Читать книгу Ronin 4 - Pazur - Jesper Nicolaj Christiansen - Страница 3
Cienie
ОглавлениеGałęzie uderzały go w głowę i ręce raniąc je do krwi. Pęd odbierał oddech. Daigoro galopował najszybciej jak potrafił. Z drzew za ich plecami dochodziły ledwo słyszalne dźwięki. Dźwięki, które wydawały ciemne postacie podążające za nimi. Istoty te przeskakiwały z drzewa na drzewo z niesamowitą lekkością.
Ronin nie wiedział, czego one chcą. Jednak czuł, że nie mają dobrych zamiarów. Nie powiedział ani słowa, odkąd się pojawiły. Po prostu zjawiły się znikąd. Od czasu do czasu do przelatywały obok shurikeny-gwiazdki do ciskania i wbijały się w drzewa blisko głowy konia, Daigoro wtedy natychmiast zmieniał kierunek.
Ronin cały czas próbował im uciec, ale okazało się to niemożliwe. Jak czarne cienie nocą były cały czas tuż za nim. Za każdym razem, gdy próbował obrócić wielkiego konia, przelatywała gwiazdka tak blisko głowy wierzchowca, że musiał zmienić kierunek jazdy, niezależnie od tego, czego chciał Ronin.
Zaczęło się to zaraz po zachodzie słońca. Jego cień nagle jakby ożył. Wtedy wezwał dźwiękiem, który przypominał długi gwizd więcej sobie podobnych. Cienie wyszły z mroku i przyłączyły się do pościgu.
Ronin spojrzał w stronę swojego ramienia. Wbite były w nie dwie gwiazdki. Próbował wyjąć miecz i nagle zobaczył coś, co przypominało dwie błyskawice rozświetlające mrok. Gwiazdki wbiły się w jego ramię. Ramię natychmiast zwiotczało. Stało się bezużyteczne. Nawrócił Daigoro i zaczął uciekać. Nie dbał o to, czy ucieknie, ale uważał, że głupio by było, gdyby właśnie teraz został schwytany. Teraz, kiedy miał do wykonania tak ważną misję. Musiał uratować życie Azami. Jak tylko zamykał oczy widział ją przed sobą. Pojawiała się leżąca w jaskini umierając w samotności. Musiał odnaleźć magiczny kwiat. Musiał dotrzeć do Meifumadô i zdobyć kwiat, który przywróci jej życie. Dlatego właśnie nie mógł tracić czasu na te cienie.
Jeszcze jedna gwiazdka do rzucania wbiła się w drzewo.
Daigoro zarżał i znowu zmienił kierunek. Ronin stracił orientację w terenie. Był w drodze do Okamiego, ale nie miał już pojęcia, gdzie teraz są i w jakim kierunku jadą. Wiedział tylko, że cienie cały czas podążają za nim. Niezależnie od tego, w jakim kierunku się udawał, one były tuż za nim.
Sięgnął lewą ręką próbując wyciągnąć gwiazdki wbite w prawą rękę, ale jak tylko się ruszył, kolejna gwiazdka zawirowała w powietrzu i Daigoro uskoczył w lewą stronę. Mało brakowało, by spadł z konia, musiał napiąć mięśnie nóg z całej siły, by utrzymać się na koniu.
Jednak zaśmiał się. Nauczył się czegoś. Cienie po prostu nie chciały, by wyjął gwiazdki. To z pewnością była przyczyna. Zwyczajnie bały się jego miecza. Bały się pijącego krew miecza demonów Gôsuto Mêkâ, który był przypięty do jego boku.
Zerknął z ukosa do tyłu i dostrzegł trzy cienie za sobą. Nadal skakały z drzewa na drzewo. Z każdej strony Ronina było ich kilka. Szybowały bez przeszkód z drzewa na drzewo. Wiedział dobrze, że one w ogóle się nie męczą. Jednak on sam był śmiertelnie zmęczony. Daigoro też był mokry od potu. Kiedy tylko koń próbował zwolnić dosięgała go gwiazdka do rzucania. To sprawiało, że rumak rżał głośno i rzucał się szaleńczym galopem przed siebie. Ronin znał swego wierzchowca. Widział doskonale, że to już kwestia może kilku minut i koń padnie martwy ze zmęczenia. Taki był ich plan. Chciały, by zwierzę padło, a on znalazł się na ziemi. Wtedy nawet jeżeli wygrałby z nimi w walce, to nigdy nie zdoła dotrzeć do Okamiego na czas. Szansa na uratowanie Azami bezpowrotnie przepadnie. On sam nigdy nie dowie się, kim jest na prawdę.
–Spokojnie stary druhu, spokojnie! Poklepał konia. -Potrzebuję twojej pomocy jeszcze jeden raz, potem będziemy mogli się zatrzymać-szepnął.
Daigoro sprawiał wrażenie, jakby go zrozumiał. Zauważył, że jego ciało odprężyło się, był gotowy na rozkazy. Ronin wiedział, że mają tylko sekundy, może nawet jeszcze mniej. Chwycił lewą ręką grzywę konia.
–Biegnij!-szepnął, a mocarny koń zebrał swoje ostatnie siły, napiął wszystkie swoje mięśnie i rzucił się do przodu. On zwiesił się z boku konia, jego stopy niemal dotykały ziemi. Nie myślał już o uderzeniach gałęzi drzew i krzewów. Skulił się, zębami wyrwał pierwszą gwiazdkę ze swojego ramienia. Poczuł ból, ale potem poczuł, że ramię wraca do życia. Obrócił głowę i wypluł gwiazdkę, która poleciała w powietrze, a Ronin chwycił ją lewą ręką. Potem wyrwał ostatnią gwiazdkę. Jego ramię odzyskało życie. Wskoczył z powrotem na konia i rzucił obie gwiazdki.
Potem ryknął tak głośno, jak tylko potrafił: -STÓJ!
Koń zarył wszystkie kopyta na ziemię w jednej chwili. Poślizgnął się na ściółce leśnej jak kamień na lodzie. Ronin został wyrzucony do przodu, ale był na to przygotowany. Uderzył w szyję konia i zatrzymał się na niej.
Cienie zaś nie były na to przygotowane i przeleciały obok w ciemności.
Ronin wiedział, że nie minie nawet sekunda a demony będą znowu gotowe. Nie miał chwili do stracenia. Bolała go prawa ręka, ale nie zważał na ból, znalazł miecz Gôsuto Mêkâ i wyciągnął go.
Dostrzegał je gdzieś w mroku. Dostrzegał ich strach.
Miecz był w pochwie przez cały czas trwania pościgu, kipiał wściekłością. Ryczał niczym smok. Został uwolniony i dostrzegł wściekłość Ronina.
–Bij! Zabij!-szepnął Ronin do Gôsuto Mêkâ.