Читать книгу Wszystko pod kontrolą - Кэтти Уильямс - Страница 3
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеViolet nie potrafiła przewidzieć, co Damien Carver zaproponuje. Skoro spółka nie poniosła strat, to chyba nie zażąda odszkodowania, chyba że wyliczy koszty śledztwa i utratę potencjalnych zysków. Nawet nie próbowała zgadywać, jaką sumę wymieni.
Damien nie lubił kłamać, ale nie miał wyboru. Zdawał sobie sprawę, że w terapii nowotworów stan psychiczny pacjenta może mieć znaczący wpływ na wynik leczenia. Skoro matka pragnęła dla niego stabilizacji, musiał ją przekonać, że może na nim polegać. Cały kłopot w tym, że nie znał odpowiedniej dziewczyny. Żadna z rozrywkowych ślicznotek, z którymi ostatnio chodził, nie zyskałaby uznania Eleanor Carver. Po długiej wewnętrznej walce doszedł do wniosku, że cel uświęca środki.
– U mojej mamy wykryto nowotwór żołądka – zaczął ostrożnie. – Obecnie przechodzi serię badań w londyńskiej klinice, ale nie sposób przewidzieć, jak długo pożyje.
– Bardzo mi przykro, ale co jej stan ma wspólnego ze mną?
Damien z trudem przełamał opory przed zawierzeniem obcej osobie swych trosk. Po namyśle uznał, że szczere naświetlenie sytuacji niczym mu nie zagraża. Nic go z nią nie łączyło. Nie istniało ryzyko, że zastawi na niego sidła, żeby wejść do wyższych sfer.
– Zaraz wyjaśnię, ale nie wolno pani powtórzyć nikomu tego, co pani usłyszy – ostrzegł na początek.
– A co to takiego?
– Otóż moją mamę martwi, że w wieku trzydziestu dwóch lat nadal prowadzę kawalerskie życie. Chce, żebym się ustatkował. Cały kłopot w tym, że ma dość… powiedzmy, konserwatywne poglądy. Nie aprobowała żadnej z moich dziewczyn mimo wyjątkowej urody. Najchętniej wybrałaby mi partnerkę, na którą sam bym nawet nie spojrzał. Niestety nie znam nikogo w jej typie, ale przypuszczam, że pani przypadłaby jej do gustu.
Violet wreszcie pojęła, czego żąda. Pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Czy to znaczy, że chce pan, żebym zagrała pańską sympatię?
– Tak.
Violet osłupiała. Nie rozumiała, jak to możliwe, że pod tak wspaniałą powierzchownością można skrywać kamienne serce. Nie mogła od niego oczu oderwać, a równocześnie ją przerażał. Damien spokojnie czekał, aż przetrawi propozycję.
– Przykro mi, ale to niemożliwe – odrzekła. – To oszustwo, w dodatku łatwe do wykrycia. Pańska matka nie uwierzy w tak nagłą zmianę upodobań.
– Woli pani skazać siostrę na więzienie?
– Proszę mnie nie szantażować!
– Kto tu mówi o szantażu? Proponuję umiarkowaną cenę za jej wolność, zaledwie kilka wizyt w szpitalu. Jeżeli nie przyjmie pani mojej oferty, daję słowo, że wniosę pozew do sądu.
– To czyste szaleństwo – wyszeptała Violet, choć nie wyobrażała sobie, jak Phillipa przetrwa pobyt za kratkami. Uroda i wdzięk ułatwiały jej życie, sprawiały, że zawsze dostawała to, czego chciała. Nic nie przygotowało jej na pokonywanie trudności. Nawet jeśli rzeczywiście potrzebowała nauczki, to nie aż tak surowej. A gdyby wyszło na jaw, że Violet nie wykorzystała szansy, żeby ją uratować, czy nadal potrafiłaby ją kochać? Nie miały poza sobą nikogo bliskiego prócz kilku dalekich krewnych na północy kraju i paru znajomych rodziców, których od dawna nie widywały. Pełna wewnętrznych rozterek, po raz ostatni spróbowała zaapelować do jego sumienia:
– Nie wolno oszukiwać własnej matki. Z pewnością wolałaby, żeby chodził pan z kimś, kto panu odpowiada, niż żeby udawał pan zainteresowanie osobą nie w pańskim typie.
