Читать книгу Lew-Starowicz o mężczyźnie - Krystyna Romanowska - Страница 6
ОглавлениеRozdział I.
Kłopoty z niedojrzałością
Rozdział I.
Dziecinada współczesnego faceta / groźny podział ról damskich i męskich / nieobecni ojcowie / polska płciowość w kulturze europejskiej / kobiety jako aktorki od urodzenia / teatr godowy / mężczyźni pod presją / seks a życie rodzinne
Panie profesorze, jaki jest współczesny polski mężczyzna?
Przed chwilą wróciłem z zakupów w jednym z warszawskich centrów handlowych. I jak zawsze, dziś też zobaczyłem taki obrazek: po sklepach człapie mnóstwo mężczyzn po trzydziestce, w krótkich spodenkach w kropeczki albo kółeczka. Albo idą w spodniach, które im spadają z siedzenia, albo w samych skórach czy w stroju komandosa. Mężczyźni to czy chłopcy? Liczba niedojrzałych mężczyzn przyjmuje charakter epidemii.
Może wnętrze mają dojrzałe?
Bardzo wątpię. Uważam, że proces rozwoju psychoseksualnego przebiega w ten sposób, że teraz mężczyzna osiąga dojrzałość około czterdziestki. A dokładnie między trzydziestym piątym a czterdziestym rokiem życia. Populacyjnie: Piotrusiów Panów mamy zatrzęsienie. Mają powodzenie, bo rozpiera ich energia; umieją ubarwiać życie, cieszą się z drobiazgów, mają w sobie wiele pozytywnej radości, budzą w kobietach uczucia opiekuńcze. Są przeważnie duszami towarzystwa, pełni pomysłów. Kobiety, które się z nimi wiążą, na pewno nie narzekają na nudę. Do momentu, kiedy okaże się, że Piotruś Pan ma kolejny romans, a romansowanie jest nierozdzielną cechą jego osobowości.
Czy w takim razie kobiety nie powinny się wiązać z mężczyznami młodszymi od czterdziestolatków?
Tego nie twierdzę. Tylko kobieta powinna wiedzieć, jak długo mężczyzna, z którym się wiąże, będzie jeszcze dojrzewał. Ale od razu przestrzegam – niech nie próbuje być nauczycielką. To częsta pokusa kobiet: „Ja cię wychowam”. Nie, nie i jeszcze raz nie. Pomagaj mu w dojrzewaniu, ale nie przyjmuj roli wychowawczyni, bo to źle się odbije na związku. Poczekaj, daj mu się wyszaleć w roli chłopca. Niech sobie kupi quada i pędzi nim po polach, nie ośmieszaj go przy innych za infantylne zachowania, nie krytykuj za wszystko. Człowiek od najbliższej osoby musi dostawać pozytywne wzmocnienia co najmniej kilka razy dziennie! Badania mówią, że jeśli związek ma być udany, to na jedną uwagę krytyczną musi być pięć pochwał.
Kiedyś z dojrzewaniem mężczyzn było inaczej?
Oczywiście. Następowało ono wcześniej. Kilka jest tego powodów. Chociażby emancypacja kobiet, której konsekwencją jest zanikanie tradycyjnych ról płciowych. Kobiety za wszelką cenę starają się udowodnić, że są lepsze od mężczyzn. W pracy, w kierowaniu samochodem, na siłowni. I po co? Mężczyźni zaczynają się bać kobiet. Ich wyzwolenia w sprawach seksu, tego, że domagają się partnerstwa, że dobrze sobie radzą. Stąd wulgaryzmy językowe. Dlaczego mężczyźni tak często świntuszą, używają przekleństw, o płci pięknej mówią dosadnie? To wszystko z lęku. Z lęku przed kobietami, przed odrzuceniem. Czułą stronę mężczyźni coraz częściej okazują paniom tylko wtedy, gdy są pod wpływem alkoholu. Kobieta jest traktowana na rynku pracy jako groźny konkurent, dlatego spotyka się z męską niechęcią. Mężczyźni uważają, że one się wszędzie pchają i zajmują ich miejsce. Słyszałem w radiu piosenkę ze słowami: „[...] Dziewczyny teraz są bardziej samcze”. Wyraźna jest tu właśnie ta obawa. Kobiety są coraz bardziej męskie i my mężczyźni nie możemy liczyć już na to, że one będą czułe, kochające. One są coraz bardziej do nas podobne, zmaskulinizowały się.
