Читать книгу Światło gwiazd - Krystyna Mirek - Страница 6

Rozdział 2

Оглавление

Kalina zbierała jabłka w sadzie. Wspaniale w tym roku obrodziły, wynagradzając w pełni posuchę z zeszłej jesieni, kiedy to na drzewach pojawiło się zaledwie kilka owoców. Teraz leżały w trawie w prawdziwej obfitości, błyszcząc w słońcu nasyconą żółcią, czerwienią i pomarańczą. Stara jabłoń sadzona jeszcze ręką teścia owocowała co drugi rok, jak prawie wszystkie dawne odmiany. Na szczęście to właśnie był ten, który pozwolił cieszyć się zbiorami.

Babcia schylała się pracowicie i wkładała jabłka do koszyka. Od rana chodziła za nią szarlotka z cynamonem. Dosłownie. Wydawało jej się, że gdzie się nie obejrzy, widzi owoce, a zapach cynamonu wyczuwała nawet w łazience. Nie zamierzała długo walczyć z pokusą. Wyszła do ogrodu i zaczęła zbierać dorodne złote renety.

Kalina zatrzymała się. Dzień był wyjątkowo piękny. Jeden z nielicznych słonecznych w ostatnim tygodniu. Lato się skończyło i coraz częściej niebo zasnuwało się chmurami, a na ogród spadały strugi deszczu. Przyłożyła na chwilę jabłko do twarzy. Wspaniale pachniało, choć było szorstkie i dużo mniej atrakcyjne niż te, które – idealnie równe i okrągłe – można teraz kupić na targu. Ale to było prawdziwe, wyhodowane bez grama chemii.

Uwielbiała ten naturalny zapach.

Nagle drgnęła, w kieszeni rozdzwonił jej się telefon. To Dorota. Kalina szybko odebrała. Martwiła się o przyjaciółkę. Dużo w jej życiu teraz się działo. Straciła męża i została sama wielkim, pustym domu. Kalina dobrze rozumiała, jak to jest. Też miała za sobą wiele lat życia w pojedynkę.

– Cześć kochana – powiedziała serdecznie. – Co słychać?

Po drugiej stronie usłyszała tylko pociągnięcie nosem, a potem charakterystyczny dźwięk, jaki wydaje człowiek, który płacze.

– Co się stało? – zapytała z rosnącym niepokojem. – Źle się czujesz?

– Tak – Dorota potwierdziła jej obawy. – Bardzo źle i do tego jestem w Warszawie.

– O rany! Ale co się dokładnie stało? Przez tę uroczystą galę podskoczyło ci ciśnienie? Zasłabłaś? Ktoś ci coś przykrego powiedział? Miałaś wypadek? – Myśli szybko przepływały przez głowę Kaliny, niosąc coraz gorsze przypuszczenia.

– Nie – odparła Dorota. – Tylko rozmawiałam z moim synem.

Kalina nie od razu zrozumiała.

– Z Konstantym? Coś się u niego niedobrego stało? – zapytała zaskoczona. Jeszcze wczoraj widziała go u siebie w kuchni w doskonałym stanie. Zajadał kapuśniak i żalił się na okrutnych wykładowców, którzy wymagają od niewinnych studentów, by ci się uczyli. Skandal po prostu.

– Nie chodzi o niego.

– Rozumiem – powiedziała Kalina. Przyjaciółka musiała mieć na myśli swojego pierworodnego. Był to młody, ale dość zasadniczy mężczyzna, który po śmierci taty przejął firmę i opiekę nad rodziną. – Ma jakieś kłopoty?

– Można tak powiedzieć. – Dorota wytarła nos. To było do niej zupełnie niepodobne, takie rozpaczanie. Zwykle trzymała się dzielnie, nawet w obliczu trudności. – Obraził się na mnie.

– Ale jak to? – zdumiała się Kalina. – Za co? – Nie umiała sobie wyobrazić sytuacji, w której Dorota uczyniłaby cokolwiek nieprzyjemnego któremukolwiek ze swoich dzieci. Zawsze stawiała ich dobro na pierwszym miejscu. Ale tym razem coś ważnego rzeczywiście musiało się wydarzyć. – Pokłóciliście się? – zapytała.

– Tak – odparła Dorota. – I nigdy nie uwierzysz z jakiego powodu.

