Читать книгу Dotyk anioła - Katarzyna Mak - Страница 5

Prolog

Оглавление

Apartamentowiec, w którym miałem spędzić ten wieczór, stał nad samym brzegiem morza. Był luksusowy – jak każdy inny, w którym się zatrzymywałem na chwilę – tylko jakoś Bałtyk mnie nie zachwycał. Różnił się bardzo od oceanu, nad którym spędzałem sporo czasu. Może się starzałem, ale ostatnio po każdym wykonanym zadaniu popadałem w dziwny, dotąd zupełnie nieznany mi nastrój i tylko szum Oceanu Spokojnego, nad brzegiem którego znajdował się mój dom w Kalifornii, był w stanie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przywrócić mi spokój ducha.

Zerknąłem raz jeszcze na morze, które rozpościerało się niemalże u mych stóp. Stałem na dachu sięgającego nieba hotelu, który usytuowany był zaraz przy wydmach. Wiatr targał moje włosy i bezlitośnie smagał mnie po twarzy, a wzburzone wody Bałtyku szumiały groźnie, zupełnie jakby manifestowały protest przeciwko temu, co miałem za chwilę uczynić.

Szalejący wiatr w tym rejonie Polski nie był żadnym nadzwyczajnym zjawiskiem. Czytałem o tym w necie, zanim przyjąłem kolejne zlecenie. Zawsze skrupulatnie się przygotowywałem do akcji, nawet tak banalnie prostej jak ta, którą za chwilę miałem przeprowadzić. Wyjąłem karabin snajperski z walizki, po czym zająłem właściwą pozycję. Wsparłem się ramieniem o balustradę, chroniącą przed upadkiem z klifu wprost w rozszalałe fale, i zerknąłem w lunetę. Sąsiadujący z moim hotel miałem jak na dłoni. Odszukałem miejsce określone w zleceniu i faktycznie rozpoznałem swój cel. Rozmawiał z kobietą, która z pewnością nie była jego żoną. Czytałem o nim sporo, chciałem go lepiej poznać. Zawsze najpierw skrupulatnie zbierałem informacje, to był taki mój rytuał. W zasadzie nie wiem, po co to robiłem, przecież cel to cel, obiekt to obiekt. A może mnie to odrobinę uspokajało? Wiedziałem, że żona kolejnej mojej ofiary była grubo po pięćdziesiątce, co nijak nie pasowało do hojnie obdarzonej przez naturę tlenionej blondynki, która miała góra dwadzieścia pięć, trzydzieści lat. Nie wiem dlaczego, ale mi ulżyło. Chyba powinienem spauzować na jakiś czas, zorganizować sobie jakiś urlop w tropikach, bo jak tak dalej pójdzie, to będę musiał pójść na przedwczesną emeryturę.

Nie roztrząsając dłużej tej absurdalnej myśli, która na moment zaprzątnęła mi głowę, doszedłem do wniosku, że moje skrupuły wynikają z faktu, że zwyczajnie nie chciałem uśmiercać nikogo na oczach osób, którym w jakikolwiek sposób zależało na ofierze, a tej siedzącej przy stoliku młodej kobiecie chodziło jedynie o kasę – byłem tego pewien. Znałem ten błysk w oczach.

Ponownie przeniosłem wzrok na swój cel. Pomimo garnituru i starannie dobranych dodatków, takich jak elegancka koszula czy gustowne spinki przy mankietach, wyglądał na obleśnego typa. Dwa lata temu zgwałcił stażystkę, tylko dlatego, że miała wszystko na miejscu i nosiła krótkie spódniczki, którymi rzekomo zbytnio go prowokowała. Dziewczyna zgłosiła sprawę na policję, ale umorzono ją po przesłuchaniu świadków, których sam pan prezes partii wyznaczył. Jednak to nie gwałt był dla tej biednej dziewczyny największym koszmarem. Wokół niej za sprawą jej byłego szefa, rzekomo niesłusznie oskarżonego, rozpętała się burza medialna, której ta młoda kobieta nie wytrzymała. Skoczyła z mostu, zostawiając list pożegnalny, w którym przeprosiła swą rodzinę za kłopoty, których im przysporzyła…

Moje myśli znów wróciły na właściwie tory. Wycelowałem karabin prosto w głowę tego typa, który właśnie rozpinał guziki niebieskiej koszuli i szczerzył zęby do swej towarzyszki. „Przynajmniej umrze z uśmiechem na twarzy” – pomyślałem, a potem już tylko zrobiłem, co do mnie należało: nacisnąłem spust.

***

Diana czekała na mnie w swoim pokoju. Była zawsze, kiedy jej potrzebowałem.

– Po wszystkim? – spytała, podchodząc i zakładając mi ręce na szyję.

W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową. Zwykle w takich chwilach szedłem nad ocean, którego szum koił nerwy, ale dziś nie miałem specjalnej ochoty na żadne imitacje, czyli bliższe poznanie z polskim morzem. Musiałem zadowolić się czymś innym, co było o niebo przyjemniejsze od smagającego wiatru i spienionych fal.

– Rozluźnij się więc – szepnęła wprost w moje usta, które już zawłaszczała pokrytymi czerwoną szminką wargami.

Sukienka szybko wylądowała na podłodze, a ciało Diany nagle przylgnęło do mnie. Staliśmy tak tylko przez moment, bo już po chwili podniecona kochanka pchnęła mnie na kanapę i zwinnie zsuwając się po mnie, niczym subtelny, idealnie pasujący do mojej skóry materiał, sięgnęła do mych spodni, by zaraz zacząć mnie pieścić ustami…

Dotyk anioła

Подняться наверх