Przez wieki podział ról był oczywisty – kobieta zajmuje się gniazdem, mężczyzna zapewnia jej bezpieczeństwo, przede wszystkim finansowe. Teraz on nie zamartwia się o zabezpieczenie finansowe rodziny. Skoro partnerka pracuje, awansuje, jest ambitna, zaradna, to odpowiedzialność za bezpieczeństwo rodziny może przerzucić na nią. I tak często robi. Owszem, mężczyzna wie, że musi chodzić do pracy, bo bez pracy pozbawiony byłby statusu, ale po pracy oczekuje już tylko rozrywki. Jak chłopak w wieku szkolnym – po lekcjach przychodzi czas na nieustanną zabawę.
Do tego dochodzą te pobłażliwe mamy, które nadskakują maminsynkom...
Niedojrzali faceci wychowali się w domach, w których matka była pobłażliwa, nadopiekuńcza, tolerancyjna i dumna z syna. Na wiele im pozwalano. Jeżeli chłopak dobrze się uczył czy był dobrym studentem, przymykano oko na jego wybryki w myśl zasady, że powinien się wyszumieć. Tyle tylko, że temu wyszumieniu nie ma końca. Szumi niekiedy do końca życia. Niedojrzały mężczyzna nie toleruje rygorów, wymagań, nudy, stabilizacji. Ciągle go gdzieś nosi, od przygody do przygody, ciągle szuka wyzwań. Kiedy się ożeni, traktuje swoją partnerkę jako mamę bis, od której oczekuje przede wszystkim pobłażliwości i wyrozumiałości. Wszelkie obowiązki go przerażają, więc najchętniej przerzuca je na kobietę, która zwykle podejmuje decyzje i zajmuje się codziennymi sprawami.
Ojcowie są z reguły nieobecni.
Powiem więcej: mężczyźni są nieobecni – ogromnie brakuje wzorców męskich. Ojciec jest nieobecny w domu, politycy nie budzą zaufania, hierarchowie kościelni też nie za bardzo, generałowie zniewieścieli. Szkoła też jest sfeminizowana. Nie ma wzorów w filmach i serialach. Polski katolicyzm sprawia, że mamy więcej kobiecego pierwiastka kulturowego. Nasz kraj ma zdecydowanie żeński charakter. Kobiety mają dużo silnych wzorców kobiecych, łącznie z kultem maryjnym. Natomiast mężczyźni w religii nie mają wzorców męskich. Liturgia w Kościele ma charakter żeński, kult maryjny ma charakter żeński, księża to są mężczyźni w sukienkach. W krajach zachodnich księża chodzą w garniturach i koloratkach. Inaczej mówiąc: od strony kulturowości nie dochodzą wzorce męskie.
A jakie pan miał wzorce?
Bardzo silne. Miałem ojca, który był bardzo wyrazisty, miałem wujków, stryjków. Później miałem szczęście do nauczycieli płci męskiej. W domu panował kult munduru, wojskowych przodków. Gdy miałem siedemnaście lat, już byłem w wojsku. Teraz wojsko przestało być atrakcyjne. Chłopak „zastępczą służbę” odbył już w Internecie, trenując na licznych grach wojennych.
Wielką winę w kształtowaniu niedojrzałych mężczyzn ponoszą nadopiekuńcze matki, które niczego nie wymagają, a na dodatek nie wyciągają wobec chłopców żadnych konsekwencji za niewypełnione obowiązki, nawet te ograniczone do minimum. I w dodatku wysyłają sprzeczne komunikaty. Mówią mu: „Bądź męski, mężczyzna nie płacze, mężczyznę nie boli”. A za chwilę: „Masz być dobry i czuły dla kobiet”. To nie zawsze jest do pogodzenia. Nadopiekuńcze matki odsuwają synów od ojca. To utrudnia rozwój męskości.
I tak rozwija się mężczyzna zniewieściały i dziecinny. A to z kolei oznacza, że będzie coraz mniej atrakcyjny dla kobiet. Ona może obniżyć poprzeczkę, związać się z nim, ale prędzej czy później zacznie żyć swoim życiem. On będzie i tak na uboczu. Dla niejednego to, że ma dom i michę, to już szczyt zadowolenia. Z rąk mamuśki przeszedł do mamuśki bis. Różnica jest tylko taka, że dochodzi seks. I dla niego to pełnia szczęścia. Nie będzie sobie zawracał głowy, czy jest atrakcyjnym modelem męskim.
Gdzie podziała się ta tradycyjna męskość?
Kurczy się, bo nie ma warunków do rozwoju. Tradycyjna męskość może być wtedy, gdy druga osoba ją akceptuje. Znam takie związki, w których kobieta w pełni akceptuje tradycyjny podział ról. I to funkcjonuje. Ale zaczyna stanowić niszę. Powszechny staje się model partnerski, zresztą nierzadko narzucony mężczyźnie poprzez modę.
Jest pan przeciwny partnerstwu w związkach?
