Читать книгу Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy) - Leonardo Faccio - Страница 5

Оглавление

WSTĘP

Tomasz Lasota

Prezes Polskiej Penyi FC Barcelona

Fan Club Barça Polska

Zmierzyć się z Messim

Letnie popołudnie na kieleckim blokowisku. Wracam do domu, mijając boisko, jakich pełno w tego typu miejscach, na nim grupka dzieciaków. Szykuje się poważny mecz, widzę, że zaraz dojdzie do wyboru składów. Piłkę trzyma pod pachą największy z chłopców, ale i tak ledwo ją całą obejmuje swoim ramieniem. Pewnie jest też najstarszy, bo ustala zasady: „My jesteśmy Barcelona. Ja jestem Messi, ty możesz być Iniesta”. Drugiemu wyraźnie to nie w smak i protestuje: „Ja też chcę być Messi!”. „Nie możesz, bo ja już jestem” – pada natychmiastowa, jakże celna riposta.

Ja też dziś muszę zmierzyć się z Messim. Nie sportowo, nie na boisku, lecz słownie. Jeden wstęp do biografii Argentyńczyka mam za sobą, choć wtedy też było trudno. Zastanawiam się chwilę, czym zaskoczyć czytelnika. Jak to możliwe, że Leo robi to w każdym meczu? Wszak jest w podobnej sytuacji, każde spotkanie zaczyna się przecież tak samo. Dwie drużyny po jedenastu piłkarzy, jedna piłka… A jednak on to potrafi.

Piszę swoje słowa tuż po tym, jak Messi pobił kolejny rekord – tym razem w liczbie strzelonych bramek w jednym roku kalendarzowym. Choć mamy dopiero połowę września, Leo wbił przeciwnikowi już sześćdziesiątego i sześćdziesiątego pierwszego gola. A do końca roku jeszcze mniej więcej dwadzieścia spotkań. Jeśli przyjąć, dla uproszczenia, że będzie strzelał jedną bramkę na mecz, łatwo obliczyć, z jakim stanem konta Messi będzie świętować Nowy Rok. Statystyki przystające bardziej do najlepszych graczy NHL (nic dziwnego – wyniki Barcelony są ostatnimi czasy raczej hokejowe) sprawiły, że nikogo nie trzeba już przekonywać, że słów „Messi” i „geniusz” można używać jako synonimów.

16 listopada 2003 roku – mecz z okazji otwarcia Stadionu Smoka w Porto. Towarzyskie spotkanie jak każde inne, szansa dla graczy z drugiego planu i może kilku młodych talentów do pokazania się szerszej publiczności. Katalończycy przegrali wtedy co prawda z drużyną FC Porto, prowadzoną przez Mourinho, ale datę tę wielu kibiców Dumy Katalonii zaznaczyło pewnie w swoich kalendarzach. I wcale nie jako początek rywalizacji Barçy z portugalskim trenerem, ale z uwagi na debiut Lionela Messiego w pierwszej drużynie. W klubie wszyscy już wiedzieli, że przed nim wspaniała kariera, dla reszty świata był on jeszcze jednak wielką, anonimową tajemnicą.

Prawie rok później – 16 października 2004 roku. Ligowe derby z Espanyolem. To z kolei data debiutu Messiego w oficjalnym spotkaniu Barcelony. Zmieniając w osiemdziesiątej drugiej minucie jedynego strzelca bramki w tamtym spotkaniu, Deco, Argentyńczyk został najmłodszym w historii Primera División graczem Barcelony.

7 grudnia 2004 roku, daleki Donieck, mecz Ligi Mistrzów. Barcelona zapewniła już sobie awans z fazy grupowej, więc na Ukrainie wystąpił bardzo rezerwowy skład. A w wyrażeniu „bardzo rezerwowy” mieścił się wówczas także Lionel Messi. Wciąż nie wszyscy go znają, jest jedną z ciekawostek, o których komentatorzy telewizyjni wspominają z okazji takich spotkań, radząc, że „warto zapamiętać to nazwisko”. Być może niektórzy nie zwracają na niego większej uwagi, ale to pewnie z powodu wyniku – rezerwowa Barcelona przegrała 2:0.

