Читать книгу O CHŁOPCU, KTÓRY SPOTKAŁ ANIOŁA - Ewangeliczne przygody Daniela - Karolina Garlej-Zgorzelska - Страница 4

DOBRY SAMARYTANIN

Оглавление

W szkole, jak zawsze na przerwie, panował straszny harmider. Dzieci biegały, krzyczały, śmiały się i wygłupiały. Trzy kwadranse nieruchomego siedzenia w ławce robią swoje. Na korytarzu wrzało jak w ulu.

Tylko Daniel kucał pod ścianą ze wzrokiem utkwionym w podłogę. Zwykle biegał i hałasował razem z innymi. Tym razem jednak głęboko nad czymś rozmyślał. W dłoniach trzymał jakiś mały przedmiot.

Nie widział szepczących po kątach koleżanek, nie słyszał żartujących z niego kolegów.

Dopiero przenikliwy dźwięk dzwonka wyrwał go z zadumy. Podniósł się i powlókł niechętnie do klasy, rozcierając zdrętwiałe od kucania łydki. Zaczynała się ostatnia lekcja. Matematyka. Daniel zajął swoje miejsce przy oknie i wyjął z plecaka zeszyt. Na ławkę padały ciepłe promienie wrześniowego słońca. Choć wakacje już się skończyły, wciąż utrzymywała się letnia pogoda. Wieczory były tak zadziwiająco ciepłe, że do zachodu słońca Daniel spędzał czas poza domem: grał w piłkę z kolegami i jeździł na rowerze.

Tak było i poprzedniego popołudnia. Po lekcjach wpadł do domu jak burza, porwał z lodówki kabanosa i pognał na boisko.

– A praca domowa? – zdążyła zapytać mama.

– Nic nie mieliśmy zadane! – odkrzyknął chłopiec, znikając za drzwiami.

Rzeczywiście nauczycielka okazywała w tych dniach nadzwyczajną wyrozumiałość.

– Korzystajcie z pięknej pogody. Jeszcze zdążycie się nasiedzieć przy biurku – mówiła.

Daniel pobiegł więc na boisko, a tam chłopcy z sąsiedztwa szykowali składy drużyn piłkarskich, by rozegrać mecz.

– O! Daniel! Chodź do nas! – krzyknęli jedni.

– Nie, nie! – odpowiedzieli drudzy. – Graj w naszej drużynie!


Danielowi podobało się, że chłopcy sprzeczają się o niego. Tak, rzeczywiście był dobrym zawodnikiem i uwielbiał piłkę nożną. Strzelał celnie jak mało kto i trudno było go okiwać. Wreszcie ustalono składy i mecz się rozpoczął. Grało im się wspaniale. Daniel strzelił dwie efektowne bramki, ale w pewnym momencie atmosfera na boisku się popsuła.

– Idź po piłkę – władczym tonem rzucił jeden z chłopców do drugiego.

– Sam sobie idź – odburknął tamten. – Nie będziesz mi rozkazywał!

– Myślisz, że jak masz nowe korki, to kim jesteś? – denerwował się trzeci.

– Chłopaki, dajcie spokój – wtrącił się Daniel, ale było już za późno.

– A ty mnie sfaulowałeś! – odezwał się kolejny z zawodników.


– Nieprawda!

– Prawda!

Coraz więcej chłopców dołączało do sprzeczki i pojedynek piłkarskich drużyn przerodził się w pojedynek na złośliwości i uwagi. W końcu obydwa zespoły zeszły z boiska w gniewie i z poczuciem wzajemnej niechęci.

Daniel był zły, że mecz został przerwany. Rozczarowany poszedł z chłopakami ze swojej drużyny w kierunku sklepu spożywczego. Nagle spostrzegł Huberta, tego od nowych korków, jadącego nieopodal nich na rowerze. Hubert jechał dość szybko i wołał coś jeszcze do swoich kolegów, odwracając się niebezpiecznie.

Nagle jego kierownica zahaczyła o znak drogowy, a chłopiec runął z impetem na wysoki krawężnik. Jęknął z bólu. Próbował się podnieść, ale nie mógł. Prawa noga bardzo bolała. Czyżby była złamana?