Nie, ale trzeba sobie uświadomić, że nie każda kobieta i nie każdy mężczyzna nadaje się do takiego typu związku. I nie trzeba ich do niego zmuszać tylko dlatego, że modnie jest powiedzieć: „Tworzymy związek partnerski”. Jeśli weźmiemy parę, która ma niski pułap wymagań wobec siebie, to łatwiej jej osiągnąć poziom zadowolenia. Jeżeli mężczyzna potrafi przybić deskę, rozpalić grilla, popchnąć zepsuty samochód, i oboje są zadowoleni, to niech sobie tak żyją szczęśliwie. Po co im podwyższać poprzeczkę?
W udanym związku partnerskim wszystko zależy od tego, na ile kobieta rozumie świat męski. Jeśli widzi, że on chce być samcem alfa i wchodzi w układy rywalizacyjne, żyje pracą, awansami, chce mieć dużo do powiedzenia, może mu to trochę ułatwić, odgrywając rolę kobiety, której to nie przeszkadza, która właśnie tak sobie wyobraża ich związek. To – wbrew pozorom – jest bardzo istotne. Tak więc to, czy partner czuje się prawdziwym mężczyzną w partnerskim związku, zależy w dużej mierze od mądrości i intuicji partnerki. Obserwuję jednak, że bycie prawdziwym mężczyzną coraz częściej sprowadza się jedynie do łóżka. Pacjentki w moim gabinecie bardzo często przyznają: „Daję mu się wyszumieć w łóżku, bo tylko tam może”. W życiu codziennym takiego związku kobiety wszystkim sterują same. I doskonale sobie radzą. Jemu pozostawiają łóżko, niech się tam wykaże, i wystarczy. Seks jest więc często jedyną enklawą, gdzie mężczyzna może pokazać, kim jest. Jemu też może dawać to satysfakcję. „Jestem prawdziwym mężczyzną, bo moja kobieta jest ze mnie zadowolona, doprowadzam ją do satysfakcji, czasami zrobię jakiś skok w bok, co ma potwierdzić moją sprawność erotyczną”. Jeszcze trochę powymądrza się na tematy polityczne, pokłóci się z innymi, którzy mają odmienne przekonania, i poczucie męskości ma całkowicie zaspokojone.
Polska dopiero kieruje się w stronę kultury, która dominuje w krajach zachodnich, z jej równouprawnieniem i partnerstwem. Kiedyś funkcjonował pogląd, że wszyscy będziemy unisex. Nie do końca się z tym zgadzam. Mózg mężczyzny różni się od mózgu kobiety, okoliczności życiowe się zmieniają. Bardzo dużo zależy od warunków ekonomicznych. Jeśli przyjdzie kryzys finansowy, to będzie jeszcze większa rywalizacja, walka o pracę, o znaczenie. I wtedy mogą się zaostrzyć relacje między płciami. Nie wróżę jednak niczego pesymistycznego. Sądzę, że każdy model męskości i kobiecości zgodnie z naszą naturą znajdzie sobie miejsce w życiu społecznym. Owszem, proces maskulinizacji kobiet jest faktem, niewieścienia mężczyzn jest faktem, ale nawet gdy mam się powołać na badania, do których mam duży dystans, wynika z nich, że większość populacji męskiej i kobiecej jest androgeniczna, czyli współistnieją w nich cechy męskie i kobiece. Współczesny model wychowania sprawia, że częstość androgynii rośnie właśnie u mężczyzn. Wynika to także z feminizacji zawodów pedagogicznych.
Pani w przedszkolu i w szkole nagradza chłopców za bycie grzecznym i inne typowo dziewczyńskie zachowania, sprzeczne z chłopięcą naturą.
Przez cały proces edukacyjny chłopcom dostarcza się wiele wzorów kobiecego myślenia i zachowania. Są oni, tak jak pani wspomniała, nagradzani za rozumienie i okazywanie bliskości światu kobiecemu. Wiele danych naukowych mówi o tym, że przystosowaniu do życia społecznego towarzyszy feminizacja mężczyzn. Inaczej mówiąc: im większa feminizacja mężczyzny, tym większe przypisuje mu się postawy altruistyczne i uzyskuje on więcej wzmocnień za swoje zachowanie. Natomiast tradycyjna męskość uzyskuje mniej nagród w kwestii przystosowania społecznego.
Mózg mężczyzny różni się od kobiecego. Jakie to ma konsekwencje dla naszych relacji?
Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że w ogóle męskość jest czymś innym niż kobiecość. Z badań nad mózgiem wiemy o coraz większej liczbie różnic między płciami, i trzeba to uwzględniać we wzajemnych relacjach. Np. prosta sprawa, która wielu paniom się nie podoba i staje się pretekstem do awantur. Otóż jeśli mężczyzna patrzy na kobietę, to od pierwszej chwili jest ona dla niego obiektem erotycznym. W kilka milisekund on wie, czy chciałby się z nią przespać, czy nie. To dotyczy każdego, podkreślam – każdego mężczyzny. Tak po prostu reaguje męski mózg i tego nie da się zmienić. Jeżeli on zwraca uwagę na inne kobiety w sposób demonstracyjny, to jego partnerka czuje się zaniepokojona. Chciałaby, żeby takich reakcji nie było. To jest niemożliwe: on jest zaprogramowany na patrzenie, jest myśliwym. Panowie są wzrokowcami i reagują natychmiast. Co jednak nie znaczy, że gdy kobieta mu wpadnie w oko, on od razu pójdzie z nią do łóżka. Oczywiście, że nie. Ale ta pierwsza ocena zawsze będzie skupiać się na atrakcyjności erotycznej kobiety. I panie powinny o tym wiedzieć, i pogodzić się z tą reakcją.
Czy mężczyzn pociąga u kobiet tylko atrakcyjność fizyczna?
W znacznej mierze, ale nie tylko. Posłużę się przykładem. Pacjent w gabinecie opowiada mi historię bardzo udanego związku i okazuje się, że partnerka w ogóle nie była w jego typie. Na początku nie zwrócił na nią uwagi, chociaż pracowali w jednym pokoju. W miarę jej poznawania odkrył u niej wiele cech niesłychanie atrakcyjnych. Z typowych kolegi i koleżanki z pracy zrodził się udany związek oparty na przyjaźni i namiętności. Taka droga jest możliwa. Ale bądźmy realistami. Głównie decyduje czynnik zewnętrzny. To jest ta pierwsza iskra, pierwsze zainteresowanie. I ten pierwszy kontakt albo będzie miał kontynuację, albo zakończy się fiaskiem. Powierzchowność ma ewolucyjnie duże znaczenie, bo pierwotny pociąg i namiętność oznaczają sukces reprodukcyjny. Iskrzenie mówi o pociągu fizycznym. To znak, że ewolucja reprodukcyjna widzi „perspektywę rozmnożenia się” tej pary. To tyle i aż tyle. Że nie będzie wad genetycznych, że nie będzie alergii na nasienie, że w ogóle biologicznie do siebie pasują, ponieważ w związku nie tylko chodzi o potomstwo, ale o wspólne życie w harmonii. Ale uwaga! Zbyt szybkie pójście do łóżka nie jest dobre. Bo często powoduje zawiązanie związku, który nie ma szans. Namiętność przesłania cechy, które za jakiś czas nieuchronnie rozsadzą związek. Pierwsza reakcja nie jest dobrym prognostykiem dla relacji. Nie radzę się na niej fiksować. To jest po prostu wstęp do czegoś.
Dla mężczyzny nie mają znaczenia wykształcenie czy pozycja zawodowa kobiety. To na niego nie działa w warstwie erotycznej, nie jest afrodyzjakiem. Ileż to razy słyszymy zdumienie zdradzonych kobiet: „Przecież ona jest taka głupia!”. Może i głupia, ale dla niego atrakcyjna fizycznie. Seksu nie uprawia się z mózgiem.
Co najbardziej pociąga mężczyznę w zachowaniu kobiety w tej pierwszej fazie fascynacji?
Dla mężczyzny ważne jest, że to, co się z kobietą dzieje, wywołał on i tylko on. Że ona nie jest taka dla wszystkich, tylko dla niego. Chce mieć świadomość, że jako facet jest dla niej kimś wyjątkowym. Jeżeli był świadkiem podobnych zachowań wobec innych mężczyzn, nic z tego nie wyjdzie. Musi mieć poczucie, że wywarł na niej silne wrażenie. A z tym się wiążą kody erotyczne. Udo, kolano, poprawianie włosów, wypinanie piersi. Cała mowa ciała. I podziw w oczach.
Bardzo łatwo to udawać. Mężczyźni dają się na to złapać?
Tak. Kobiety są aktorkami od urodzenia. Mały przykład. Moja wnuczka ma rok i dwa miesiące. Już spostrzegam u niej nieświadome, ale jakże kokieteryjne zachowania! Przechylanie głowy, wystawianie rączki, uwodzenie.
Aktorstwo kobiet najlepiej widać w tym, jak się ubierają. Niech kobieta zmieni trzy razy strój i każdy ponosi przez kwadrans. Suknię ślubną, strój sportowy i strój wieczorowy. W każdym z nich, nieświadomie, będzie się inaczej zachowywała. W każdej roli będzie inna. Dlatego zagranie uwodzicielki nie jest dla niej problemem. Panie są wyśmienitymi aktorkami. Tylko muszą się strzec, bo niektórzy mężczyźni też potrafią być dobrymi aktorami.
