Читать книгу Bańka - Katarzyna Kacprzak - Страница 6
ОглавлениеROZDZIAŁ 1
czwartek, 17 marca 2016
Stefan
Ludzie pędzili do pracy, nie oglądając się na innych, przepychali się do wejścia, mocno pracując łokciami. Stefan Gałązka, zamiast torować sobie przejście teczką, wolał chwilę poczekać i cieszyć się piękną pogodą, zanim na osiem godzin zniknie w wysokim, szklanym biurowcu. Słońce przygrzewało już dość mocno pomimo wczesnej pory dnia. Już, już chciał wejść do budynku, kiedy jego uwagę zwróciła drobna postać stojąca z boku i sprawiająca wrażenie nieco zagubionej. Młoda kobieta, ubrana elegancko, jak przystało na korporacyjne standardy. Tylko jedna rzecz się nie zgadzała. Większość koleżanek z biura Stefana nosiła szpilki albo buty na wyższych czy niższych obcasach. Dziewczyna miała na nogach baleriny na płaskim obcasie.
Kiedy tak Stefan stał i przypatrywał się kobiecie, w jednej chwili doznał olśnienia.
– Anka! Dzień dobry! – zawołał i podszedł do niej z uśmiechem.
– Stefan!
– Co ty tutaj robisz? Czyżby twój urlop wychowawczy dobiegł końca?
– No właśnie. Sama nie wiem, czy to dobrze, że wracam już do pracy.
– Myślę, że nigdy nie ma na to dobrego momentu. Moja żona za każdym razem zastanawiała się, czy wrócić. A urodziła trójkę dzieci – zaśmiał się Stefan. – I efekt jest taki, że do dziś siedzi w domu. A życie idzie dalej, nie czeka.
– Może masz rację – uśmiechnęła się Ania. – I twoja żona nie żałuje swojej decyzji?
– Tak właściwie – Stefan się zawahał – to niedawno się rozwiedliśmy. Ech, szkoda gadać! – Machnął ręką, dając jasno do zrozumienia, że czas zmienić temat. – Idziemy?
Stefan prężnie pchnął obrotowe drzwi i weszli do środka. Po przekroczeniu progu biurowca Ania sprawiała wrażenie, jakby weszła do innego świata. Nagle wyprostowała się, podniosła wysoko głowę i się uśmiechnęła. Anka wyglądała tak, jakby chciała krzyknąć na całe gardło, żeby jej słowa odbiły się echem w całym biurze: „Witaj, korpoświecie! Wróciłam!”. Stefan wiedział, że nikt z pędzących wokół ludzi nie zwróciłby na to uwagi. Jedni wpatrywali się w swoje smartfony, inni patrzyli nerwowo na zegarki. Pozostali wgapiali się usilnie w czubki swoich butów, żeby nie pochwycić czyjegoś wzroku i nie musieć odpowiadać komuś, czy to uśmiechem, czy – nie daj Boże! – słowem.
Stefan już chciał skierować się do bramek wejściowych blokujących wejście do korytarza z windami, kiedy Ania przystanęła w przestronnym hallu i zaczęła nerwowo grzebać w torebce.
– Po co kobietom takie wielkie torebki? – zainteresował się Stefan. – Przecież w takim wielkim worze nie sposób cokolwiek znaleźć.
– To prezent od mojego... od mojego Krzyśka. Na dobry powrót do pracy. Piękna, prawda? – Anka pogładziła dłonią materiał.
– Zupełnie się na tym nie znam. Torebka jak torebka – Stefan wzruszył ramionami.
– To Louis Vuitton, ignorancie – zaśmiała się Ania, po czym wyjęła błyszczyk. – Kupiliśmy ją w Vitkacu.
– Gdzie?
– Stefan, ogarnij się. Vitkac to bardzo ekskluzywny warszawski dom handlowy w Alejach Jerozolimskich. Cóż, powrót do pracy w Top Finance, liderze na rynku kapitałowym, zobowiązuje. – Mrugnęła porozumiewawczo, po czym użyła błyszczyka i go schowała. – Miła odmiana od kolorowych plecaczków i toreb na pieluchy. Z jednej rzeczy naprawdę się cieszę. Nareszcie będę piła codziennie pyszną latte. A nie kawę zbożową, najlepszą dla matek karmiących, lub ziołowe herbatki wspomagające laktację. Strasznie mi tego brakowało, wiesz? – powiedziała i ponownie zanurkowała w swojej torebce.
