Читать книгу Nigdy dość. Biorę w życia wszystko - Joanna Jabłczyńska - Страница 5
Pudelek
na ściance
Оглавление•Ale masz manikiur!
Dziękuję. Gdybym wykonywała inny zawód, Bóg jeden raczy wiedzieć, jak bym wyglądała [śmiech]. A tak przynajmniej muszę paznokcie mieć zrobione. Żyję w ciągłym biegu! Myję głowę codziennie rano i z mokrą pod czapką wychodzę. Wsiadam do samochodu w garażu, suszę włosy nawiewem i myk na miasto. Mimo że jestem aktorką, bywa, że fryzjer widzi mnie raz na pół roku. Zawsze byłam chłopczycą — rozczochraną, bez jakiegokolwiek makijażu, ubraną najczęściej w spodnie i T-shirt. Niedawno nocowałam u mojej mamy, gdzie mam jeszcze piżamę, w której spałam, kiedy byłam młodsza. Mama poprosiła, bym kupiła chleb na śniadanie. Włożyłam na tę piżamę polar, mamine chodaki i poszłam. Boże, co się działo!
Maluje Justyna Gumińska
Fot.: Archiwum prywatne
•Umieram z ciekawości…
Mama była w szoku. „Dziecko, co ci do głowy przyszło!”…
•Słusznie. Jesteś osobą publiczną.
Ale o czym my mówimy? O przejściu dwudziestu metrów w dresie? Gdybym trafiła z tymi zdjęciami na Pudelka, to co innego. Mama bardzo by to przeżywała. Ale pani ze sklepu?
Targi rowerowe 2011 r.
Fot.: Archiwum prywatne
•A ty na Pudelka nie wchodzisz?
Codziennie. Ale nie po to, żeby czytać o zagranicznych gwiazdach, tylko o sobie i znajomych. Czytam zazwyczaj jedynie nagłówki. Mama robi to niestety znacznie częściej i bardzo to wszystko przeżywa. To trochę moja wina, bo to ja jej kupiłam laptop i nauczyłam jego obsługi. Potrafi do mnie zadzwonić z pretensjami, że nie odbieram telefonu, choć siedem minut wcześniej byłam na Facebooku. Cała mama.
•Nie mów, że się nie przejmujesz wpisami i komentarzami w serwisach plotkarskich.
Przejmuję się, bo to jest czasami przykre. Dlatego staram się ich wszystkich nie czytać. Najgorzej jest, kiedy wyssane z palca brednie wypisują ludzie, którzy mnie nie znają, a często nawet nie widzieli na oczy. Pamiętam plotkę, w której ktoś z obsługi hotelu w Darłówku doniósł, że zachowywałam się wobec nich wyniośle i skandalicznie, kogoś obraziłam itd. Faktycznie spałam w tym hotelu razem z mamą, ale jestem pewna, że nie zachowałam się w sposób, który mógłby komukolwiek sprawić przykrość. Pamiętam, że obsługa podchodziła po autografy dla dzieci, robiła sobie ze mną zdjęcia i zachwalała, że taka normalna jestem itd. Nie wiem, po co ludzie wymyślają takie historie z kosmosu. Tak jakby uważali nas za kogoś, kto nie ma emocji, uczuć czy rodziny, która potem przeżywa te wyssane z palca plotki.
•Nie wydaje ci się, że sama dajesz pożywkę tym wszystkim portalom? Wystarczy popatrzeć na twoje profile na Facebooku czy Instagramie. Całe życie jak na dłoni.
Tak ci się tylko wydaje. Ponieważ sama wstawiam zdjęcia na FB czy Instagram, mam pełną kontrolę nad tym, co jest widoczne, a co nie. Mam bardzo wyraźnie postawioną granicę pomiędzy życiem prywatnym a tym, które pokazuję w portalach społecznościowych. Rzeczywiście wieloma zdjęciami się dzielę, żeby zachęcić ludzi do podróżowania, odkrywania świata i przede wszystkim sportu. To taka moja wewnętrzna osobista misja życiowa. Poza tym często jestem w miejscach, do których wielu nie będzie miało dostępu, więc chciałabym się podzielić tym z innymi. Na dodatek mam bardzo mało czasu na spotkania z przyjaciółmi, a dzięki zdjęciom na FB mogą się dowiedzieć, gdzie jestem i co robię, i dlaczego nie mam kiedy się z nimi zobaczyć [śmiech].
Przed eventem w sukni od przyjaciółki Violi Pieku
Fot.: Archiwum prywatne
Asia i Mecenas
Fot.: Archiwum prywatne
•Czy kolekcjonujesz wycinki na swój temat? Może mama to robi?
Ja? Absolutnie nie. To by zakrawało na narcyzm, ale moja mama na początku robiła to bardzo skrupulatnie… Na początku, czyli ponad dwadzieścia lat temu… Sam rozumiesz, że przez ten czas tak wiele wycinków by się uzbierało, że nikt nie dałby rady tego kolekcjonować.
•Nim się pojawiły portale plotkarskie, życie celebrytów opisywały brukowce.
Oj, z nimi też mam zaszłości…
•Kto się odważył jako pierwszy?
„Super Express”. Napisał, że „Jabłczyńska się stacza, wyrzucili ją ze studiów”. Zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, że podsłuchała, jak koleżanki z pracy plotkowały: „Ty, słyszałaś, że tę córkę Jabłczyńskiej wywalili ze studiów. I bardzo dobrze! Tu chciała być aktorką, tu prawnikiem. Pewnie się skończyły wtyki. Bardzo dobrze, niech ma nauczkę” [śmiech].
•Jak mama reagowała na te sensacje?
Przykro się jej zrobiło, bo ona wszystkim strasznie się przejmuje. Jak ktoś mnie chwali, to spuszcza głowę i dziękuje. Ale kiedy dzieje się coś złego, trudno się jej z tym pogodzić i mocno to przeżywa.
Pierwszy raz w todze na ślubowaniu na radcę prawnego. Oczywiście z mamą
Fot.: Archiwum prywatne
•No dobrze, ale wyrzucili cię wtedy?
Gdzie tam! Poszłam do dziekanatu wyjaśnić sprawę. Przecież na zajęcia chodziłam, egzaminy zdawałam. Okazało się, że faktycznie skreślili mnie z listy, bo… nie zdałam indeksu. Nie wiedziałam, że powinnam to zrobić po zaliczeniu semestru. A skąd o całej sprawie dowiedzieli się dziennikarze? Pani z dziekanatu do nich zadzwoniła. Sama z siebie!
•Niedawno w internecie pojawiła się informacja, że masz kłopoty z palestrą…
Odpowiem krótko: jest bardzo wielu ludzi, którzy źle mi życzą…
•Ludzie są zawistni.
I to jak!
•Jakie masz teraz relacje z brukowcami, serwisami plotkarskimi?
Generalnie ich unikam, bo nie jest mi to do szczęścia potrzebne. Raz jedyny miałam nieprzyjemną sytuację, kiedy zadzwonili do mnie, nie pamiętam już skąd — z „Faktu” czy z „Super Expressu”, że niby są pod takim wrażeniem moich sukcesów zawodowych i na uczelni i chcą napisać artykuł, taką laurkę mi zrobić, jaka to jestem ładna, mądra i zdolna. Chcieli przyjechać z kwiatami na uczelnię i wręczyć mi je po zdanym na piątkę egzaminie. Oczywiście zaprotestowałam, że nie chcę robić szopki itd. Oni na to, że i tak przyjadą, zrobią mi zdjęcia, zamieszczą bez autoryzacji i napiszą, co chcą, skoro nie chcę współpracować.
•I poszłaś na ustępstwo.
Nie poszłam, zaproponowałam im, żeby przyjechali do mnie na trening. Porozmawiamy o sporcie, ja promuję zdrowy tryb życia itp. Nie byli jednak zainteresowani. Do ustawki więc nie doszło, bo ich sport nie interesował, a mnie nie interesowała żadna inna ustawka [śmiech]. Teraz mam spokój, bo minęło swego rodzaju „ciśnienie na Jabłczyńską”. Byłam w Tańcu z gwiazdami, potem w Jak oni śpiewają i wówczas niemal wyskakiwałam z lodówki. Nie miałam kontroli nad tym, co się o mnie pisze i mówi. Potem szał minął, dziennikarze doszli do wniosku, że nudniejszej gwiazdy niż Jabłczyńska jednak nie ma, bo albo uprawia sport, albo się uczy…
W drodze na mecz na stadion Legii.
Mój najlepszy Szef był ogromnym miłośnikiem piłki nożnej. Dzięki wspólpracy z nim i ja polubiłam mecze
Fot.: Archiwum prywatne
•Nagrywasz dla TVN-u Agenta, wkrótce wydasz książkę. Znowu się zacznie.