No właśnie, co się dzieje, gdy się spotka aktor z aktorką?
Grają oboje. I jest to jedna z podstawowych barier powstania dobrego związku partnerskiego. Wynika z niedojrzałości, strachu, Bóg wie, czego jeszcze. Przyczyna tej gry tkwi głęboko i opiera się na założeniu: „Nie odkryję się przed nim (nią)”, „nigdy się nie dowie, dlaczego mi się podoba”, „niech zobaczy, jaka (-i) jestem wspaniała (-y), chociaż wcale taka (-i) nie jestem”, „nigdzie nie znajdzie kogoś lepszego ode mnie”.
Zaryzykuję twierdzenie, że większość ludzi gra określone role. Partner staje się odtwórcą narzuconej roli, obie strony grają, a poziom aktorstwa bywa różny. Czy potrzebnie? Partnerstwo seksualne powstaje w warunkach autentyzmu, wolności wewnętrznej, naturalności w kontakcie z partnerem. Ten, jak to nazywam „teatr seksualny”, opiera się na wielu scenariuszach. Jeden z nich może np. się nazywać: „Kochamy się i jest nam razem cudownie”. W wielu związkach nawiązanie kontaktu seksualnego motywowane jest miłością, a tymczasem chodzi o zwykłe rozładowanie napięcia seksualnego, przyjemność. Obie strony zaczynają mówić o wielkich uczuciach, a tymczasem sprawdzają, na ile łóżko procentuje w zaspokajaniu ich potrzeb seksualnych. Bywa i tak, że jedna strona jest przekonana o tym, że druga gra, ale udaje, że nie wie, o co chodzi. Inny scenariusz to: „Mój największy orgazm” – panie w ten sposób pragną dostarczyć satysfakcji partnerowi i pokazać swoją stuprocentową kobiecość. A ponieważ, jak już wspominałem, ich wrodzone zdolności aktorskie są niekwestionowane, w zasadzie tylko bardzo doświadczony mężczyzna może się zorientować, że orgazm jest udawany. Jedne kobiety odgrywają orgazm w sposób filmowy właśnie, podpatrzony w kinie. Inne podpytują przyjaciółki. O udawanych orgazmach można napisać książkę. Co ciekawsze, niektóre kobiety odnajdują przyjemność w takiej grze wprowadzania w błąd swojego partnera. Nie uważają tego za coś nagannego. W związkach rówieśniczych lub w takich, w których kobieta ma nieco więcej doświadczenia seksualnego, mężczyzna zdecydowanie jest bezbronny, bo nie potrafi ocenić ani stopnia zaangażowania kobiety, ani jej poziomu doświadczenia seksualnego czy w ogóle seksapilu. Wszystkie te elementy w czasie gry stają się „rzekome”. Dlatego uważam, że prawdziwą bronią kobiecą nie jest seksapil, a właśnie uzdolnienia aktorskie, taktyka.
Jakie role odgrywają mężczyźni najczęściej?
Jest kilka typowych męskich scenariuszy. Np. jestem zakochany, zagubiony, pokrzywdzony i pragnę twojej miłości. A przecież wiadomo, że chodzi mu o romans. Inna typowa męska gra to okazywanie opiekuńczości, np. szefa wobec podwładnej; obiecywanie małżeństwa albo udawanie obojętności, co bardzo drażni kobiety. Specyfika gier męskich polega na tym, że panowie za ich pomocą usiłują sobie coś udowodnić, oszukując samych siebie. I tak np. mnożenie liczby partnerek ma udowodnić męskość. Istnieje także jeszcze jedna specyficzna gra teatru seksualnego: zasłanianie się alkoholem i twierdzenie: „Nie wiem, co się ze mną wtedy działo”. Jest to o tyle wygodne, że w ten sposób można się wykręcać od faktów.
Bardzo szczególnym rodzajem teatru seksualnego jest udawanie partnerstwa. Kiedy obie strony traktują siebie pozornie z szacunkiem, są sobie pozornie bliskie i dzielą dużą intymność, a świat zewnętrzny jest odbierany przez nich jako daleki od MY. Okazuje się jednak, że rzeczywistość jest zupełnie inna: zarówno on, jak i ona dzielą się ze swoimi znajomymi szczegółami z życia intymnego i wysłuchują rad. W ten sposób partner jest stawiany w roli należącego do innego świata płci i można go traktować z dystansem, ironią. Można to nazwać brakiem kultury, nielojalnością, ale genezy tego, co się w takim związku dzieje, należy szukać w teatrze seksualnym.
