Читать книгу Obca w świecie singli - Krystyna Mirek - Страница 5

ROZDZIAŁ 1

Оглавление

Są takie poranki, w które warto się obudzić.

Karolina Mazur otworzyła oczy i z przyjemnością przeciągnęła się w szerokim łóżku. Za oknem majowe słońce stało już wysoko na niebie, a ptaki koncertowały, jakby uczestniczyły w castingu do Metropolitan Opera. Miały spore szanse się dostać. Wrodzony talent, entuzjazm i codzienne ćwiczenia – te wszystkie punkty planu na sukces zaliczały o świcie od wielu tygodni.

Karolina odgarnęła z czoła zmierzwione włosy i odruchowo przejechała dłonią po drugiej połowie łóżka.

Patryk znowu nie wrócił na noc. Niedobre przeczucie lekko ukłuło ją gdzieś w okolicach serca, ale nie pozwoliła, by rozpanoszyło się na dobre.

Leżała bez ruchu, oddychając spokojnie, i przywoływała wspomnienia. Bała się drgnąć, żeby ich nie spłoszyć. Wszystkie wspólne chwile wyświetlały się w jej głowie jak ulubiony film, który bawi i porusza, choć znamy każdą scenę na pamięć. Patryk był fascynującym mężczyzną. Wiele kobiet traciło dla niego głowę i nie działo się to bez powodu. Naprawdę umiał dać swojej dziewczynie szczęście.

Karolina wiedziała o tym najlepiej.

Był wesoły, namiętny, energiczny. Oczywiście w chwilach, w których był. Bo coraz więcej pojawiało się nieobecności. Pustych godzin. Samotnych poranków, zimnych nocy i posiłków zjadanych w towarzystwie kuchennej ściany.

Musiała się z tym pogodzić. Takie Patryk miał zajęcie i nic się nie dało na to poradzić. Ktoś musiał pracować na utrzymanie rodziny.

Westchnęła, co niczego nie zmieniło w jej sytuacji. Nie podnosząc powiek, znów przesunęła dłonią po zimnym prześcieradle. Wydawało jej się, że jeśli się dobrze postara, poczuje pod palcami szorstkie policzki Patryka, jego zawsze ciepłe usta i wysokie czoło. Tęskniła ogromnie.

W takich momentach powtarzała sobie, że to cena prawdziwej miłości. Gdyby stworzyła zwykły związek, w którym temperatury uczuć osiągają zaledwie letni poziom, a ludzie żyją bardziej obok siebie niż naprawdę razem, pewnie z łatwością znosiłaby rozłąkę.

To wszystko jednak nie zmieniało faktu, że było jej przykro.

Słyszała, jak za oknem ptaki nadal koncertują, budząc tych szczęśliwców, którzy przy tym miłym akompaniamencie mogą przywitać dzień, uśmiechnąć się do kogoś bliskiego, odsłonić firanki, przeciągnąć rozkosznie i wystawić policzki na ciepłe promienie słońca, a potem wtulić w czyjeś ramiona.

Wszystko zachęcało do podejmowania takich działań. Maj był w tym roku wyjątkowo ciepły i przyroda reagowała istną feerią barw oraz dźwięków. Bzy kwitły jak w sentymentalnych piosenkach i faktycznie pachniały ciepłym deszczem.

A Karolina w takie poranki tęskniła jeszcze mocniej.

Wzięła do ręki leżący na stoliczku przy łóżku telefon i przymknęła drzwi, żeby nie obudzić śpiącej w pokoju obok córeczki. Patryk odebrał po kilku sygnałach. Był zachrypnięty, jakby go wyrwała z głębokiego snu.

– Co robisz? – zapytała.

– Zasuwam w pracy – odpowiedział. Zakaszlał lekko, po czym, jak jej się wydało, czegoś się napił i zaczął reagować bardziej przytomnie.

– Zasnąłeś nad papierami? – domyśliła się i uśmiechnęła z czułością na myśl, że Patryk drzemie gdzieś pochylony nad stosami faktur i zamówień. Miała ochotę okryć go kocem, poprawić włosy nad czołem i zrobić dobrej kawy.

– Nie spałem – wyraźnie skłamał, ale to ją wzruszyło. Przepracowywał się i nie chciał do tego przyznać, jak to mężczyzna. – Tylko trochę mi się film urwał – odpowiedział już całkiem przebudzony. – Usłyszała znowu w jego głosie wesołe nuty i energię, za którą go kochała. Wewnętrzna siła nie opuszczała Patryka nawet o szóstej rano po zarwanej nocy.

– Dlaczego nie wróciłeś do domu? – zapytała. – Mogłeś przecież przejrzeć te papiery dzisiaj. Pomogłabym ci.

– I tak mam już dużo zaległości – odparł szybko. – Wiem, że nie jest ci łatwo, ale zrozum, koteczku, pracuję dla rodziny. Lenka rośnie i potrzebuje różnych rzeczy.

