Читать книгу Prawda zapisana w popiołach Tom 3 Śpiew bezimiennych dusz - Joanna Jax - Страница 5

1. Warszawa, 1967

Оглавление

To było wydarzenie, jakiego powojenna Polska jeszcze nie widziała. Oto trzynastego kwietnia na lotnisku w Warszawie wylądował samolot z zespołem The Rolling Stones na pokładzie. Szymek Wielopolski wraz z synem Krzysztofem oraz Nadią i Kubą Staśką usiłowali przedrzeć się przez tłum gapiów do Sali Kongresowej, gdzie miał odbyć się koncert. Na placu Defilad zgromadziło się tyle ludzi, że centrum miasta zostało właściwie sparaliżowane. Kongresowa mogła pomieścić zaledwie dwa i pół tysiąca osób, zaś chętnych, by zobaczyć skandalizującą grupę rockową, było dziesięciokrotnie więcej. Bilety jednak stanowiły dla zwykłych zjadaczy chleba cel nieosiągalny i Szymek mógł zabrać syna na to epokowe wydarzenie tylko dzięki Nadii Niechowskiej, która obecnie nazywała się Niechowska-Staśko, bo od ponad trzech lat była szczęśliwą mężatką. Nie załatwiła mu jednak biletów z sympatii do niego, ale jej przyjaciółka, Nela, w ostatniej chwili musiała zrezygnować z koncertu. Wielopolski był ciekaw, kto miał towarzyszyć Neli na tej imprezie, ale nie ośmielił się zapytać o to Nadii.

Między nim a Nelą wszystko było już skończone. Pewnego dnia zadzwoniła do jego kancelarii i oświadczyła, że nie zamierza na niego czekać. Życzyła mu szczęścia w życiu i tego, by pogodził się z żoną. Po czterech latach był Neli za to ogromnie wdzięczny. Najpierw, oczywiście, odcierpiał swoje, ale potem popatrzył na całą sprawę zupełnie inaczej i nie tylko z perspektywy zwykłej przyzwoitości. Zosia stanowiła część jego życia. Mimo iż oddalili się od siebie i różnili poglądami, żona była mu bardzo bliska. Od dzieciństwa. Pewnego dnia pomyślał, że powinien zawalczyć jednak o ich małżeństwo i przyjaźń.

Nie było łatwo, ale odkąd z jego życia zniknęła Nela, a Zosia zerwała wszelkie kontakty z Tadeuszem, w ich małżeństwie zrobiło się spokojniej. Jednak gdy żona przyznała się, że odwiedziła Nelę i przeprowadziła z nią bardzo nieprzyjemną rozmowę, wściekł się i wyprowadził z domu. Mieszkał przez kilka miesięcy u znajomego, który w swojej łaskawości odstąpił mu łóżko w pokoju syna. Jego dzieciak studiował w Krakowie, rzadko bywał w domu i dzięki temu Szymek nie musiał koczować pod mostem. Na początku nawet dobrze się czuł, sypiając na gołym materacu, wśród plakatów zagranicznych zespołów, którymi chłopak okleił niemal cały pokój. Miał żal do Neli, do Zosi i właściwie do całego świata. Potem jednak przyszło zrozumienie. Nie miał prawa oczekiwać, że dziewczyna będzie na niego czekać, a Zosia przestanie walczyć o ich rodzinę. Byli nią, chociażby z uwagi na Krzysia. Poza tym wiele razem przeszli, kiedyś byli dla siebie całym światem i przyjaźnili się. Warto było postarać się to ocalić.

Poczuł, że ktoś wbija mu łokieć między żebra. Chciał już rzucić jakieś niecenzuralne słowo, gdy zobaczył stojącego obok Karolka.

– O! Ty tutaj? – zdziwił się.

– A co? Każdy chce zobaczyć Jaggera – prychnął.

– Mało mi żebra nie złamałeś – wyrzucił mu Szymek.

– Chłopie, jak nie zaczniesz się przepychać, to nie wejdziemy – mruknął.

– A dlaczego nie przyjechałeś z Nadią?

– Bo mnie wkurwia ten jej podtatusiały małżonek – syknął Karol.

– Przesadzasz. Facet jest w porządku. I kocha Nadię, a ona jego – wymamrotał Szymon, przyduszony nieco przez napierający tłum.

– I to mnie wkurza jeszcze bardziej – westchnął Karol i zaczął przeciskać się do przodu.

Szymon stwierdził, że najwyraźniej Karolek zazdrości Nadii poukładanego życia uczuciowego, bo on sam skakał z kwiatka na kwiatek i nie mógł zdecydować się na żadną dziewczynę, która mogłaby zasłużyć na miano jego żony. Zresztą od jakiegoś czasu Karol zachowywał się nie tyle dziwnie, co tajemniczo. Nikt nie wiedział, gdzie pracuje i czym się zajmuje, ale wiodło mu się całkiem nieźle. Szymek podejrzewał, iż to dzięki zamożnej ciotce, ale nie wypytywał go o to, bo być może była to dla Karolka krępująca sytuacja.

