Читать книгу Rewizja nadzwyczajna. Skazy na królach i inne historie - Jerzy Besala - Страница 5
ОглавлениеO „oczywistej (nie)oczywistości”
Czy dzieje składają się z „oczywistych oczywistości”? Czy można dotrzeć do pełnej prawdy poprzez badania? I w ogóle, której prawdy, jak mawiał ksiądz prof. Józef Tischner: „świętej prawdy, gówno prawdy, czy tyz prawdy”? Czy jednoznacznie i bezapelacyjnie da się określić, że ktoś był marnym królem polskim, kanclerzem, hetmanem albo Polakiem „gorszego sortu”, a ktoś inny zasługuje na wyniesienie na pomniki? Jaką miarę należałoby tu przyłożyć?
Filozof wie, że nie ma rzeczy oczywistych do końca. Historyk, który zanurza się w badaniu czasów i życiorysów najsławniejszych nawet Polaków, wie również, że nie ma ludzi bez skaz – od królów poczynając, a na maluczkich kończąc. Nawet ci ewidentnie źli, obecnie zdiagnozowani byliby często jako psychopaci, paranoicy, maniacy albo wręcz psychotycy. Albo poddani manipulacji, praniu mózgów. „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”, chciałoby się przypomnieć Jezusa przybijanego do Krzyża.
Zrozumieć osoby w przestrzeni historycznej można jedynie w kontekście czasów, czyli ówczesnej kultury, moralności, mentalności, możliwości, otoczenia, środowiska itd. Dopiero wtedy, na plastycznym tle epoki jesteśmy w stanie ocenić rozmiar zaniedbań i szkód z jednej strony, jak i udane posunięcia drugiej postaci ze sceny historycznej. I rozważyć np. zarówno rozmach gospodarczy i politykę Kazimierza Wielkiego, jak i jego słabostki do kobiet, które spowodowały mord na nieszczęsnym wikarym katedry krakowskiej. Jak też zatrzymać się np. przy osobie Zygmunta Jagiellona, uosabiającego „złoty wiek”, który aprobował pobieranie jurgieltu od cesarza habsburskiego przez swego przyjaciela, kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego, bo to mieściło się w wyobrażeniach Jagiellona o „republice chrześcijańskiej droższej nad wszystko”, na której czele stał świecki przełożony republiki – cesarz. Przyjrzeć się osobie Albrechta Hohenzollerna, który wbrew traktatowi z Jagiellonem był niedopuszczany przez Polaków do senatu, i jego agentom polskim, którzy pełnili zupełnie inne funkcje niż obecnie łączone ze szpiegostwem etc. etc. I zastanowić się, czy Jan Kazimierz Waza był rzeczywiście fatalnym królem, czy też zwaliło się na Rzeczpospolitą i jego barki zbyt wiele, by mógł temu ktokolwiek podołać.
O polsko-rusko-litewskich postaciach historycznych da się zatem powiedzieć, że nie spotykamy postaci kryształowych jak przysłowiowa łza. I nie widzimy całkiem czarnych, bo wielu z nich uważało, że poprzez pokrętne działania ratują ojczyznę, jak to było w przypadku niektórych targowiczan; że stają oni w obronie „złotej wolności”, wydartej przez Konstytucję 3 maja. Ówczesny świat, podobnie jak obecny, był różnobarwny, ludzie uginali się w różne strony niczym pascalowska trzcina na wietrze historii, a dzieje w niczym nie przypominały „oczywistej oczywistości”.
Historia uczy przy tym pokory i każe się zastanawiać wciąż nad fenomenem kondycji ludzkiej, sprawiającej, że nikt nie ma takiej siły przekonywania jak psychopaci „zbawiający świat”, narcyzy pozbawione autorefleksji, mściwi paranoicy. Zwróćmy przy tym uwagę, że nawet filmy sensacyjne bez postaci psychopaty są nudne; podobnie bywa w polityce. Powód wydaje się dość prosty, a mechanizm znany: psychopaci przedstawiają czarno-białą wizję świata i zwalniają od myślenia, stosując z upodobaniem przymiotniki i epitety, które upiększają bądź oczerniają postacie, także historyczne. Ewidentne porażki i klęski przedstawiają jako sukcesy, wiadomości pod ich rządami stają się propagandą. W epoce wylewającego się zewsząd „hejtu”, czyli mowy nienawiści, ludzie ci są dodatkowo siłą napędową podziałów.
Ci, którzy dzielą świat na białe – czarne; swoich – nieswoich; przyjaciół – wrogów, dawali i dają nie tylko dowód schowanego głęboko ubóstwa intelektualnego, ale nade wszystko – emocjonalnego i duchowego. Z życiorysów historycznych postaci da się wysnuć wniosek, że przed dobrym politykiem naszych czasów stanęło nowe wyzwanie: prowadzenie polityki wszechstronnej troski o dobro wspólne. A to zakłada bezustanny dialog z opozycją, a nie łamanie demokracji w imię poszerzenia własnej władzy, dla własnych reform, rzekomo dla dobra narodu.
Książka ta nie jest jednak rozprawą filozofującą. Jest swoistą „rewizją nadzwyczajną” wyroków historycznych utrwalonych w zbiorowej świadomości. Przyjrzyjmy się w niej postaciom historycznym z pierwszych i dalszych szeregów. Idąc za retoryką obecnych czasów: ile w nich było kryształu, a ilu tworzyło tzw. gorszy sort? I jakie wnioski można z tego wyciągnąć?