Читать книгу Wyżej niż wysoko - Katarzyna Ryrych - Страница 6
ОглавлениеPająk spada dwieście metrów w dół, a Ola właśnie odbiera esemesa: OBUDZIŁO SIĘ DZIDZI? Idzie do kuchni w tym swoim za dużym szlafroku, bez makijażu wygląda jak czternastoletnia gówniara, a tego dnia skończy osiemnaście, i cieszy się, bo już będzie mogła wyprowadzić się z domu i zamieszkać z Pająkiem, co to już wyremontował małe mieszkanie tuż pod dachem, taki niby-loft z ukośnym sufitem, ale jaki z niego widok… Mózg się marszczy… Ważne, żeby wysoko było, żeby były dachy, no i Szkieletor, od którego wszystko się zaczęło, jak środkowy palec sterczący w niebo.
Kiedy zasypują piaskiem plamę krwi na chodniku, Ola akurat kończy myć zęby i robi sobie selfie w łazience. Zaraz wyśle je Pająkowi, wpisane w serducho, i napisze, że DZIDZI SIĘ OBUDZIŁO i pojedzie po południu do IKE-i kupić dwa wielkie kubki, czarny i biały, bo w mieszkaniu wszystko ma być czarno-białe. I z tych kubków będą sobie – kiedy już zamieszkają razem – pić zieloną herbatę, choć, żeby się wszystko zgadzało, powinna być czarna.
Szkieletor, miejsce dla nas święte. Pająk zajawił się na niego, jak go pierwszy raz zobaczył. I pociągnął nas za sobą.
Okej, nie do końca.
Zaczęło się trochę inaczej.
Zakuwałem do jakiegoś sprawdzianu, kiedy zadzwonił Pająk i zapytał, czy mam ochotę wpaść na grilla. Powiedziałem mu, że chyba go porąbało, bo środa to nie najlepszy czas na imprezę, że starsza nie puści mnie z domu, a on na to, że jak nie, to nie. Że się dla nas starał. A my ewidentnie mamy go w dupie.
Pomyślałem, że gada jak nawiedzony, że mu się coś poprzestawiało, ale ciekawość zwyciężyła.
Starsza oglądała sobie serial, kawusia i papierosik, a ciastko schowane za fotelem, żebym nie zauważył, bo cały czas jest opcja na odchudzanie. Żeby się nie nazywało, że łamie postanowienia.
– A ty dokąd? – zapytała.
– Tam, gdzie mnie jeszcze nie ma.
– Nie pyskuj.
– Coś nie tak powiedziałem?
– Już ja wiem, co jest tak, a co nie tak.
– Zaraz wracam.
– Już ja znam to twoje zaraz.
Taka rozmowa, nic nowego. Wyszedłem, bo byśmy się tak przegadywali w plus minus nieskończoność.
Pająk czekał na dole i był strasznie nakręcony.
A potem czekaliśmy razem na Sebastiana i Kudłatego, żeby być w komplecie.
– Dobra – powiedział, kiedy się pojawili. – Idziemy.
– No i co to ma być? – zapytał Seba, gdy podeszliśmy pod blok, w którym mieszkał Pająk.
– Gdzie ty chcesz tego grilla robić? W łazience? – zażartował Kudłaty.
Ale Pająk tylko wzruszył ramionami.
– Zobaczycie – odparł. – Jeszcze wam oczy na wierzch wyjdą.
No i prawie wyszły, kiedy wdrapaliśmy się za Pająkiem na drabinkę, a potem na dach.
– O ku… – wyrwało się Kudłatemu.
Ale bynajmniej nie na widok stojących na dachu wersalki i grilla. Chodziło o laskę, która smażyła szaszłyki. Jezu, to była najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek w życiu spotkałem. Może to sprawiło miasto, które leżało pod nami? Niebieskie światła samochodów policyjnych, tramwaje, samochody, okna, setki, tysiące okien. Zupełnie jakbym patrzył w ogromne palenisko, jak wtedy, kiedy zaglądałem do pieca u babki na wsi, migotało, bliżej i dalej, jarzyło się i gasło. A może naprawdę była taka piękna.
– To jest Ola – przedstawił ją Pająk.
Zachowywał się tak, jakbyśmy byli u niego w mieszkaniu. „To jest Ola”. Nieźle.
– Siadajcie, chłopaki – wskazał nam wersalkę.
Trochę mało nowa była, wyłaziły z niej sprężyny, ale jak się uważało, to można było siedzieć. Zresztą… komu by się chciało tkwić w miejscu. Łaziliśmy po tym dachu, a Pająk szczerzył się do nas.
– I jak, fajnie? – zapytał. – Powiedziałem, że zapraszam na grilla.
– Zajebiście – stwierdził Seba. – Jak ci to przyszło do głowy?
– Człowiek potrzebuje prywatności – Pająk wzruszył ramionami. – No to sobie zrobiłem.
Wiedziałem, o co mu z tą prywatnością chodziło. Mieszkanko malutkie, kuchnia ślepa i trzy pokoje, dwa mikro, a trzeci to jakiś żart, nadałby się dla kota. I w tym mieszkanku mamuśka, tatuś pijaczek, braciszek, dwie siostry, no i Pająk. Ten najmniejszy pokój to właśnie Pająka i braciszka.
Wyglądało to na niezłą patologię, ale Pająk trzymał głowę wysoko, nawet jak mu przychodziło zbierać tatusia z trawnika. Tak jakby to, że tatuś orbituje ubłocony jak prosiak, było najnormalniejszą pod słońcem rzeczą.
– No dobra – odezwał się praktycznie Seba, który także wgapiał się w zjawisko przy szaszłykach. – A jak będzie lało? Zamokną ci te graty.
– Nie bój żaby – Pająk ruchem głowy wskazał niewielką betonową nadbudówkę tuż obok komina. – Jak będzie trzeba, to się schowa.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej