Читать книгу Obłęd - Justyna Kopińska - Страница 6

Оглавление

* * *

Do szpitala oddałem wysokiego, przystojnego syna. Po kilku miesiącach ordynator zrobiła z niego roślinę. Tak rozpoczynał się e-mail od czytelnika.

Adam wyświetlił list na telefonie. Ostatnio zbyt często budził się w nocy. Była trzecia. Uruchomił ekspres i włączył komputer.

Wie pan, jak to jest, gdy pęknie serce, czytał dalej.

E-mail był sensownie i dokładnie skomponowany. Adam domyślał się, że nadawca spędził sporo czasu, analizując także jego teksty, by mieć pewność, że tego tematu nie zostawi.

Mój syn, Norbert, zabrał kiedyś baton ze spiżarni. Dowiedziała się o tym ordynator Alicja. Wprowadziła karę. Dwutygodniową serię zastrzyków psychotropowych, które powodowały natychmiastowy paraliż. Nie mógł sam podnieść się z łóżka. Nie był zdolny mówić i jeść. Był cały powykrzywiany. Zniekształcona twarz, ręce. Zobaczyłem go podczas odwiedzin. Wrak człowieka. Syn za często sięgał po alkohol. Powiedziano nam, że na Oddziale XX mu pomogą. Nie stwierdzono u niego żadnej choroby psychicznej. Nie było powodu, by podawać mu ten lek. Wpadłem w furię. Spytałem pielęgniarkę, gdzie jest ordynator. Wszedłem do jej gabinetu. Zacząłem krzyczeć:

– Ty kurwo, co zrobiłaś z naszym synem?!

– Przejdzie mu po kilku dniach – odpowiedziała.

Była niezwykle spokojna. Chciałem ją udusić. Zasłoniła się. Wezwała ochronę. Wyprowadzili mnie z pokoju. Gdy wychodziłem, patrzyłem na syna. Był w drelichu, z ust spływała mu ślina. Widok przypominał filmy z obozów koncentracyjnych. Przywiozłem mu winogrona. Zaczął wsadzać je do ucha. Nie rozpoznawał mnie. Nie wiedział, co robi.

Piszę do pana, bo bardzo doceniam to, co zrobił pan w sprawie generała Otmana. Ten reportaż mną wstrząsnął. Nie wiem, czy sama historia, czy sposób, w jaki pan ją opisał, ale poczułem jego czyny całym sobą. Pomyślałem, że ważne, by napisał pan o ordynator Alicji Wasny.

* * *

Adam na ogół dostawał anonimy, ale tym razem e-mail był podpisany. Nadawca zostawił także numer telefonu i dokładne dane szpitala psychiatrycznego.

Od chwili, gdy Adam napisał reportaż, na podstawie którego powstało kilka programów telewizyjnych, często dostawał e-maile z kolejnymi tematami. Generał Otman był uważany za wzór żołnierza. Kilkanaście lat wcześniej uczestniczył w najtrudniejszych operacjach wojskowych. Chętnie wypowiadał się w telewizji. Miał spokojny, melodyjny głos i twarz zdradzającą siłę i charakter. Adam znał dobrze środowisko wojskowe z powodu ojca, zawodowego żołnierza i usłyszał kiedyś, jak jego koledzy rozmawiają, że Otman wykazuje niezdrowe zainteresowanie dziećmi.

Nawiązał kontakt z grupami pedofilskimi. Próbował ustalić, czy ktoś cokolwiek wie o takim człowieku. Po kilkumiesięcznym śledztwie okazało się, że Otman występował w ukrytej sieci Tor pod pseudonimem Herszt. Adamowi udało się znaleźć grono osób wymieniających się z generałem zdjęciami nagich dziewczynek. Jeden z pedofilów miał już postawione zarzuty, więc Adam dotarł do prokurator badającej sprawę. W zamian za wszystkie zebrane przez siebie materiały, uzyskał dostęp do organizowanej prowokacji. Prokuratura nawiązała kontakt z jednym z więźniów, który miał za zadanie zdobyć zaufanie pedofila i przez kolejne miesiące wypytywać go o pozostałych członków grupy. Więźniowi zaoferowano przedterminowe zwolnienie, jeśli uda mu się nakłonić oskarżonego do spowiedzi. Wytrawni kryminaliści znają te sposoby, ale pedofila nie tak trudno podpuścić, wystarczy okazać mu zrozumienie i zwierzyć się z własnych, zakazanych pragnień. Okazało się, że generała interesowała nie tylko dziecięca pornografia. Podniecały go sceny zabójstw. Otman chwalił się, że na misjach wojskowych gwałcił i uśmiercał dziewczynki. Mówił, że na wojnie nikt się dziećmi nie interesuje, nikt ich nie szuka.

