Читать книгу Na Dzikim Zachodzie - Karol May - Страница 3

Perski mirza

Оглавление

Ruszyliśmy w drogę. Po jakimś czasie wyczytaliśmy ze śladów, że dwaj Indianie odłączyli się od oddziału. Jeden ruszył na prawo, drugi zaś na lewo.

– Czyżby ruszyli na zwiady? – zapytał Jim Snuffle.

– Oczywiście. Dowódca oddziału zorientował się po śladach, że jest niedaleko białych, więc pchnął dwóch zwiadowców. Wkrótce dotrzemy do miejsca, w którym przyłączyli się do swoich towarzyszy.

Po jakimś kwadransie ślady obu zwiadowców zbiegły się z głównym tropem. Spodziewałem się, że wkrótce dotrzemy do miejsca, w którym dokonano napadu. Ponieważ Indianie mogli się tam jeszcze znajdować, zachowaliśmy jak największą ostrożność, by się przypadkiem na nich nie natknąć. Jechałem przodem, w każdej chwili gotów do ataku.

Na szczęście, jakkolwiek teren wydawał mi się niebezpieczny, obawa okazała się płonna. Dookoła rosły gęste krzaki, za każdym mógł się kryć nieprzyjaciel. Nagle zarośla się urwały i w odległości jakichś pięciuset kroków ujrzałem obóz Indian.

Konie, puszczone wolno, harcowały po polu. Stało również kilkanaście koni jucznych, obładowanych żywnością. Nie było w tym nic dziwnego. Czerwoni przecież wykopali topór wojny i nie mili czasu na urządzanie polowań. Ponadto strzelanina zdradziłaby położenie ich obozu.

Wojownicy utworzyli wielkie koło. Wewnątrz niego toczyła się widocznie jakaś ważna narada. Stali tak blisko siebie, że nie mogłem poprzez ich ciżbę przebić się spojrzeniem. Cofnąłem się nieco, zsiadłem z konia, przywiązałem go do drzewa i to samo zaleciłem obu braciom.

– Trzeba zsiadać? Nie można jechać dalej?

– Nie. Jesteśmy w pobliżu indiańskiego obozu.

– Do licha! Nareszcie ich dogoniliśmy! Schwytali białych?

– Tak.

– Przyjrzyjmy się tym Indianom.

Ruszyliśmy naprzód, bacząc, by nas nie zauważono. W pewnym punkcie zatrzymaliśmy się.

– Tak, to Komanczowie, – rzekł Jim. – Nie sądzisz, stary Timie?

– Yes – odparł tamten lakonicznie.

– Utworzyli zwarte koło. Białych nie widać. Prawdopodobnie znajdują się wewnątrz koła. Jak sobie czerwoni będą z nimi poczynać?

– To się wkrótce pokaże. Wielką rolę gra tu kwestia, czy przy napadzie krew się polała. Jeśli choć jeden z czerwonoskórych został ranny lub zabity, białych czeka rychła śmierć.

– Tak, ma pan rację. Zabiją ich na miejscu.

– Nie sądzę.

– Sądzi pan, że ich zabiorą ze sobą?

– Tak. Ale niezbyt daleko. Indianie lubią nadawać wyrokom i egzekucjom uroczysty charakter. Obecny ich obóz nie jest odpowiednim terenem dla kaźni. Nie zbywa tu wody, poza tym jest to miejsce pozbawione ochrony naturalnej, zbyt otwarte i widoczne. Sądzę więc, że poszukają wkrótce innego obozowiska.

Na Dzikim Zachodzie

Подняться наверх