Widywali się rzadko, chłopak wyprowadził się z willi na Saskiej Kępie, zresztą i tam Wielopolski nie bywał zbyt często. Nie miał po co. W domu została Hanka z Grzegorzem, bowiem Igor znowu pojechał do Moskwy, a Nadia zamieszkała w wynajętym mieszkaniu ze swoim mężem. Nie mieli tam specjalnych luksusów, ale wyglądali na zgodną i kochającą się parę. Być może Nadia z jakichś powodów nie chciała wsparcia swoich rodziców. Kuba niekiedy śmiał się, że tak dobrze im się żyje zapewne dlatego, iż Nadia jest gościem w domu, więc gdy powraca ze swoich zagranicznych wojaży, nie mają ani czasu, ani ochoty na kłótnie. Staśko podczas nieobecności żony sam zajmował się Majką, którą Szymon uważał za najbardziej rozwydrzone dziecko na świecie, jednak Kuba nie narzekał na taki stan rzeczy, zaś docinki zbywał uśmiechem.

Po kilkunastu minutach przestał snuć rozważania, bo napierający tłum po prostu wepchnął go do środka Sali Kongresowej. Nie miał pojęcia, jak wiele osób tam się znajdowało, ale zapewne dużo więcej, niż przewidział to architekt tego obiektu.

I w końcu rozpoczął się koncert. Nagłośnienie było kiepskie, z oddali można było rozpoznać jedynie sylwetki muzyków, ale gdy Jagger zaczął szaleć na scenie w rytm niesamowitej i dość hałaśliwej muzyki, ludzie zaczęli poruszać się, a niektórzy nawet podskakiwali, choć być może po to, by zobaczyć scenę i brykających na niej członków zespołu. Jedynie gitarzysta, Brian Jones, z jasną, bujną fryzurą, godną króla sawanny, stał niemal nieruchomo, jak gdyby w ogóle nie grał, a stanowił tylko scenografię. Jednak to właśnie on wydobywał spod palców takie dźwięki, że Szymon czuł dreszcze przebiegające mu po plecach.

Wrócili do domu w wyśmienitych nastrojach.

– Jak było? – zapytała niemal od progu Zosia i zaczęła przyglądać się im podejrzliwie. – Wyglądacie, jakbyście obaj coś chlapnęli.

– Mamo, było niesamowicie… Jagger to nie tylko wokalista. Jakże on się porusza… Jakby był w amoku – zaczął opowiadać Krzysio z wypiekami na twarzy.

– Opowiesz mi resztę przy kolacji. Zagrzeję serdelki, kupiłam dzisiaj u rzeźnika – powiedziała ze śmiechem Zosia i zniknęła w kuchni.

Coraz częściej się uśmiechała, zwłaszcza gdy Szymon postanowił wrócić do domu i raz na zawsze rozliczyć się ze swoją przeszłością. I z uczuciem do Neli Domosławskiej. Wciąż, gdy niekiedy o niej myślał, czuł ukłucie w sercu i jakiś dziwny żal za czymś, co nigdy się nie wydarzyło. Potem dochodził do wniosku, iż dobrze się stało, że wycofali się z tego układu wystarczająco wcześnie i nie zdążyli popełnić głupstwa, które zapewne odchorowywałby znacznie dłużej. Wiedział, że gdyby odszedł od Zosi i związał się z Nelą, również nie czułby się szczęśliwy, bo zżerałyby go wyrzuty sumienia, zwłaszcza w stosunku do Krzysia. Kiedy więc zauroczenie Nelą mu minęło, a pozostał po nim jedynie sentyment, zdał sobie sprawę, że wszystko ułożyło się tak, jak powinno, a on musi odszukać w sobie uczucia, które niegdyś połączyły go z żoną.

Kolacja przeciągnęła się trochę i jakkolwiek Krzysiek przeżywał sam koncert, tak Szymek bardziej skupił się na tym, co działo się przed Salą Kongresową. Skandujący tłum usiłowała uspokoić milicja, używając do tego pałek, i Szymkowi od razu przypomniał się pięćdziesiąty szósty rok, kiedy to doszło do buntu robotników. Zapoczątkowana w tym czasie odwilż powoli wytracała swój impet, aż w końcu pozostał po niej ledwie dostrzegalny ślad. Znowu bronił ludzi, którzy podpadli władzy, tym razem jednak Zosia nie wtrącała się do jego pracy. Może dlatego, że jednak wszystko wyglądało trochę inaczej niż w czasach okrutnego stalinizmu i nie musiała bać się o niego, jak kiedyś. Wsadzano niepokornych do więzień, robiono naloty na ich domy i szykanowano, ale nie karano za takie rzeczy śmiercią i nie stosowano tortur. Szymek miał ręce pełne roboty, ale czuł, że w końcu robi coś właściwego, i sądził, iż raz na zawsze uwolnił się od swojego oficera prowadzącego – Stefana.

Po kolacji miał zamiar wziąć się za akta kolejnej sprawy, tym razem pisarza i felietonisty, ale był zbyt podekscytowany koncertem Rolling Stonesów. Warszawa była pierwszym miastem bloku wschodniego, gdzie gościł ten popularny zespół. Coś, co na Zachodzie stanowiło codzienność, dla Polaków było wydarzeniem wręcz epokowym. I nikogo nie zraziły nawet teksty w reżimowej prasie, gdzie nazywano muzyków „małpami z Zachodu”. Powiało wielkim światem, a może jedynie normalnością.

Prawda zapisana w popiołach Tom 3 Śpiew bezimiennych dusz

Подняться наверх