– Hej, chłopaki, Hubert spadł z roweru! – krzyknął przejęty Daniel, ale jego koledzy tylko wzruszyli obojętnie ramionami.

– No i co z tego? Pobrudził sobie nowe buciki? – zadrwił jeden z nich, a pozostali wybuchnęli szyderczym śmiechem.

Daniel po chwili zawahania pobiegł w kierunku Huberta, który wciąż jeszcze nie mógł wstać.


– Wszystko w porządku? – zapytał, podając mu rękę.

– Dzięki. Boli jak nie wiem co... – wysyczał Hubert.

Na jego spodenkach widniała już spora ciemnoczerwona plama.

– Daleko mieszkasz? – zapytał Daniel.

– Tam, za rogiem, ale nie wiem, czy dam radę iść.

– Pomogę ci – Daniel ujął Huberta pod ramię i choć było to trudne, odprowadził go pod bramę wielkiego żółtego domu z czerwoną dachówką.

Kątem oka spostrzegł kumpli, którzy stali i patrzyli z daleka, ale nie podeszli, by pomóc. Słyszał tylko, jak chichotali.


Gdy mama Huberta otworzyła furtkę i zobaczyła syna ledwo trzymającego się na nogach, zbladła. Po chwili odzyskała przytomność umysłu i szybko podziękowawszy Danielowi, zniknęła z Hubertem w długim korytarzu. Daniel postanowił pójść jeszcze po rower kolegi, który leżał pozostawiony w miejscu wypadku. Gdy wrócił do żółtego domu, prowadząc pokiereszowany jednoślad, zastał bramę otwartą – właśnie przyjechał doktor. Daniel położył ostrożnie rower na trawniku. Już miał wracać do siebie, gdy z piskiem opon na podjazd wjechał jeszcze jeden samochód. Wybiegł z niego jakiś mężczyzna i, nie zważając na Daniela, kilkoma susami doskoczył do doktora. Obaj weszli do budynku, żywo dyskutując.

To pewnie tata Huberta – pomyślał Daniel. –Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Tymczasem powoli zapadał zmrok i czas było wracać.

Gdy chłopiec przechodził jeszcze raz obok miejsca, w którym Hubert spadł z roweru, zauważył na ziemi mały przedmiot. Był to licznik rowerowy, który musiał odpaść podczas niefortunnej jazdy. Daniel podniósł go i schował do kieszeni. Postanowił oddać go Hubertowi przy najbliższej okazji.

Przechodząc przez park, ujrzał siedzącego na ławce staruszka.

Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że staruszek trzymał w dłoniach otwartą książkę. Zdawał się czytać.

Jak to możliwe? Już prawie ciemno... – zainteresował się Daniel i zwolnił nieco kroku. Widok staruszka był naprawdę osobliwy. Park pogrążał się w mroku, który niemrawo rozpraszały rozsiane gdzieniegdzie latarnie. Ławki, na której siedział staruszek, nie oświetlało żadne światło. Nieznajomy wyglądał jak duch i Daniel przetarł oczy. Czyżby to mu się śniło? Wtedy spostrzegł opartą o ławkę białą laskę i psa, który siedział u stóp właściciela.


Niewidomy... Skąd się tu wziął? – Daniel nigdy wcześniej go nie spotkał.

Tymczasem staruszek wodził dłonią po otwartej książce, a jego usta lekko się poruszały. Niewidomy rzeczywiście czytał. Czytał na głos napisaną alfabetem dla niewidomych Biblię.


Otaczająca go ciemność wcale mu nie przeszkadzała.