Uśmiechnęła się pod nosem, wyjmując identyfikator. Wyprzedziła Stefana i lekkim krokiem podeszła do bramek przy recepcji. Potem razem ruszyli w kierunku wind.
– Wiesz, Stefan – zaczęła Ania – czuję się, jakby to był mój pierwszy dzień w pracy.
– Faktycznie, ile to już czasu minęło?
– Z półtora roku. Powiedz, czy w twoim dziale są jacyś nowi pracownicy?
– Moim dziale? – zdziwił się. – No właśnie, już nie pracuję w dziale marketingu. Awansowałem na stanowisko inspektora nadzoru.
– Pierwsze słyszę. Inspektor nadzoru? To czym teraz się zajmujesz?
– Przepisy wymagają, aby w każdej firmie inwestycyjnej był inspektor nadzoru. To takie połączenie funkcji audytu, wewnętrznej policji oraz nadzorcy, który sprawdza na bieżąco, czy wszystko w firmie działa jak należy.
– Jak należy?
– Zgodnie z przepisami prawa i procedurami wewnętrznymi.
– W takim razie jesteś właściwym człowiekiem na właściwym stanowisku – powiedziała Ania, a Stefanowi zrobiło się bardzo przyjemnie. – To jak, idziemy na górę?
Ktoś przeszedł o pół kroku od nich wpatrzony w smartfona tuż przed nosem. W drugiej ręce trzymał kubek z aromatyczną kawą. Stefan uskoczył w ostatniej chwili. Oblałby go i nawet nie zauważyłby tego. Winda zamknęła się i odjechała bez nich.
– I co, nie aresztujesz go? – zaśmiała się Ania.
– Fatalne maniery są niekaralne – odparł Stefan z krzywym uśmiechem. – Niestety!
Tłum przy windach gęstniał z każdą chwilą, a ta, która uciekła, jak na złość nie chciała zjechać z powrotem. Stefan wychwytywał strzępki nielicznych rozmów, z których dowiedział się, że zawsze jest tak tłoczno za pięć dziewiąta. Wszyscy przychodzą na ostatnią chwilę i potem jest kolejka do windy. Już mieli pchać się do sąsiedniej, gdy tuż koło Anki stanął wysoki mężczyzna. Nawet nie zwrócił uwagi na Stefana, za to pochylił się delikatnie w stronę Ani i powiedział ściszonym głosem.
– Pusta winda. Po lewej.
Stefan ze zdumieniem obserwował, jak Ania cofnęła się, a zapchana winda ruszyła do góry, zabierając niewyspanych pracowników biurowca, upchniętych jak sardynki w puszce.
Dopiero teraz Ania się obejrzała. Stefan musiał przyznać, że jego kolega był przystojny i robił wrażenie na kobietach. Duże wrażenie, sądząc po minie koleżanki.
– Proszę. – Mężczyzna szarmanckim gestem przepuścił Anię do pustej windy. – Które piętro?
– Ostatnie.
Ten nic nie odpowiedział, tylko delikatnie uniósł prawą brew. Nie wcisnął żadnego innego guzika. Mężczyzna nie zaszczycił też Stefana nawet przelotnym spojrzeniem. „A pies ci mordę lizał” – pomyślał Stefan i tylko uśmiechnął się przyjaźnie do Anki. Ale ona wpatrywała się w nieznajomego rozmarzonym spojrzeniem.
.
Basia
Siedziała w biurze od samego rana. Lubiła te chwile spokoju, kiedy w Top Finance było cicho i spokojnie. Tylko wtedy można było w skupieniu popracować. Nie dzwoniły telefony, nie przychodziły maile i nikt nie wpadał z impetem do pokoju z pilną sprawą. Nie było też Grażyny, która zazwyczaj przychodziła dopiero koło dziesiątej.