Historia trafiła na pierwsze strony gazet. Reportaż był najczęściej czytanym i cytowanym artykułem roku. Adam opublikował już wiele reportaży, ale jego nazwisko na stałe wpisało się do historii mediów właśnie za sprawą tekstu o generale. Pragnął teraz uwodnić, że to nie przypadek.

Myślał o szpitalu psychiatrycznym i lekarce. Chwilę chodził po pokoju, w którym znajdowały się jedynie szafa, biurko i materac. Ojciec odwiedził go kiedyś ze swoją drugą żoną, Barbarą. Przez pierwsze dziesięć minut powtarzała:

– Ale tu przecież nic nie ma.

– Kochanie, cały świat Adama mieści się w jego głowie, rzeczy są najmniej istotne, z tego, czego potrzebuje… – odparł ojciec.

Barbara wszakże nabrała przekonania, że Adam jest zbyt wyniosły, jak każda osoba nieprzypisująca znaczenia do rzeczy codziennego użytku. Od tej pory na pytania znajomych o jej przybranego syna odpowiadała lekceważąco, machając ręką:

– Ach, Adam, on żyje w swoim świecie.

Wpisał w wyszukiwarkę nazwę szpitala. Był to jeden z najstarszych szpitali psychiatrycznych w Polsce. Zbudowany w dziewiętnastym wieku solidny niemiecki budynek z czerwonej cegły zaplanowano z rozmachem dla paru tysięcy pacjentów.

Szpital miał mroczną przeszłość. Na początku drugiej wojny światowej w ramach akcji T4 – likwidacji niegodnych życia: kalek, cierpiących psychicznie, nieuleczalnie chorych, o których nie upominały się rodziny – pacjenci szpitala zostali brutalnie zamordowani w okolicznych lasach.

Ordynatorem opisanego w e-mailu Oddziału XX była Alicja Wasny. Powstał zaledwie dwa lata temu.

Adam zapisał w notatniku: To nowy koncept oddziału dla ludzi, którzy nie potrafią przystosować się do norm, kierują agresję na samych siebie lub wobec innych. Wdają się w nieustanne bójki w swoim środowisku, podejmują próby samobójcze lub się samookaleczają. Oddział jest otoczony murem, pod prądem, budynek ma kraty w oknach. Regulamin oddziału stworzyła ordynator.

W komentarzach na forum Adam znalazł informację, że trafiają tam często osoby bardzo młode, wrażliwe, które przez swoje zachowanie chcą przyciągnąć czyjąś uwagę.

Wpisał słowa „Alicja Wasny”. Było tylko jedno zdjęcie. Szczupła, długie, ciemne włosy, błękitne oczy i niemal posągowa twarz.

Wiedział, kim jest. Ojciec lubił otaczać się najlepszymi w swoim zawodzie. Organizował spotkania, na które przychodzili wybitni sędziowie, politycy, lekarze.

Żona taty uwielbiała te imprezy. Wiele dni spędzała na wyborze idealnej sukienki i przygotowywaniu dań, obmyślonych w najdrobniejszych szczegółach. Adam miał świadomość, że życie towarzyskie i obecność w elitarnym gronie mieszkańców miasta były ważne zarówno dla Barbary, jak i taty.

Przypomniał sobie, że po jednym z takich spotkań tata opisał mu Alicję Wasny jako świetną psychiatrę, która skończyła prestiżowe studia medyczne w Stanach:

– Może kiedyś będziesz pisał o szpitalach. Warto mieć kogoś do mądrych wypowiedzi – dodał.

Mimo że nazwisko pani ordynator powinno być głośne w świecie naukowym, Adam nie mógł znaleźć istotnych informacji o jej dokonaniach. Zdjęcie Alicji Wasny powiesił na ścianie przy biurku obok generała Otmana.

Nagle poczuł niczym nieuzasadniony lęk.

* * *

Tego dnia Alicja Wasny wybiegła ze szpitala znacznie wcześniej. Chciał ją zatrzymać jeden z pacjentów. Był rozżalony, że na widzenie z mamą ma jedynie piętnaście minut.

