Читать книгу Czas przed śmiercią: część 4 - Jesper Bugge Kold - Страница 4

Оглавление

Mróz pokrywa białą błoną rozciągające się przed nimi pole, za którym widać las. Tam właśnie chce się udać Astrid.

Pokazuje w stronę lasu, a Marta potakuje. Przejdą polem na skróty. Najpierw idą, potem zaczynają biec. Wciąż czują w żołądkach suty posiłek, ale nie ciąży im on w żaden sposób, jest im przyjemnie i lekko.

Uśmiechają się do siebie. Astrid czuje uderzenia wysokiej trawy o nogawki spodni. To uczucie sprawia jej dziwną radość. Biegnąc, przypomina ulicznego łobuza, a siostra stara się ją naśladować. Zaczynają się ścigać, ale krótkie nóżki Marty nie są w stanie nadążyć za długimi susami robionymi przez Astrid.

Nagle powietrze przecina świst. Nadchodzi od tyłu, brzmiąc jak uderzenia skrzydeł jakiegoś drapieżnego ptaka. Wątły głosik Marty rozbrzmiewa cichym jękiem. Astrid słyszy delikatne, głuche uderzenie o ziemię – odgłos małego upadającego ciałka.

Odwraca głowę w samą porę, żeby ujrzeć, jak Martę otacza chmura krwi. Całe ciało Astrid kurczy się w sobie do krzyku.

Wtedy rozlega się jeszcze jeden strzał i czuje to natychmiast. Jej plecy stają się płynne, jakby nagle przemieniły się w wodę. Albo w krew. Pada ciężko na skutą mrozem ziemię.

– Marto! Marto! – słowa więzną w gardle i nie chcą się wydostać. Astrid nie może oddychać, dyszy ciężko i jęczy, ale nie jest w stanie zaczerpnąć tchu. W plecach czuje straszliwe pieczenie, jakby płonęły żywym ogniem.

W końcu udaje jej się odetchnąć z głośnym rzężeniem.

Chce się podnieść, lecz nie jest w stanie. Odwraca głowę w stronę Marty, ale ciało siostrzyczki zakrywa wysoka trawa.

Chciałaby usłyszeć jej płacz albo choćby jakiś szelest świadczący o ruchu – wtedy wiedziałaby, że Marta żyje. Nie słychać jednak nic.

Czuje, jak wypływa z niej krew, jak opuszczają ją siły. Obraz przed oczami robi się zamglony i nieostry.

Pochyla się nad nią jakiś cień. Czyżby przysłano kogoś z zaświatów, żeby zabrał ją ze sobą do domu? Astrid wie, że umrze. Jest tego całkowicie pewna i bardzo się boi.

Harald nie jest i nigdy nie był żadnym strzelcem wyborowym. W kompanii zawsze strzelał najgorzej, właściwie to we wszystkich kompaniach, w których służył. Wciąż dźwięczą mu w głowie słowa innych żołnierzy: „Harald nie trafiłby krowy z odległości pięciu metrów, nawet gdyby stała bokiem do niego.”

Dlatego rozpiera go duma niczym ciepło rozchodzące się od piersi aż po dłonie: oddał dwa mistrzowskie strzały, obydwa celne. Jeden można by uznać za fart, ale dwa to już nie przypadek - świadczą o prawdziwych umiejętnościach.

Chce zobaczyć na własne oczy, kto stał się celem jego precyzyjnych strzałów. Ziemia na polu jest zamarznięta i chrzęści pod jego butami wojskowymi. Ofiary leżą w wysokiej trawie, tam, gdzie zaczyna się las. Podchodzi bliżej. Czego mogli szukać w tym miejscu?

Zatrzymuje się. Mruga powiekami, aby lepiej widzieć, wzrok go jednak nie myli. Dumę zastępuje piekące uczucie w całym ciele. Serce zaczyna bić z nagłą gwałtownością. Leży przed nim dziecko.

Nogi prawie odmawiają mu posłuszeństwa. Dziecko leży przewrócone na bok, z nogami rozwartymi jak podczas skoku i ramionami zastygłymi w ruchu.

Pochyla się. Twarz jest bezbarwna, bo cała krew zdążyła odpłynąć przez ranę postrzałową – mały otwór, jaki jego kula wydrążyła w drobnych pleckach. Dziewczynka przypomina kogoś nieżyjącego od dawna, jej spojrzenie jest zastygłe i matowe.

Wtedy Harald słyszy jakiś odgłos parę kroków dalej. Z powodu wysokiej trawy nie widzi, kto to. Wie tylko, że ta osoba wciąż tam jest, bo widział, jak upada, i na pewno się nie podniosła. Unosi karabin do biodra, trzyma palec w gotowości na spuście. Jego mięśnie drżą z napięcia, kiedy posuwa się do przodu. Zmarznięta trawa szeleści pod jego butami.

Dźwięk przypomina charczenie albo syk. Leży tam jeszcze jedno dziecko. Tył ubrania pokrywa wielka plama ciemnej krwi, powoli rozlewająca się coraz szerzej.

Dziewczynka wciąż żyje, oddycha ciężko, z ogromną trudnością. Walczy o życie. Harald ostrożnie ją odwraca. Na młodej twarzyczce rysuje się wyraźny ból, którego dziecko z pewnością nie powinno nigdy poznać. Nie może być starsza od jego własnej siostry. Do delikatnego policzka przykleił się zakrwawiony kosmyk włosów.

Dyszenie dziewczynki jest chrapliwe, jej każdy oddech jest charczący niczym trzask płonącego ogniska.

– Mówisz po niemiecku?

Ona kiwa głową z wielkim wysiłkiem.

– Teraz cię podniosę.

Czas przed śmiercią: część 4

Подняться наверх