Читать книгу Seksroboty - Kate Devlin - Страница 6
ОглавлениеWSTĘP
Mogliście sięgnąć po tę książkę z wielu powodów. Być może skłoniło was do tego słowo „seks”. Być może słowo „roboty”. Być może oba te słowa razem: fascynująca przemiana podstaw science fiction w fakt naukowy. Może oceniliście książkę po okładce? To ładna okładka. Albo może kupiliście ją komuś w prezencie, żeby wprawić tego kogoś w potworne zakłopotanie. Witajcie, obdarowani! Możliwe jednak, że po prostu jesteście ciekawi, czy taka tematyka w ogóle może być przedmiotem zainteresowania naukowego. To doskonały punkt wyjścia i mam nadzieję, że w kolejnych dziesięciu rozdziałach pozwolicie mi przedstawić wspaniałe historie, pomysły, fakty naukowe i najnowsze osiągnięcia techniczne, które uzmysłowią wam, że ten temat kryje w sobie znacznie więcej, niż się początkowo wydaje.
W ostatnich latach nastąpił wysyp artykułów naukowych poświęconych seksrobotom. Przeczytałam większość z nich. W zasadzie często są to artykuły moje albo moich kolegów roboseksuologów (właśnie wymyśliłam tę nazwę). W 2015 roku nie miałam najmniejszego zamiaru zostać ekspertem w tak niszowej i nieco ryzykownej dziedzinie techniki. Trudno się jednak dziwić, że jeśli w jakimkolwiek środku przekazu połączy się słowa „seks” i „roboty”, ludzie bardzo szybko zaczynają się tym emocjonować. (Nie oznacza to, że zamierzam tu grać na takich emocjach. Jeśli szukacie sprośnych sloganów pisanych wielkimi literami, raczej się zawiedziecie).
Nie jest to jednak książka wyłącznie o seksie. Ani o robotach. To książka o intymności i technice, o komputerach i psychologii. O historii i archeologii, o miłości i biologii. O przyszłości – zarówno tej bliskiej, jak i dalekiej: o utopiach i dystopiach science fiction, o samotności i dotrzymywaniu towarzystwa, o prawie i etyce, o prywatności i wspólnocie. A przede wszystkim o byciu człowiekiem w świecie maszyn.
***
Moje życie wśród seksrobotów zaczęło się tam, gdzie rodzi się wiele dobrych pomysłów, czyli w pubie. Byłam w Europie na konferencji dotyczącej poznania i robotyki. Uczestniczyło w niej wielu rozmaitych naukowców zajmujących się sztuczną inteligencją. Pokonferencyjne wyjścia na drinki zawsze stwarzają doskonałą okazję, by rozkładać podstawy ludzkiej egzystencji na czynniki pierwsze, zwłaszcza gdy w towarzystwie są obecni filozofowie, bo jeśli w przyjaźnieniu się z filozofami jest coś dobrego, to z pewnością to, że dzielą się oni z innymi swoimi przemyśleniami na temat ludzkiej egzystencji. A jeśli jest coś dobrego w konferencjach poświęconych poznaniu, to to, że przyjeżdża na nie mnóstwo filozofów.
Dziś treść tamtej rozmowy spowija mętna, wesoła alkoholowa mgła, ale chyba pamiętam, że rozmawialiśmy o atrybutach, które czynią z nas ludzi i dzięki którym czujemy, że żyjemy. Konferencja była poświęcona sposobom, w jakie można skłonić systemy do myślenia: możliwościom tworzenia poznania w sztuczny sposób. Taki cel – budowanie maszyn umiejących reagować na otoczenie i na sytuacje, z którymi nigdy wcześniej nie miały do czynienia – wymaga wiedzy o tym, w jaki sposób robimy to my, ludzie. Nie oznacza jednak, że maszyny mają naśladować ludzki sposób postrzegania i reagowania. Owszem, to jedno z możliwych podejść do tematu, lecz możliwe, że istnieją skuteczniejsze sposoby, odpowiedniejsze dla systemów sterowanych komputerowo. Zanim wybierzemy metodę, musimy przede wszystkim określić, jak sami robimy te rzeczy. A choć ewolucja trwa od milionów lat, nie wiemy jeszcze wielu rzeczy na temat funkcjonowania człowieka.