Basia Bukojemska westchnęła ciężko na samą myśl o koleżance z pokoju. W zasadzie Antoszewska była w porządku, ale jakoś Basia nie miała z nią o czym rozmawiać. Może dlatego że Grażyna za bardzo skupiała się na pracy księgowej. Basia miała umysł kreatywny i artystyczną duszę, cyferki nudziły ją śmiertelnie, a te w Excelu przyprawiały o mdłości. Nie miała z Grażyną wspólnych tematów, a o swojej skomplikowanej sytuacji w życiu prywatnym nie chciała rozmawiać.
Właściwie nie było żadnego uzasadnienia, żeby pracowały w jednym pokoju. Kiedy jednak Grażyna dołączyła do zespołu Top Finance razem z głównym księgowym Grzegorzem Biskupskim, nie było dla niej biurka w dziale księgowości. Natomiast u Basi w pokoju, po odejściu na urlop macierzyński Anki Szeląg, a następnie zwolnieniu Magdy Amber, zostały dwa wolne biurka. Kiedyś pracowały razem we trzy, potem przez jakiś czas Basia urzędowała sama w pokoju. Jednak takie luksusy w korporacji nie trwają wiecznie. I tak od ponad roku Basia miała w pokoju sublokatorkę. Ale nie zaiskrzyło. Basia miała nadzieję, że wraz z powrotem do pracy Ani wszystko wróci do normy. Jak na zawołanie otworzyły się drzwi:
– Hej, laska! – zawołała Ania, wchodząc raźnym krokiem do pokoju biurowego. – Tęskniłaś za mną?
– Oczywiście, że nie – powiedziała Basia, wstając od biurka. Podeszła do koleżanki i uściskała ją serdecznie. – Fajnie, że wreszcie wróciłaś. Ile tak można siedzieć w domu i nic nie robić?
Z rozbawieniem obserwowała, jak Ania z błyskiem w oku rozglądała się ciekawie po ich pokoju. Przed urlopem macierzyńskim pracowały razem i zawsze dobrze się rozumiały. Obie też lubiły atmosferę panującą w Top Finance. Przyzwyczaiły się do panujących tu zwyczajów oraz do korporacyjnego żargonu.
– A gdzie jest Magda? – zapytała Ania.
– To ty nic nie wiesz?
– O czym?
– Zredukowali ją. Jestem pewna, że ci powiedziałam.
– Co to znaczy „zredukowali”?
– Teraz to się tak ładnie nazywa: likwidacja stanowiska i redukcja etatu. Po prostu ją wywalili, żeby szukać oszczędności. Czyli dołożyć jej obowiązki mnie, nie podwyższając mi pensji. Przynajmniej ona dostała odprawę.
– Chociaż tyle. Szkoda, fajnie się nam razem pracowało – powiedziała Ania, po czym podeszła do okna. – Zapomniałam, jaki tu ładny widok na miasto.
Basia nie miała czasu, żeby podziwiać Pałac Kultury i Nauki, dla niej wątpliwej urody. Zanurkowała pod biurko, by zaraz wygramolić się na środek pokoju. W jednej ręce trzymała czerwone szpilki, a drugą otrzepywała wąską ołówkową spódnicę.
– Wiedziałam, że gdzieś muszą być – powiedziała jakby na swoje usprawiedliwienie. – Przekopałam wczoraj wszystkie szafy w domu w poszukiwaniu tych butów, a one spokojnie leżały za koszem na śmieci w biurze.
– Powiesz mi wreszcie, dla kogo się tak wystroiłaś? – zapytała Ania.
– Jak to „dla kogo”? Paweł wraca dziś z urlopu. Z żoną, niestety – podkreśliła. – Musi zobaczyć, co stracił przez tydzień nieobecności. – Mrugnęła porozumiewawczo.
– Naprawdę nie rozumiem, czemu nie odpuścisz – westchnęła Ania. Basia nie była typem, który się zwierzał ze swoich rozterek sercowych, ale koleżanka wiedziała co nieco o jej romansie biurowym.
– Mój Boże, czy to Louis Vuitton? – niemal krzyknęła Basia, żeby zmienić temat.
– Prezent od Krzyśka do nowej pracy.
