Читать книгу Małżeńska pułapka - Jennifer Probst - Страница 5
ОглавлениеMaggie Ryan podniosła do ust kieliszek i upiła spory łyk margarity. Cierpki smak pomieszany ze słonym eksplodował na języku; rozgrzewał krew i dodawał animuszu. Nie dość szybko, niestety. Była całkiem przytomna, gdy zabrała się do dzieła.
Wabił ją zwodniczy tomik oprawiony w fioletowe płótno. Maggie znów po niego sięgnęła i zaczęła przeglądać, a potem rzuciła na szklany blat minimalistycznego stolika. Głupota! Miłosne czary i zaklęcia. Co to ma być, na miłość boską? Ani myślała z nich korzystać. Tak nisko jeszcze nie upadła. Z drugiej strony, gdy Aleksa, najlepsza przyjaciółka Maggie, w desperacji postanowiła odprawić jeden z rytuałów, naprawdę wypadało udzielić jej moralnego wsparcia i pomóc w magicznych poszukiwaniach idealnego partnera.
Ale to całkiem inna bajka.
Maggie zaklęła półgłosem i spojrzała w okno. Światło księżyca sączyło się przez rolety z bambusowych listewek. Kolejny stracony wieczór. Jeszcze jedna bezsensowna randka. Demony podnosiły głowy, ale tej nocy nie było tutaj nikogo, kto mógłby je odpędzić.
Dlaczego nie potrafiła się zaangażować? Ostatnio trafił jej się sympatyczny, inteligentny i wyluzowany facet, więc gdy się wreszcie dotknęli, oczekiwała mocnego iskrzenia, a przynajmniej miłego dreszczyku oczekiwania. Zero reakcji. Nic. Totalne znieczulenie od pasa w dół. Czuła tylko pustkę, tępy ból i… tęsknotę za czymś… innym.
Rozpacz zwaliła się na nią jak fala tsunami. Poczuła znajomy skurcz żołądka i przypływ paniki, ale wzięła się w garść i odzyskała panowanie nad sobą. Do diabła z tym! Żadnych ataków. We własnym domu nie będzie się dołowała. Uczepiła się nagłej złości jak tratwy ratunkowej, oddychała równo i głęboko.
Kretyńskie ataki… Nienawidziła prochów i odmawiała ich przyjmowania, głęboko przekonana, że potrafi siłą woli zapanować nad paniką, więc ataki z czasem ustąpią. Całkiem możliwe, że wcześniej niż innych dopadł ją kryzys wieku średniego. Mimo wszystko jej życie było niemal doskonałe.
Miała wszystko, o czym inni mogą tylko marzyć. Fotografowała przystojniaków ubranych tylko w bieliznę i podróżowała po całym świecie. Uwielbiała swój apartament i nie miała problemów z płaceniem rachunków. W kuchni królował sprzęt ze stali nierdzewnej, a na podłodze lśniła gładka terakota. Supernowoczesny ekspres do kawy i shaker do koktajli wiele mówiły o jej upodobaniach. Bohaterki serialu „Seks w wielkim mieście” dobrze by się tutaj czuły. Miękki biały dywan i meble kryte jasną skórą stanowiły widomy dowód, że w tym mieszkaniu brak dzieci, a codzienność ma swój niezmienny rytm. Maggie robiła, co chciała i kiedy chciała; nikomu się nie musiała tłumaczyć. Była ładna, zgrabna, niezależna finansowo i cieszyła się dobrym zdrowiem, jeśli nie liczyć ataków paniki… oraz obsesyjnych myśli, nachodzących ją ostatnio z przykrą natarczywością, która z każdym dniem przybierała na sile.
Co jest grane?
Wstała i chwyciła szlafrok z czerwonego jedwabiu, a stopy wsunęła w puchate szkarłatne kapcie ozdobione na przodzie diabelskimi różkami. Była już dostatecznie pijana i całkiem sama, więc nikt się nie dowie o jej wybryku. Może to doświadczenie podziała jak balsam na stargane nerwy.
Chwyciła kartkę i spisała wszystkie cechy idealnego mężczyzny. Rozpaliła ogień. Wypowiedziała zaklęcie.
Podczas bezsensownego rytuału brzmiał jej w głowie wesolutki chichot, ale po kolejnym łyku tequili przestała go słyszeć i spokojnie patrzyła na płonącą kartkę.
Zresztą, nie miała nic do stracenia.
***
Słońce wydawało się gniewne i oburzone.
Michael Conte stał przed swoją kamienicą sąsiadującą z nabrzeżem, wpatrzony w ognistą kulę pełznącą z wysiłkiem ku szczytom gór. Barwą przypominała pomarańczową różę przechodzącą w mocny szkarłat. Wojownicze promienie wypędzały resztki mroku. Conte obserwował władcę poranka dumnie świętującego przejściowe zwycięstwo nad ciemnością i zadawał sobie pytanie, czy sam kiedykolwiek doświadczy takich uczuć.
