Читать книгу Księga dla starych urwisów. Wszystko, czego jeszcze nie wiecie o Edmundzie Niziurskim - Krzysztof Varga - Страница 8

Оглавление

Jeśli PRL miał jakieś radosne strony, to jedną z nich, a może jedyną, była literatura dla dzieci i młodzieży. A na tle całej literatury młodzieżowej najjaśniej błyszczała gwiazda Edmunda Niziurskiego. To dzięki jego powieściom życie w szarym, smutnym kraju nabierało niezwykłych barw i atrakcyjności, jakiej dostarczyć nie mogły nawet filmowe westerny i przygody Jamesa Bonda. Co było takiego w pisarstwie autora Sposobu na Alcybiadesa, że jego historie, rozgrywające się przecież nie na tropikalnych wyspach, nie w Afrykach, Amerykach ani Australiach, nie w czasach piratów, muszkieterów ani kowbojów, lecz w zgrzebnej Polsce, tak bardzo przemówiły nam do serca, ale i do rozumu?

Jak to się stało, że ja, chłopiec z Warszawy, najbardziej w życiu pragnąłem zamieszkać w fikcyjnych Odrzywołach? Bez wahania zamieniłbym moją mokotowską podstawówkę na szkołę imienia Rejtana w Odrzywołach, tak samo jak zamieniłbym blok na warszawskim osiedlu na ruderę przy ulicy Boleść, gdzie mieszkał Zyzio Gnacki. Czemu nie pociągały mnie tak wizje odkrywania tajemniczych wysp, przedzierania się przez dżunglę, pływania po Amazonce, wypraw w niedostępne góry i przez bezkresne stepy jak podróż wartburgiem do Pułtuska? Dlaczego bardziej podniecała mnie historia broni ukrytej w starym browarze w Odrzywołach czy skrzynie Szwajsa w Niekłaju niż skarby piratów zakopane na Karaibach? Dlaczego wreszcie świat szkoły, czy to w Warszawie, czy w Gnypowicach Wielkich, zdawał mi się bogatszy i budzący większy dreszcz podniecenia niż nawet podróż w osiemdziesiąt dni dookoła świata czy okrętem podwodnym kapitana Nemo? O perypetiach Indian i kowbojów nie wspominając.

Mam na to odpowiedź: świat bohaterów Edmunda Niziurskiego był naszym światem i bezpośrednio nas dotyczył. Jeśli ktoś miał kontakt z rzeczywistością, to wiedział przecież, że opowieści o skarbach piratów, podwodnym rejsie Nautilusem, podróży do wnętrza Ziemi czy lataniu balonem nad Afryką to piękne, ale bajki, historie, które nigdy się nie zrealizują i pozostaną jedynie powieściową fantazją. A to, co przydarzało się bohaterom Niziurskiego, mogło się także nam przydarzyć, zwykłym chłopakom z szarej polskiej szkoły.

Oczywiście Niziurski nie był jedynym pisarzem, jakiego czytaliśmy w graniczącym z egzaltacją zachwycie. Ale był najprawdziwszy. Na tym polegał jego geniusz, że sięgnął po nasze życie, zwykłych uczniów, zmagających się ze wszystkimi szkolnymi udrękami. Ubarwił je, nadał temu życiu nimb niezwykłości, pokazał, że może być życiem pełnym niesamowitych przygód, nawet jeśli rozgrywa się w zapyziałym polskim mieście.

Tak, to prawda, Niziurski, mając już za sobą najsłynniejsze swe powieści, napisał kilka takich, gdzie bohaterowie podróżują na obce planety, wpadają w łapy groźnych kosmitów planujących zagładę ludzkości i niebezpiecznie oddalają się od naszej ziemskiej rzeczywistości. Nieziemskie przypadki Bubla i spółki czy Gwiazda Barnarda to Niziurski w wersji science fiction. Trylogia o Bąblu i Syfonie to Niziurski schyłkowy i niestety już niekoniecznie brawurowo dowcipny. Będzie tu o tych książkach, podobnie jak będzie o wszystkich innych – na przykład o Nowych przygodach Marka Piegusa (również niewiarygodnych), które powstały czterdzieści lat po tych pierwszych, znanych nam na pamięć i na wyrywki. Ale to nie schyłkowe powieści Niziurskiego o kosmicznych jaszczurach stworzyły legendę tego pisarza, ale jego realistyczne książki o Polsce, w której sami dorastaliśmy.

Naturalnie czytaliśmy też powieści Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego we wszystkich zakątkach świata, od Syberii po Amerykę Południową i od Australii, przez Afrykę po Meksyk. Czytaliśmy serię przygód Pana Samochodzika, dzielnego ormowca ścigającego wraz z grupką harcerzy groźnych złodziei sztuki, zazwyczaj przybyłych z imperialistycznego Zachodu bądź reprezentowanych przez przebiegłego Waldemara Baturę, rodzimego dandysa, cwaniaka i złoczyńcę. Czytaliśmy powieści Adama Bahdaja i rozdzierająco smutne historie Janusza Domagalika, czytaliśmy skrupulatnie wszystkie westerny Wiesława Wernica, a dziewczęta czytały Małgorzatę Musierowicz i Krystynę Siesicką. Lecz dla wielu pokoleń, dla dzisiejszych czterdziesto-, pięćdziesięciolatków, a nawet jeszcze starszych, Niziurski stał się wielkim budowniczym wyobraźni. Uszczęśliwiał nas, rozśmieszał, ale i uczył. Dzięki niemu udało nam się przejść przez trudny czas dojrzewania, zrozumieć własne dzieciństwo i skonfrontować się z nadchodzącą dorosłością.