– Musisz częściej w takim razie odchodzić i wracać do roboty – zaśmiała się Basia.
Ania usiadła przy wolnym biurku.
– Czuję się trochę jak w nowej pracy.
– I to wrażenie cię nie opuści. To już nie jest to samo Top Firance, co półtora roku temu.
– Podobno jest kilka nowych osób.
– Jest, jest... Lada chwila nawet zaczniesz je poznawać. Mamy na przykład nowego dyrektora finansowego, Grzegorza Biskupskiego. Jest też nowa księgowa, Grażyna. Ona siedzi w naszym pokoju, tu. – Basia wskazała na zawalone papierami biurko. – Nie patrz tak na mnie, nie będzie już dream team, czyli my dwie i Magda jak dawniej. Grażyna pewnie niedługo się pojawi, nie wiem dokładnie o której, bo ona przychodzi do pracy o różnych porach.
Basia pozwoliła sobie na kilka kąśliwych uwag o księgowej, a szczególnie o jej godzinach pracy. Grażyna przychodziła bowiem o różnych porach, z reguły około południa, a następnie siedziała w biurze do późnej nocy. Nigdy nie wyjaśniała, dlaczego pracuje w takim systemie.
– Czy ty jej nie lubisz, czy tylko tak mi się zdaje? – zapytała Ania.
– Czy ja wiem? Siedzimy tu razem od roku, a ja nawet jej nie znam. Trudno się z nią gada. Zresztą sama zobaczysz.
– Czyli jednak jej nie lubisz – zawyrokowała Ania. – A Gałązka awansował. Spotkałam go dzisiaj rano.
– Stefan to teraz szycha. Stanowisko inspektora nadzoru to nie byle co. Raportuje teraz bezpośrednio do prezesa. Marek też zajął wyższe miejsce w hierarchii dziobania.
– Mówisz o tym samym Marku Marszałku? Naszym byłym szefie? To co teraz robi?
Zanim jednak Basia zdążyła odpowiedzieć, otworzyły się drzwi i do pokoju zajrzał właśnie wilk, o którym była mowa.
– Anka?! Myślałem, że już do nas nie wrócisz – powiedział Marek z rozbrajającą szczerością.
– A to dlaczego?
– No wiesz, myślałem, że teraz już utknęłaś w zupkach, kupkach i temu podobnych. Ale to nieważne. – Machnął ręką. – Super, że jesteś, właśnie rozpoczynamy nowy projekt, więc potrzebujemy rąk do pracy. Prześlę ci wszystkie informacje mailem. Skoro wróciłaś, to przydzielę ci kilka zadań – powiedział i wyszedł z pokoju.
– Witaj w korpo – syknęła Basia i spojrzała współczująco na koleżankę.
Anka odpaliła kompa, sprzęt zaczął głośno buczeć, a ekran zaczął migać. Tymczasem co chwila popatrywała nerwowo na ekran telefonu.
– Co tam?
– Denerwuję się o Zuzię. Opiekunka nie daje znać, czy wszystko w porządku. Mała powinna już zjeść drugie śniadanie.
Basia poczuła, że musi jakoś wesprzeć koleżankę. Wstała, podeszła bliżej i położyła dłoń na ramieniu Ani.
– Nie martw się – powiedziała uspokajająco. – Wszystko się ułoży. Dasz radę ogarnąć dom, dziecko i pracę – uśmiechnęła się. – Zostaw tego gruchota i chodźmy na obowiązkową kawę.
***
Basia szukała mleka bez laktozy w służbowej lodówce, kiedy usłyszała, że ktoś wszedł do kuchni. Podniosła się i dyskretnie obserwowała koleżankę. Przy ekspresie do kawy stała szczupła i niewysoka ruda kobieta. Jej strój zdecydowanie odbiegał od korporacyjnych standardów. Ubrana była w bardzo kobiecą sukienkę do kolan, na górze dopasowaną, od pasa rozkloszowaną. Sukienka była czarna ze srebrnymi wstawkami, przez które prześwitywało ciało. Na górze przez ażurowe wstawki prześwitywał czarny stanik.