– Będzie mi rzeczywiście trudno – przyznała Kalina. – Szczerze powiedziawszy, nic mi nie przychodzi do głowy. W sprawach majątkowych dogadaliście się przecież bez problemu, a do życia osobistego dzieci nigdy się nie wtrącałaś. Zresztą wszystko u nich w jak najlepszym porządku. Chyba że o czymś nie wiem.

– U nich dobrze. – Dorota znów chlipnęła w słuchawkę. – To u mnie pojawiły się komplikacje. I to jakie! – dodała szybko. – Umówiłam się z ledwo co poznanym facetem na randkę i jeszcze do tego zamówiłam pokój w hotelu. Nie wsiadłam do pociągu powrotnego, choć miałam kupiony bilet.

Kalina brodziła powoli między pierwszymi opadającymi liśćmi. Odłożyła koszyk na trawę, ale co jakiś czas schylała się, podnosiła z ziemi jabłko i ostrożnie wkładała je do środka. Próbowała zrozumieć. Nie widziała nic złego w tym, co usłyszała. Gdyby z takimi słowami zadzwoniła do niej synowa czy też inna wolna kobieta, nie dojrzałaby tam żadnej sensacji.

Każdy człowiek, który nie jest w związku, może się umówić na randkę, zostać w podróży dzień dłużej czy też przespać się w hotelu. Ale fakt, Dorota była inna. Nie istniało żadne połączenie pomiędzy nią a mężczyznami, choć przecież dom przyjaciółki zazwyczaj pełen był jakichś facetów. Kolegów biznesowych męża, jego firmowych partnerów, znajomych syna. Dorota zawsze się nimi opiekowała. Gotowała, piekła i stawiała im pod nos cudowne dania. A potem zbierała talerze i w samotności myła je w kuchni.

Kalina znała ją zaledwie niecały rok. Bardzo się polubiły i zwierzały sobie. Ale nigdy nie widziała, by żona Mariusza choć raz zachowała się w sposób, który nosiłby znamiona flirtu czy kokieterii. Była zawsze zamknięta w sobie. Coś się musiało ważnego wydarzyć w tej Warszawie.

– Jesteś teraz kobietą samotną – powiedziała. – Masz prawo na nowo ułożyć sobie życie. Widzisz, ja też to zrobiłam, choć jestem od ciebie dużo starsza.

– Ty tak uważasz – odpowiedziała Dorota i rozpłakała się na dobre. – Mój syn ma na ten temat całkiem odmienne zdanie. Sądzi, że zwariowałam, że to skandal. Powiedział mi, że nie umiem uczcić pamięci jego ojca, nie rozumiem ich uczuć. Ponoć wytarłam sobie buty w rodzinną żałobę.

– O rany! – westchnęła z przejęciem Kalina. – To naprawdę ostro poszło. A przecież jeszcze nic się nie stało.

– Zgadza się. I teraz właśnie nie wiem, co robić. Na następny pociąg zabrakło już biletów. Mogę tylko wrócić ostatnim.

– I co wtedy z twoją randką?

– Nic. Przepadnie. – Dorota znów się rozpłakała. – Zresztą może to i dobrze. Takie głupoty mi chodzą po głowie, że nie uwierzysz. Dałam się omamić jak byle nastolatka. Złapałam się na kilka ciepłych słów. Aż się w głowie nie mieści. Dobrze, że do ciebie zadzwoniłam – mówiła dalej. Słychać było, że targają nią wielkie emocje. – Łatwiej mi się będzie uspokoić. Wrócę do Krakowa, pogadam z dziećmi, wszystko się z powrotem ułoży.

Kalina poczuła, jak ściska jej się serce. Dobrze rozumiała, co teraz czuje jej przyjaciółka.

Życie kobiety składa się z wielu takich trudnych decyzji. W ogóle życie każdego człowieka. Nie można mieć wszystkiego. Często trzeba wybierać, a troska o dobro bliskich skłania nas do tego, by się czegoś wyrzec, ponieść konieczne poświęcenia. Rozumiała to. Sama miała za sobą wiele takich decyzji, kiedy dobro innych postawiła ponad swoje, ale żadnej nie żałowała.

Nie była jednak do końca przekonana, czy to jest właśnie taki przypadek. Czy poświęcenie Doroty nie okaże się daremne? Mądrość życiowa polega na tym, żeby nie przesadzić w żadną stronę. Nie być obojętnym, egoistycznym, skupionym tylko na sobie. Ale też nie oddawać niepotrzebnie całego swojego życia tylko dlatego, że ktoś tak chce. Ma takie lub inne wyobrażenie o naszych sprawach.