Został zapamiętany przede wszystkim jako autor powieści o perypetiach nastoletnich uczniów: Księgi urwisów, Sposobu na Alcybiadesa, Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa, Awantury w Niekłaju, Klubu włóczykijów czy trylogii o miasteczku Odrzywoły: Naprzód, Wspaniali!, Kosmiczne awantury, Adelo, zrozum mnie!. To już jest wielki dorobek i nieusuwalne dziedzictwo polskiej kultury, nie tylko młodzieżowej, bo przecież te powieści ukształtowały dorosłych dziś ludzi, którzy – nawet może często nieświadomie – kierowali się w swym dojrzałym życiu drogowskazami, które im pokazał Niziurski. Wciąż pamiętamy szczegółowo fabułę tych książek, tak jak nie pamiętamy większości innych powieści, które przeczytaliśmy.

Trudno napisać intrygującą biografię Niziurskiego, bo jego życie było pisaniem, a pisanie dla młodzieży było życiem. Nie zdarzały się w tym długim życiu niezwykłe wydarzenia, skandale, sensacje, polityczne zwroty i mocne zaangażowania w bieżące sprawy narodu. Pozostało jednak ogromne dzieło i całe pokolenia Polaków, dla których był nauczycielem i wychowawcą, w najlepszym sensie tych słów. Wszyscy, którzy zetknęli się z Niziurskim osobiście – nie tylko rodzina – zapamiętali go jako człowieka uczynnego, sympatycznego, dobrze wychowanego, nieuczestniczącego zarazem w życiu społecznym czy towarzyskim, a przynajmniej nie w tym sensie, w jakim rozumiemy życie towarzyskie w czasach Peerelu. Nie było przesiadywania w kawiarniach, nie było romansów ani strasznych pijaństw, nie było działalności opozycyjnej, a zarazem nie było uwikłania we władzę komunistyczną. Nie było w nim ekstrawagancji, zaledwie rozliczne dziwactwa. Z jednej strony benedyktyńska pracowitość, z drugiej zaś niebywałe roztargnienie, które przeszło do rodzinnej legendy. Były za to książki, które nie tylko bawiły, uczyły i umilały czas, ale i formowały intelektualnie kolejne generacje.

Napisał tych młodzieżowych powieści bardzo wiele – wcześniej wymieniony kanon stanowi zaledwie część tego, co po sobie pozostawił. Żył długo, niemal dziewięćdziesiąt lat, i jeśli akurat nie pisał kolejnej książki, to wyprawiał się z żoną i dziećmi na górskie wycieczki lub w samochodowo-kempingowe podróże po Europie. Bo jeśli było coś, co Edmunda Niziurskiego mogło wyrwać z korzeniami zza biurka, przy którym pisał kolejną książkę, to jedynie rodzinne wycieczki, wyprawy, podróże, najchętniej w góry. Właśnie górskie eskapady zapisały się w pamięci jego dzieci, a nawet wnuków. A kiedy już wracał z tych wypraw, natychmiast brał się do pisania następnej książki.

Nie zaprzestał pisania kolejnych powieści, gdy pokolenie jego wyznawców wyrosło z literatury młodzieżowej i naturalną drogą podążyło ku prozie dla dorosłych. Niziurski wciąż pisał dla nastoletnich czytelników, pisał i wydawał do końca dwudziestego wieku, a wznowienia jego najsłynniejszych tytułów wciąż zapełniają księgarnie.

Nie był autorem wyłącznie książek dla młodzieży. W jego dorobku znajdziemy poważne, gorzkie powieści dla dorosłych o losach ambitnych inżynierów i lekarzy, ale i zabawne opowiadania o żołnierzach Wojsk Ochrony Pogranicza. Smutne opowiadania o przedwojennych strajkach chłopskich oraz powojenne reportaże z biednych podrzeszowskich wsi. Krótką powiastkę o czasach okupacji hitlerowskiej i dwie powieści kryminalne z lat pięćdziesiątych, których jednak nie nazwiemy „powieściami milicyjnymi”, bo poziomem artystycznym, żelazną logiką i umiejętnością konstruowania intrygi wyrastały tak bardzo ponad milicyjno-socrealistyczną produkcję, prezentowały tak finezyjny i dowcipny styl, że gdyby napisano je i wydano w Anglii, toby sama Agatha Christie umarła z zazdrości.

I gdyby Niziurski nie napisał tylko dwóch kryminałów, ale na przykład dwadzieścia albo dwieście, byłby z pewnością największym polskim pisarzem kryminalnym. Ale ma też na koncie jak najbardziej socrealistyczną powieść Gorące dni o dobrych chłopach i złych kułakach, a co więcej, był to jego prawdziwy debiut książkowy. Ale że nie został największym pisarzem kryminalnym ani nawet największym pisarzem socrealistycznym, to został największym pisarzem młodzieżowym i to jest w tym wszystkim najlepsze.

Bo jego odbiorcami byli przede wszystkim młodzi czytelnicy, dla nich pisał z prawdziwą pasją i zaangażowaniem, a oni odpłacili mu uwielbieniem, jakiego zaznało naprawdę niewielu autorów. A pisał jak nikt inny, szarą, nudną rzeczywistość Peerelu przemieniając w najbardziej zwariowany świat przygód, dzięki czemu zrozumieliśmy, że nie miejsce, w którym się znajdujemy, decyduje o tym, co przeżywamy, lecz wyłącznie siła naszej wyobraźni.

Księga dla starych urwisów. Wszystko, czego jeszcze nie wiecie o Edmundzie Niziurskim

Подняться наверх