Читать книгу Posmak skandalu - Karen Booth - Страница 4
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ОглавлениеNadia Gonzales starała się nie popełniać błędów, aby później niczego nie żałować. Zasada ta w połączeniu z determinacją w dążeniu do celu pomogła jej zdobyć stypendium i ukończyć college, o jakim marzyła, a na jaki nie było jej stać, wygrać kilka konkursów piękności, a ostatnio zdobyć posadę asystentki Matta Richmonda, jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych mężczyzn na świecie.
To był jej największy sukces, lecz wiedziała, że jeden nierozważny krok i sukces zmieni się w porażkę.
Niestety na moment się zapomniała i uczyniła właśnie taki szalony krok, który mógł zagrozić jej karierze. Zrobiła rzecz nie do pomyślenia – poszła do łóżka ze swoim niewyobrażalnie seksownym szefem. Dla kobiety tak dumnej ze swojej skrupulatności i zdolności organizacyjnych, perfekcjonistki w każdym calu, która nie chce, by ją oceniano tylko po atrakcyjnym wyglądzie, mógł to być bardzo duży błąd.
Ale z chwilą, gdy wczoraj na gali charytatywnej na rzecz szpitala zobaczyła Matta w czarnym smokingu, wiedziała, że jest na straconej pozycji. Matt prawie nigdy nie nosił krawata i nie przywiązywał wagi do form. Zawsze żartował, że nie musi się stroić, aby się dobrze bawić. Nadii udało się więc dokonać podwójnej sztuki. Najpierw namówiła go, aby włożył wieczorowy strój, potem by go zdjął.
Dla Nadii nie był to błahy incydent. Przez ostatnie czternaście miesięcy, właściwie przez cały czas pracy dla Matta w sekrecie usychała z tęsknoty za nim. Matt uosabiał wszystko, czego oczekiwała od mężczyzny – pewność siebie, seksapil, błyskotliwą inteligencję. Kiedy wchodził do pokoju, wysoki, niebieskooki, z czupryną koloru piasku, kobiety i mężczyźni odwracali głowy, a powietrze zaczynało iskrzyć.
Sama myśl o Matcie przyprawiła ją o dreszcz podniecenia zupełnie niepotrzebny podczas jazdy krętą górską drogą na wschód od Seattle. Kiedy udało się jej szczęśliwie wjechać na szczyt, odetchnęła z ulgą, włączyła migacz i skręciła w główną drogę prowadzącą do kompleksu hotelowego The Opulence, stanowiącego część imperium biznesowego Matta.
Był to najpiękniejszy zakątek północno-zachodniego wybrzeża Pacyfiku. Gęsty las, skaliste szczyty, wierzchołki drzew niemal dotykające nieba. W słoneczny październikowy dzień, taki jak dzisiaj, powietrze było rześkie i krystalicznie czyste. Chciałoby się nim oddychać już zawsze. Za pięć tygodni właśnie tu odbędzie się wielka gala z okazji jubileuszu pięciolecia Richmond Industries. Nadia miała nadzieję, że przedtem nie straci posady.
Przy wjeździe na parking przywitał ją młody pracownik hotelu.
- Zatrzyma się pani u nas? – zapytał.
- Tylko na jedną noc – odparła, wysiadając z samochodu. – Nadia Gonzales – przedstawiła się. – Pracuję dla pana Matta Richmonda.
- Pan Richmond przyjechał godzinę temu.
Nadia nie rozmawiała z Mattem, odkąd wymknęła się z jego wspaniałej rezydencji o czwartej trzydzieści nad ranem ubrana w wieczorową suknię, w której wystąpiła na gali. To Matt zasugerował, by wyszła jeszcze pod osłoną nocy, a ona zastosowała się do polecenia.
Oboje, a szczególnie Matt, nie chcieli czytać w prasie wiadomości o flircie szefa z asystentką. Zbyt wielu ludzi zazdroszczących mu sukcesów czyhało na moment, gdy będą mogli żywcem go zjeść.
- To świetnie – odrzekła. – Proszę dobrze zaopiekować się autem. To moje ukochane dziecko.
- Oczywiście – obiecał młody mężczyzna i wskoczył do srebrnego audi.
Nadia dostała samochód od Matta jako premię za dobrze wykonaną pracę przy trzymanym w ścisłej tajemnicy projekcie o kryptonimie SASHA, wspólnym dziele Matta Richmonda i Liama Christophera, jego najlepszego przyjaciela z college’u. Ciężko zapracowała na to auto.
Patrząc, jak samochód znika w garażu, pomyślała, że przekroczenie cienkiej granicy w stosunkach z Mattem było jednak błędem. Musi zdecydować, co jest dla niej najważniejsze. Owszem, Matt od dawna ją pociąga, wczorajsza noc była niewiarygodna, ale co z tego?
