Читать книгу Saga rodu Cantendorfów. Cena szczęścia Tom 2 - Krystyna Mirek - Страница 6
ROZDZIAŁ 3
ОглавлениеHrabia Aleksander obudził się na kanapie w gabinecie. Poprzedniego wieczoru nawet nie dotarł do swojego łóżka. Długo siedział przy biurku, przeglądał dokumenty i popijał gorzką nalewkę z żurawiny. Od momentu kiedy rodzina Miltonów opuściła mury zamku, nie wyszedł z pokoju. Chciał być sam ze swoimi myślami. Odmówił kolacji i odesłał kamerdynera, który chciał mu pomóc się przebrać.
Nie miał ochoty na żadne spotkania ani rozmowy. Teraz, kiedy już wprowadził w czyn swoją spontaniczną myśl i zdobył Kate, nadając ich związkowi oficjalny status, próbował uspokoić umysł i zastanowić się, czy słusznie postąpił. W końcu był jedynym dziedzicem wielkiego rodu, ciążyła na nim duża odpowiedzialność. Wpajano mu to od wczesnego dzieciństwa i nie umiał pozbyć się tej myśli na dłużej.
Z wysokich portretów wiszących na ścianach spoglądali na niego rodzice. Wydawało mu się, że ojciec surowo, a mama, jak zwykle, smutno.
Podniósł szklankę z napojem wysoko w ich stronę.
– Dobrze zrobiłem? Wzniesiecie ze mną toast? – zapytał.
Szumiało mu w głowie. Od nadmiaru emocji i wypitego alkoholu. Czuł się bardzo dziwnie. Był szczęśliwy i przekonany, że wreszcie dokonał słusznego wyboru, a jednocześnie miał wrażenie, że wkracza na jakąś niebezpieczną ścieżkę, z której nie ma już odwrotu. Przeczucia to nie była jego mocna strona. Czasem właśnie w tym upatrywał przyczynę swoich nieszczęśliwych związków. Żadne ukłucie w sercu nigdy go nie ostrzegło, żeby się zatrzymać. Ten brak, być może, sprawiał również, że choć znajdował się w samym centrum zdarzeń, nie zdołał sobie nigdy odpowiedzieć na pytanie, czy jego żony zmarły w sposób naturalny, czy też rzeczywiście, jak głosi miejscowa plotka, ktoś pomógł im opuścić ten świat. Ta ostatnia teoria wydawała mu się jednak nieprawdopodobna.
Zamek był dobrze strzeżonym miejscem. Służba zaufana, dobierana starannie. Od wielu lat pracowała bez zarzutu. Na zamku odbywały się wielkie bale i wykwintne kolacje. Przyjmowano gości, organizowano spotkania. Nigdy nie doszło do żadnych uchybień, nie zdarzały się wpadki, opóźnienia ani kradzieże. Nad wszystkim czuwała zamkowa gospodyni. Aleksander miał do niej pełne zaufanie. Wiedział, że poświęciła życie, odłożyła na bok wszystkie prywatne plany, by być tutaj w dzień i w nocy. Pilnować, chronić.
Gdyby tajemnica miała swoje rozwiązanie, pani Hammond z pewnością by je znała.
Był przekonany, że kolejne nieszczęścia, które spadały na jego rodzinę, miały swoją naturalną przyczynę, ale i tak czuł się winny. Z całą pewnością jego nieuporządkowane życie uczuciowe było przyczyną braku spokoju i szczęścia w tym miejscu.
Obecność kochanki, jawnie nieakceptowanej przez towarzystwo, a skrycie przez służbę. Szybko podejmowane decyzje o ślubie. Błędne, choć starał się ze wszystkich sił dobrze wybrać.
– Teraz to się zmieni. – Aleksander wzniósł w stronę portretów kolejną pełną szklankę.
Ojciec patrzył na niego z ciepłą akceptacją. Pewnie wychyliłby z synem toast. Może miałby jakieś obiekcje co do pochodzenia narzeczonej, ale z pewnością kierowałby się przede wszystkim dobrem syna. A mama? Ta wiecznie smutna kobieta, tęskniąca za czymś, o czym nigdy nie mówiła. Pewnie nie byłaby szczęśliwa. Ale czy to w ogóle było możliwe w jej przypadku? Aleksander nie wiedział. Stracił rodziców tak wcześnie. Nie zdążył ich poznać. Opierał się tylko na wspomnieniach innych, opowieściach.
Śmierć ojca napełniała go mniejszym bólem. Hrabia zmarł z powodu ciężkiego zapalenia płuc. Walczył o życie, jednak choroba go pokonała. Ale mama? Nie było żadnej poważnej przyczyny. Ludzie mówili, że odeszła za mężem z tęsknoty, ze smutku. Nie było w niej woli życia. Jakby jej kilkuletni synek nie stanowił wystarczającego powodu, by żyć.
Aleksander wychylił zawartość szklanki i wypił do ostatniej kropli. Od dawna był już dorosłym człowiekiem. Samodzielnym. Świetnie zarządzał majątkiem rodowym, szanowała go służba i mieszkańcy hrabstwa. Wiele osiągnął i gdyby nie kłopoty małżeńskie, cieszyłby się wyjątkowym poważaniem. Czasem jednak dopadał go tamten ból. Osieroconego chłopca.
Położył się na kanapie i zacisnął dłonie na czole. Czuł, jak tętnią mu skronie. Zasnął ze smutnymi wspomnieniami, ale obudził się z uśmiechem na twarzy. Był przekonany, że w końcu znalazł w swoim życiu to, czego tak długo szukał.