Chciał znów żyć pełnią życia.
Pokręcił głową i skarcił się za smutne myśli. Nie miał powodu do narzekań. Wszystko mu się udawało. Kamienica nad rzeką była na ukończeniu. Wkrótce otworzy tu amerykańską filię rodzinnej sieci piekarń, która stanie się rynkowym przebojem. Taką miał nadzieję. Popatrzył w stronę odnowionego nabrzeża. Port i zabytkowe budynki w dolinie rzeki Hudson – do niedawna zaniedbane siedlisko rozmaitych przestępców – wypiękniały jak Kopciuszek. Michael miał w tym swój udział. Wraz z dwoma pozostałymi inwestorami włożył w wymarzone przedsięwzięcie sporo pieniędzy i był pewny sukcesu. Brukowane alejki biegły między klombami róż, a w porcie cumowały statki: majestatyczne jachty oraz promy oferujące wycieczki dla dzieciarni.
Z jego piekarnią sąsiadowało spa oraz japońska restauracja, kierujące ofertę do zamożnej klienteli o rozmaitych gustach. Za kilka tygodni miało się odbyć uroczyste otwarcie, kończące trudny rok poświęcony na prace budowlane i konserwacyjne.
La Dolce Famiglia zacznie niedługo sprzedawać swoje wypieki także w Nowym Jorku.
Michael czuł zadowolenie, a zarazem dziwną pustkę. Ostatnio nie poznawał samego siebie. Co się z nim dzieje? Marnie sypiał, a przelotne miłostki, na które od czasu do czasu pozwalał sobie dla rozrywki, sprawiały, że rankiem czuł się jeszcze bardziej rozbity. Z pozoru miał wszystko, czego pragną mężczyźni: majątek, ukochaną firmę, rodzinę, przyjaciół, dobre zdrowie. Potrafił zdobyć niemal każdą piękność, która mu wpadła w oko, ale jego włoska dusza marzyła o czymś więcej niż przelotne romanse, choć nie wiedział, czy takie uczucie naprawdę istnieje.
Dla niego raczej nie. Miał wrażenie, jakby coś w nim pękło.
Zdegustowany swymi duchowymi rozterkami odwrócił się i ruszył wzdłuż nabrzeża. Wkrótce zadzwoniła komórka, więc sięgnął do kieszeni kaszmirowego płaszcza i przyjrzał się numerowi widocznemu na wyświetlaczu.
Cholera jasna!
– Tak, Wenecjo? Co się znowu stało?
– Michael, katastrofa! Wierz mi, nie jest dobrze. Mam kłopoty. – Potok włoskich słów wlał mu się w uszy z siłą wodospadu. Ich sens gubił się wśród łkań, jęków i urywanych oddechów.
– Mam rozumieć, że wychodzisz za mąż?
– Michael, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Wenecja nagle przeszła na angielski. – Musisz mi pomóc!
– Uspokój się. Weź głęboki oddech i raz jeszcze wszystko mi opowiedz.
– Mama nie zgadza się na ślub! – wybuchnęła zrozpaczona Wenecja. – To wszystko twoja wina. Dobrze wiesz, że Dominik i ja od lat jesteśmy parą. Długo marzyłam i błagałam niebiosa, żeby mi się oświadczył. W końcu spytał, czy za niego wyjdę. Och, Michael, było jak w bajce. Zabrał mnie na Piazza Vecchia, padł na kolana i wręczył przecudny pierścionek zaręczynowy. Oczywiście zgodziłam się natychmiast i oboje pojechaliśmy do mamy, żeby powiedzieć o tym całej rodzinie i…
– Chwileczkę. Dominik nie raczył zapytać mnie, czy zgadzam się na wasze małżeństwo. – Michael poczuł się dotknięty. – Dlaczego o wszystkim dowiaduję się ostatni?
Jego siostra westchnęła przeciągle.
– Chyba żartujesz? To zamierzchły zwyczaj, a poza tym ciebie tu nie było. Zresztą wszyscy od dawna wiedzą, że się pobierzemy. Ale to bez znaczenia, bo pewnie zostanę starą panną i stracę Dominika. Nie będzie czekał na mnie latami. Wszystko przez ciebie.
Wenecja znowu wybuchnęła głośnym płaczem. Od jej łkań Michaela nagle rozbolała głowa.
– Co ja mam z tym wspólnego?
– Mama powiedziała, że nie mogę wyjść za mąż, dopóki ty jesteś kawalerem. Tata przestrzegał tych kretyńskich zasad, pamiętasz?