Mimo naszego dążenia do finezji, przybierającego formę budowania ładnych domów, wypełniania ich gustownymi meblami, ubierania się w pasujące do siebie ciuchy i dbania o fryzury, nie udaje nam się do końca uciec od naszej zwierzęcej natury. Możemy sobie udawać, że chodzenie na randki do teatru albo do winiarni świadczy o wysokiej kulturze osobistej i obyciu, ale w gruncie rzeczy to rytuał łączenia się w pary napędzany potrzebą kontaktów międzyludzkich, być może (prawdopodobnie) w ich nagiej, fizycznej wersji. Seks to ważny element funkcjonowania ludzi. Dzięki niemu wciąż istniejemy. To oszałamiające, przyjemne pobudzenie przyćmiewa cały zdrowy rozsądek. Niełatwo zlekceważyć coś tak organicznie niezbędnego dla naszego istnienia. Seks wpływa na nasz sposób myślenia i zachowania. Oddziałuje na nasze postrzeganie i poznanie. A poza tym sprawia nam frajdę.
Rozmowa płynęła razem z drinkami i zaczęliśmy zadawać sobie pytania, na które nie ma odpowiedzi, przerzucać się zagadkami, które chcielibyśmy rozwiązać. Na przykład: w jaki sposób seks kształtuje nasze myślenie i zrozumienie świata oraz czy możemy – a może powinniśmy? – replikować ten mechanizm w systemie sztucznego poznania. Czy jeśli robot został zaprojektowany tak, by działał w sposób przypominający działanie człowieka, to należy go wyposażyć w seksualność? Czy można zaprojektować pożądanie? Jaką rolę mogłyby odgrywać aktywne seksualnie roboty w naszej opiece zdrowotnej? Czy coś takiego zostałoby zaakceptowane przez społeczeństwo?
Większości referatów, których wysłuchałam na tej konferencji, już nie pamiętam, ale pytania, które padły podczas zakrapianych rozmów w pubie, zostały ze mną dłużej. W trzeźwym świetle dnia wciąż były uporczywe i fascynujące. Dwa zdarzenia, które nastąpiły niedługo po konferencji, przesądziły o tym, że zapragnęłam zgłębić ten obszar badawczy. Pierwszym była współpraca ze studentką piszącą pracę magisterską na temat sztucznej seksualności (byłam zachwycona, mogąc być jej promotorką). Drugim okazała się burza, która rozpętała się wtedy w mediach, połączona z apelami o zakazanie seksrobotów. To wystarczyło. Przepadłam z kretesem.
***
Roboty są wśród nas już od jakiegoś czasu. Natomiast sama idea towarzyszy nam znacznie, znacznie dłużej – w zasadzie od tysięcy lat. Autonomiczne roboty – maszyny, które można zaprogramować, by samodzielnie wykonywały zadania – pojawiły się jednak dopiero w połowie dwudziestego wieku. Były to urządzenia przemysłowe zaprojektowane w celu zautomatyzowania linii produkcyjnych. Podobnie jak napędzana parą rewolucja przemysłowa w osiemnastym wieku, zapoczątkowały one bardziej zaawansowany proces produkcji.
W czasach nowożytnych mieliśmy na Zachodzie trzy rewolucje przemysłowe. Pierwsza nastąpiła po wynalezieniu silników parowych, druga dzięki wykorzystaniu stali, ropy naftowej i energii elektrycznej. Trzecia, ta najnowsza, to rewolucja cyfrowa, Internet i komputer osobisty. Mówi się, że właśnie stoimy u progu czwartej rewolucji przemysłowej: tej, w której sztuczna inteligencja i robotyka zmieniają i zastępują dostępne środki produkcji.