Ale ten teatr musi mieć dobre strony, np. wtedy, kiedy przyjeżdża nielubiana teściowa i trzeba się do niej szeroko uśmiechać.
Wyobraźmy sobie rodzinę tradycyjną. Mężczyzna pracuje, utrzymuje rodzinę. Żona zajmuje się domem, dziećmi. On przychodzi, zjada kolację, mówi, że myślał o niej w pracy, co jest nieprawdą, i już mamy pewnego rodzaju aktorstwo. Ona też mu mówi: „Cały dzień myślałam o tobie”. I obie strony mają się dobrze, zdając sobie sprawę, że grają pewne role, jak w filmie „Truman Show” [amerykański komediodramat z 1998 r. w reżyserii Petera Weira, z Jimem Carreyem i Edem Harrisem w rolach głównych, opowiadający historię mężczyzny, który nie wiedział, że całe jego życie to reality show codziennie oglądane przez widzów w TV i sterowane przez reżysera – przyp. red.].
Ale to powoli się zmienia. Kobiety wciąż grają, bo są poddane treningowi społecznemu – wystarczy wyjść na ulicę i poobserwować. Zmusza je do tego życie, konkurencja, rywalizacja między paniami. A mężczyźni nie. Dziś w modelu partnerskim bardziej się ceni autentyzm. A aktorstwa używa się na potrzeby ludzi z zewnątrz, np. w przypadku wizyty nielubianej teściowej on przybiera uprzejmy wyraz twarzy i cierpi w milczeniu, dla dobra sprawy. Ona także – wobec jego matki. Doceniają swoje aktorstwo, bo gdyby go nie było – doszłoby do wojny. Ale ceni się autentyzm, szczególnie u mężczyzn – on powinien być sobą w każdej sytuacji. Musi mieć odwagę cywilną i potrafić iść pod prąd.
W czym jeszcze mężczyzna diametralnie różni się od kobiety?
W gadaniu. On nie chce rozmawiać, unika rozmowy. Pacjent przychodzący do mnie wie, że ma godzinę na opowiedzenie o sobie. I w dziewięćdziesięciu procentach przypadków udaje mu się zmieścić historię swojego życia w... pięciu minutach. Mówi: „To ja zacznę od początku…”. I zaraz kończy. Już nawet przestałem się temu dziwić. Rzadko się zdarza, żebym siedział i słuchał mowy męskiej bite pół godziny. W przypadku kobiety często i godzina to za mało. A mężczyzna mówi tak: „Rodzice się rozwiedli, ojciec zdradzał matkę, matka zdradzała ojca i to wpłynęło na moje życie. Pierwszą dziewczynę miałem w takim a takim wieku”. I koniec. Tak to mniej więcej wygląda. To jest jego długa opowieść. Męska lakoniczność jest cechą, z którą kobieta musi się pogodzić. Facet staje się gadułą dopiero pod wpływem alkoholu. Gadulstwo jest niemęskie. I to już od najmłodszych lat. W szkole on także za wiele z kolegami nie rozmawia. Ale gdyby chodził do szkoły żeńskiej i byłby jedyny w klasie, to stałby się prawdopodobnie tak samo gadatliwy jak kobiety. Jak jeden ze znanych polityków – gadałby i gadał, trudno byłoby mu przerwać. Ale on był wychowywany przez same kobiety.
Jaki największy problem mają mężczyźni z kobietami?
Jest taki program telewizyjny „Goło i wesoło”, który polega na wplątywaniu mężczyzn w sytuacje śmieszne i zaskakujące. Np. stoi facet na przystanku, obok niego kobieta. Nagle wszystko z niej spada i zostaje naga. Ukryta kamera filmuje jego reakcję. W odcinku, który oglądałem, pokazywano reakcje różnych mężczyzn – eleganckich, przeciętnych, o wyglądzie intelektualistów, ale też typów spod ciemnej gwiazdy. Wszyscy oni reagowali na kobiecą nagość lękiem, wręcz przerażeniem, wstydem. I to jest największy męski problem, czyli prastary lęk przed kobiecą seksualnością. On jest nie do okiełznania. Panów podświadomie przeraża to, że chociaż fizjologia pozwala im w czasie aktu seksualnego bisować, to jednak kobieta potrafi to zrobić nieskończenie wiele razy. Ten lęk pojawia się za każdym razem, kiedy on zbliża się do niej. „Co będzie, jak się nie sprawdzę?”...
Mężczyźni są pod olbrzymią presją. Muszą stale udowadniać, że są sprawni, że mają erekcję. Mam wielu pacjentów, którzy przychodzą do mnie kompletnie załamani i przerażeni. Współżyją regularnie dwa, trzy razy w tygodniu. Raz mu się nie udaje. Przyczyna może być banalna: stres w pracy, zdenerwowanie, zmęczenie. No i wieczorem doszło do seksu i niewypał. Panowie opowiadają, że był to jeden z najgorszych dni w ich życiu! Nie traktują tego jako chwilowej słabości, tylko jako życiową kompromitację! Kobiety przeważnie nie zdają sobie sprawy z tego napięcia i popełniają mnóstwo błędów.