– Ona robi czterysta kilometrów, psze pani. Chora taka. Nogi ją bolą. Nie widziałem mamy pół roku. Psze pani…

– Minus dwadzieścia punktów – rzuciła. A pacjent spuścił głowę i odszedł.

Był piątek rano. Ustaliła, że po porannym zebraniu jej obowiązki przejmie lekarz dyżurujący. Musiała jeszcze dopilnować obsługi przyjęcia. Zaprosiła kilkanaście osób. Powinien pojawić się prezydent miasta, kilku adwokatów i polityków. Chciała, by wnętrze wyglądało perfekcyjnie. Zaprosiła wszystkich pierwszy raz od czasu remontu. Mieszkanie miało blisko dwieście metrów. Jego zaletą były olbrzymie okna od strony rzeki. Alicja zawsze marzyła o takim miejscu dla siebie. Jako dziecko mieszkała z matką w małej kawalerce. Po remoncie przestrzeń wydawała się idealna. Pobielone drewno na podłodze. Białe kanapy i krzesła. Poprzedniego dnia poleciła sprzątaczce, by dwukrotnie umyła łazienki:

– Proszę to zrobić tak, by można było jeść z podłogi – powiedziała.

Zawsze, gdy wracała z oddziału, czuła się brudna. Najpierw brała długi prysznic i dopiero wówczas wykonywała kolejne zadania. Zamówiła bukiety białych i żółtych kwiatów. Zapaliła świece. Odkryła je w jednym z hoteli w Londynie, w którego pokojach unosił się bardzo delikatny zapach. Myślała, że to jakiś odświeżacz, ale recepcjonista powiedział, że przed przybyciem gościa w pokoju zapala się święcę o zapachu drzew. Poprosiła o adres. Kupiła od razu kilkanaście.

Podczas wszystkich podróży Alicja rezerwowała najlepsze hotele. Często przed wyjazdem wymieniała kilkadziesiąt e-maili z recepcjonistami, by ustalić, jaki rodzaj materaców i pościeli używają. Sen odgrywał w jej życiu rolę nieomal magiczną. Znajomym mówiła, że sen jest dla niej tym, czym spowiedź dla katolików. Każdego poranka chciała się czuć oczyszczona z wszystkich grzechów poprzedniego dnia.

Do projektu własnego łóżka zatrudniła najlepszego stolarza w kraju. Wcześniej drobiazgowo omówiła z nim konstrukcję. Wiele godzin spędziła także nad wyborem idealnego materaca. W końcu zamówiła dziesięć najdroższych modeli. Na każdym z nich spędziła noc. Po dziesięciu dniach odesłała dziewięć i zostawiła ten, po nocy na którym jej dzień był najbardziej udany.

Na łóżku leżał już kremowy garnitur, który wczoraj odebrała z pralni. Gdy go włożyła, z satysfakcją spojrzała w lustro. Na przyjęciu miał pojawić się mężczyzna poznany na wykładzie profesora Bittmana. Był kryminologiem z dużą wiedzą i rzadkim wdziękiem. Postanowiła, że jak najszybciej wylądują w łóżku. Nigdy nie była z nikim związana na stałe. Wcześnie odkryła, że fascynacja mężczyznami nie trwa u niej dłużej niż kilka miesięcy.

Wieczorem jako pierwszy do drzwi zapukał Paweł Honar, pisarz o bardzo kobiecym głosie, zaskarbiający sobie życzliwość otoczenia opowiadaniem anegdot i plotek. Od wielu już lat niczego nie napisał, ale jego druga książka okazała się bestsellerem do dziś zapewniającym dobre tantiemy. Alicja żywiła się jego historiami. Powtarzała je kolejnym znajomym.

Honar od progu zaczął opowiadać o znanym profesorze, który tłumaczył studentom, że należy używać bardzo mocnych środków wyrazu.

Profesor twierdził, że znanemu piłkarzowi w ogóle nie powinny być wypominane takie bzdury z przeszłości jak molestowanie.

– Przecież on tylko pokazał penisa – powtarzał za nim Honar. – I nagle przy całej sali studentów profesor rozpiął rozporek i go wyciągnął – dodał zanosząc się śmiechem. – Na sali było kilka młodych zagorzałych feministek. Nie wiedziały, jak się zachować. Profesor był dla nich niezwykłym autorytetem.

