Читать книгу Krwawa nić życia i zbrodni Wiktora Zielińskiego - Ludwik Marian Kurnatowski - Страница 4

Krwawa nic zycia i zbrodni wiktora zielinskiego

Оглавление

Wczasach, które nastąpiły bezpośrednio po zakończeniu wojny światowej, społeczeństwo polskie było zbyt zaabsorbowane wypadkami dziejowymi i na niesłychany po prostu wzrost przestępczości w kraju nie zwracało najmniejszej uwagi.

Poniekąd było to zjawisko całkiem zrozumiałe: przecież brzmiały jeszcze echa działań wojennych, które ojczyznę naszą wywalczyły, jeszcze toczył się spór o granice Polski, więc trudno było wymagać, aby w podobnej chwili interesowano się sensacjami kryminalnymi. A jednak przyznać należy, że sensacje te były pierwszorzędnej jakości: chociażby wymienię tu krwawą bandę Jundasa, bandę Kłaka, bandę Sujaka i Bursy, bandę Góralskich i inne, które nie ograniczały się do pospolitych rabunków, lecz mordowały i masakrowały z niesłychaną krwiożerczością swe ofiary.

Jak dalece wojna zdeprawowała słabsze jednostki, spychając je na drogę występku niech świadczy fakt, że w latach 1920-1923 za czasów mojego urzędowania zlikwidowano przez Urząd Śledczy m. st. Warszawy sześć bardzo poważnych band zbójeckich i uwięziono przeszło sześćdziesięciu zbójów, którzy ponieśli zasłużone kary.

Liczba ta jest wielce wymowna i może posłużyć jako przyczynek do charakterystyki tych czasów. A jednak te „sensacje” znajdowały tylko nikły oddźwięk w lakonicznych wzmiankach reporterskich i uchodziły zupełnie uwagi czytelnika.

Minęło lat parę. Echa walk umilkły, życie wkroczyło na swe normalne tory. Żądne wrażeń, przeczulone przez silne emocje wojenne umysły naszych ziomków rozglądały się za czymś, co zaspokoiłoby głód wzruszeń i wlało trochę rozmaitości w szarzyznę życia codziennego. I nagle dnia pewnego stugębna fama przyniosła wieść, iż zjawił się „on”, wielki rycerz występku, odwagą dorównujący lwu, a sprytem – lisowi.

Szpalty dzienników wypełniły opisy nadzwyczajnych przygód tej legendarnej postaci:

Wiktor Zieliński!

Nie popełnił on ani jednego morderstwa w celu rabunku, tępił swoich przeciwników, prześladujących w imię szczytnego obowiązku i rozprawiał się z bronią w ręku ze swoimi współzawodnikami – konkurentami, a jednak drżano przed nim powszechnie, widziano go w kilku miejscach równocześnie, a nieuchwytny wymykał się zwartym kordonom, ścigającej go policji, zawsze niesamowity. Niewiele brakowało, aby ten opryszek urósł do rozmiarów rodzimego Rinaldo Rinaldiniego.

Społeczeństwo ogarnęło coś na kształt psychozy: powiedziałbym, że pościg, odbywający się za Zielińskim, śledzono z nie mniejszym zainteresowaniem, niż posunięcia faktyczne wojsk sprzymierzonych pod Verdun!

Walka z tym bandytą stawała się po prostu niemożliwą, gdyż apoteozowany zbój, cieszył się niesłychaną popularnością i sympatią pewnego odłamu społeczeństwa. Na przykład: po wsiach chłopi, ulegając wytworzonej sztucznie opinii, skłaniali się wyraźnie na stronę Zielińskiego, ukrywali i otaczali go czułą opieką, gdy mu chodziło o wydobycie się z zastawionej matni.

Początek tej niesłychanej w dziejach kryminalistyki polskiej walki jednego człowieka z regularnymi oddziałami policyjnymi zastał mnie jeszcze na stanowisku w Urzędzie Śledczym.