Na przykład jakich?
Z badań dotyczących kobiet w wieku do trzydziestego czwartego roku życia wynika, że co czwarta z nich zachowuje się prowokacyjnie. To ona inicjuje znajomość i seks. Moim zdaniem tych kobiet jest nawet więcej. Dla mężczyzn nieśmiałych to może być wygodne. Tylko że biologiczne ukierunkowanie mówi, że to on pierwszy reaguje na nią, to on chce doprowadzić do seksu. Inaczej mówiąc, w naturze znaczącej większości panów jest zdobywanie, pokonywanie oporu, bycie aktywnym. To działa na niego podniecająco, nawet w stałych związkach. Jeżeli partnerka go woła do sypialni, chce się kochać, to... wszystko opada. Z wyjątkiem związków młodych stażem, kiedy wszystko jeszcze jest rozbudzone. Jeśli kobieta zdobywa mężczyznę, chce go sama, może to dać efekt odwrotny. Panie się wyzwoliły, mają własne strategie uwodzenia i zdobywania. Niech jednak liczą się z tym, że nieraz nie dojdzie do niczego.
Przy okazji dyskusji o męskości często słyszę opinie ludzi o tym, że nie podoba im się to ciągłe mówienie o mózgu, że męski jest inny od kobiecego, że to przecież kultura nas kształtuje bardziej niż natura. Otóż uważam, że są w wielkim błędzie. Nasz mózg został ewolucyjnie uformowany przez miliony lat, a kultura to dopiero pianka na naszych osobowościach. Oczywiście, jako ludzie postępujemy często wbrew uwarunkowaniom biologicznym, wyposażeni w oręże kultury, religii, samoświadomości. I sam fakt, że mężczyzna może być monogamiczny, świadczy o tym, że można mieć normy i zasady wbrew ukierunkowaniu ewolucyjnemu. Ale ono gdzieś głęboko w nas tkwi i prędzej czy później się i tak ujawnia.
Jeśli w stałym związku nagle kobieta musi przejąć inicjatywę seksualną, radziłbym się zastanowić, jaka jest tego przyczyna. Bo to znaczy, że u niego zanika ochota na seks. Jeśli w ogóle przestał reagować na kobiety, to sygnał, że coś złego się z nim dzieje. Jeżeli natomiast kobiety nadal mu się podobają z wyjątkiem własnej partnerki, to na bank jest kryzys w związku. To jest prosty test. I gdy ona w takim układzie zacznie ujawniać inicjatywę, prowokować go np. seksowną bielizną, może być jeszcze gorzej. Powinna raczej zacząć od sygnałów pośrednich, a nie od erotycznego osaczania.
Mężczyzna wciąż jest pod presją. Lista wymagań kobiet jest dłuższa od litanii do Matki Boskiej. Praktycznie rzecz biorąc, trudno jest je zrealizować. On się musi sprawdzać we wszystkich dziedzinach: naukowej, biznesowej, menedżerskiej. Cały czas musi udowadniać, że jest świetny, i iść dalej i dalej. Obserwuję, co się dzieje z żonami moich współpracowników. Dla mężczyzn często to, co osiągnęli, jest wystarczające, natomiast dla ich partnerek często to za mało. „Bądź bardziej ambitny, pnij się do góry” – popędzają ich żony. To ma oczywiście swoje dobre i złe strony. Dobre, bo niejeden pan osiągnął sukces dzięki stymulacji swojej partnerki, która skutecznie potrafiła przeciwdziałać jego lenistwu. Ale może to być również destrukcyjne: wtedy, kiedy jego żona rywalizuje z przyjaciółką o to, która ma droższe futro albo mieszkanie w lepszej dzielnicy. Facet musi się więc zaharowywać, brać kredyty i je spłacać. Czasami obserwuję znajome pary, które żyją ze sobą bardzo długo. On jest bardzo aktywny zawodowo, dużo pracuje, dba o dom. Ale starzeje się i już nie daje rady. A jego partnerka potrafi go ośmieszyć w mojej obecności, że się zestarzał i nie daje rady. To dla mnie bardzo przykre i stresujące. Te kobiece wymagania: pracuj, zarabiaj, pomagaj w domu, zajmij się dziećmi i jeszcze mną w łóżku, mają bardzo smutne konsekwencje.