Zaciekawiony chłopiec wytężył słuch i oto, co usłyszał:

Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha. Po drodze wpadł w ręce zbójców, którzy go ograbili, pobili i uciekli, zostawiając bliskiego śmierci. Przypadkiem jakiś kapłan schodził właśnie tą drogą. Gdy zobaczył nieszczęśnika, przeszedł na drugą stronę i odszedł. Podobnie było z Lewitą: przechodził tamtędy, zobaczył go, przeszedł na drugą stronę i oddalił się. Natomiast pewien Samarytanin, który też tamtędy podróżował, zlitował się nad pobitym. Podszedł, obandażował mu rany, polał oliwą i winem, wsadził na własne zwierzę, zabrał do gospody i roztoczył tam nad nim opiekę. Nazajutrz udał się do gospodarza, zapłacił za dwa dni z góry i powiedział: Zadbaj o chorego, a cokolwiek ponadto wydasz, wyrównam w drodze powrotnej. Który z tych trzech, twoim zdaniem, okazał się bliźnim człowieka, który padł ofiarą rozboju? Znawca odparł: Ten, który się nad nim zlitował. Wtedy Jezus powiedział: Idź i postępuj podobnie.

EWANGELIA ŚW. ŁUKASZA 10:30-37

– Danielu, podejdź proszę do tablicy i rozwiąż to zadanie.

Głos nauczycielki, choć łagodny, był jak uderzenie pioruna. Daniel, zatopiony w myślach, zupełnie zapomniał o tym, że jest w szkole. Na matematyce. Wstał i ruszył niepewnie w stronę tablicy. Nie miał pojęcia, o co jest pytany. Gdy z zakłopotaną miną poprosił o powtórzenie treści zadania, cała klasa wybuchnęła śmiechem. Na szczęście nauczycielce również udzieliła się wesołość uczniów, dlatego Danielowi tym razem upiekło się nieuważanie na lekcji.

Do dzwonka starał się już więcej nie rozpamiętywać wydarzeń z poprzedniego dnia i skupić na matematyce. Wciąż jednak powracały do niego pytania: kim jest tajemniczy staruszek czytający w parku Biblię dla niewidomych? Co oznaczała przypowieść, którą usłyszał, i czy mógł ją odnieść do sytuacji z Hubertem?


***

Po południu Daniel poszedł do żółtego domu z czerwoną dachówką.

Nacisnął dzwonek. Dopiero po dłuższej chwili furtka się otworzyła, a w drzwiach ukazała się mama Huberta. Na widok wybawcy swojego syna rozpłynęła się w uśmiechu.

– Danielu, wejdź proszę.

– Dzień dobry. Chciałem zapytać, jak się czuje Hubert, i oddać mu licznik rowerowy – Daniel w otwartej dłoni trzymał mały przedmiot.

- Och, jaki jesteś miły! Dziękuję! Hubert czuje się już lepiej, ale został dziś w domu. Doktor zabronił mu się przemęczać. Na pewno się ucieszy, że przyszedłeś. Huberciku, masz gościa! – zawołała donośnie w stronę schodów, a jej głos rozniósł się echem po ogromnym domu. Zaprowadziła Daniela do przestronnego salonu, a sama zniknęła w kuchni. Po chwili nadszedł Hubert. Posiniaczony, z zabandażowaną nogą, ale uśmiechnięty. Chłopcy przywitali się serdecznie.

– Dzięki, że przyszedłeś - zaczął Hubert. – Dzięki, że mi pomogłeś... Nikt inny nie pomógł...

Nagle urwał. W jego głosie słychać było nutę żalu, ale i wdzięczności.

– W porządku – uśmiechnął się Daniel. – Chciałem oddać ci coś twojego – dodał, podając Hubertowi licznik rowerowy.

– O! Mój licznik! Dzięki, Daniel.

Chłopcy rozmawiali przez chwilę, a wtedy do salonu weszła mama Huberta, niosąc tacę z przepysznymi deserami lodowymi.

To było bardzo miłe popołudnie.

Gdy Daniel wracał do domu, mijał miejsce, w którym dzień wcześniej spotkał niewidomego staruszka. Tym razem ławka w parku była pusta.

Ciekawe, czy jeszcze go spotkam – myślał Daniel, gdy leżał wieczorem w swoim łóżku.


O CHŁOPCU, KTÓRY SPOTKAŁ ANIOŁA - Ewangeliczne przygody Daniela

Подняться наверх