– Grażyna, jaka ty dziś elegancka – powiedziała Basia. – Świetna kiecka. Gdzie ją kupiłaś? Niedługo mam w rodzinie wesele – ciągnęła dalej, puszczając przy tym oczko do Ani. – Też bym sobie taką kupiła. W sam raz się nada.
Dziewczyna oblała się rumieńcem, ale najwyraźniej nie zrozumiała ironii.
– Dziś przychodzi audytor badający sprawozdanie finansowe, nie chciałam przychodzić w dżinsach. Za pół godziny mamy z Grzegorzem spotkanie – powiedziała, po czym zwróciła się do Ani. – Cześć, my się chyba jeszcze nie znamy? Grażka jestem. – Kobieta podała Ani wiotką dłoń. po czym zabrała kawę i wyszła z kuchni.
Basia uśmiechnęła się i znacząco pokiwała głową.
– To właśnie była Grażynka Antoszewska, podwładna Grzegorza. Przywlókł ją ze sobą z Ministerstwa Finansów. Podobno od zawsze razem pracują. W ogóle między nimi jest jakaś dziwna relacja.
– Mają romans? – zainteresowała się Ania, sięgając po łyżeczkę.
– E tam, Grażynka i romans w pracy? Ona się boi własnego cienia... Zresztą sama zobaczysz, jaka ona jest.
***
Basia próbowała pracować. Nie było to łatwe, bo tego dnia Ania latała po biurze jak kot z pęcherzem. Okazało się, że miała sporo spraw organizacyjnych, które musiała załatwić od razu pierwszego dnia. Ze wszystkich ustaleń musiała zdawać Basi na bieżąco szczegółowe relacje. Może po roku siedzenia w domu z maluchem łaknęła kontaktu, a może po prostu była podekscytowana powrotem do dawnych zwyczajów – dość, że wpadała i wypadała z pokoju co chwila i trajkotała jak najęta. Basia, pomimo całej swojej sympatii do koleżanki i radości z jej powrotu do biura, zaczynała być coraz bardziej poirytowana.
Anka właśnie znowu wpadła jak po ogień, opowiadając, że odwiedziła przed chwilą informatyków, by uaktualnić dostępy do systemów informatycznych i poczty korporacyjnej. Była już też w dziale kadr, żeby złożyć wniosek o skrócenie wymiaru czasu pracy w związku z macierzyństwem. Spotkała wiele osób, które pracowały w Top Finance przed jej odejściem na urlop. Z każdym znajomym musiała zamienić kilka słów, pokazać w telefonie zdjęcia córeczki.
– Usiądź wreszcie na tyłku – powiedziała Basia. – Muszę skupić się choć na pięć minut. Od tego trzaskania drzwiami rozbolała mnie głowa.
Tym razem jednak odpowiedziała jej cisza. Czyżby uraziła koleżankę swoim komentarzem? Basia spojrzała badawczo na Anię. Ta zamknęła za sobą drzwi i oparła się o ścianę z dziwnym wyrazem twarzy.
– A ty co masz taką minę? – zapytała.
Po chwili jednak sama odpowiedziała na swoje pytanie.
– Założę się, że zobaczyłaś Jolantę – skwitowała, nie podnosząc wzroku znad komputera. – My wszyscy w biurze przeszłyśmy już szokoterapię. Było zdziwienie, potem zdegustowanie, a w końcu zobojętnienie.
– O kim mówisz? – zapytała Ania.
– O tej lasce, co panoszy się po biurze, na wszystkich patrzy z góry i wygląda jak lafirynda.
– Czyli...?
– Jolanta – doprecyzowała Basia. – Nie pamiętasz jej? Przyszła do pracy niedługo przed twoim odejściem. To chyba było zaraz po śmierci Wiktora.
– Nawet mi nie przypominaj.
„No tak” – pomyślała Basia, widząc lekkie zakłopotanie na twarzy koleżanki. Nie sposób zapomnieć wyjątkowej imprezy integracyjnej w Serocku, podczas której jeden z pracowników Top Finance zamordował z zimną krwią prezesa firmy Wiktora Kamiennego. Kilka dni później w biurze znaleziono kolejne zwłoki. Zamordowano dyrektora finansowego Wojciecha Wesela. Pracownicy obawiali się, że te zdarzenia doprowadzą do upadku Top Finance. Na szczęście firma odbiła się od dna, belgijski właściciel spółki powołał nowego prezesa i umocnił kadrę zarządzającą, miedzy innymi w osobie Grzegorza Biskupskiego.
