesnym świecie?
Od siedemnastu lat mieszkam w moim ukochanym Londynie. Właśnie tu zaczęła powstawać flirtologia. Kiedy w 2000 roku przeprowadziłam się do Anglii, rozejrzałam się i pomyślałam: „Dlaczego tutejsi ludzie ze sobą nie rozmawiają?”. W kulturze, która opiera się na niedopowiedzeniach, sztuka brytyjskiego flirtu polega na tym, żeby nie było widać, że ludzie flirtują. Widać, że są zainteresowani, ale w sposób, którego nikt nie może zrozumieć. Dlatego przez pierwsze lata życia w Londynie nie dostrzegałam wielu sygnałów – dopóki się nie dowiedziałam o niepisanych zasadach kultury brytyjskiej. Ustaliłam, że tutaj można się odezwać do nieznajomej osoby tylko wieczorami między czwartkiem a sobotą i to po co najmniej trzech drinkach. Teraz wiem, że ma to związek z tym, co Brytyjczycy rozumieją przez poprawne zachowywanie się wobec innych: należy być uprzejmym, kurtuazyjnym i zachować dystans. To bardzo miłe zasady zachowania w cywilizowanym społeczeństwie, ale z pewnością nie przydadzą się nikomu, kto chciałby nawiązać interakcję. A – o czym się również przekonałam – zachowujący rezerwę Brytyjczycy tak samo jak inni potrzebują kontaktów międzyludzkich.
Stworzyłam więc Fearless Flirting Tours of London – interaktywne wycieczki, podczas których uczę ludzi, jak zagadywać nieznajomych. To jeszcze bardziej rozpaliło moją ciekawość: czy mogę zgłębić i lepiej wykorzystać wiedzę, którą zyskałam? Ostatecznie zrobiłam magisterium z antropologii społecznej na londyńskiej uczelni SOAS. Interesowała mnie szczególnie kultura flirtowania – w jaki sposób flirtujemy we współczesnym społeczeństwie? Właśnie tak powstała Flirtologia – firma pomagająca ludziom przenieść wiedzę antropologiczną do świata flirtu i relacji uczuciowych. Dwanaście lat temu, kiedy rozpoczęłam organizację wycieczek, ludzie uważali, że to „fajny pomysł”, ale większość twierdziła, że mnie nie potrzebuje. Teraz wśród moich klientów są osoby prywatne i całe firmy, prowadzę wycieczki i kursy internetowe, seminaria i warsztaty, a wszystko to napędza potrzeba nawiązywania relacji. Przychodzi do mnie mnóstwo osób starających się dogadać z innymi. Ta książka to podsumowanie wiedzy, jaką zdobyłam przez lata spotkań z ludźmi. (Aby móc wam o tym wszystkim opowiedzieć, wprowadziłam pewne drobne zmiany w tożsamości moich rozmówców, by chronić ich prywatność).
Co flirtologia może dla ciebie zrobić?
W tej książce prezentuję lekkie, ale skuteczne i poparte badaniami podejście do tak ważnej umiejętności, jaką jest flirtowanie. Jak znaleźć miłość swojego życia, skoro nie radzimy sobie nawet w prostych interakcjach? Chciałabym pokazać wszystkim – i kobietom, i mężczyznom – najlepsze sposoby na wyjście do ludzi i znalezienie miłości.
Podczas pisania tej książki korzystałam z doświadczenia, które zdobyłam podczas prowadzenia klientów przez kręte drogi świata flirtu, oraz z obszernych antropologicznych badań przeprowadzonych w czterech krajach. Oto, co wam oferuję:
• Obalam mity dotyczące flirtowania.
• Daję sprawdzone sposoby na uniknięcie niezręcznych chwil milczenia.
• Uczę, jak przestać bać się odrzucenia.
• Daję wiarę, że i wy umiecie flirtować.
• Pomagam zrozumieć, czego właściwie szukacie.
• Ujawniam sekrety swojego systemu, który wyzwoli w was talent do flirtowania.
• Zachęcam do jak najczęstszych treningów flirtowania (i czerpania z nich przyjemności).
• Daję wam pewność siebie, dzięki której będziecie potrafili zacząć rozmowę z każdym i wszędzie.
• Gwarantuję osiągnięcie pożądanych rezultatów bez zmiany charakteru i osobowości.
Dla kogo jest ta książka?
Może służyć zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Dziwi mnie, że liczni „eksperci” zwracają się ze swoimi radami tylko do jednej płci. Mężczyzn i kobiety więcej łączy, niż dzieli. Mamy takie same zmartwienia, problemy i troski. Niektórzy uważają, że wszelkie sprawy dotyczące związków uczuciowych, te delikatne i drażliwe kwestie, powinno się pozostawić kobietom. Dlatego jeśli jesteście kobietami, nikt się nie zdziwi, że rozmawiacie na takie tematy i czytacie tę książkę. Społeczne oczekiwania dotyczące mężczyzn są jednak inne: albo powinni już wszystko wiedzieć, albo trzymać się tego, na czym znają się najlepiej, czyli rozmawiać o sporcie i kosić trawnik. Przekonałam się jednak, że mężczyźni tak samo jak kobiety są zaciekawieni flirtologią i chcą zgłębić jej tajniki. Jeszcze dwa lata temu widok mężczyzny na jednej z wycieczek połączonych z nauką flirtowania należał do rzadkości. Większość wolała się uczyć na kursach internetowych i w zaciszu swoich salonów zgłębiać niepojęte dla nich zachowania kobiet. To się jednak zmieniło. Obecnie wiele moich grup wycieczkowych składa się po połowie z mężczyzn i kobiet. A wszyscy prywatni klienci to mężczyźni. Jest to część wielkiej zmiany, jaką zauważyłam w ciągu ostatnich lat. Mężczyźni chętnie proszą o pomoc, co bardzo mi się podoba.
Ta książka jest więc przeznaczona dla każdego, kto chciałby poprawić swoją umiejętność flirtowania. Znajdziecie w niej odpowiedzi na pytania, które setki razy zadawali mi ludzie potrzebujący pomocy:
„Dlaczego potrafię flirtować z kimś, kto mi się nie podoba, ale nie umiem z osobą, którą uważam za atrakcyjną?”
„Jak rozpoznać, czy ktoś ze mną flirtuje?”
„Jak poczuć się pewniej podczas flirtowania?”
„Jak zaprosić kogoś na randkę i nie czuć się przy tym niezręcznie?”.
Po lekturze Flirtologii będziecie potrafili z większą pewnością siebie zagadnąć dowolną osobę.
Dobra wiadomość jest taka, że już teraz jesteście wyposażeni we wszystkie narzędzia niezbędne do udanego flirtowania. Możecie zacząć natychmiast: nie musicie udawać się w żadne konkretne miejsce ani uczyć mnóstwa skomplikowanych sztuczek. Flirtologia to nie gierki, zasady czy sztuczki. To sposób na przedstawienie swojego najbardziej autentycznego „ja”, by móc przyciągnąć ludzi, których chcecie sobą zainteresować. Chodzi tu o zwiększenie liczby i poprawę jakości w s z y s t k i c h kontaktów międzyludzkich, nie zaś o ograniczenie się do seksownego wydęcia ust czy naprężenia muskułów, kiedy widzicie kogoś atrakcyjnego. Powinniście poprawić samopoczucie innym i sami z tego skorzystać – nie zaś czekać, aż to inni poprawią samopoczucie wam. Musicie zrozumieć, że flirt nie jest jedynie środkiem prowadzącym do celu. Flirtujcie nie tylko wtedy, kiedy czegoś chcecie. Znalezienie partnera nie może oznaczać dołożenia sobie kolejnego ciężaru do codzienności i tak już pełnej zajęć. Flirtowanie to coś, co się uda, kiedy żyjecie pełnią życia.
W swojej praktyce osobistego trenera nie uczę ludzi, jak częściej umawiać się na randki. Wolę im pokazywać, co mają robić, by chodzić na naprawdę udane randki z odpowiednimi osobami. Sukces nie polega na zdobyciu jak największej liczby numerów telefonów na imprezie – będzie nim uczucie, że możesz swobodnie zagadnąć tyle osób, ile tylko chcesz. Nie chodzi o to, by przejrzeć na Tinderze jak najwięcej profili. Skupiamy się na realnym świecie i poznawaniu ludzi, którzy będą reagować na waszą trójwymiarową osobowość.
Flirtologia pomoże wam poprawić każdy aspekt życia. Dzięki niej zaczniecie wychodzić do świata z otwartym, chłonnym umysłem, cieszyć się z każdej interakcji i starać się ją ulepszyć: od bliskich przyjaźni po znajomość z recepcjonistką w pracy. Powinniście stosować jej zasady w codziennym życiu, wzbogacając każdą jego sferę. Chyba zgodzicie się ze mną, że udany flirt – taki, podczas którego obie strony są rozluźnione i zaangażowane, ze szczyptą ekscytacji – to jedna z najprzyjemniejszych interakcji, w jakie możemy wejść. Dlaczego jednak mielibyśmy ograniczać go tylko do osób, które nam się podobają? Te same składniki udanego flirtu – poczucie humoru, zaangażowanie i więź – które sprawiają, że ta druga osoba czuje się zauważona i wyjątkowa, to zachowania, które możemy (i powinniśmy) wdrożyć w codzienne życie i stosować wobec każdego, z kim się stykamy. Najważniejsza w tym wszystkim jest więź. Między dwojgiem ludzi. Przecież właśnie na tym wam zależy, prawda?
To książka nie tylko o tym, jak coś osiągnąć, ale również o tym, jak ż y ć. Mam nadzieję, że dzięki niej nie tylko znajdziecie partnera czy partnerkę, lecz także zrozumiecie samych siebie.