Читать книгу Psie sprawki - Joanna Krupa - Страница 5
1
Darla
(i Joanna)
ОглавлениеDarlę przyniósł ze schroniska Romain. Była wtedy bardzo malutka, a my mieliśmy wziąć ją tylko na jakiś czas, i co? Mam gromadę piesków, ale to ona jest moją ukochaną. Dziś nie ma mowy, żebym mogła ją komuś oddać. Częściej wołamy do niej Łaciata, bo jest czarno-biała, przesłodka, kochana. Kiedy trafi się zły dzień, z Darlą mam prawdziwą dogoterapię. Przytula się, nie odstępuje na krok.
Pojawiła się w trakcie nagrywania programu „Housewifes” w 2013 roku. Romek zrobił mi niespodziankę. Zaplanował romantyczny dzień i przyniósł ją do domu. Wiedział, jak tęsknię za psiakami. Wszystkie są w Los Angeles, w Miami nie mieliśmy pieska. Dla czteromiesięcznej wtedy Darli to miał być dom czasowy. Szczeniaczki trzeba szybko zabierać ze schronisk, żeby nie chorowały. Obiecałam sobie, że się w niej nie zakocham. Znajdę jej dobry dom. Jedna z producentek przymierzała się do adopcji. Ufałam jej. Byłam już przekonana, że właśnie do niej trafi. Wiedziałam, że muszę być silna, inaczej po naszych apartamentach biegałoby ze sto psiaków. To Romek się wtedy złamał.
– Jak możesz oddać tego psa? – zapytał, a mnie nie trzeba było więcej. Darla została.
Miała być naszym „Miami psem”, ale w końcu zabrałam ją do L.A. i tam poznała całą ferajnę. (W domu były już: Shaggy, Prince, Sebastian i Rubin.) A potem już nie mogłam ich od siebie odseparować.
Jestem wdzięczna mamie za jej pomoc. Mieszka ze mną i to ona zostaje z całą piątką, kiedy ja gdzieś wyjeżdżam. Bez niej nie dałabym sobie rady. Mama kocha zwierzęta ponad wszystko. Obie mamy świadomość, że psy to odpowiedzialność, a czasem też spore wydatki. Kiedy ma się dziecko i ono choruje, idzie się do lekarza. Kiedy pies jest chory, trzeba zrobić to samo. Nie chcę porównywać piesków i dzieci, ale podkreślić odpowiedzialność za żywą istotę, która może cierpieć, a nie ma głosu. Nie powie: „Mamo, źle się czuję, ratuj”. Dziś w nocy czułam, że z Darlą dzieje się coś złego. Obudziłam się o wpół do trzeciej nad ranem i usłyszałam, że strasznie się drapie. Zapaliłam światło i przeraziłam. Cały pyszczek miała spuchnięty. Spięłam włosy w kok, wzięłam tylko torebkę i w piżamie pojechałam do szpitala. Nie miało większego znaczenia to, jak wyglądam, ważny był tylko pies. Bałam się, że może mieć problemy z oddychaniem, chciałam dotrzeć do weterynarza jak najszybciej. Nie darowałabym sobie, gdyby coś jej się stało. Skończyło się na zastrzykach odczulających.
Kocham wszystkie moje psiaki, ale Darla jest wyjątkowa. Jeśli zdarza mi się podnieść na nią głos, ona mnie przeprasza, kładzie pysk na kolanach. Kiedy gorzej się czuję, przytula się do mnie, patrzy mądrze. Okazuje mi mnóstwo miłości. Każdy, kto ją poznaje, z miejsca się zakochuje. O pozostałe psiaki dbam, karmię, wyprowadzam, daję buziaki, przytulam, ale z nią czuję wyjątkową więź. Kiedy siedzimy na kanapie z mamą i Romkiem, każdy z nich stara się być blisko, dotykać nas. Jeden jest przy nodze, drugi przy głowie, a Darla pakuje się na kolana.
Miała być naszym „Miami psem”, ale w końcu zabrałam ją do L.A. i tam poznała całą ferajnę. (W domu były już: Shaggy, Prince, Sebastian i Rubin.) A potem już nie mogłam ich od siebie odseparować.
Śmieję się głośno:
– Jest was piątka, możecie się do siebie przytulić, pobawić ze sobą. A tu co, okazuje się, że jesteśmy niezastąpieni.
Tak naprawdę myślę – to wspaniałe, że tak nas potrzebują. Zdarza się, że mnie wkurzają. Idziemy do parku i Darla, moja ukochana, razem z Shaggym zaczynają szczekać. Robią taki rwetes, że ludzie nie muszą już nawet podnosić wzroku, z daleka wiedzą, że idzie „ta wariatka ze swoimi psami”. Bo chyba w całej Kalifornii je słychać. Czasem wstydzę się, że szczekają, kiedy ktoś nas odwiedza. No cóż, prowadzę własne, małe zoo. Nie ukrywam tego.
Wszystkie psiaki wzięte ze schroniska – głodzone, bite, często chore, potrzebują czasu, żeby rozkwitnąć. Kilka dni, nieraz tygodni, nawet miesięcy. Patrzyłam na nie, jak z początku skulone, przestraszone, w końcu zaczynają rozumieć, że to jest ich nowa rzeczywistość. Zaczynają czuć się pewnie i wtedy pokazują prawdziwe charaktery. Do tej pory ciche, zaczynają szczekać. Smutne i apatyczne, nagle pokazują, że uwielbiają ganiać po parku za piłeczką. Muszą najpierw dostać miłość od człowieka, a w końcu same zaczynają ufać i okazywać uczucie.
Czy nie tak samo jest z ludźmi? Kiedy kogoś dobrze poznasz, czujesz się przy nim komfortowo, wtedy łatwiej przychodzi ci pokazać swój prawdziwy charakter. Na początku trzeba się w towarzystwie kontrolować, dobrze zachowywać. A zwierzęta są bardzo do nas podobne.
Od lat ratuję psiaki. Było tak, że miałam ich w domu jedenaście. Nie korzystałam nigdy z porad behawiorysty, ale jestem na to gotowa. Nagrywałam niedawno program „Misja Pies”, widziałam, jak szybko reagują, zmieniają się, uczą. Wystarczy im pokazać, co mogą, a czego nie. Nie dawać smakołyków w ciągu dnia, bo tak nam się podoba. Ale wtedy, gdy na nie zasłużą. Trzeba mądrości, zasad i konsekwencji.
Widzę, że Darla w każdej sytuacji chce być szefem. Jest małym pieskiem, ale musi wszystko kontrolować. Wychodzimy na spacer, ona zawsze wyrywa się pierwsza i nie pozwala się nikomu wyprzedzić. A kiedy któryś psiak ją mija, głośno szczeka, kłóci się zawzięcie. Chcę się nauczyć, co robić, kiedy tak szczeka. To moja rola, muszę ją wychować. Nie rozpuszczać. Bo to wcale nie znaczy, że kocham. Pies musi wiedzieć, kto jest właścicielem, a mam wrażenie, że Darla myśli, że to ja mieszkam u niej w domu.
Wszystkie psiaki wzięte ze schroniska – głodzone, bite, często chore, potrzebują czasu, żeby rozkwitnąć. Kilka dni, nieraz tygodni, nawet miesięcy.