Читать книгу Czas przed śmiercią: część 2 - Jesper Bugge Kold - Страница 4
ОглавлениеAksel wie, że mają ponownie wrócić do obozu w Mühlbergu. Zdaje sobie sprawę, że to czyste szaleństwo, ale musi spróbować uciec podczas ostatniej nocy w Lipsku. Nie chce skończyć jak Erik.
Po kilku godzinach pracy odzywa się piskliwy ton alarmu przeciwlotniczego. Wściekły, przenikliwy dźwięk wbija się jak ostrze w ciało Aksela i zostaje w nim głęboko pod postacią silnego strachu. Koniecznie musi się stąd oddalić.
Rozlegają się wybuchy, które powoli torują sobie ku niemu drogę, jakby chciały go osaczyć. Z każdym kolejnym grzmotem są coraz bliżej. Eksplozje stają się coraz potężniejsze, ziemia zaczyna drżeć. Ale nie ma tu już niczego do zbombardowania. Miasto zniknęło z powierzchni ziemi, została po nim tylko nazwa.
Strażnicy uciekają w stronę schronów. Wrzeszczą na więźniów, żeby poszli w ich ślady. Większość bezwolnie podąża za nimi, ale nie Aksel. Nalot jest jego szansą.
Rozgląda się dookoła, po czym zaczyna utykać. Strażnik go popędza. Zamachuje się na niego kolbą karabinu, ale on pochyla się, dzięki czemu unika ciosu. Strażnik uświadamia sobie, że więzień tylko opóźni jego własną ucieczkę, więc zostawia go i pędzi w stronę schronu. Aksel udaje, że upada. Strażnik nie zatrzymuje się jednak. Leżąc, Aksel słyszy, jak Robert woła go po imieniu. Głos słabnie coraz bardziej, aż w końcu zamiera.
Kolejna eksplozja rozrywa powietrze tuż obok. Wszystko się trzęsie, a Aksel jak w transie czołga się w stronę rumowiska zawalonych ścian i chowa po jakimiś belkami. Ocenia, że jeśli zrzucą tu kolejne bomby, belki nie zapewnią mu wystarczającej ochrony. Zaczyna biec. Błądzi w ciemnościach i nagle ogarnia go myśl, że jest jedynym człowiekiem na świecie. Co pewien czas otaczający go krajobraz rozświetlają groźne błyski na niebie.
Daleko przed sobą dostrzega zejście do schronu, które zostało odkopane. Nie tylko on. Ludzie ciągną tam niczym woda spływająca do odpływu. Wejście jest wąskie, Aksel podąża w ślad za małżeństwem, które ciągnie ze sobą dwoje dzieci, co chwila pospieszając je przerażonymi głosami. Rodzina znika w schronie i wejście zaczyna się zamykać.
Nagle Aksel czuje na piersi czyjąś dłoń i dostrzega przed sobą twarde spojrzenie. Jakiś łysy, tłusty mężczyzna z całej siły wypycha go na zewnątrz. Ma nabrzmiałą ze złości twarz z wyrazem pełnym obrzydzenia.
– Raus! Raus! – Krzykom towarzyszą kropelki śliny, wyrzucane z jego ust na Aksela. – Es gibt keinen Raum.
Aksel resztkami sił próbuje przecisnąć się do środka obok mężczyzny, ale ma zbyt osłabione ciało, przez co walka jest nierówna. Silne ręce tego człowieka wypychają go na dwór, po czym unoszą go i odrzucają daleko od drzwi.
Upada na wznak, czując, że brakuje mu tchu. Bezradny i wyczerpany, spogląda na swoje więzienne odzienie i widzi, jak zatrzaskują się ciężkie metalowe drzwi schronu.
Chwiejąc się, powoli staje znów na nogi. Nad jego głową warczą przelatujące samoloty. Baterie artylerii przeciwlotniczej posyłają pociski prosto w ciemne niebo. Towarzyszą im pociski smugowe, które śmigają niczym spadające gwiazdy.
Dookoła wybuchają pożary. Aksel biegnie przez dym, musi znaleźć zejście do piwnicy, schronu czy po prostu jakieś miejsce, gdzie będzie bezpieczny. Gdzie będzie w stanie przeżyć.
Potyka się i wpada do leja po bombie. Jest świeży i ciepły niczym tlący się krater wulkanu. Ląduje na szczątkach jakiejś kobiety. Przypomina ona krwawą, rozprutą lalkę. To wszystko jest nierzeczywiste, zupełnie jak wydarzenia z sennego koszmaru.
Na czworaka wygrzebuje się z krateru. Wygląda, jakby krwawił, ale krew może pochodzić od kobiety, na którą upadł. Nie czuje żadnego bólu, ale nie ma też czasu go odczuwać.
Ktoś wykrzykuje jakieś imię, powtarzając je w kółko błagalnym, rozdzierającym serce głosem: – Anno! Anno!
Nagły wybuch w pobliżu odrzuca Aksela na plecy, potężne ciśnienie odbiera mu dech. Zaraz rozsadzi mu płuca. Leży jak długi i widzi, jak na niebie roi się od chaotycznych świateł. Ponad nim chwieje się fasada domu, pozostałości budynku, który legł w gruzach podczas poprzednich nalotów. Ze szczytu zaczynają sypać się cegły.
Staje na nogi, bez tchu, przerażony. Zaczyna biec. Cegła trafia go w bark, który zostaje zmiażdżony. Ból przeszywa go niczym kolejna eksplozja. Próbuje utrzymać się na nogach, podczas gdy z oczu leją się łzy, które mieszają się z pyłem.