Strach się bać… Mam nadzieję, że będę miała tym razem większą nad tym kontrolę. Ale nawet pomimo pełnej autoryzacji tej książki boję się, że urywki moich wypowiedzi zostaną wykorzystane przeciwko mnie.
•Z kim z show-biznesu się przyjaźnisz?
Z nikim.
•Serio?
Serio. Przyjaźnię się z Patrykiem Wolskim z biura reklamy TVN, z Asią i Radkiem Parzychami — małżeństwem kolarzy z Mazur, z Baśką z Sosnowca — młodą fotografką, którą poznałam podczas Runmageddonu, w którym także startowałam. To w ogóle jest niesamowita historia! Biegnę, patrzę, ktoś mi robi zdjęcia. Charakterystyczna osoba, bo pół głowy ma wygolone, a pół kolorowe. Przebiegła ze mną cały dystans z ciężkim plecakiem ze sprzętem! Bardzo mi to zaimponowało. Poza tym robi niesamowite zdjęcia. Spotkałyśmy się jeszcze podczas innej imprezy i wtedy to już wymieniłyśmy się kontaktami i przyjaźnimy do dzisiaj. Chociaż jesteśmy zupełnie różne — ona cała wytatuowana, a ja ta grzeczna, ona ma dwoje dzieci, ja żadnego — bardzo przypadłyśmy sobie do gustu. Mimo to mamy podobny temperament i gotowość do pracy przez całą dobę na najwyższych obrotach. A ze wspomnianymi Parzychami mam taki układ, że potrafię wyjechać z samym Radkiem na jedenaście dni na Teneryfę, żeby pojeździć na rowerze. Potem wracam, zabieram jego żonę Asię na weekend do Wisły… Byliśmy razem na Tour de France, całą ich rodziną. I nikt nie ma nic przeciwko takiej „wymianie”. Mówią, że jesteśmy patchworkową rodziną [śmiech]. Nie mam za wiele tych przyjaźni, bo ze mną ciężko jest się przyjaźnić. Zawsze dużo pracowałam, sporo wyjeżdżałam… Pomimo mojego trybu życia to, że mam takich przyjaciół, stanowi powód do dumy.
Walc w Tańcu z gwiazdami. Oceny — same 10! Jurorzy powiedzieli, że z tym walcem możemy startować w profesjonalnych turniejach. Ogrom emocji
Fot.: Cezary Piwowarski/TVN
Z przyjacielem Patrykiem Wolskim
Fot.: Archiwum prywatne
Z przyjaciółką Małgosią Nowicką
Fot.: Archiwum prywatne
Chwila oddechu w ukochanym Czersku
Fot.: Archiwum prywatne
•Powiedziałaś na początku, że nie jesteś typem kobiety, która pół poranka spędza przed lustrem.
To prawda.
•A ile masz par butów?
Zależy jakich. Sportowych z piętnaście, a wizytowych pięć—sześć. Ale wiem, do czego dążysz [śmiech]. Gdyby nie moja przyjaciółka Viola Piekut, na tych wszystkich imprezach prezentowałabym się jak strach na wróble. Dzięki temu, że szyje mi ubrania, jakoś wyglądam. Większość projektów dla mnie ma kieszenie, bo Viola wie, że nie umiem nosić torebek, zawsze je gdzieś potem zostawię i dlatego wszystko upycham po kieszeniach [śmiech]. A jak nie ma kieszeni, to na imprezę idę z torebką Violi, bo własnych mam jak na lekarstwo.
•Antygwiazda.
Dokładnie tak! Słowo „gwiazda” to dla mnie największa obelga! [Śmiech].
RADEK PARZYCH
Przez tę swoją historię z harcerstwem Aśka jest, można powiedzieć, mało gwiazdorska, skromna. Mówimy o sobie „my, ludzie z lasu” [śmiech].
Sporo razem przeszliśmy, nie da się ukryć. Wyjazdy z Asią mają jednak tę podstawową zaletę, że zawsze coś się musi wydarzyć [śmiech]. Kiedy byliśmy dwa tygodnie na Teneryfie, pierwszego dnia poszliśmy pobiegać i zgubiliśmy się, nie mogliśmy trafić do domu. Kolejnego mało nas wiatr na wulkanie nie zwiał. Trzeciego też pobłądziliśmy. Trudno się z nią nudzić.