– Zostań – powiedziała wiedziona mocnym wewnętrznym przeczuciem, że to słuszna decyzja.

– Ależ co ty mówisz?! – zdumiała się Dorota. – Zawsze byłaś taką tradycjonalistką. Wiesz, że dopiero co straciłam męża.

– To nieprawda – powiedziała Kalina z mocą. – Ty już bardzo dawno temu straciłaś męża. Wasze małżeństwo się rozpadło. Dawno też już odbyłaś swoją żałobę. Trwała wiele lat. Swoje już odcierpiałaś, wytęskniłaś, wyczekałaś, byłaś sama.

Dorota przez moment nie mogła znaleźć słów.

– Coś w tym jest – powiedziała wreszcie. – Dręczą mnie ogromne wyrzuty sumienia, że nie czuję takiego smutku, jak powinnam. Zamiast tęsknić, rozglądam się po świecie i mam ochotę zacząć wszystko od nowa. A przecież powinnam czuć coś innego.

– Nie ma takiego przepisu, który nakazuje coś czuć – powiedziała Kalina. – Każdy jest sobą. Ma odmienną historię. Chociaż spróbuj. Życie proponuje ci właśnie coś fajnego.

– Skąd wiesz? Może to zwykły oszust.

– W takim przypadku uciekniesz. Nie umawiaj się w ustronnych miejscach i zaufaj swojemu rozsądkowi.

– A mój syn? – zapytała Dorota z żalem. – Co się stanie, jeśli nigdy tego mi tego nie wybaczy?

– Jakoś trudno mi w to uwierzyć – powiedziała Kalina. – Przecież nie popełniasz żadnej zbrodni, a Kajtek to miły chłopiec. Chłopak – poprawiła się. – Właściwie to dawno już mężczyzna.

– Zgadza się – przyznała Dorota. – I chyba nic tak naprawdę o sobie nie wiemy. Miałam dziś wrażenie, jakbym rozmawiała z kimś obcym. To okropne.

– Może więc będziecie mieli okazję serio się poznać? – westchnęła Kalina. Współczuła przyjaciółce. Wiedziała, jakie to okropne, kiedy człowiek nie może się porozumieć z własnym dzieckiem. Istotą przecież najbliższą.

– Sporo racji w tym, co mówisz. Jak zawsze zresztą – powiedziała Dorota. – Tyle setek obiadów zjedliśmy razem jako rodzina, a ile razy szczerze rozmawialiśmy? Tego nie potrafię powiedzieć. Chyba ostatnio jak był mały i miał problemy w szkole. Kiedy to było?

– Dawno – powiedziała Kalina, a nagła tęsknota za własnym synem szarpnęła jej sercem. Za czasami, gdy był malutki i miała go tak blisko przy sobie. Trzeba było wtedy jeszcze więcej przytulać, bawić się i rozmawiać. To tak szybko odeszło.

– Nie umiem się przed nim otworzyć – mówiła dalej Dorota. – Bliżej mi do Konstantego. Ale to długi temat, pogadamy, jak już się zobaczymy.

– Dobrze. Też muszę kończyć – powiedziała Kalina. – Widzę, że Bartek zmierza w moją stronę.

– A co u niego? Jak mu idzie z Anią?

– Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa – uśmiechnęła się Kalina. – A właściwie są dwie skrajnie sobie przeciwne, a jednak obydwie prawdziwe. Idzie mu fatalnie. Ania wymyka się z rąk. Stanowczo odmawia bycia planem B i zbywa wszystkie jego starania. Z drugiej strony idzie im fantastycznie, bo to chyba jedyna taktyka, która może skłonić Bartka do stałości. Rośnie w nim prawdziwa miłość.

– Jak upoluje, to będzie szanował – przyznała Dorota. – Ciekawe, że to wciąż działa, choć mamy dwudziesty pierwszy wiek i ponoć wszystko się zmieniło.

– Ach, ludzie zawsze byli i będą tacy sami. W każdym razie pomagam im, jak umiem. Bardzo kibicuję, ale czy coś z tego wyniknie, nie mam pojęcia. Oboje mają niezwykle mocne temperamenty i żadne nie chce ustąpić. Powiem ci szczerze, tam się tyle dzieje, że sama jestem ciekawa, co oni jeszcze wymyślą.

Powiedziała to, po czym szybko zakończyła rozmowę, bo Bartek już wchodził do ogrodu.