Spłoszonemu Michaelowi zimny dreszcz przebiegł po plecach. Stare rodzinne tradycje nie miały racji bytu we współczesnym świecie. Reguła dająca najstarszemu synowi pierwszeństwo na ślubnym kobiercu była dawniej ściśle przestrzegana w okolicach Bergamo. Michael jako dziedzic hrabiowskiego tytułu stał się wprawdzie głową rodziny, ale przymuszanie do małżeństwa to dawne dzieje.
– Moim zdaniem zaszło jakieś nieporozumienie – odparł pojednawczym tonem. – Postaram się to wyjaśnić.
– Mama zapowiedziała, że mogę nosić pierścionek zaręczynowi, lecz ślubu nie będzie, póki ty się nie ożenisz. Dominik się wściekł i odparł, że w takim razie naprawdę trudno powiedzieć, jak długo będziemy musieli czekać na rozpoczęcie wspólnego życia. Na to mama wpadła w złość i uznała go za gbura, a potem wybuchła wielka kłótnia. Moje życie się skończyło. Wszystko przepadło! Jak ona mogła mi to zrobić?
Znów rozległo się szlochanie i głośny płacz.
Michael zacisnął powieki. Bolesne pulsowanie w skroniach graniczyło z torturą.
– Uspokój się! – rozkazał, przerywając rozpaczliwe jęki Wenecji z wściekłością, której nawet nie próbował ukrywać. Ucichła natychmiast, przyzwyczajona od najmłodszych lat, że należy go słuchać. – Wszyscy wiedzą, że ty i Dominik jesteście sobie przeznaczeni. Nie powinnaś się tak zamartwiać. Dziś jeszcze porozmawiam z mamą.
Jego siostra na moment wstrzymała oddech.
– A jeśli nie zdołasz jej przekonać? Gotowa się mnie wyprzeć, gdybym wyszła za mąż bez jej błogosławieństwa. Cóż za koszmarna perspektywa! Ale nie mogę wyrzec się mężczyzny, którego kocham, prawda?
Michael miał wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod nóg. Nie chciał wchodzić do tej jaskini… lwic, ale wielka awantura w rodzinie wymuszała na nim powrót do domu. Na dodatek matka miała słabe serce, więc obawiał się o jej zdrowie. Wątpił, żeby dwie młodsze siostry, Julietta i Karina, poradziły sobie z udrękami Wenecji. Teraz należało przede wszystkim zmusić ją, żeby się opamiętała. Michael ścisnął mocniej komórkę.
– Siedź cicho i nie panikuj, aż porozmawiam z mamą. Zrozumiałaś, Wenecjo? Ja się tym zajmę. Powiedz Dominikowi, żeby czekał spokojnie, aż znajdę wyjście z sytuacji.
– Dobrze – odparła drżącym głosem. Michael był świadomy, że Wenecja przesadnie dramatyzuje, ale wiedział też, że naprawdę kochała narzeczonego i pragnęła związać się z nim na dobre. Skończyła dwadzieścia sześć lat; większość jej młodszych koleżanek powychodziła za mąż, więc i ona pragnęła się ustatkować, poślubiając mężczyznę, który szczęśliwie znalazł uznanie w oczach brata.
Michael pospiesznie zakończył rozmowę i stanął przy swoim aucie. Musiał pojechać do biura i wszystko przemyśleć. Może naprawdę przyjdzie mu wziąć ślub, żeby zapanować nad rodzinnym chaosem? Na samą myśl o tym dłonie mu zwilgotniały. Niewiele brakowało, żeby wytarł je o spodnie zaprasowane w idealny kant. Był tak zapracowany, że znalezienie drugiej połówki spadło na ostatnie miejsce listy życiowych priorytetów. Rzecz jasna doskonale wiedział, jakie zalety powinny cechować jego przyszłą żonę. Musi być wyrozumiała, miła i urocza. Poza tym inteligentna. I lojalna. Niech lubi dzieci i pragnie sporej gromadki, niech stworzy mu dom, nie zaniedbując przy tym własnej kariery zawodowej. Powinna także pasować do jego rodziny.
Usadowił się w eleganckim wnętrzu alfa romeo i uruchomił silnik. Deska rozdzielcza rozbłysła barwnymi ikonami. Co będzie, jeśli nie trafi mu się idealna kandydatka na żonę? Czy znajdzie osobę, która zechce mu pomóc w rozwiązaniu domowych problemów, ułatwi spełnienie marzeń jego matki i sprawi, że Wenecja będzie mogła poślubić kochanego nad życie Dominika? Gdzie, do wszystkich diabłów, szukać takiej pomocnicy?
Komórka zadzwoniła ponownie. Wystarczył rzut oka na wyświetlacz, by upewnić się, że Dominik nie zamierza biernie czekać na pomyślne zrządzenie losu i pragnie walczyć o rękę swej najdroższej.
Michaelowi głowa pękała, gdy odbierał telefon.
Czekał go długi i męczący dzień.