Roboty i sztuczna inteligencja to dwie osobne sprawy, lecz można je połączyć w słusznym celu. Roboty to zmechanizowane ciała. Istnieją w formie fizycznej – niekoniecznie humanoidalnej, choć w takiej również – i można je konstruować, by reagowały na zaprogramowane polecenia. Sztuczna inteligencja, znana w skrócie jako SI, to element niefizyczny. To coś w rodzaju mózgu, mimo że pojęcie „mózg” nie do końca pasuje do tego kontekstu, ponieważ obecnie SI nie potrafi myśleć tak jak człowiek. Zamiast tego uczy się na podstawie danych, analizując dostępne informacje, szukając wzorców i generując nowe spostrzeżenia. W aktualnej postaci jest to dość ograniczone: nie istnieje jeszcze żadna ogólna sztuczna inteligencja, a jedynie technika umożliwiająca wykonywanie pewnych konkretnych zadań w sposób, który można by określić jako inteligentny. To nie to samo co ludzka inteligencja. Sztuczna inteligencja może nas przechytrzyć podczas gry w szachy albo w go, ale wciąż mamy nad nią przewagę w bardziej złożonym rozumowaniu związanym z reagowaniem na bodźce.
Roboty i SI stają się coraz lepiej zintegrowaną częścią naszego codziennego życia. Sztuczna inteligencja otacza nas ze wszystkich stron. Prawie jej nie zauważamy, bo przeważnie gładko wtapia się w tło. Kojarzycie doradcę z tego sklepu internetowego, w którym niedawno robiliście zakupy? Najprawdopodobniej był to tak zwany chatbot: zautomatyzowana sztuczna inteligencja. Dość trudno wskazać różnicę między człowiekiem pracującym w biurze obsługi klienta w oparciu o scenariusz obsługi a oprogramowaniem cyzelującym jego odpowiedzi. Może i nie mamy jeszcze świadomej SI – w zasadzie możliwe, że nigdy nie będziemy jej mieli – ale z pewnością potrafimy sprawić, by wydawała się ludzka. Włóżcie w robota trochę SI, a będzie mógł przyswajać informacje na temat otoczenia, przetwarzać te informacje i działać na ich podstawie w nowy sposób. Dajcie temu robotowi ludzką postać i voilà! Jesteśmy na dobrej drodze, by stworzyć sztucznego człowieka. Tak jakby.
Od niedawna możemy zaobserwować zjawisko popularności wirtualnych asystentów: oprogramowania potrafiącego rozpoznawać komendy głosowe i reagować na nie. Aktualnie na rynku dominują cztery z nich: Alexa Amazona, Siri Apple’a, Asystent Google’a i Cortana Microsoftu. Ponoć niebawem Facebook też wypuści swoją wersję. Rozmawiając z czymś takim, można żądać najróżniejszych informacji: prognozy pogody, włączenia swojej ulubionej stacji radiowej, wyszukania przepisów kulinarnych i wyników sportowych. Można kazać im zapamiętać listę zakupów albo nastawić budzik. Jeśli masz inteligentne żarówki, mogą kontrolować oświetlenie. Jeśli wcześniej podłączysz je do Internetu, możesz poprosić, żeby wyłączyły ogrzewanie. Możesz nawet polecić, żeby zagotowały wodę w czajniku elektrycznym, choć gdy już sprawdzisz, czy jest w nim woda, wlejesz ją i postawisz czajnik, równie dobrze sam możesz wcisnąć przycisk.
Ilekroć wydajesz polecenie w rodzaju: „Cortana, zrób ciszej”, możesz mieć pewność, że gdzie indziej ktoś formułuje znacznie bardziej sprośne żądanie. Zdarzyło ci się mówić świństewka do Siri? Zalecać się do Alexy? Jeśli tak – nawet jeśli robiłeś to tylko po to, żeby sprawdzić, co się stanie – nie jesteś odosobniony. Skoro coś istnieje, ludzie próbują to zbałamucić. Ale wirtualne osobowości stojące za popularnymi wirtualnymi asystentami przywykły do takich numerów. W zasadzie tacy producenci jak Microsoft, Google, Apple i Amazon wykonują za kulisami mnóstwo pracy, by odrzucać awanse użytkowników chatbotów. Przekonajcie się sami. Ale może lepiej nie w pracy.