Czy chcę zrezygnować z kariery i położyć na szali prawdopodobnie najlepszą posadę w całych Stanach? Nie. Czy chce przekreślić lata ciężkiej pracy? Nie. Matt nie należy do mężczyzn, którzy wiążą się z kobietami z niższego szczebla drabiny społecznej. Romans z nim nie będzie miał szczęśliwego zakończenia. Dlatego rozmawiając z nim dziś, musi mu uświadomić, że wczorajsza noc była pierwsza i ostatnia.
Obojgu wyjdzie na dobre, jeśli o niej zapomną i we wzajemnych stosunkach przywrócą poprzedni dystans, nawet jeśli ona zapłaci za to złamanym sercem.
Kiedy podeszła do wejścia do budynku, dwóch portierów w czarnej liberii rozsunęło przed nią masywne drzwi. Znalazła się we wspaniałym ciepłym holu. Każdy szczegół był tu doskonały – mahoniowe ornamenty, wysoki sufit, eleganckie żyrandole.
Odkąd pracowała dla Matta, często bywała w podobnie luksusowych wnętrzach tak bardzo odbiegających wyglądem od skromnego domu w Chino pod Los Angeles, gdzie się wychowała. Teraz mogła pomagać młodszej siostrze opłacić college, a matce opłacać leczenia, dzięki czemu rodzice spali spokojnie. Tym więcej powodów, pomyślała, mocno trzymać się tej posady, a w stosunkach z Mattem pamiętać: To twój szef. Nie bądź głupia. Nie ryzykuj.
W recepcji podała swoje nazwisko. Kiedy recepcjonista sprawdzał dane w komputerze, z telefonu rozległ się sygnał nadejścia esemesa.
Przyjedź na górę. 310. Spotkanie z Teresą St. Claire o 14.00.
- Pokój trzysta dwanaście – odezwał się recepcjonista. – Obok pana Richmonda. – I jak mam się trzymać z daleka od mężczyzny, któremu nie mogę się oprzeć, kiedy jest moim sąsiadem, pomyślała ironicznie. – Windy są na końcu holu – informował recepcjonista, wręczając jej kartę magnetyczną. – Portier zaniesie bagaż do pokoju.
- Dziękuję.
Nadia kiwnęła głową znad klawiatury smartfona, na której wystukała odpowiedź:
Zaraz będę.
Matt Richmond wyglądał przez okno apartamentu i podziwiał wodospad Centennial, masy lodowatej wody przelewające się przez skalny próg i z hukiem opadające w przepaść. Widoki były jedną z głównych atrakcji hotelu zbudowanego nad stromym urwiskiem.
Matka Natura zawsze go zadziwiała. Dzieła stworzone przez człowieka można racjonalnie wytłumaczyć, a on lubił tajemnice. Podobało mu się, że nie ma nad nimi kontroli.
I na tym częściowo polegał urok Nadii. Na pozór jest uosobieniem opanowania, lecz wyczuwał, że pod piękną oprawą kryje się nieujarzmiona kobiecość. Nie mógł się oprzeć pokusie igrania z ogniem.
Pukanie do drzwi wyrwało go z zadumy.
Nadia.
Całymi godzinami się zastanawiał, jak teraz ułożyć ich relacje w pracy. Doszedł do wniosku, że decyzję najlepiej zostawić jej. Otworzył drzwi.
Widok Nadii zawsze zapierał mu dech w piersiach. Dziś efekt był jeszcze silniejszy.
- Dzień dobry. – Weszła do środka, torebkę i torbę z laptopem położyła na stoliku, potem podeszła do biurka i przystąpiła do porządkowania papierów, które zostawił w nieładzie. – Widzę, że był pan zajęty…
Cały czas unikała wzroku Matta.
Matt zbliżył się do niej, podążając za smugą perfum, jaką zostawiała za sobą. Włosy miała związane w węzeł. Zwalczył w sobie chęć, by je rozpuścić.
- Nie musisz tego robić – powiedział.
- Ma pan bardzo napięty rozkład dnia i wiem, że pracuje pan lepiej, kiedy wszystko jest uporządkowane.
Matt uśmiechnął się mimowolnie.
- Znasz mnie lepiej ode mnie.
- Na tym polega moja praca – odparła, odwróciła się i spojrzała na niego. Zamiast wczorajszego ciepła i zachęty Matt ujrzał w jej oczach niepokój. – I dlatego chcę zapytać, co pan sobie wyobrażał, rezerwując dla mnie pokój obok swojego? To nie jest dobry pomysł.
- Co? Nie miałem o tym pojęcia. To ty robiłaś rezerwacje.
- Ale hotelem zarządza grupa Richmond Hotel Group. – Wzięła głęboki oddech. – Panie Richmond, proszę posłuchać…
Matt położył jej dłoń na ramieniu.
- Czemu zwracasz się do mnie tak oficjalnie? Po tym, co robiliśmy wczoraj? Nadio, jesteśmy sami. Matt, proszę.