Nie mogłem wyjść z podziwu, dlaczego właśnie Zieliński – w gruncie rzeczy bardzo pospolitego gatunku i przeciętny opryszek – wzbudził takie zainteresowanie.

Przecież taki Jundas lub Kłak, jako typy przestępcze, byli stokroć ciekawsi i bardziej interesujący. A no, mówiłem sobie, widać Zieliński posiada specjalny jakiś urok, skoro potrafił zająć sobą umysły ludzkie, gdyż ani w przeszłości, ani w teraźniejszości tego bandyty nie było dosłownie nic takiego, co by go wznosiło ponad poziom przeciętności, a jednak faktem jest, że opryszek ten potrafił wzbudzać kolosalne zainteresowanie swoją osobą.

Nawet ja, który już znajdowałem się w stanie nieczynnym, byłem bezustannie nagabywany przez reporterów pism stołecznych i prowincjonalnych o informacje o Zielińskim. Z zapytań tych ludzi wyczułem, iż osobę Zielińskiego apoteozowali, przesądzali z góry, iż opryszek ten jest typem skończenie lombrozowskim tj., że ma czoło zarośnięte włosem, brwi zrośnięte, nos spłaszczony, wystający podbródek itd.

Niestety musiałem powstrzymać zapędy fantazji i wytłumaczyłem rozczarowanym reporterom, iż kto jak kto, ale Zieliński nie ma w sobie nic z typu lombrozowskiego, albowiem jest to chłopak 25-28-letni, szczupły, o włosach ciemnoblond, niebieskich oczach o dobrotliwym spojrzeniu, zwinny, muskularny, hardy, oddający się nałogowi pijaństwa, stale podniecony alkoholem, a skutkiem tego nieliczący się z niczym i z nikim.

Kim właściwie był ów legendarny Wiktor Zieliński? Na to pytanie nie będzie mi trudno odpowiedzieć, gdyż z tytułu pełnionych obowiązków w warszawskim Urzędzie Śledczym, kilkakrotnie stykałem się z tym ptaszkiem i przeszłość jego jest mi dokładnie znana.

Obecnie wiadomościami mymi pragnę podzielić się z czytelnikiem.

Nie przeczę, że dużą w tym rolę gra chęć ukazania tego legendarnego bandyty we właściwym świetle, a więc pozbawionego aureoli bohaterstwa, czy też geniuszu przestępczego.

Wiktor Zieliński pochodził z gminu. Rodzice jego, jako małorolni chłopi zamieszkiwali wieś Raszyn. Tak Wiktor, jak i jego bracia Hipolit i Tadeusz, prawdopodobnie zostaliby uczciwymi wieśniakami, gdyby nie wczesna śmierć rodziców. Pozbawieni opieki rodzicielskiej chłopcy rychło poszli po linii najmniejszego oporu. Ciężkie warunki egzystencji miast zahartować młodzieńców, zepchnęły ich z prawej drogi życia i skierowały na drogę występku.

Młody Wiktor, włócząc się od wsi do wsi, kradł, co mógł i gdzie mógł. Czy była to kura, czy bielizna, zawieszona na płocie – nie przebierał, jeno kradł i umykał.

Równocześnie z wiekiem zaawansował w hierarchii złodziejskiej – począł kraść z wozów węgiel. Jednak kradzieże tego rodzaju nie opłacały się, odpowiedzialność była duża, więc Wiktorek wziął się do bardziej intratnego zajęcia, a mianowicie, przeniósłszy się do Warszawy, zaczął trudnić się kradzieżą przeróżnych przedmiotów z kramów za Żelazną Bramą, na Kercelaku i Sewerynowie. Powoli wrastał Zieliński w środowisko złodziei, aż wreszcie, gdy został pajęczarzem (złodziej bielizny ze strychu), zdobył ostrogi złodziejskie i stał się osobistością znaną w świecie przestępczym.

Był sprytny, zręczny, a nade wszystko posiadał wiele szczęścia, więc ceniono go i chętnie brano za wspólnika wszelakich wypraw nocnych.

Krwawa nić życia i zbrodni Wiktora Zielińskiego

Подняться наверх