Читать книгу Głębia. Skokowiec - Marcin Podlewski - Страница 47
Witaj, galaktyko, czyli podziękowania
ОглавлениеTo było bardzo dawno temu.
Leżałem wtedy przy ognisku, które rozpaliliśmy z kolegami pod lasem. Tuż obok mnie leżała dziewczyna. Byłem młody i przestraszony. Po pierwsze, po raz pierwszy byłem pijany. Po drugie, żadna dziewczyna nie była nigdy tak blisko mnie. Patrzyliśmy razem w czarne jak smoła letnie niebo usłane srebrnymi punkcikami oddalonymi od nas o tysiące, a może o miliony świetlnych lat. Dziewczyna czknęła donośnie i zapytała:
– Mahcin, a thy myhslisz, sze jest szycie w gfiazdach?
I właśnie wtedy zrozumiałem, że muszę kiedyś napisać space operę.
W tamtym, odległym o parsek czasie marzenia o pisaniu były jednak tylko marzeniami. Na razie byłem czytelnikiem. Znosiłem do domu mrukliwych barbarzyńców Howarda, chomikowałem po kątach Frodów i Bilbów, sypałem na książkowe półki piach z Diuny, wyliczałem prawdopodobieństwo przetrwania Fundacji i – wreszcie – zakładałem przyciasny mundur Smoków dowodzonych przez Endera. Nie miałem szczególnych preferencji gatunkowych – fantastyka miała być po prostu dobra. Zakopany w pożółkłe numery „Nowej Fantastyki” (nazywanej wówczas jeszcze „Fantastyką”) i przeglądający z wypiekami na twarzy pierwsze Yansy czy Thorgale powoli przymierzałem się do Lema, który po chwilowym zauroczeniu sepulkami wessał mnie nagle w kosmiczny wir atomowych stosów i nabrzmiałych kwazarów na granicy gwiazdozbioru Cielca – słowem, w szum niezgłębionego, kosmicznego oceanu – a wszystko to w smrodzie spalenizny, kapiącej cyny i łuszczącego się lakieru próżniopławów...
Cóż, jeśli choć raz przeczytałeś Lema, nie masz wyjścia. Prędzej czy później napiszesz o kosmicznych statkach.
Ale napisanie o nich nie byłoby możliwe bez kilku osób.
Po pierwsze, chciałbym podziękować mojemu synowi i żonie. Kryspinowi za to, że dawał mi siłę do tego, by usiąść i pisać, a Mai za nonstopowe wspieranie w tym wysiłku. Bez nich dwojga ta książka nigdy by nie powstała. Dziękuję także mojemu bratu, Bartoszowi Podlewskiemu, za wspólne fascynacje fantastyką. I mojemu przyjacielowi, Jackowi Ciećwierzowi, za nastoletnie rozgrywki na planszy pożółkłych „Odkrywców Nowych Światów” czy „Galaktycznego Kupca” firmy Encore.
Dziękuję Erykowi Górskiemu i Robertowi Łakucie – dwóm sympatycznym facetom z Fabryki Słów, którzy uwierzyli w to, że warto zainwestować w space operę, i to w momencie, kiedy przez Polskę przetacza się istna fala fantasy i postapo. I Michałowi Gołkowskiemu, który ich do tego zachęcił, pokazując jedno z moich opowiadań nadesłanych do projektu postapokaliptycznej antologii.
Szczególne podziękowania należą się mojemu Redaktorowi – Michałowi Cetnarowskiemu, który – niczym wytrawny chirurg – bezlitośnie pociął i odchudził Głębię, nie zważając na moje płacze i jęki. Michał – nie wiem, ile Ci zapłacono, ale powinieneś podwoić tę kwotę. Głębia nie byłaby tym, czym jest, gdyby nie Ty.
Dotarliście aż do tego miejsca? No to jeszcze kilka podziękowań.