– To nie takie proste – westchnął Damien.
– Dlaczego?
Damien nerwowo przeczesał ręką włosy. Mimo niechęci do zwierzeń pojął, że nie uniknie bardziej szczegółowych wyjaśnień.
– Ponieważ mam o sześć lat starszego brata. Mieszka z mamą w Devon.
Po tych słowach zamilkł. Przed dziewięciu laty, zanim doświadczenie nauczyło go rozumu, zakochał się i oświadczył. Miłość kwitła przez dwa miesiące, przeważnie w łóżku. Ale podziwiał też inteligencję Annalise, jej ambicję i pracowitość. Wyobrażał sobie, że w przyszłości będą również toczyć intelektualne dyskusje. Lecz gdy poznała Dominica, pojął, że popełnił fatalny błąd. Próbowała ukryć zażenowanie, ale w końcu wykrztusiła, że jeszcze nie dojrzała do małżeństwa. Damien nie wątpił, że chętnie założyłaby rodzinę z nim samym, ale bez bagażu niepełnosprawnego brata, za którego cała odpowiedzialność spadnie na jego barki, kiedy zabraknie matki. Od tamtego czasu poprzestawał na krótkotrwałych romansach. Nigdy nie zabrał żadnej dziewczyny do Devon. Tylko nieliczne przedstawił matce, zwykle dopiero wtedy, gdy nie miał wyboru. Choć przełamanie oporów drogo go kosztowało, musiał naświetlić sytuację pannie Drew, która w milczeniu obserwowała, jak nerwowo przemierza gabinet.
– Mój brat jeździ na wózku inwalidzkim. Mama twierdzi, że chwilowe niedotlenienie podczas porodu spowodowało trwałe uszkodzenie mózgu. Jest całkowicie zależny od innych. Zatrudniam dla niego sztab opiekunów, lecz zdaniem mamy potrzebuje mocnego oparcia w rodzinie.
– Teraz rozumiem. Jeżeli nie przedstawi jej pan kogoś, na kim według jej oceny można polegać, nie uwierzy, że zdoła pan przejąć po niej opiekę nad bratem.
Violet nie potrafiła odgadnąć, co Damien Carver czuje do brata. Nie wyczytała z jego kamiennego oblicza żadnych uczuć. Niewątpliwie jego los obchodził go na tyle, że był gotów zagrać rolę, która mu nie odpowiadała. To by wskazywało na jego bardziej skomplikowaną osobowość, niż przypuszczała.
– Nie powinno się okłamywać ludzi – stwierdziła ku jego rozbawieniu.
– Chyba nie oczekuje pani, że po machinacjach siostry pani uwierzę. Dziedziczycie z tej samej puli genów.
– Niech pan wymyśli jakiś inny sposób wynagrodzenia szkód, których dokonała – zaproponowała nieśmiało.
– Oboje wiemy, że nie pozostało pani nic innego, jak przyjąć moją ofertę. Nie ma pani innego wyjścia, tak samo jak ja. Musimy wbrew woli odegrać tę farsę dla dobra najbliższych.
– A jeżeli pańska matka odkryje prawdę?
– Wyjaśnię jej, że nam nie wyszło. Takie rzeczy się zdarzają. Lecz zanim dojdzie do rzekomego rozstania, zdążę ją przekonać, że myślę poważnie o przyszłości i że podołam odpowiedzialności, która na mnie spoczywa.
Violet wstała, ale zaraz opadła z powrotem na krzesło. Żałowała, że nie zostawił jej czasu na przemyślenie propozycji.
– Nie uwierzy – zaprotestowała słabo. – Nawet się nie polubiliśmy.
Damien okrążył ją, po czym oparł ręce na poręczach jej fotela. Przerażał ją i przytłaczał, potężny, władczy, dominujący. Nie potrafiła w jego obecności logicznie myśleć.
– Nie wymagam od pani sympatii – oświadczył.