Sesja Rafała Grądzkiego
Fot.: Archiwum prywatne
•Domyślam się jednak, że na rauty chodzisz z konieczności. Dominuje na nich przecież „gadanie o niczym”, poklepywanie się po ramieniu, prawienie sobie nieszczerych komplementów…
Dlatego zazwyczaj o godzinie dwudziestej drugiej już mnie nie ma. Ważniejsze jest wyspanie się, bo następnego dnia czekają mnie praca, trening i milion obowiązków. Nauczyłam się też nie tracić czasu na ludzi, z którymi nie chcę przebywać. Powoli uczę się asertywności i szanowania swojego czasu.
•A ścianka? Lubisz się na niej pokazywać czy traktujesz to jako konieczność?
Ścianka budzi we mnie strach. Nie jestem biegła w trendach, modzie, makijażach itd. Bazuję tylko i wyłącznie na wiedzy i talencie Violi, Ani Użyńskiej, która mnie maluje, i Milek Design, którzy tworzą cuda na mojej głowie. Zawsze jednak można liczyć na jakąś wpadkę Jabłczyńskiej. A to okazuje się, że mam siniaki na nogach po maratonach MTB, innym razem wychodzi kolarska opalenizna do połowy uda i połowy ramion. Potrafię też rozmazać się, zanim dotrę na słynną ściankę, i nie sprawdzić wcześniej, jak wyglądam, albo nie daj Boże poprawić coś sama… Wtedy już jest dramat [śmiech]. Nie mam pewności siebie, która pozwoliłaby mi czuć się tam swobodnie. Wiem, że i tak większość obserwujących liczy na jakąś wpadkę, bo to się najlepiej „sprzeda”.
•Co mówisz, kiedy ktoś cię pyta, kim jesteś z zawodu?
Radcą prawnym. Bo czego ja się uczyłam? Prawa. Studia prawnicze, egzamin państwowy — radcowski. Dłużej zajmuję się aktorstwem, ale aktorstwa nigdy się nie uczyłam. W tym kierunku również się rozwijam. Aktorstwo jest trochę jednak hobby, może nawet odskocznią od tego, z czym mam do czynienia w zawodzie radcy prawnego. Tu także ciągle muszę się rozwijać — w aktorstwie już nie tak bardzo. Nie chodzę do szkół, nie robię kolejnych kursów.
Sesja dla ukochanej Violi Piekut
Fot.: Bartek Śnieciński „artB"
Przygotowania do Runmaggedonu, na którym spotkałam Basię
Fot.: Archiwum prywatne
•Nie miałaś nigdy takiego pomysłu?
Oczywiście, że miałam. Przy czym, wiadomo, sukces aktora na pstrym koniu jeździ — raz się podobasz, a raz nie, raz cię chcą zaangażować, a innym razem nie chcą. Możesz się także „przejeść” — i myślałam już dziesiątki razy, że mi się to zdarzy. Loteria. Sukces w zawodzie prawniczym jest konsekwencją konkretnych zdarzeń, czyli sukcesów twoich klientów. Wygrywasz sprawę, robisz kolejne studia, chodzisz na konferencje, szkolenia… Wiesz, że idziesz do przodu. Jest to wymierne i zależne od ciebie, twojego uporu i konsekwencji.
•Na aktorstwie twoja działalność publiczna wcale się jednak nie kończy. Nie uważasz, że zajmowanie się tyloma rzeczami jednocześnie wizerunkowo źle wpływa na postrzeganie ciebie jako tzw. poważnej prawniczki? W dzieciństwie zespół muzyczny Fasolki, potem Tik-Tak, dubbingowanie bajek dla dzieci, wreszcie udział w Tańcu z gwiazdami czy w Jak oni śpiewają…
Wiadomo, że się tym przejmuję. To, co inni mówią na mój temat, często mnie dotyka. Mam swoje emocje, uczucia. Na koniec dnia zawsze jednak muszę pomyśleć o sobie. Jeżeli sprawia mi to frajdę, to czemu mam z tego rezygnować? Sama się uczę, jak to połączyć, żeby nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji. Jest to niezwykle trudne i rzeczywiście mi to niekiedy przeszkadza. Takich momentów jest jednak mniej — plusy zdecydowanie przeważają. Najważniejsze, że mnie jest z tym dobrze, a całego świata nie uszczęśliwię, trudno.