Dziękuję osobom z facebookowego fanpage’a „Marcin Podlewski wklepuje” – a w szczególności (kolejność losowa): Dominice Tarczoń, Pawłowi Matei, Arturowi Olchowemu, Tomkowi Krzywikowi, Monice Błądek, Sławomirowi Nieściurowi, Robertowi Szmidtowi i Dominice Węcławek – głównie za wsparcie, i to w momencie, gdy fanpage zawierał raptem kilka polubień. Część z wymienionych tu osób znalazła się w Głębi w ramach budowania pomostu czytelnik–książka, ale i dlatego, że koncepcja ta wydała mi się sympatyczna. W pierwszym tomie znajdziecie zatem Dominique Le Bouclier, Artura Aldera, Toma Krzywika czy Monikę Bladec, a nawet poważną chorobę – tak zwaną gorączkę Szmidta. Skala owych wprowadzeń jest co prawda niewielka, a nazwiska są niekiedy lekko przekształcone – ale zamierzam ów eksperyment kontynuować. Dlatego też dziękuję z tego miejsca mojemu kolejnemu przyjacielowi – Tomaszowi Borkowskiemu, którego życiowe doświadczenia i przemyślenia stały się inspiracją do powstania sekty Stripsów. Tomka nie trzeba nawet wstawiać do książki – jego duch i filozofia skaneryzmu unosi się nad każdym członkiem Symulacyjnej Techniki Rozwoju Intelektu Postludzkiego.
Pisząc space operę, masz dwa wyjścia: albo umiejscowisz ją w umownej przestrzeni galaktycznej, albo oprzesz się na istniejących mapach naszej Galaktyki. Wybrałem tę drugą opcję – dlatego też możecie znaleźć w sieci czy na oficjalnych mapach większość lokalizacji takich jak NGC 1624 czy inne, wymienione sektory wraz z ich umiejscowieniem w poszczególnych Ramionach Drogi Mlecznej. Zadanie było o tyle trudne, że duża część akcji pierwszego tomu rozgrywa się w granicznych fragmentach Ramienia Łabędzia (czyli Ramienia Zewnętrznego, znanego także jako Ramię Węgielnicy), a więc w obszarze słabo oznaczonym na mapach. Realnie istniejące miejsca wstawiałem jednak tam, gdzie tylko mogłem, i mam nadzieję, że będzie można już niebawem oznaczyć je jeszcze dokładniej tym bardziej, że w pisanym aktualnie tomie drugim galaktyczne spektrum wydarzeń nieco się poszerza. Dokonanie takiego researchu nie byłoby jednak możliwe bez ludzi z Forum Astronomii Amatorskiej (forumastronomiczne.pl), którzy wsparli mnie w trakcie pracy nad galaktycznymi mapami. Wielkie dzięki dla (kolejność losowa – nazwiska i nicki według preferencji wymienionych): Sebastiana Puławskiego, Filipa „Tranoxa” Wilka, Piotra Brycha, Piotra Guzika, Marianowskiego, Mikołaja Sabata, Panasmarasa, JackaE, Szymona Domagalskiego, Paethera i Grzegorza Berkowskiego.
Korzystając z okazji, chciałem podziękować też tym, bez których skoki przez Głębię nie byłyby możliwe. Chodzi o australijskich naukowców prof. Johna Webba i dr. Juliana Kinga z Uniwersytetu Nowej Walii, którzy zaprezentowali światu dowody na to, iż prawa fizyki są zmienne i że tak zwana stała struktury subtelnej może być różna w różnych częściach kosmosu. Zainteresowanych pracą obu uczonych odsyłam do czasopisma naukowego „Physical Letters Review” bądź do ciekawego artykułu zamieszczonego w polskim wydaniu „Newsweeka” o tytule „Największa cholerna tajemnica fizyki” Bożeny Kastory z 2010 roku. Zmienne wartości fizyczne naszego Wszechświata nie są jednak wystarczające do skoku przez Głębię – potrzeba tu nie tylko wsparcia antygrawitonów, ale i potencjału zawartego w aspekcie Alaina Aspecta, tyczącego się jednoczesności – dziękując kolejnemu naukowcowi, także odsyłam do zapoznania się z jego odkryciami, które doprowadziły niejednego uczonego do szaleństwa – ale też, jak się okazało, umożliwiły podróże międzygwiezdne.
Kończąc już: ostatnie ciepłe słowa kieruję do mego kota, Nerwosola, który – gdy opuszczały mnie już siły – wskakiwał na klawiaturę wysłużonego macbooka i trącał mnie łepkiem, bym brał się do roboty. I dziękuję też Tobie, drogi Czytelniku – za to, że razem ze mną wybrałeś się w tę podróż. Zostało jeszcze trochę stazy i migdałowej whisky – skoczymy raz jeszcze?
Marcin Podlewski