Karolina nie odezwała się. Jakoś nagle przyszło jej do głowy, że Patryk celowo użył tego ogólnego sformułowania, bo tak naprawdę nie ma pojęcia, czego aktualnie potrzeba jego córce. Zbyt rzadko się z nią widywał.

Prowadził restaurację. W tym biznesie niełatwo przewidzieć kolejne wyzwania. Rezerwacje bywają zaskakujące, często pojawiają się w ostatniej chwili, problemy i awarie też nie konsultują swojego nadejścia z właścicielem, lecz wyskakują, kiedy chcą, zwykle w najmniej odpowiednim momencie.

Wprawdzie prowadzony przez Patryka lokal nie zasługiwał w pełni na szumną nazwę restauracji i zwykle klienci nie przesiadywali w nim do rana, to jednak szef był mocno obciążony obowiązkami, zwłaszcza kiedy większość z nich wykonywał osobiście.

– Kochanie, wynagrodzę ci to – powiedział, a Karolina od razu poczuła ciepły dreszcz na plecach. Patryk potrafił spełnić swoje obietnice. Tylko że ona potrzebowała czegoś więcej.

– Wróć dzisiaj na kolację – poprosiła. – Zjedzmy razem w domu we trójkę. Lenka się ucieszy. Ciągle o ciebie pyta. Już naprawdę nie wiem, co mam jej mówić.

– Jest dzieckiem, szybko zapomni. A jak tylko rozkręcę interes, będziemy mieć dla siebie więcej czasu.

– Mówisz tak już od czterech lat – wyrwało jej się, choć nie miała ochoty na kłótnię o poranku.

– Potrafisz to zrobić lepiej? – zapytał. – To zapraszam. Zamieńmy się rolami.

Westchnęła tylko. Nie znała się na biznesie, mimo że oficjalnie była właścicielką firmy, bo do niej należał lokal, który odziedziczyła po babci. Patryk zarejestrował działalność na nią, żeby łatwiej było rozliczać się podatkowo. Nie wnikała w te zawiłe szczegóły. Wystarczało, że dobrze funkcjonowali, podczas gdy wiele firm w okolicy upadało, a pod niektórymi adresami rozwijały się już piąte czy szóste działalności. Patryk trwał na posterunku.

Tylko że cena za to trwanie stawała się coraz wyższa. Dziecko prawie nie widywało ojca, który pracował także w weekendy, kiedy w lokalu panował największy ruch. Wieczorami przesiadywał za barem, a bladym świtem zrywał się, by dopilnować zamówień.

– Co to za życie? – pomyślała, po czym wypowiedziała na głos, zanim zdążyła się powstrzymać.

– Na razie innego nie ma – odparł twardo Patryk. – Ale proszę cię, kurczaku, nastrosz piórka i nie poddawaj się złym myślom. Obiecuję, że będę dzisiaj na kolacji. Posiedzimy razem, będzie wesoło.

– Ale potem nie wrócisz do pracy? – Tknęło ją złe przeczucie.

– Nie chciej za dużo – powiedział stanowczo. – To niebezpieczne. Nauczyłem się tego w przedszkolu z bajki o złotej rybce. Czasem w życiu lepiej się nie wychylać, tylko spokojnie poczekać. Owszem, będę musiał pojechać na chwilę, ale wrócę może trochę wcześniej. Nie mogę na razie obiecywać. Czas pokaże. Pa, kochanie. – Rozłączył się, nie czekając na jej odpowiedź.

Zapiekło ją pod powiekami, ale nie pozwoliła sobie na płacz. Wiedziała, że lada moment obudzi się Lenka i przybiegnie tutaj w swojej niebieskiej piżamce z księżniczką Elsą z Krainy Lodu, ukochanym misiem i potarganymi włosami. Słodziak najukochańszy.

Karolina nie chciała, by córeczka widziała jej smutek. Bez tego dostatecznie mocno tęskniła za tatą.

– Wytrzymaj – powiedziała sobie. – To przejściowa sytuacja – powtórzyła słowa Patryka i uśmiechnęła się wreszcie. Pomyślała o ich miłości. Była wyjątkowa. Kochała tego mężczyznę ponad wszystko. Związała się z nim wbrew opinii rodziny i przyjaciół. Wcale tego nie żałowała, choć nieraz było jej ciężko. Jeden krótki wieczór z Patrykiem wart był tygodni czekania, jedna noc całych dni tęsknoty. Od razu napłynęły wspomnienia, a jej zrobiło się gorąco. Mijał już siódmy rok ich związku, a wciąż byli za sobą tak samo stęsknieni i odkrywali się w nocy, jakby to robili po raz pierwszy.

Bywało, że dopadały ją wątpliwości, ostatnio coraz częściej, ale odpędzała je jak sforę czarnych, brzydkich ptaków, by nie wlatywały na jej niebo.

Chciała być szczęśliwa.