– Ale pańska mama od razu wyczuje oszustwo.
– Zobaczy to, co chce widzieć, jak wszyscy.
Bardzo sobie tego życzył. Wiedział, że nie był najlepszym synem, choć nigdy nie narzekała, że brakuje mu czasu nawet na uporządkowanie własnego życia. Jej milcząca akceptacja go rozleniwiła. Dopiero teraz to widział. Uznał, że najwyższa pora ją uspokoić. Wyprostował się i zerknął na zegarek.
– Dziś wieczorem ją odwiedzę – oświadczył. – Zakładam, że przystaje pani na ugodę?
– A mam wybór?
– Wszyscy mamy, lecz życie czasami zmusza nas do wybrania mniejszego zła.
– Dlaczego nie wynajmie pan aktorki?
– Z braku czasu. Poza tym wolę nie ryzykować, że wynajęta osoba zacznie sobie za dużo wyobrażać.
– Na przykład co, panie Carver?
– Damienie. Zwracając się do mnie po nazwisku, natychmiast mnie zdradzisz. Musimy przejść na ty.
– Jak możesz wszystko tak na zimno planować?
Damien poczerwieniał. Trafiła w samo sedno. Od śmierci ojca zawsze zdawał sobie sprawę, że matka i Dominic tylko na nim mogą polegać. Od dwudziestego pierwszego roku życia dźwigał ciężar zbyt wielki jak na barki młodego chłopaka. Rezygnował z własnych planów, porzucił nawet marzenia o niezależności, żeby przejąć interes po ojcu i podnieść firmę z upadku. Tylko raz w życiu popełnił błąd, idąc za głosem serca. Zapłacił za uleganie emocjom nieskończonymi rozterkami i wyrzutami sumienia. Od tej pory unikał zaangażowania emocjonalnego.
– Ocena mojego postępowania nie należy do twoich obowiązków – odburknął. – Za dwa dni odwiedzisz wraz ze mną moją mamę. A wracając do twojego pytania, obca osoba mogłaby zapragnąć zatrzymać mnie przy sobie po wykonaniu zadania. Natomiast twoja niechęć daje mi pewność, że odejdziesz bez żalu.
Nawet gdyby nie wyraziła swej antypatii w słowach, wyrażało ją każde spojrzenie, każdy gest i postawa. Dokładała wszelkich starań, żeby utrzymać możliwie największy dystans. W gruncie rzeczy nic dziwnego, skoro ją zaszantażował. Jednak nawet wcześniej, praktycznie odkąd przekroczyła próg gabinetu, widział, że nie wzbudził w niej sympatii. Nie wysyłała żadnych sygnałów świadczących o osobistym zainteresowaniu: żadnych kokieteryjnych spojrzeń, uśmiechów, trzepotania rzęsami. Kiedy indziej pewnie bawiłaby go tak nietypowa reakcja, ale obecnie miał zbyt wiele do stracenia.
Violet aż otworzyła usta, gdy dotarł do niej sens ostatniej wypowiedzi. Poczerwieniała z oburzenia na tak jawny pokaz arogancji. Nie tylko zmusił ją do kłamstwa, ale jeszcze obraził, sugerując, że mogłaby się zainteresować takim bezdusznym typem jak on. Owszem, był zabójczo przystojny, wręcz piękny, ale innych zalet w nim nie widziała. Nie pociągał jej, tylko odpychał.
– Z mojej strony nic takiego ci nie grozi – zapewniła z całą mocą. – Ale jaką gwarancję mi dasz, że nie podasz mojej siostry do sądu, kiedy spełnię twoje żądania?
– A skąd ja mam wiedzieć, że mnie nie zdradzisz przed mamą, że przekonująco odegrasz swoją rolę? Wygląda na to, że nie pozostaje nam nic innego, jak zaufać sobie nawzajem. Ale najwyższa pora przejść do szczegółów. Nadeszła pora lunchu. Proponuję pójść coś zjeść. Przy posiłku ułożymy jakąś sensowną historyjkę. – Po tych słowach wziął marynarkę niedbale rzuconą na oparcie sofy i ruszył ku wyjściu.
Najwyraźniej oczekiwał, że posłusznie za nim podąży. Musiała prawie biec, żeby dotrzymać mu kroku. Czy tak traktował wszystkie kobiety? Jak to znosiły? Mijając siwą sekretarkę, która obserwowała ich z zaciekawieniem, rozkazał odwołać wszystkie popołudniowe spotkania.
Gdy szedł przed nią, wszyscy napotkani pracownicy stawali prosto, rozmowy na korytarzach nagle milkły, a małe grupki się rozpraszały. Nie ulegało wątpliwości, że sprawuje tu absolutną władzę. Nie rozumiała, skąd Phillipie przyszło do głowy, że może go bezkarnie okraść. Nawet jeśli go osobiście nie poznała, musiała usłyszeć od innych, że rządzi w swoim królestwie żelazną ręką. Lecz nie myślała logicznie, kiedy przystojny cwaniak zawrócił jej w głowie. Po raz pierwszy w życiu to ona padła ofiarą manipulacji.
Wychodząc, Violet pochwyciła płaszcz w przekonaniu, że wyjdą do jakiegoś pobliskiego baru, ale zwiózł ją windą tylko na podziemny parking.
– Powiedz, jakie potrawy lubisz – poprosił, otwierając drzwi lśniącego, czarnego aston martina.
– Robisz wywiad, żeby udawać, że dobrze mnie znasz?
– Musisz zmienić nastawienie. Zakochani zwykle nie prawią sobie nawzajem złośliwości – zwrócił jej uwagę, wyjeżdżając na zatłoczoną ulicę. – Do jakich restauracji chodzisz?
Violet o mało nie parsknęła śmiechem, gdy uświadomiła sobie, jak wielka przepaść ich dzieli. Podczas gdy ona liczyła każdego pensa i nie posiadała innej władzy niż ta nad dzieciakami w klasie, on dysponował nieograniczonymi funduszami i wpływami. Kiedy na nią popatrzył, przez jej ciało przebiegł dziwny dreszcz. Skóra jej płonęła, jakby jego spojrzenie parzyło. Powiedziała sobie, że skoro nic ich nie łączy prócz przymusowego układu, powinna zachować spokój mimo niechęci, jaką w niej wzbudza.
– W ogóle nie chodzę, co najwyżej czasami w piątek wieczorem – odparła. – Uczę plastyki w szkole. Nauczycielska pensja nie pozwala na przesiadywanie w wytwornych lokalach.
Damien zamilkł. Nie znał żadnej nauczycielki. Modelki, z którymi chodził, często wprawdzie narzekały na zbyt niskie zarobki, niepozwalające na zakup sportowego auta czy letniej chaty w Cotswolds, lecz większość z nich uważałaby za hańbę włożenie taniego ubrania czy wypad do zwykłego baru. Oczami wyobraźni widziały fotoreportera za każdym rogiem, toteż dokładały wszelkich starań, by zawsze wyglądać jak gwiazdy i bywać wyłącznie w renomowanych lokalach.
– Jakie restauracje określasz mianem wytwornych? – zagadnął w końcu.
– A ty? – natychmiast odbiła piłeczkę, żeby nie czuć się jak na przesłuchaniu.
Gdy wymienił kilka, uhonorowanych gwiazdkami Michelina, wybuchła serdecznym śmiechem.
– Tylko o nich czytałam. Pewnie nigdy ich nie odwiedzę, nawet przy szczególnej okazji.
– Coś podobnego! – wymamrotał pod nosem, zmieniając kierunek jazdy.
– Słowo honoru. Twoja mama na pewno będzie ciekawa, jakim cudem się poznaliśmy. Nie wmówimy jej przecież, że zobaczyłeś, jak wychodzę ze szkoły, i postanowiłeś zawrzeć ze mną znajomość.
– Ludzie czasami robią dziwniejsze rzeczy.
Ale rzadko, pomyślała Violet, lecz nie wyraziła na głos swych wątpliwości.
– Dokąd mnie zabierasz? – spytała.
