Читать книгу B@jki - Marcin Pałasz - Страница 5
Оглавление
Żaba, leniwie wygrzewająca się w ciepłym słońcu nad brzegiem rzeki, drgnęła nagle, gdy zza krzaków dobiegły ją jakieś gwałtowne szelesty i gniewne mamrotanie. Po chwili zerwała się na równe łapki, bowiem z zarośli wyszedł młody mężczyzna w wysokich, gumowych butach i kurtce z kapturem.
– Kto to? – spytała z zaciekawieniem druga, nieco mniejsza żaba, wylegująca się obok koleżanki.
– Wędkarz – odparła pierwsza z niesmakiem, patrząc, jak mężczyzna rozkłada małe krzesełko i kładzie na trawie dwie wędki, skrzynkę z haczykami oraz niedużą puszkę. – Biedne robaki.
– Jakie robaki? – zachłannie spytała druga żaba, odruchowo przełykając ślinkę. – Trochę za wcześnie na drugie śniadanie, ale jeśli gdzieś widzisz robaka, to ja…
– Ty obżartuchu! – rzekła większa z potępieniem. – Tylko jedzenie ci w głowie! A tam, w puszce, są biedne robaki, które niedługo zostaną nadziane na haczyk i…
– Nie kończ – poprosiła mniejsza słabym głosem, zasłaniając łapkami wyłupiaste oczy. – To straszne! Nie chcę mieć w nocy koszmarów.
Tymczasem wędkarz, nieświadomy tego, że jest przedmiotem dość nieżyczliwej dyskusji dwóch zielonych koleżanek, pogwizdywał radośnie, rozkładając swój sprzęt do wędkowania. Cieszyły go te chwile spokoju wypełnione jedynie szumem płynącej leniwie rzeki i szelestem sitowia, z rzadka poruszanego podmuchami porannego wiatru.
W końcu zasiadł z ulgą na swoim krzesełku, przeciągnął się, wziął do ręki jedną z wędek i zerknął na puszkę z robakami.
– Nooo, wreszcie spokój! – odetchnął głęboko. – Woda pluska, słoneczko świeci, teraz tylko trzeba rozłożyć wędkę, nadziać robaka na haczyk, i na pewno złowię piękną rybkę!
Po tych słowach wędkarza w puszce coś nagle zaczęło się szamotać.
– Hej, koledzy robacy! – pisnął jeden dość okazały robak, wijąc się gwałtownie i podrygując nerwowo. – Nie spać w tej puszce! Tu się dzieje coś złego!
Odpowiedziało mu jedynie zbiorowe chrapanie. Robak aż zasapał ze wzburzenia i trącił jednego z kolegów.
– Wstawać! – wrzasnął. – Trzeba się ratować!
– Daj mi spokój – wymamrotał drugi robak. – Jest ciemno, ciepło, przytulnie, a ja miałem taki piękny sen… Byłem w rewii, a piękna Madame de Robaque tańczyła i śpiewała specjalnie dla mnie!
– Zaraz ty będziesz śpiewał, i to cienko! – zagroził pierwszy robak. – Ejże, koledzy! Ten facet, który przed chwilą wykopał nas z ziemi, to jakiś wędkarz! Mojego wujka też kiedyś wykopał jeden wędkarz! Powiedział, że zabiera go na ryby, a potem wujka już nikt nigdy nie widział!!!
– Fantazjujesz – ziewnął ktoś w ciemnościach panujących w głębi puszki. – Znowu zjadłeś coś dziwnego i masz halucynacje… Idź sobie.
Gdzieś daleko.
Puszka nagle drgnęła, przechyliła się gwałtownie, a wszystkie przebudzone znienacka robaki stłoczyły się w jednym z jej końców, truchlejąc ze strachu. Zaraz potem oślepiło ich jasne światło, gdyż wieczko puszki zniknęło odkręcone przerażająco wielką dłonią wędkarza, którego równie ogromne oko zajrzało do środka.
Większość robaków zemdlała od razu, a pozostałe skuliły się, starając się udawać, że w ogóle ich tam nie ma. Tylko jeden, właśnie ten, który starał się ostrzec przyjaciół przed niebezpieczeństwem, popełzł gwałtownie w stronę brzegu puszki, mając nadzieję, że uda mu się uciec.
–A teraz… robaczek! – rzekł wędkarz z uciechą, potrząsając puszką. – Wybierzemy jakiegoś tłustego, żwawego… Robak jęknął tragicznie, wijąc się jak szalony pod uważnym spojrzeniem tego okropnego człowieka.
– Którego by tu wybrać? – mruknął wędkarz z zastanowieniem. – Wszystkie jakieś niemrawe, ociężałe… A nie, jeden się rusza! O, jak pełza, z jaką prędkością! Nooo, na takiego robaka to na pewno piękną rybę złowię. Chodź tu, malutki, nie wierć się, nie uciekaj!
– Ratunku! – wrzasnął Robak w panice. – Ja nie chcę!
– A cóż on tam piszczy?! – rzekł wędkarz z ogromnym zdumieniem, starając się zarazem złapać tego niezwykłego robaka. Ten zaś wymykał się jak tylko mógł, klucząc i robiąc nagłe zwody i uniki. W końcu jednak wygrał wędkarz, ostrożnie biorąc robaka w dwa palce i unosząc go wyżej.
– Proszę zabrać te ręce! – zażądał gniewnie Robak.
– Ała, to łaskocze!
W pierwszym odruchu wędkarz niemal spełnił jego żądanie, jednak zaraz potem puknął się w czoło i ścisnął robaka nieco mocniej.
– Pierwszy raz widzę robaka, który ma łaskotki! – bąknął ze zmieszaniem. – A w ogóle, to dlaczego on mówi?!
Robak aż zasapał ze wzburzenia.
– Gdyby to ciebie ktoś zamierzał nadziać na haczyk, to też byś mówił! – parsknął z wściekłością. – Albo i krzyczał! Nooo, gdzie ty mi tu… Precz z tymi łapami! Czy ty je przynajmniej umyłeś, brutalu jeden?!
Wędkarz na chwilę zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać, starając się uspokoić.
– Najwyraźniej mam halucynacje – jęknął sam do siebie. – Widocznie słońce za mocno mi przygrzało, choć pora jeszcze wczesna… Chyba trzeba założyć kapelusz.
Jego ofiara nie dawała jednak za wygraną, miotając się i wrzeszcząc wniebogłosy.
– Aaaaa!!! – krzyczał rozpaczliwie Robak. – Ja protestuję! Ja nie zamierzam w tym uczestniczyć!
– Spokojnie, tylko spokojnie – powtarzał sobie w tym samym czasie wędkarz. – Przecież ten robak tak naprawdę nie mówi, tylko mi się tak zdaje, pewnie od upału. Trzeba go nadziać na haczyk i wszystko będzie dobrze.