Tylko jak bardzo to wszystko jest ludzkie? Wystarczająco ludzkie, żeby móc temu zaufać? Żeby się z tym zaprzyjaźnić? Wystarczająco ludzkie, żeby się w tym zakochać? Film Ona Spike’a Jonze’a z 2013 roku przedstawia scenariusz z niedalekiej przyszłości, w której samotny mężczyzna podczas postępowania rozwodowego zakochuje się w swoim systemie operacyjnym. Niestety, ścieżka prawdziwej miłości nigdy nie biegnie prosto i wkrótce niedostępność ciała zaczyna frustrować bohatera. Na szczęście w prawdziwym życiu mamy już rozwiązanie tego problemu: seksrobota.
Nie róbcie sobie wielkich nadziei – seksroboty z prawdziwego zdarzenia w zasadzie nie istnieją. Od dawna są stałym elementem science fiction, ale dopiero w ubiegłym roku zaczęły stawać się czymś realnym. Dotąd do mainstreamowej produkcji komercyjnej najbardziej zbliżyli się twórcy RealDoll, czyli mające siedzibę w Kalifornii Abyss Creations, które oferuje wersję swojej silikonowej lalki z animatroniczną głową i osobowością SI. Ten robot (który nie do końca jest robotem, ponieważ od szyi w dół pozostaje zupełnie nieruchomy) nazywa się Harmony i dzięki aplikacji SI można zmieniać jego osobowość, uwydatniając najbardziej pożądane cechy. W Europie inżynier Sergi Santos zbudował robota, którego trzeba podniecić. Misja – jeśli ktoś jest gotów się jej podjąć – polega na doprowadzeniu robota do orgazmu. Czy coś w tych przykładach przykuło waszą uwagę? Tak, tak, tworzone współcześnie modele w przytłaczającej większości są inspirowane kobietą.
Obecnych wersji seksrobotów nie da się pomylić z prawdziwym człowiekiem. Są czymś innym: kreskówkowymi, przerysowanymi i rozerotyzowanymi portretami kobiecej figury. Tylko właściwie dlaczego? Dlaczego mogąc wykorzystać wspaniałą technikę, którą mamy pod ręką, i stworzyć, co tylko zechcemy, próbujemy – wciąż bezskutecznie – stworzyć coś realistycznego? Moglibyśmy zaprojektować, czego dusza zapragnie: pięć piersi, trzy penisy, dwadzieścia rąk. Dlaczego zatem tego nie robimy? Czy w ludzkiej postaci jest coś, co sprawia, że takie roboty są pociągające?
Nie wszyscy cieszą się na myśl o przyszłości wypełnionej zmechanizowaną przyjemnością. Trzeba rozwiązać różne problemy prawne i etyczne: czy seks z robotem liczy się jako zdrada? Czy będzie prowadził do przemocy i gwałtu? A co, jeśli ktoś stworzy wersję dziecięcą? Czy taka zmiana zniszczy relacje międzyludzkie? Czy, jak sugerował jeden z nagłówków w 2016 roku, roboty „zadymają nas wszystkich na śmierć”?
Może jednak stanie się zupełnie inaczej i erotyczne roboty towarzyszące dadzą nam szansę poprawy naszego życia: wyleczą nas z samotności, dostarczą przyjemności, wyeliminują opartą na wyzysku pracę seksualną lub będą leczyły i rehabilitowały przestępców seksualnych. Może to nasza przyszłość, więc zamiast obawiać się powstania maszyn, powinniśmy, całkiem dosłownie, przyjąć je z otwartymi ramionami.
Bierzmy się do pracy. Pora poznać fascynujący, choć niekiedy zagadkowy świat seksrobotów. A żeby rozpocząć tę podróż, musimy cofnąć się co najmniej o trzydzieści tysięcy lat i zrobić po drodze kilka przystanków. No to zaczynamy! Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
.