1 maja 2005 roku, mecz trzydziestej czwartej kolejki ligi hiszpańskiej, Barcelona – Albacete. W końcówce spotkania Messi strzela pierwszą ze swoich ponad dwustu pięćdziesięciu bramek dla Barcelony we wszystkich rozgrywkach. Został wtedy oczywiście najmłodszym strzelcem Barcelony w lidze.

2 listopada 2005 roku – Barcelona rozbija Panathinaikos 5:0, a jedną z bramek zdobywa Messi. To jego pierwszy gol w Lidze Mistrzów, jedyny w tamtym sezonie. Później strzeli ich jeszcze ponad pięćdziesiąt, a w klasyfikacji wszech czasów goni już tylko van Nistelrooya i Raúla. Tego pierwszego może zresztą wyprzedzić już w sezonie 2012/2013. Raúl ma na koncie siedemdziesiąt jeden bramek, ale na przekroczenie tej liczby Leo pewnie nie każe nam długo czekać.

18 kwietnia 2007 roku – półfinał Pucharu Króla z Getafe. Messi bije kolejny rekord, tym razem oglądalności w serwisie YouTube. Wszyscy porównują strzeloną przez niego bramkę do tej, którą zdobył Maradony.

21 grudnia 2009 roku, Zurych. Messi zostaje Najlepszym Piłkarzem Roku według FIFA. Nie obyło się bez rekordu – zdobył nagrodę z największą liczbą punktów w historii. W kolejnych dwóch latach otrzyma kolejne dwie Złote Piłki.

7 marca 2012 roku, rewanżowy mecz jednej ósmej finału Ligi Mistrzów przeciwko Bayerowi Leverkusen. Messi dokonuje kolejnej niewyobrażalnej rzeczy – jako pierwszy w historii strzela pięć goli w jednym meczu Ligi Mistrzów.

20 marca 2012 roku, ligowe spotkanie z Granadą. Messi zdobywa hat-tricka i zostaje najlepszym strzelcem w historii klubu…

Nie ma już chyba sensu wyliczać dokładnych statystyk Messiego, które i tak zmieniają się średnio co trzy dni… Na koniec sezonu podane tu wszystkie dane i tak będą wyglądać na przestarzałe, choć minie ledwie kilka miesięcy. Argentyńczyk przyzwyczaił nas do fantastycznego tempa swoich osiągnięć, a dokonał tego wszystkiego do dwudziestego piątego roku życia. W tym wieku Ronaldinho zdobywał swoją pierwszą Złotą Piłkę France Football, a jego gwiazda zaczynała przygasać. Ta Messiego zdaje się dopiero rozgrzewać.

O skromności Argentyńczyka napisano już wystarczająco dużo, o tym, jak wielkim jest wzorem dla najmłodszych – jeszcze więcej. Wrodzona wstydliwość zjednała mu kibiców na całym świecie, bo wygląda i zachowuje się jak kumpel z podwórkowego boiska. Nie ma u niego niepotrzebnych gestów, nie stroi min, nie wywyższa się ponad innych. Szanuje przeciwników i przeciwnicy szanują jego. Jeśli coś poszło nie tak, błędów szuka najpierw u siebie. Porażki wciąż przeżywa tak mocno, jak za czasów gry w młodzikach. Na szczęście nie zdarzają się często.

Najwspanialsze jest, że wszystkie wymienione wcześniej liczby nie są podsumowaniem kariery najlepszego piłkarza w dziejach, lecz jedynie krótkim przystankiem w jej środku, żeby na koniec nie stracić rachuby. Jutro Messi znów wyjdzie na murawę, żeby biegać i kopać piłkę. Nieważne, czy pobije jakiś rekord, czy może poniesie porażkę – zawsze będzie grać z takim samym zaangażowaniem. Bramki i statystyki są dla niego ważne, ale tak jak dla kogoś, kto gra na konsoli. To nie sens całej zabawy, ale miły do niej dodatek. Messi piłką po prostu żyje i trudno mu się z nią rozstać. Nawet schodząc z murawy, często trzyma ją, odbija o ziemię, chwilę się bawi, a po każdym hat-tricku ucieka z nią do szatni, zamiast zgodnie z przepisami oddać sędziemu. Cały Leo.

Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy)

Подняться наверх