– Dzień dobry, babciu – przywitał się uprzejmym tonem. – Może ci pomóc zbierać jabłka?

– Oho! – roześmiała się Kalina. – Rozumiem, że w takim razie masz prośbę grubszej kategorii.

– A cóż to za podejrzenia! – obraził się. – To już człowiek nie może komuś bezinteresownie jabłek pozbierać?

– Ależ oczywiście, że może. Masz tu koszyk i zasuwaj. Może nawet usmażę jeszcze dzisiaj konfitury, skoro mam takiego superpomocnika. Ostatnio nieźle ci szło.

– O! Wieczór to mam trochę zajęty. – Bartek wystraszył się perspektywą stania przy brytfannie i mieszania smażących się owoców. W zeszłym roku został zapędzony do tej roboty przy okazji nadmiernego urodzaju śliwek i do tej pory pamiętał.

– Co też dzisiaj robicie? – zapytała Kalina i wrzuciła kolejne jabłka do koszyka.

– Nie mam pojęcia. Szczerze powiedziawszy, sam już nie wiem, co mam wymyślić, żeby Ania spędziła ze mną popołudnie. Jutro na przykład wybieram się z nią na skałki. Co za kobieta! – westchnął. – A w stroju do wspinaczki wygląda wyjątkowo, niewiarygodnie, obłędnie, zajebiście…

– Nie używaj przy mnie tego okropnego słowa – przerwała mu gwałtownie babcia. – Co wy z tym macie? Jest paskudne.

– Jest świetne – powiedział Bartek. – Wyraża właściwie wszystko, co chcesz powiedzieć i to jak krótko. Lubię takie szybkie rozwiązania. Żeby jeszcze z Anią był jakiś fajny sposób.

Kalina tylko się uśmiechnęła i nic nie powiedziała. Pomyślała jednak, że gdyby taki szybki i prosty sposób na Anię się znalazł, równie prędko pewnie ten związek by się zakończył.

– Chodźmy – zarządziła. – Poczęstuję cię obiadem.

– Liczyłem na to – uśmiechnął się Bartek. – Czeka mnie kolejna ciężka przeprawa. Głodny nie dam rady.

– Mój biedaku – powiedziała żartobliwie, ale on potraktował jej słowa poważnie.

– Żebyś wiedziała, ciężki los – westchnął. – U nas w domu pięknie pachnie, a nie ma co jeść.

– Jak to? – zdziwiła się.

– Madzia coś wprawdzie pichci na obiad, ale ma jakiś strasznie zdrowy przepis, bo mówi, że się odchudza – dodał ze szczerą zgrozą. – Jakieś duszone cukinie czy coś podobnego. A człowiek do życia potrzebuje słodkich naleśników, gęstych sosów, smażonego mięsa i innych smakołyków.

– Zaniepokoiłam się – zaniepokoiła się babcia Kalina. – Jeśli ja was tak niezdrowo żywię, to bardzo źle.

– Ależ babciu. – Bartek pocałował ją w rękę, a potem skłonił się zabawnie jak aktor po zakończeniu najlepszej sceny. – Robisz to w sposób absolutnie fantastyczny. Tysiące ludzi tak jadło przed nami i żyją.

– No, niektórzy nie żyją – roześmiała się babcia.

– Za mało naleśników dostawali – zawtórował jej Bartek. – Albo może żałowali sobie sosu czekoladowego.

– Ty mnie nie zagaduj, tylko lepiej powiedz, dlaczego twoja siostra się odchudza. Ma jakiś problem, zakochała się?

– Skąd – zaprzeczył. – Wszystko w porządku. Może zwyczajnie chce być zdrowa? – zakończył nieopatrznie.

– Ty też chcesz być zdrowy – powiedziała babcia. – Porzuć więc nadzieję. Dziś na obiad barszcz niezabielany i surówka z jabłek i marchewki.

– Bez mięsa? – Mina Bartka wyrażała pełne rozczarowanie.

– Z pyszną pieczenią – uśmiechnęła się Kalina.

– A to super – ucieszył się. – Na to konto mogę nawet chwilę konfitury posmażyć.

Poszli w stronę domu.

Nie zauważyli stojącej po drugiej stronie płotu Magdy. Była ona zresztą zupełnie niewidoczna w gąszczu bujnie rozrośniętych krzewów. Kwitły właśnie pnące róże, a wielka stara grusza obsypana była owocami.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Światło gwiazd

Подняться наверх