- Dobrze. Matt. Wczorajsza noc była błędem. – Słowa Nadii raniły. Jedyne błędy, jakie popełniał, to obdarzanie zaufaniem niewłaściwych ludzi. Czy się pomylił, ufając jej? – Musimy zapomnieć, że to się wydarzyło.
Nie. Niemożliwe.
- To będzie bardzo trudne, kiedy jutro wrócę do domu i w łóżku poczuję twój zapach.
- Poproś którąś z pokojówek, aby zmieniła pościel.
Na biurku zadzwoniła komórka. Nadia obejrzała się, podniosła telefon i spojrzała na ekran.
- Shayla – rzekła i podała Mattowi aparat.
- To ważne? – zapytał Matt. – Jestem zajęty.
- Owszem. Ważne. Mamy problem – odparła Shayla Jerome, szefowa działu PR dla grupy Richmond Industries.
Matt nie znosił zbędnych wstępów.
- Wyduś to z siebie. Nie mam czasu na zabawę w zgadywanki. Jeśli się pali, bierz gaśnicę.
Shayla odchrząknęła.
- MegaPlotek właśnie zamieścił na swojej stronie zdjęcia pięknej Nadii Gonzales wymykającej się nad ranem z twojego domu w tej samej sukni wieczorowej, w której kilka godzin wcześniej wystąpiła na gali.
MegaPlotek, portal internetowy o podejrzanej reputacji, cieszył się ogromną popularnością.
Mattowi żołądek podjechał do gardła. Nadia nie spuszczała z niego wzroku. Potrafiła szóstym zmysłem wyczuć jego nastrój. Matt palcami przeczesał włosy, odwrócił się do niej plecami i odszedł kilka kroków.
- Jak to się stało? – zapytał.
- Pytanie raczej nie do mnie. Podejrzewam, że któryś z twoich ochroniarzy dał się przekupić. Albo, co bardziej prawdopodobne, zasnął.
- W porządku. Pogadam z Philem.
- To może zapobiec podobnym wpadkom w przyszłości. Teraz zaś mamy na tapecie smakowitą historyjkę o twoim flircie z asystentką. Obawiam się, że to nie wygląda dobrze.
- Więc zrób coś z tym.
- MegaPlotek ma nowego właściciela i nowy zespół. Nie ulegną naciskom.
- Więc zaproponuj im coś lepszego.
Nadia nie wytrzymała i podeszła do okna, przy którym stał.
- Co się dzieje? – zapytała ściszonym głosem.
Matt tylko pokręcił głową.
- Akredytację na galę jubileuszową? – zapytała Shayla.
Matt odmówił reporterom MegaPlotka wstępu do kompleksu hotelowego podczas weekendu organizowanego dla elity biznesowej i przyjaciół. Goście przyjeżdżają na podobne imprezy, aby się bawić z dala od tabloidów.
- Jest jakiś inny sposób?
- Mogę wymyślić historyjkę o pilnej potrzebie interwencji w jakiejś tam sprawie. Twój dom był bliżej niż biuro, potrzebowałeś pomocy Nadii, bo bez niej niczego byś nie załatwił…
Matt błyskawicznie ocenił w myśli propozycję.
- To mogłoby zadziałać.
Tymczasem Nadia sprawdziła wiadomości w swoim telefonie.
- O Boże! – Wyciągnęła rękę i pokazała Mattowi ekran z sensacyjnym artykułem opatrzonym nagłówkiem: „Piękna i jej szef?”. Ten, kto zrobił zdjęcie Nadii na palcach wymykającej się z jego rezydencji, musiał użyć kamery z noktowizorem.
- Zanim jednak przystąpię do działania, potrzebuję od Nadii deklaracji poufności na piśmie – oświadczyła Shayla. – Nie możemy sobie pozwolić na to, aby sprzedała swoją wersję temu, kto zaoferuje wyższe honorarium.
- Nie sądzę, aby to było konieczne – oświadczył.
- Czyli ufasz jej bezgranicznie? Bo ja nie.
- Ty nikomu nie ufasz.
- Mężczyzna na twoim stanowisku też nie powinien nikomu ufać. A jeśli to Nadia dała cynk temu paparazzo?
Matt nie brał takiej ewentualności pod uwagę.
- Po prostu załatw to. Proszę.
Z tymi słowami zakończył rozmowę.
- Shayla dzwoniła w tej sprawie, tak? – Nadia wpatrywała się w niego z błaganiem w oczach. – Musimy coś zrobić. Nie chcę, aby moi współpracownicy się dowiedzieli, że poszłam z tobą do łóżka.
Matta aż skręcało na myśl, że z cudownej nocy spędzonej z Nadią uczyniono kiczowatą sensację. Ale przynajmniej wie, że Nadia nie maczała w tym rąk. Gdyby to ona sprowadziła fotoreportera, nie byłaby teraz zdruzgotana.
- Poleciłem Shayli podjąć odpowiednie kroki. Nie martw się. Ona ukręci łeb tej sprawie.