Читать книгу Świat według Clarksona - Jeremy Clarkson - Страница 7

Wykańcza mnie ta cała gadka o zdrowiu i bezpieczeństwie

Оглавление

Przypominacie sobie pewnie, że po zeszłorocznej katastrofie kolejowej w Hatfield nasz wicepremier z sześcioma podbródkami – pan Prescott – pojawił się na scenie, wyraźnie dając do zrozumienia, że przy odrobinie wysiłku i o wiele większych nakładach finansowych, nikt z podróżujących pociągami już nigdy nie zginie.

Podobne reakcje wywołała wiadomość, że w okresie przedświątecznym liczba osób prowadzących pod wpływem alkoholu wzrosła o 0,1%. Aktywiści wszelkiej maści wypowiadali się na antenie wyjaśniając, że gdyby dopuszczalny poziom alkoholu we krwi obniżono do minus ośmiu promili, a policja miałaby prawo strzelać bez ostrzeżenia do motocyklistów, śmierć na drodze stałaby się kwestią przeszłości.

Ci sami ludzie wmawiają nam, że telefony komórkowe mogą usmażyć uszy naszym dzieciom, że długie loty prawie na pewno skończą się zakrzepami w nogach i że jedzenie mięsa to morderstwo. Chcą całkowicie wyrugować śmierć – a to jeszcze nie koniec. Nie zgadzają się nawet na odrobinę niewygody spowodowanej jakimś lekkim skaleczeniem czy potłuczeniem.

Co tydzień, gdy nagrywamy mój program telewizyjny, na podłogę rozlewa się jakiś napój. I co tydzień przerywamy nagranie, by szybko to uprzątnąć. „Niech pan tylko pomyśli, co by się stało – powiedział inspektor BHP – gdyby operator kamery poślizgnął się na takiej mokrej plamie?”. „Hm – odparłem. – Zapewne musiałby wstać”.

Dziś, tak jak każda duża firma, również i BBC ma obsesję na punkcie zdrowia i bezpieczeństwa każdego, kto znajdzie się w jej siedzibie. Poszczególne studia muszą umieszczać ostrzeżenia, gdy na planie znajduje się prawdziwe szkło, a kiedyś dostałem broszurę objaśniającą jak korzystać z drzwi. Wcale nie żartuję.

Możecie sobie teraz chyba wyobrazić problemy, przed jakimi stanę w tym tygodniu. Dla potrzeb kręconego przeze mnie cyklu programów telewizyjnych będę musiał wejść do komory dekompresyjnej, aby sprawdzić jak to jest, gdy w samolocie lecącym na wysokości 9 kilometrów jedno z okien ulegnie uszkodzeniu.

Biedny producent dostał już formularz wielkości Luksemburga, w którym należy wyszczególnić wszystkie możliwe niebezpieczeństwa, na jakie będę narażony. No cóż, moje płuca mogą eksplodować, a powietrze zgromadzone w zębach pod plombami dziewięciokrotnie zwiększy swoją objętość, doprowadzając do niemiłosiernej agonii, choć pewnie nie będę tego czuł, bo istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że postępujące niedotlenienie zmieni mnie wcześniej w śliniące się warzywo.

Uważam, że to ryzyko warto ponieść, ale moje przemyślenia są bez znaczenia, bo w dzisiejszych czasach moje życie i to, jak nim kieruję, jest w rękach ludzi od BHP. Tych samych, którzy rok temu stwierdzili, że nie mogę lecieć w amerykańskim helikopterze wojskowym, bo pilot nie ma certyfikatu wydanego przez BBC.

Ech, dalibyście spokój. Każdy wie, że amerykańskim siłom powietrznym nie wolno rozbijać helikopterów. Po katastrofie w Somalii w 1994 roku, kiedy Amerykanie stracili 16 ludzi wysłanych na ratunek dwóm martwym już wtedy żołnierzom, podjęto decyzję, że amerykańscy żołnierze nie mogą ulegać obrażeniom. Nawet walcząc na wojnie.

To wszystko dociera teraz do Wielkiej Brytanii. Na pewno czytaliście o uszkodzeniach słuchu, spowodowanych przez starszych sierżantów, którzy wrzeszczeli na szeregowców, ale ta plaga sięga jeszcze dalej. Kiedy w zeszłym tygodniu gościłem w Henlow w bazie Królewskich Sił Powietrznych, zadziwiło mnie, że ktoś z BHP przypiął do tablicy ogłoszeń plakat ostrzegający pilotów myśliwców, że alkohol może wywołać u nich agresję i gwałtowność. Nie, nie, to absolutnie ostatnia rzecz jakiej nam trzeba – agresywni i gwałtowni piloci myśliwców.

Brytyjska flota okrętów podwodnych o napędzie atomowym zostanie pewnie uziemiona, czy co tam się robi z okrętami podwodnymi, przez ludzi z BHP, bo stwierdzą, że to może być niebezpieczne.

Następny problem dotyczy brytyjskiej rezerwy pocisków z głowicami zawierającymi zubożony uran, które – jak dotąd – są najskuteczniejszą bronią niszczącą pancerze wrogich czołgów. Świetnie, tyle że BHP wcale za nimi nie przepada, bo okazuje się, że takie ustrojstwo może kogoś zabić.

W telewizji występują byli rekruci i mówią, że będąc w Kosowie wystrzelili kilka serii tych pocisków, a teraz chorują na raka. Moje najgłębsze wyrazy współczucia, ale przyjrzyjmy się pewnym faktom. Jedynym sposobem, by zubożony uran przeniknął przez skórę, jest oberwanie od kogoś takim uranowym nabojem. Zubożony uran może się dostać do ciała również drogą oddechową, ale ponieważ jest o 40% mniej radioaktywny niż naturalny uran spotykany w glebie, nie wydaje mi się, by mógł powodować jakieś uszkodzenia organizmu. Byłem w kopalni uranu w zachodniej Australii i jak dotąd nie wyrosła mi druga głowa.

Mimo wszystko uważam, że to bardzo dziwne, że ministerstwo obrony podda badaniom tylko tych żołnierzy, którzy służyli w Kosowie, a nie tych, którzy walczyli w Zatoce, gdzie zużyto 300 ton zubożonego uranu i gdzie promieniowanie alfa mogło dłużej czynić swoją powinność. Koniec końców, jeśli badania wykażą, że nasi chłopcy zostali napromieniowani i w wyniku tego jeden z nich zmarł, możemy być pewni, że pociski ze zubożonym uranem będą używane przeciwko NATO, ale nie przez NATO.

Dokąd to wszystko nas zaprowadzi? Siłom Powietrznym USA udało się zabić w Zatoce siedmiu brytyjskich żołnierzy czymś, co z lubością zwą „blokadą ognia skierowanego do przyjaciela”. Czy nie będzie to wystarczającym powodem dla tych z BHP, by wykluczyć Amerykanów z pola walki?

Niektórzy twierdzą, że zabije nas globalne ocieplenie i dziura ozonowa. Lecz mnie bardziej martwią ludzie, którzy swoim nadrzędnym obowiązkiem uczynili troskę o utrzymanie nas wszystkich przy życiu.

Niedziela, 14 stycznia 2001 r.

Świat według Clarksona

Подняться наверх