– Słyszałaś o Le Gavroche?
– Owszem, ale nie możemy tam pójść!
– Dlaczego? Twierdziłaś, że nigdy nie jadłaś w wytwornej restauracji. Właśnie otrzymałaś taką okazję.
– Nie jestem odpowiednio ubrana.
– Za późno. – Przywołał kogoś przez telefon i zaraz pomocnik wyszedł z restauracji. – Ponieważ często tu jadam, zawsze kiedy przyjeżdżam bez kierowcy, ktoś odprowadza i przyprowadza mi samochód – wyjaśnił półgłosem. – Nie możesz tam siedzieć w płaszczu. Moim zdaniem to, co masz pod spodem, jest zupełnie odpowiednie.
– Nieprawda! – zaprotestowała Violet.
Włożyła na oficjalne spotkanie najstosowniejszą jej zdaniem sukienkę ze sztywnego materiału w neutralnym, ciemnoszarym kolorze, na tyle luźną, że skrywała zbyt obfite według jej oceny kształty. W pracy nosiła tanie, wygodne ubrania.
– Czy zawsze tak cię krępuje twój wygląd? – zapytał, gdy usiedli przy stoliku w rogu. W życiu nie widział brzydszej sukienki. – Jeżeli tak, to z pewnością ucieszy cię wiadomość, że otworzę ci konto u Harrodsa. Współpracuję tam z jedną z pracownic. Podam ci jej nazwisko i uprzedzę ją, że przyjdziesz. Pomoże ci wybrać odpowiednie rzeczy na wizyty w szpitalu. Nawet gdybym wyjaśnił, że przeciwieństwa się przyciągają, mama nie uwierzy, że wybrałem dziewczynę, która nie dba o siebie.
– Jak śmiesz mi ubliżać?
– Nie mamy czasu na uprzejmości, Violet. Nawet jeśli mamę nie obchodzi, co nosisz, wyczuje oszustwo. Nie trzeba kończyć psychologii, żeby odgadnąć, że przy siostrze kokietce wolałaś wtopić się w tło, ale teraz, kiedy wychodzisz na światło dzienne, nadeszła pora, żeby skompletować odpowiednią garderobę.
– Nie potrzebuję jej!
– Zrywasz umowę?
Violet zawahała się.
– Myślę, że nie – odpowiedział za nią. – A teraz się odpręż – dodał, podsuwając jej menu. – W której szkole pracujesz?
Słuchał uważnie i starał się zapamiętać najdrobniejsze szczegóły. W miarę snucia opowieści skrępowanie Violet stopniowo ustępowało. Wysłuchał kilku anegdot o uczniach i kolegach z pracy, zachęcał ją słowami uznania. Wyglądało na to, że ciężko pracuje za marne wynagrodzenie, w przeciwieństwie do siostry, która zawsze szła na łatwiznę.
Gdy przyniesiono przystawki, Violet uświadomiła sobie, że paplała bez przerwy. Ponieważ spodziewała się niezręcznego milczenia, kolejnych zarzutów i uszczypliwych uwag, mile ją zaskoczyło, że Damien umie słuchać.
Na chwilę zapomniała o złośliwościach na temat swojego wyglądu. Omal nie odparowała, że aparycja nie zastąpi osobowości, ale po namyśle doszła do wniosku, że nie powinna się obrażać, że Damien wymaga od niej odpowiedniej do roli charakteryzacji. Gdyby podjęła pracę w liniach lotniczych, kazano by jej nosić mundur. Gdy wreszcie odzyskała spokój, zwróciła uwagę na serwowane potrawy, pięknie skomponowane niczym dzieło sztuki i w dodatku przepyszne.
– W jakim stroju twoim zdaniem powinnam wystąpić? – spytała rzeczowym tonem. – Nie mam wielu sukienek. Przeważnie noszę spodnie i swetry.
– Wystarczy coś prostego, ale z klasą.
– Jak długo będę ci potrzebna?