Muszę powiedzieć, że część kobiet jest wdowami z własnej winy. One potrafią mężczyznę po prostu zajeździć. To są fakty osobiście mi znane. Idę na pogrzeb, i oczywiście wdowa kreuje się na idealną żonę, matkę, kochankę, a na dodatek jeszcze w to wierzy. Tylko że ja wiem, jak to naprawdę wyglądało…
Często w moim gabinecie słyszę taką opowieść: on w weekend chce usiąść w fotelu i obejrzeć telewizję. Nie chce mu się nigdzie jechać, nigdzie wyjść. Dla partnerki jest to niepojęte, bo ją nosi, ona potrzebuje gdzieś być. I zamiast porozmawiać, dojść do kompromisu, mówiąc: „Tak, kochanie, w ten weekend siedź sobie w fotelu, pij piwko, oglądaj seriale, ale w następny pojedziemy do Kazimierza nad Wisłą i będziemy spacerować”, ona stwierdza: „Skończyłeś się, nic ci się już nie chce”. Kolosalny błąd. Mężczyzna w takim przypadku zamyka się w skorupie i odczuwa tylko niechęć do partnerki.
Czyli pozwólmy swoim ukochanym na nicnierobienie.
Pod warunkiem że z gruntu są aktywni. Od czasu do czasu niech nic nie robią. Gdy słyszę od kobiety narzekanie: „Przychodzi weekend i on nie chce wstać z łóżka, leży do obiadu”, radzę: „Nie wyciągaj go z tego łóżka na siłę. Jego organizm wymaga regeneracji. Zrozum go i zaakceptuj”. Panie niepotrzebnie odczytują takie zachowanie jako brak dbałości o partnerkę. Nie, to nie tak. On po prostu potrzebuje odpoczynku, i tylko tyle. Daj mu więc odpocząć.
I oglądaj z nim mecz, chociaż kompletnie nie interesuje cię piłka nożna?
Kobieta nie musi podzielać pasji, ale powinna ją rozumieć. Nawet jeżeli dotyczy najbardziej przez kobiet znienawidzonego boksu i żużla. W okresie godowym panie często stają się fankami nielubianej przez siebie dyscypliny. Znałem młodą dziewczynę, która przez pół roku udawała, że świata poza boksem nie widzi, chociaż wcześniej prędzej zapadłaby się pod ziemię, niż weszła na salę z ringiem. Siedziała w pierwszym rzędzie i kibicowała, głośno krzycząc. To się nazywa poświęcenie. Inna – może rozumieć jego pasję, ale nie chodzić z nim na mecze. W okresie tańca godowego radziłbym jednak podzielać pasje mężczyzny.
Rozmawiałam niedawno z trzydziestoczteroletnią wdową, której mąż był himalaistą i zginął w górach. Mówiła, że za każdym razem, gdy wyjeżdżał na wyprawę, miała nadzieję, że kiedyś wybierze ją, a nie zdobywanie szczytów. Po co taki mężczyzna zakłada rodzinę, skoro ta pasja jest silniejsza od potrzeby bycia z żoną, dziećmi?
Życie rodzinne to jedno, a pasja to drugie. A chciał mieć rodzinę, dzieci, żeby mieć przystań, choinkę podczas Bożego Narodzenia, dom itd. Są pasje – takie jak zbieranie znaczków – które nie szkodzą rodzinie. Ale jeżeli pasja jednego z partnerów bardzo go angażuje, może być postrzegana jako konkurencja dla życia rodzinnego. Wtedy takie pytania są słuszne.
Kobiety muszą się nauczyć żyć z pasją partnera silniejszą niż więź?
Jeżeli pasja jest ważniejsza od życia rodzinnego, kobieta może podjąć decyzję o odejściu, jeśli ma taką szansę. W przypadku gdy jest od niego uzależniona finansowo, ma małe dzieci i nie jest w stanie sama się utrzymać, niech nie podejmuje decyzji pochopnie. On sobie też zadaje pytania, co dalej. I pasjonat często także odchodzi. To dotyczy wszystkich pasji, naukowych i artystycznych też.
Na odwrót też to działa? Mężczyzna musi zaakceptować pasję kobiety?
Załóżmy taką sytuację: ona jest miłośniczką poezji Czesława Miłosza, chciałaby wieczorami dyskutować o interpretacjach jego utworów. Jeżeli jemu zależy, a nie jest pewny, czy zostanie zaakceptowany, niech nauczy się na pamięć kilku wierszy i poczyta sobie o autorze. Będzie lepszym partnerem w dyskusji i na pewno zobaczy błysk zainteresowania w oczach obiektu westchnień. Lecz jeśli cel zostanie osiągnięty, ona mu ulegnie, motywacja spada. I mężczyźnie trudno będzie udawać entuzjazm wobec poety.