– Błazen. – Alicja potrząsnęła głową. – Ma poklask wśród lewicowców. Jak dalej będzie tak pajacował, prędzej czy później dobiorą mu się do tyłka. Każda z tych studentek mogłaby go oskarżyć.

Honar nagle spoważniał.

– No! – Rozglądał się po mieszkaniu. – Kochanieńka, fantastycznie to wygląda! – Dużo zachodu z takim remontem?

– Szybko poszło – ucięła. Tak naprawdę remont bardzo ją zmęczył. Pracownicy przekładali terminy. Wykonawcy oddali drzwi z półrocznym opóźnieniem.

Z wszystkich przyjaciół Paweł był jej najbliższy, ale nie należała do osób użalających się nad sobą.

Mieszkanie zaczęło zapełniać się gośćmi. Alicja była mistrzem krótkich opowieści. Przewyższała nawet Honara. Czasem doprowadzała ludzi do histerycznego śmiechu. Lubili przebywać w jej towarzystwie, ale gdy ktoś jej podpadł, upokarzała go przy innych.

Ucieszyło ją, że przyszedł poseł Koczowski. Bardzo wpływowy człowiek, który jednym telefonem potrafił załatwić właściwie wszystko. Jeszcze wczoraj mówił, że ma gorączkę i prawdopodobnie nie dotrze. Tłumaczył się przez piętnaście minut. Alicja nie powiedziała, że nie ma sprawy lub żeby się nie przejmował. Milczała. Wszyscy wiedzieli dwa miesiące wcześniej, że organizuje przyjęcie.

– A jednak jesteś! – wykrzyknęła.

– Jak mógłbym przegapić spotkanie u ciebie! – odpowiedział, ściskając ją aż nazbyt wylewnie. – Robisz fantastyczną robotę – szepnął Alicji do ucha. – Jestem pod wrażeniem oddziału.

Alicja podała posłowi kieliszek jego ulubionego yardena.

– Jak spór z Andriejem? – zapytała.

Ale nim Koczowski zdążył odpowiedzieć, podszedł do nich syn zaprzyjaźnionego adwokata. Pytał, czy może porozmawiać z ordynator na osobności. Alicja postanowiła załatwić to jak najszybciej.

Poszli do pokoju, w którym znajdowała się pokaźna biblioteka i ogromne drewniane biurko z mnóstwem notesów. Alicja oparła się o brzeg blatu. Mężczyzna wpatrywał się w boczną ścianę. Na przeszklonych stelażach mieściła się imponująca kolekcja noży wojskowych i myśliwskich.

– O co chodzi? – zapytała rozdrażniona. Gdy wychodzili, kelner podawał już tapasy. Chciała dopilnować, by każdy z gości czuł się u niej komfortowo.

– Kolega został oskarżony o przestępstwo, którego nie popełnił… – Zawiesił głos i patrzył w podłogę. – Może go znasz? Piotr Orlik.

– Syn właściciela sieci hoteli.

– Osoby, które chcą go wrobić, znalazły młode dziewczyny, które mówią o jakichś gwałtach, molestowaniu. Znam go. On żadnej z tych rzeczy nie zrobił. Wiesz, jak jest… Gdyby była to jedna dziewczyna… Ale ich jest kilka.

– Ile mają lat?

– Piętnaście, może czternaście…

– To nie dziewczyny, to dzieci.

Chłopak podniósł głos:

– Robią z niego pedofila, gwałciciela. A to normalny, pracowity człowiek. Honorowy. Wiele razy mi pomógł. Chcę spłacić dług.

– Jak?

– Tak, by sprawa w ogóle nie trafiła do sądu.

– Ile jest w stanie zapłacić?

– Zapłaci każde pieniądze.

Alicja wzięła jeden z notesów, które leżały na biurku. Wyrwała czystą kartkę i zapisała numer.

– Nie podawaj mu mojego numeru. Przekaż ten. Kontaktować może się ze mną jedynie ojciec. Nie chcę rozmawiać z synem. Przez telefon umawiamy się na spotkanie. Niech nie wspomina, o jaką sprawę chodzi. Wszystko załatwiamy twarzą w twarz. Żadnych e-maili i esemsów.

Gdy wróciła do gości, Honar stał w środku grupy i tłumaczył coś zawzięcie:

– I mamy pracować na tych darmozjadów. Zasiłki, zapomogi, kasa na dziecko! Przecież ja to opłacam z moich podatków. A większość z tych ludzi to analfabeci. Jedna czwarta w ostatnim roku nie przeczytała nawet artykułu w gazecie. Funkcjonują poza kulturą, poza cywilizacją. Moim zdaniem, takim ludziom należy odebrać głos wyborczy. Bo inaczej dalej będą nami rządzili populiści, którzy doprowadzą kraj do ruiny. Dlaczego oni mają głosować? Dlaczego mają mieć tyle co my? Skoro my myślimy, pracujemy, wymagamy od siebie więcej?

– Może nie mieli tyle szczęścia, co ty? – powiedziała jedna z adwokatek, która prowadziła dużo spraw pro bono na rzecz wykluczonych społecznie.

– W wieku osiemnastu lat miałem już głęboką depresję i myśli samobójcze. Wiesz, ile siły wymagało, by się odbić? To, że jestem kimś, zawdzięczam ogromnej pracy nad sobą.

– Wielu nastolatków nie ma na psychiatrę, podróże, odwyk w luksusowym hotelu. A ty leczyłeś depresję w domu dziadków na Karaibach. Reprezentuję teraz dziewczynę. Bita i dręczona przez siostry zakonne. Od dziecka niczego nie miała. Żadnych prezentów od rodziców. Jedynie ból i poniżanie. Jeśli ona w przyszłości będzie mieć dzieci, to powinna dostać wsparcie od państwa. To chyba oczywiste?

– To wcale nie jest oczywiste – odpowiedział zdenerwowany. – Po takich przeżyciach pewnie będzie miała mnóstwo nałogów, na które wyda pieniądze. A mogłyby one trafić na stypendia dla najbardziej uzdolnionych. Zobaczysz, że prędzej czy później zwróci się przeciwko tobie. Wiem, że chcesz pomóc. Ale sama zobaczysz, że zacznie wystawiać cię na próbę. Kierować na ciebie swoją niczym nieuzasadnioną agresję. Sprawdzać, czy jak obleje cię gównem, nadal będziesz się uśmiechać.

– Jeśli nawet, to co? Może dziesięciu osobom nie uda się pomóc, ale tej jednej tak.

– Strata czasu i energii, kochanieńka. Mogłabyś zrobić coś, co spowoduje prawdziwy postęp.

– Myślę, że Paweł ma rację. – Do rozmowy włączyła się Alicja. – Maju, inwestujesz swój potencjał w rzeczy, które mają niewielkie szanse na powodzenie. Jako społeczeństwo powinniśmy dążyć do wytworzenia jak najsilniejszej grupy. Zadbać o to, by dzieci wychowywały się w bezpiecznych rodzinach. Na pewno się ze mną zgodzisz?

– Ale nie o tym rozmawiamy.

Alicja nie przepadała za rozmowami z Mają. Ta kobieta odwoływała się do drugiej strony jej duszy. Nie chciała tam zaglądać. Maja łączyła niezwykłą inteligencję i dużą empatię. Czasem po rozmowach z nią Alicja zastanawiała się, czy jej własna pogarda dla wielu ludzi jest tak naprawdę uzasadniona. Dlatego tym razem chciała odpowiedzieć krótko, rzeczowo i przerwać dyskusję.

– Przeciwnie. Jaka jest szansa, że dzieci, o których mówisz, zbudują w przyszłości zdrowe rodziny? Pracując jako psychiatra, widzę, w jaki sposób agresja odnawia się u osób z patologii. Niezwykle rzadko te osoby nie przekładają swojej traumy na dzieci. A jeśli dziewczyna, którą reprezentujesz, stanie się agresywna wobec własnych dzieci? Co wówczas?

– Ale co można zrobić?

– Według mnie należy robić tak, by tych dzieci nie mieli.

Maja wyglądała na zdezorientowaną.

– A siostry, skoro miały pod opieką tyle osób z patologicznych rodzin, to nic dziwnego, że czasem przyłożyły – wtrącił ze śmiechem Honar.

– Przecież w takim dziecku, nawet kilkuletnim, może tkwić szatan – odezwała się dotąd milcząca dyrektorka jednej z prestiżowych szkół.

Maja chciała jeszcze coś powiedzieć, ale Alicja wręczyła jej kawałek tortu, objęła od tyłu i szepnęła do ucha:

– Nie przekonasz ich.

* * *

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Obłęd

Подняться наверх