Damien odstawił talerz i popatrzył na nią badawczo. Po raz pierwszy siedział w lokalu z dziewczyną, która nie muskała go nogami pod stołem i nie rzucała obiecujących spojrzeń. Ciekawiło go, czy ta skromnisia kiedykolwiek kogoś kokietowała i jakie kształty skrywa jej workowata szata. Mimo że chętnie słuchał o jej pracy, uznał, że najwyższa pora przejść do interesów.
– Przez tydzień mama będzie poddawana badaniom, może trochę dłużej, zanim odeślą ją do Devon.
– Przypuszczam, że z niecierpliwością wyczekuje powrotu do domu. Czy wolno mi zapytać, kto podczas jej nieobecności opiekuje się twoim bratem?
– Sztab opiekunów, ale to już nie twój problem. Będziesz ją odwiedzać tylko dopóki pozostanie w Londynie. Potem wrócę z nią do Devon i wtedy poinformuję, że już nie stanowimy pary. Do tego czasu zdołam ją przekonać, że poważnie myślę o przyszłości. – Popatrzył na jej zarumienioną twarzyczkę w kształcie serca, a potem bezwiednie przeniósł wzrok na biust.
Mimo że jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, Violet wyczuła zainteresowanie swoją figurą. Przeraziła ją własna reakcja. W przeciwieństwie do siostry mogłaby spisać swój osobisty życiorys na znaczku pocztowym. Przed trzema laty zaczęła chodzić z jednym z kolegów, ale miłość wygasła po półtora roku. Rozstali się w przyjaźni. Jej były chłopak ożenił się później i przeprowadził do Yorkshire, co ją bardzo cieszyło. Marzyła, że też kiedyś odnajdzie miłość. Nie wątpiła, że rozpozna tego jedynego od pierwszego wejrzenia. Na razie zadowalała się towarzystwem paczki serdecznych przyjaciół. Nie przewidziała, że będzie zmuszona przyjąć zaproszenie do restauracji od człowieka, który ją przeraża, odpycha i fascynuje równocześnie.
– Musisz zaakceptować dodatkowe profity związane z twoją rolą – zastrzegł Damien.
Przyniesiono im kolejne dania, a on nadal nie odrywał wzroku od gładkiej, satynowej cery bez śladu makijażu, nie licząc odrobiny błyszczyku na wargach, prawdopodobnie nałożonego w pośpiechu.
– Nadal nie ustaliliśmy, gdzie rzekomo mnie poznałeś – przypomniała Violet, onieśmielona jego badawczym spojrzeniem. Usiłowała skupić uwagę na jedzeniu, ale zwykle dobry apetyt nagle ją opuścił. Nie mogła sobie pozwolić na fascynację tym człowiekiem.
– W twojej szkole. To najbardziej oczywiste miejsce.
– Nie sądzę. Po co miałby pan… to znaczy miałbyś odwiedzać szkołę w Earl’s Court?
– Znam wielu ludzi, Violet, między innymi pewnego sławnego szefa kuchni, który obecnie szuka przyszłych pracowników w szkołach do mojego nowego programu. Postanowiłem bowiem otworzyć trzy restauracje, w których zatrudnię wyłącznie absolwentów klas gastronomicznych.
– To oczywiście nieprawda? – raczej stwierdziła, niż zapytała.
– Dlaczego tak trudno ci w to uwierzyć? – odpowiedział pytaniem.
Jak miał jej wyjaśnić, że traktuje to przedsięwzięcie jak misję? Nie liczył na zyski. Postanowił dać szansę młodym ludziom pozbawionym możliwości zatrudnienia z powodu ograniczeń zdrowotnych, ponieważ doskonale znał ich potrzeby. Planował też otwarcie w swojej firmie komputerowej działu przystosowanego do obsługi przez osoby niepełnosprawne. Wiedział bowiem z własnych obserwacji, jak wiele utalentowanych i pracowitych osób marnuje zdolności i chęci w przymusowej izolacji od świata, wynikającej z braku odpowiednich stanowisk pracy. Odparł jednak pokusę przedstawienia swojej motywacji.
– Nie odpowiadaj. Nie wymagam zrozumienia. Uśmiechaj się i rób swoje. Wkrótce będzie po wszystkim.