Читать книгу Moje smoki na dobre i na złe - Jerzy Stuhr - Страница 7

Оглавление

Proszę Państwa – zacznę od smoka. Kiedy w 2012 roku wychodziłem z choroby nowotworowej, kończyłem pisać dziennik, później wydany pod tytułem Tak sobie myślę… Pod datą 30 kwietnia zanotowałem wówczas taki oto apel: „Drogi Czytelniku, zamieniaj się pomału w mego Drogiego Widza. Jest prawie maj! Tak jakeśmy sobie z moją żoną Basią przyrzekli, że do maja Jerzy pokona smoka”. To był smok choroby – najgroźniejszy ze wszystkich smoków, z którymi przyszło mi się w życiu zmagać. Choć było ich więcej. Jak pisał ksiądz Benedykt Chmielowski: „Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”[1]. Zwłaszcza kiedy ma się na imię Jerzy.

Proszę Państwa – a teraz przejdę do Triestu. W stanie wojennym podpisałem świetny kontrakt z Teatro Stabile w Trieście. Mogłem nawet wybierać, w jakiej walucie chciałbym mieć płaconą gażę: w lirach, markach czy dolarach. Z Krakowa do Triestu jest zaledwie tysiąc kilometrów, można dojechać. Żona jednak powiedziała „nie”... Dla Basi Triest to był Zachód z niepewnością życia artysty. Dla mnie był tylko przeciwległą granicą Mitteleuropy, dokąd jeździli przed wojną moi dziadkowie na wakacje. To nadmorskie miasto zamożnych mieszczan było bowiem jedynym portem monarchii austro-węgierskiej, bramą, przez którą kultura Mitteleuropy wychodziła w świat. Znana jest powszechnie miłość triesteńczyków do kawy. Wokół Piazza Unitá d’Italia wciąż znaleźć można kawiarnie, w których zbierała się kosmopolityczna śmietanka miasta: Włosi, Austriacy, Słoweńcy, Niemcy i Żydzi, wadzący się i dyskutujący naprzemiennie w różnych językach. Rodowity triesteńczyk, Claudio Magris pisał o swoim rodzinnym mieście: „Włoskie miasto, które przeszło przez doświadczenie narodowego zrywu i którego patrioci nosili często nazwiska niemieckiego albo słowiańskiego pochodzenia, podobnie jak w Pradze, gdzie niemieccy nacjonaliści nosili czeskie nazwiska i vice versa”[2]. Od siebie dodałbym – i podobnie jak w Krakowie, gdzie prezydenci nosili austriackie i niemieckie nazwiska, jak Dietl i Friedlein, a najbardziej patriotyczny malarz czeski – Matejko... A więc Triest to kwintesencja Mitteleuropy, po słowiańsku zwanej też Cekanią.

I teraz macie Państwo prawo zadać mi pytanie: „Co ma Mitteleuropa wspólnego ze smokiem?”. Francuski mnich z czasów wypraw krzyżowych, Fulko z Chartres, twierdził, że smok ma uszy niczym rogi, ciało jaszczurcze, nogi jak orle pazury, a skrzydła nietoperza. A więc połączenie gada z ptakiem i ssakiem. Idealne zwierzę kosmopolityczne... Zaznaczmy jeszcze, że smoki dzielą się na dobre i złe. Na takie, których należy się bać, i takie, z którymi można się zaprzyjaźnić, a nawet wejść w związek małżeński.

Mitteleuropa miała swojego smoka nacjonalizmów. Ale miała też przyjaznego smoka. Ba, bez niego nie mogłaby przetrwać. Był to smok ironii. Według Magrisa ironia właśnie „zadecydowała o wielkości cywilizacji środkowoeuropejskiej”, gdyż „była sztuką omijania własnej jałowości i pokonywania słabości, była poczuciem dwoistości rzeczy, a zarazem ich prawdy, ukrytej, lecz jednej”[3]. Smok ironii miał też brata – smoka tragikomedii. Zrozumieć to może tylko człowiek Mitteleuropy. Kiedy studenci we Włoszech pytają mnie, czy Matka Witkacego to komedia, czy tragedia, odpowiadam, że jedno i drugie.

– Jak to możliwe? – dziwią się. – Albo dell’arte, albo dramaty Szekspira.

– Żeby to zrozumieć – tłumaczę – trzeba wywodzić się z Mitteleuropy.

Od Triestu przez Wiedeń, Pragę po Kraków to się rozumie. I, co najważniejsze – z tym da się żyć! Bo to Kafka i Szwejk w jednym. Franz Kafka zmagający się ze smokiem egzystencji. I wojak Szwejk – żłopiący piwo niczym smok... To we mnie koegzystuje i potrafię z tym żyć. Jako Jerzy walczący ze smokiem choroby, jako Stuhr obłaskawiający smoka inności i jako Osioł będący mężem Smoczycy...

A poza tym – Kraków, moje rodzinne miasto, ma Smoka Wawelskiego. A Triest... Istnieje duże prawdopodobieństwo, że smoki wodne wywodzą się od odmieńców jaskiniowych, czyli gatunku ślepego płaza ogoniastego z rodziny odmieńcowatych. Płaz ten żyje w podziemnych wodach jaskiń krasowych Gór Dynarskich na południu Europy. Szczególnie upodobał sobie basen rzeki Socza w okolicy Triestu... Nazywany jest „ludzką rybą”, ze względu na kolor skóry przypominający ludzką skórę. Niewielki płaz, z oczami ukrytymi pod skórą, żyje w ciemnościach na dnie jaskiń. W literaturze siedemnastowiecznej zaczęto go nazywać smoczym niemowlęciem. A więc odmieniec – smok odmienności, zwierzę mitteleuropejskie.

Z wiekiem coraz bardziej uświadamiam sobie, że jestem Mitteleuropejczykiem.

Jerzy Stuhr


1 Benedykt Chmielowski, Nowe Ateny, Lwów 1745.

2 Claudio Magris, O demokracji, pamięci i Europie Środkowej, Kraków 2016.

3 Claudio Magris, Dunaj, przeł. J. Ugniewska i A. Osmólska-Mętrak, Warszawa 1999.

Moje smoki na dobre i na złe

Подняться наверх