Ale na to musiała jeszcze chwilę poczekać. Czasem przepełniała ją złość. Gdyby to ona prowadziła biznes, na pewno dołożyłaby wszelkich starań, by jak najszybciej wracać po pracy do domu. By móc choć na chwilę wziąć bliskich w objęcia przed snem albo przytulić się nad ranem, choćby tylko na dwie godziny. Nawet jeśli trzeba byłoby w tym celu jechać przez całe miasto. Patryk jednak podejmował inne decyzje. Coraz częściej zostawał na noc w restauracji i tam spał na rozkładanej kanapie w magazynie, choć nie mogło mu być w tym miejscu ani ciepło, ani wygodnie.

– Wytrzymaj – powiedziała do siebie szeptem jeszcze raz.

– Co musisz wytrzymać, mamusiu? – Lenka wbiegła do pokoju. Przyciskała do piersi mocno wysłużonego misia, a jej włosy wyglądały dokładnie tak, jak je zwykle charakteryzowała babcia. Jak po uderzeniu pioruna w szczypiorek.

– Rany! – zawołała Karolina na jej widok. – A ty jak zwykle boso! Chodź tu szybko pod kołdrę. Grzejemy nóżki.

Wzięła do rąk dwie małe stópki zimne niczym czubek lodowca, choć droga z pokoju córki do sypialni rodziców wynosiła zaledwie kilka metrów. A potem jak zawsze nastąpiły łaskotki, długie przytulanie i żarty. Poranek od razu stał się lepszy. Zrobiły jaskinię z kołdry i bawiły się przez chwilę w rodzinę misiów, która przygotowuje się do zimowego snu. Córeczka zwinęła się w kłębek i przytuliła. Obu zrobiło się miło i ciepło.

Karolina znalazła w sobie dość siły, by wreszcie uśmiechnąć się, wstać, zaparzyć dla siebie kawę, a dla Lenki truskawkową herbatkę i przygotować kanapki. Potem pospiesznie się ubrały i ruszyły do przedszkola, żeby zdążyć na zajęcia. Wciąż był z tym problem. Karolina miała wrażenie, że pani wychowawczyni z tygodnia na tydzień uśmiecha się do niej jakby mniej szeroko. Ale nic to, grunt, że Lenka bardzo ją lubiła.

Zamknęły drzwi mieszkania i, śmiejąc się do siebie, zeszły po schodach.

Karolina już planowała sobie dzień. Postanowiła przygotować pyszną kolację i ściągnąć Patryka z restauracji choćby siłą, jeśli, jak mu to się czasem zdarzało, zmieniłby w ostatniej chwili plany. Ściskała ciepłą rączkę Lenki i zastanawiała się, co fajnego ugotować lub upiec.

Swoją drogą czasem ciężko jej było zrozumieć, jakim sposobem lokal prowadzony przez Patryka od czterech lat dobrze sobie radził na rynku i generował dochody. Jedzenie było tam niespecjalne. Atmosfera również dziwnie martwa. Ilekroć tam przychodziła poprawić dekoracje, zawsze było pusto. Ale nie wtrącała się. Z wykształcenia była florystką, o gastronomii wiedziała tyle, ile można się nauczyć z kulinarnych programów rozrywkowych, czyli niewiele. Za to nazwę Lawendowy Zakątek wymyśliła sama i była z niej dumna, mimo że Patryk nie był zachwycony.

– Pobawię się dzisiaj z Mikołajem – powiedziała Lenka, przerywając tok jej myśli. Pociągnęła ją mocno za rękę w stronę nadchodzącego z przeciwnej strony kolegi.

– Dobrze. – Karolina się uśmiechnęła. – Tylko się nie sprzeczajcie o zabawki.

– Nigdy! – zawołała Lenka głosem tak przepełnionym niewinnością, że gdyby ktoś nie widział tych dwóch aniołków w akcji, nigdy by nie uwierzył, że jeszcze wczoraj kłócili się do upadłego o to, kto pierwszy będzie policjantem, a kto uciekającym przed nim łobuzem z ich ulubionej zabawy.

Spotkała się w drzwiach przedszkola z tatą jakiegoś dziecka z młodszej grupy i z zazdrością w sercu obserwowała, jak ten mężczyzna towarzyszył synkowi w szatni. Tatusiowie nie byli tutaj rzadkością. Bardzo wielu angażowało się w wychowanie dzieci, codzienne odprowadzanie i przyprowadzanie, wspólne szaleństwa i popołudniowe wyprawy na liczne pobliskie place zabaw. Karolina pospiesznie przeszukała zasoby pamięci, by przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz Patryk odprowadził Lenkę do przedszkola. Szybko jednak porzuciła to depresyjne zajęcie. Prowadziło do wniosków, o których wolała teraz nie myśleć.

Skupiła się na wieczornych planach. W końcu bez przesady, rozwijający się biznes rozwijającym się biznesem, ale jedną kolację Patryk spokojnie może zjeść w domu.

Obca w świecie singli

Подняться наверх