Dla Anki to była ostatnia tak huczna impreza firmowa. Była wówczas singielką, która lubiła zabalować i nie stroniła od alkoholu. Jak się później okazało, zanadto zaprzyjaźniła się z kolegą w sieci sprzedaży, Krzyśkiem z Lublina. Wprawdzie nie pamiętała dokładnie, jak to się wszystko potoczyło, bo film jej się urwał, ale test ciążowy był jednoznacznym dowodem zbliżenia.
Pomimo dość niestandardowego początku znajomości Krzysiek okazał się bardzo fajnym facetem. Kilka tygodni po wyjeździe integracyjnym przyjechał służbowo do Warszawy i zaprosił Anię na kolację. Zaczęli się nawet umawiać bez zobowiązań i deklaracji. A kiedy niedługo potem powiedziała mu, że jest w ciąży, Krzysiek bez zastanowienia stanął na wysokości zadania i przeprowadził się do Warszawy. Od półtora roku stanowili zgraną i udaną parę, a ich córeczka Zuzia wychowywała się w pełnej i spokojnej rodzinie.
Basia od lat przyjaźniła się z Anią, niezależnie od wspólnej pracy. Niestety, od kiedy Anka urodziła dziecko i związała się na stałe z Krzyśkiem, nie miała już czasu na spotkania i plotki, zresztą przestała słuchać uważnie. Całym jej czasem zawładnęła nowa rodzina. Basia była kiedyś powiernikiem Ani w trudnych chwilach i dobrze znała historię tego związku. Teraz otrząsnęła się ze wspomnień i wróciła do rzeczywistości.
– Jola? – Ania popatrzyła na Basię półprzytomnym wzrokiem. – Chcesz mi powiedzieć, że ten kurwiszon to sekretarka Jolanta?
Dziewczyna, którą pamiętała, była miła, spokojna i skromna. Platynowa blondyna, którą minęła na korytarzu, z tandetnymi, doczepianymi blond włosami do pasa w niczym jej nie przypomniała. Na twarzy tapeta w kolorze pomarańczy, rzęsy jak szczotki do zamiatania, długie, gęste i kruczoczarne. Ubrana była w kozaki za kolano na niebotycznie wysokich obcasach. Do tego nieprzyzwoicie krótka spódniczka. Całości stroju dopełniała obcisła skórzana kurteczka w intensywnym pistacjowym kolorze. I do tego paznokcie! Nie, nie paznokcie, szpony. Niesamowicie długie i wściekle różowe. Czegoś takiego nigdy wcześniej w Top Finance nie było.
– Z gąsienicy zmieniła się w trzmiela – Ania nie mogła wyjść ze zdumienia.
– Nie tylko – skomentowała Basia, teatralnie zawieszając głos. Potem przyjrzała się krytycznie swoim paznokciom. – Cholera, chyba muszę iść na manicure.
– Możesz mi powiedzieć po ludzku, o co chodzi z tą sekretarką?
– Jola jest ze Stefanem, nie chwalił się? – powiedziała Basia.
– Matko Boska, co tu się porobiło... – rzuciła Ania, rozkładając na biurku dokumenty, które przyniosła z działu administracji.
– Ano tak, Stefanek rozwiódł się z żoną. Nie wytrzymał z tą harpią. Z początku wydawało się, że z tą Jolą to taka ładna para. Ale potem, kiedy już się rozwiódł, a ona poczuła się pewnie przy jego boku, zaczęła się zmieniać. Dodajmy, że za jego pieniądze – nie wytrzymała Basia.
– Cycki chyba też sobie zrobiła? – rzuciła Ania z nutą zazdrości w głosie.
– No i usta. Żebyś ty ją widziała zaraz po obstrzykiwaniu. Matko, wyglądała jak jakiś glonojad.
Ania popatrzyła na koleżankę i uśmiechnęła się:
– Bardzo mi tego plotkowania brakowało!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki